napisz krótkie opowiadanie w którym przedstawisz autentyczny lub wymyślony przez siebie epizot z życia legionisty walczącego pod dowództwem generala Dąrowskiego. plis o pomoc tekst przynajmiej na strone a4 :(
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
To był straszny dzień. Nasze legiony wyruszyły o świcie. Generał Dąbrowski podtrzymywał nas na duchu naszą pieśnią i waląc w bębny mocno i hałaśliwie, by nas rozbudzić. Nasze ostatnie starcie z Rosją nas wykończyło. Zaczęło brakować nam prochu i jedzenia a co gorsza nasi żołnierze zaczęli dezerterować z oddziału i uciekali. Brakuje mi moich dzieci i mojej żony ale ojczyzna mnie wzywa. Ale nie tracimy nadziei na zwycięstwo i wierze że nam się uda. Widzę tych chłopów , żebraków ,szlachciców jak idą przed siebie myśląc czy dożyją jutra. Przypominam sobie wczorajszą bitwę pod rzeką Trebbią gdy walczyliśmy z Rosjanami i u boku Francuzów i zwyciężyliśmy .Nasza lekka jazda szarżowała na zastępy Moskiewskich strzelców, przydała się ponieważ ciężka by tu nic nie wskórała gdyż była bardzo wolna i stracilibyśmy tylko ludzi. Ja byłem chorążym lekkiej jazdy. Rosjanie kładli nacisk na siłę ognia gdyż wystrzelili tylko jedną salwę, naszczęście tylko tyle zdołali wystrzelić nim my do nich podjechaliśmy i zdeptaliśmy kopytami koni ale wcześniej wielu z nas zginęło. Potem zaczęliśmy świętować nasze zwycięstwo pijąc wino i zajadając się pieczonym prosiakiem. Zwycięstwo jest słone gdy nie ma się z go świętować . Gdyż przed bitwą było nas ok. 10tys a po bitwie już tylko 4500tys. Została sama elita. Gdy patrzyłem na rannych i martwych zrobiło mi się ich żal. Ten ból i krzyki rannych dały o sobie znać nawet w promieni 2 km. A już nie mówię o polu bitwy i sprzątaniu tych trupów. Na drugi dzień ok. 6 rano odmówiliśmy poranną mszę za zmarłych i natychmiast ruszyliśmy dalej. Humory nam się poprawiły gdy nasz dowódca zaczął opowiadać nam dowcipy. Każdemu się humor poprawił. Wojska Napoleona też były w paskudnym stanie każdy szedł ze spuszczoną głową idąc przed siebie, już nawet nie było słychać bębnów i trąbek tylko szept żołnierzy , jęki rannych i modlitwy do Boga. Tak szliśmy ciągle przed siebie przez ok 2 tygodnie asz doszliśmy do miejscowości zwanej Hohonlinden tam zatrzymały nas wojska Austriackie. Niestety opuścił nas nasz generał Dąbrowski musieliśmy stanąć przed armią która liczyła ok 12 tys. Żołnierz a nas było 10tys. Razem z francuskimi legionistami. Mieli ciężkie działa , ciężkich dragonów i całą masę muszkieterów Autriackich. Ale wiedzieliśmy jedno że ich wojska nie walczą za ojczyznę lecz walczą bo czują nad głową bat swego króla. Stałem z ok 2 tysięczną lekką kawalerią a za nami byli legioniści uzbrojeni we włócznie i muszkiety. Austriacy zaatakowali nas pierwsi swoją ciężką konnicą która nabiła się na nasze włócznie, zaraz jak wrogi dowódca zarządził odwrót kawalerii nie mogliśmy długo czekać po wystrzelali by nas jak kaczki z dział dlatego ruszyłem z lekką jazdą uzbrojoną w szable na pozycje dział. Stratowaliśmy wroga. To był nasz wielki dzień. Wtedy zacząłem wierzyć że jeszcze nic nie jest stracone. Morze nasze Państwo nie jest stracone. Tli się jeszcze iskierka nadzieji dla Polaków!