tinnyy
Jak co roku czekałem na wakacje z utęsknieniem. Kiedy wreszcie nadeszły okazało się, że w tym roku nie wyjeżdżamy z siostrą do cioci na Mazury. Ale nie zmartwiłem się tym bardzo , przecież wakacje można spędzić ciekawie także w swojej miejscowości. Z kolegami prawie codziennie jeździliśmy na wycieczki rowerowe nad wodę, graliśmy w piłkę siatkową, a także w nożną. Kiedy padał deszcz czas spędzałem przy komputerze. Pomagałem także rodzicom, a szczególnie tacie w pracach fizycznych. Wakacje minęły bardzo szybko. A w ostatnią niedzielę wakacji przydarzyła mi się śmieszna przygoda. Z samego rana wybrałem się z tatą na grzyby. Dzień był słoneczny i ciepły. Przez ostatnie dwa dni padał deszcz więc spodziewaliśmy się obfitego wysypu grzybów. Gdy doszliśmy do lasu. Tata postanowił, że się rozdzielimy, ale tak żebyśmy byli w zasięgu wzroku. Na początku co raz zerkałem na tatę. Jednak po godzinie trafiłem na takie grzyby, że zapomniałem o wszystkim. Kiedy już miałem pełny kosz, zadowolony skierowałem się w kierunku gdzie był tata. Jednak go nie zobaczyłem .Zagwizdałem w charakterystyczny sposób, ale tata nie odpowiadał. Potem kilkakrotnie nawoływałem go, ale bez odpowiedzi. Kierowałem się cały czas w kierunku, który wydawał się właściwy. Wszedłem w końcu w takie gęstwiny, że trudno się było przez nie przedostać. Zmęczony usiadłem na jakimś pieńku, kosz postawiłem obok. Usłyszałem wtedy chrząkanie, które przypominało odgłos dzika, ale pomyślałem, że to tata robi mi głupi kawał. Więc powiedziałem zdenerwowany: -Ale śmieszne! Ale w odpowiedz nie usłyszałem nic oprócz chrząkania . Pomyślałem sobie, że dorośli też mają czasami głupie pomysły. W końcu krzyknąłem: - Tato, bez wygłupów. Chodź już do domu, bo mam pełny kosz i bolą mnie nogi. Ale nic, żadnej odpowiedzi, tylko cały czas chrząkanie. Więc przyklęknąłem i własnym oczom nie wierzyłem. Jakieś 25 metrów ode mnie ujrzałem gromadę dzików, a nie - tatę. Zerwałem się na równe nogi i jak najciszej oddaliłem się od tego miejsca. Szedłem w kierunku przeciwnym niż były dziki. Byłem pewien, że nie jest to kierunek do domu. Ale nie to było ważne. Ważne było aby dziki mnie nie usłyszały. Po jakiś 15 minutach, o dziwo natknąłem się na tatę, który w koszu miał zaledwie kilka grzybów. Opowiedziałem co mi się przytrafiło. A tata ze śmiechem zapytał: -No, a gdzie masz te grzyby? Dopiero wtedy zauważyłem, że nie mam kosza z grzybami. Wróciliśmy w to miejsce. Dzików nie było, ale i moich grzybów też nie było. Zostały tylko szczątki które zostawiły po uczcie dziki. Nie miałem ochoty na dalsze grzybobranie. Zmęczeni i rozbawieni wróciliśmy do domu.
Z kolegami prawie codziennie jeździliśmy na wycieczki rowerowe nad wodę, graliśmy w piłkę siatkową, a także w nożną. Kiedy padał deszcz czas spędzałem przy komputerze. Pomagałem także rodzicom, a szczególnie tacie w pracach fizycznych.
Wakacje minęły bardzo szybko. A w ostatnią niedzielę wakacji przydarzyła mi się śmieszna przygoda.
Z samego rana wybrałem się z tatą na grzyby. Dzień był słoneczny i ciepły. Przez ostatnie dwa dni padał deszcz więc spodziewaliśmy się obfitego wysypu grzybów. Gdy doszliśmy do lasu. Tata postanowił, że się rozdzielimy, ale tak żebyśmy byli w zasięgu wzroku. Na początku co raz zerkałem na tatę. Jednak po godzinie trafiłem na takie grzyby, że zapomniałem o wszystkim. Kiedy już miałem pełny kosz, zadowolony skierowałem się w kierunku gdzie był tata. Jednak go nie zobaczyłem .Zagwizdałem w charakterystyczny sposób, ale tata nie odpowiadał. Potem kilkakrotnie nawoływałem go, ale bez odpowiedzi. Kierowałem się cały czas w kierunku, który wydawał się właściwy. Wszedłem w końcu w takie gęstwiny, że trudno się było przez nie przedostać. Zmęczony usiadłem na jakimś pieńku, kosz postawiłem obok. Usłyszałem wtedy chrząkanie, które przypominało odgłos dzika, ale pomyślałem, że to tata robi mi głupi kawał. Więc powiedziałem zdenerwowany:
-Ale śmieszne!
Ale w odpowiedz nie usłyszałem nic oprócz chrząkania . Pomyślałem sobie, że dorośli też mają czasami głupie pomysły. W końcu krzyknąłem:
- Tato, bez wygłupów. Chodź już do domu, bo mam pełny kosz i bolą mnie nogi.
Ale nic, żadnej odpowiedzi, tylko cały czas chrząkanie. Więc przyklęknąłem i własnym oczom nie wierzyłem. Jakieś 25 metrów ode mnie ujrzałem gromadę dzików, a nie - tatę. Zerwałem się na równe nogi i jak najciszej oddaliłem się od tego miejsca. Szedłem w kierunku przeciwnym niż były dziki. Byłem pewien, że nie jest to kierunek do domu. Ale nie to było ważne. Ważne było aby dziki mnie nie usłyszały. Po jakiś 15 minutach, o dziwo natknąłem się na tatę, który w koszu miał zaledwie kilka grzybów. Opowiedziałem co mi się przytrafiło. A tata ze śmiechem zapytał:
-No, a gdzie masz te grzyby?
Dopiero wtedy zauważyłem, że nie mam kosza z grzybami. Wróciliśmy w to miejsce. Dzików nie było, ale i moich grzybów też nie było. Zostały tylko szczątki które zostawiły po uczcie dziki. Nie miałem ochoty na dalsze grzybobranie. Zmęczeni i rozbawieni wróciliśmy do domu.
ps mam nadzieję, że pomogłam :)))