Tego roku lato było piękne. W cieniu traw, nad kanałem Kaczka wysiadywała jaja. Była już zniecierpliwiona, kiedy po kolei skorupki zaczęły pękać. Wszystkie kaczątka były urodziwe, widać było, że wyrosną na porządne kaczki. Tylko jedno jakby inne dużo większe od reszty i brzydkie. Nazajutrz razem z dziećmi poszła nad kanał, wszystkie ładnie pływały. Następnie przedstawiła je wszystkim na podwórku, wcześniej pouczając by stawiały nogi szeroko jak ona. Zaprowadziła je do kaczki z czerwonym gałgankiem na nodze, najważniejszej na całym podwórku. Wyśmiała ona owo brzydkie kaczątko podobnie jak inne zwierzęta. Kolejne dni były coraz gorsze i gorsze wszyscy kopali i szturchali kaczątko, nawet rodzeństwo i matka. W końcu uciakło. Biegło i biegło zatrzymując się dopiero nad wielkim bagnem, gdzie mieszkały dzikie kaczki. Przeleżało w sitowiu całe dwa dni, kiedy tak leżało doszły je głosy polowania. Woda zaczerwieniła się od krwi martwych kaczek. Przerażone nie odważyło się ruszyć z miejsca, dopiero kiedy strzały ucichły wyszło z sitowia. Pędziło przed siebie nie bardzo wiedząc dokąd biegnie, zatrzymało się dopiero przed starą chatką.
Rano mieszkańcy chatki dostrzegli kaczątko. Staruszka miała słaby wzrok i myślała, że kaczątko jest tłustą kaczką. Kazała mu składać jaja. Razem z nią w chatce miaszkał koti kwoka. Dokuczali mu, więc postanowiło ruszyć w świat. Nadeszła jesień, dni stawały się coraz krótsze i zimniejsze. Pewnego dnia zobaczyło łabędzie, jak bardzo marzyło by być jednym z nich. Nastała zima. Jezioro po którym pływał zamarzło. Kaczątko przymarzło do lodu. Nazajutrz rankiem przyszedł jakiś wieśniak rozbił lód i zabrał kaczątko do domu. Tam chciały się z nim bawić dzieci. Kaczątko się wystraszyło i uciekło. Minęła zima, słońce zaczęło znowu grzać. Kaczątko znajdowało się w pięknym ogrodzie, a naprzeciw niemu płynęły trzy łabędzie. Chciało by zadziobały je na śmierć i spuściło głowę. Wodzie ku swojemu zaskoczeniu zobaczyło kolejniego łabędzia. To ono było tym łabędziem.
Tego roku lato było piękne. W cieniu traw, nad kanałem Kaczka wysiadywała jaja. Była już zniecierpliwiona, kiedy po kolei skorupki zaczęły pękać. Wszystkie kaczątka były urodziwe, widać było, że wyrosną na porządne kaczki. Tylko jedno jakby inne dużo większe od reszty i brzydkie. Nazajutrz razem z dziećmi poszła nad kanał, wszystkie ładnie pływały. Następnie przedstawiła je wszystkim na podwórku, wcześniej pouczając by stawiały nogi szeroko jak ona. Zaprowadziła je do kaczki z czerwonym gałgankiem na nodze, najważniejszej na całym podwórku. Wyśmiała ona owo brzydkie kaczątko podobnie jak inne zwierzęta. Kolejne dni były coraz gorsze i gorsze wszyscy kopali i szturchali kaczątko, nawet rodzeństwo i matka. W końcu uciakło. Biegło i biegło zatrzymując się dopiero nad wielkim bagnem, gdzie mieszkały dzikie kaczki. Przeleżało w sitowiu całe dwa dni, kiedy tak leżało doszły je głosy polowania. Woda zaczerwieniła się od krwi martwych kaczek. Przerażone nie odważyło się ruszyć z miejsca, dopiero kiedy strzały ucichły wyszło z sitowia. Pędziło przed siebie nie bardzo wiedząc dokąd biegnie, zatrzymało się dopiero przed starą chatką.
Rano mieszkańcy chatki dostrzegli kaczątko. Staruszka miała słaby wzrok i myślała, że kaczątko jest tłustą kaczką. Kazała mu składać jaja. Razem z nią w chatce miaszkał koti kwoka. Dokuczali mu, więc postanowiło ruszyć w świat. Nadeszła jesień, dni stawały się coraz krótsze i zimniejsze. Pewnego dnia zobaczyło łabędzie, jak bardzo marzyło by być jednym z nich. Nastała zima. Jezioro po którym pływał zamarzło. Kaczątko przymarzło do lodu. Nazajutrz rankiem przyszedł jakiś wieśniak rozbił lód i zabrał kaczątko do domu. Tam chciały się z nim bawić dzieci. Kaczątko się wystraszyło i uciekło. Minęła zima, słońce zaczęło znowu grzać. Kaczątko znajdowało się w pięknym ogrodzie, a naprzeciw niemu płynęły trzy łabędzie. Chciało by zadziobały je na śmierć i spuściło głowę. Wodzie ku swojemu zaskoczeniu zobaczyło kolejniego łabędzia. To ono było tym łabędziem.