Jestem bardzo żołta mówią mi od niedawna znajomi , niektórzyn twierdzą, że nawet brązowa. Trudno mi to wytłumaczyc, a i moja wyobraźnia też ma z tym problem, jednak z innymi chyba dzieje się to samo. Niewiem co mnie czeka. Jest mi coraz zimniej może to z tego powodu tracę piękną zieloną barwę. Mówią, że spadniemy ... ale co to właściwie znaczy. Czy to już będzie mój koniec, a może dopiero początek lepszego życia.Teraz mam już czerwoną barwę bradzo się tym martwię , mój ogonek ledwo trzyma się gałęzi.Aaaa...!Spadam, wiatr sprawia że kręcę się w około.To straszne i ekscytujący za razem. Opadłam, teraz znalazłam się w czarnej odchłani ktorej już nie mam ochoty oglądac, chodź jestem tu tylko chwilę. To straszne co stało się ze mną i co stanie się z innymi liśmi.Ale trzeba miec nadzieję, że może będzie lepiej...
Nie wiem czy może byc według mnie nie jest złe. :D
Był to pierwszy dzień wakacji. Postanowiłem, że tego dnia udam się na wycieczkę rowerową do najbliższego lasu. Zjadłem więc śniadanie i udałem się w podróż. Pogoda była wręcz idealna. Termometry wskazywały 25 stopni Celcjusza, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Oprócz tego pięknie pachniało igliwiem. Minąłem jeden zakręt, drugi, trzeci aż w końcu na polanie zauważyłem sarny. Zrobiłem kilka zdjęć i ruszyłem dalej. Natrwiłem na teren porośnięty jagodami - na szczęście byłem odpowiednio przygotowany, a że w tym roku jagody wyjątkowo obrodziły w 20 minut nazbierałem litrowy słoik. Schowałem go do torby i jechałem dalej. Nagle na dogę wyskoczył mi dzik. Byłem przerażony. Natychmiast rzuciłem rower i wspiąłem się na najbliższe drzewo. Ten rozpędzony uderzył w nie parę razy, a następnie położył się pod nim, jakby czekając aż zajdę. Minęła godzina a on wciąż krążył wokół. W końcu usłyszałem jakieś kroki. Był to leśniczy. Już zwierzę rozpędziło się, już miało uderzyć rozwścieczone nieszczęsnego człowieka, kiedy nagle usłyszałem huk. Dzik padł. Leśniczy miał na szczęście przy sobie broń. Byłem mu bardzo wdzięczny, bo w końcu uratował mi życie. Wyprowadził mnie bezpiecznie z lasu i zakazał przychodzenia w te tereny, ponieważ ostatnio jest tu coraz więcej dzików, które należy odstrzelać. Gdy wróciłem do domu było ok. 14:00. Opowiedziałem rodzicom całą historię, zjadłem obiad i resztę popołudnia spędziłem z kolegami grając z nimi w piłkę. Wieczorem poszedłem jeszcze z tatą podlać działkę, obejrzałem ciekawy film, a o 22:00 położyłem się spać. Był to udany dzień, który nauczyłem mnie, że na własną rękę nie należy zapuszczać się w las, nie informując o tym nikogo.
Jestem bardzo żołta mówią mi od niedawna znajomi , niektórzyn twierdzą, że nawet brązowa. Trudno mi to wytłumaczyc, a i moja wyobraźnia też ma z tym problem, jednak z innymi chyba dzieje się to samo. Niewiem co mnie czeka. Jest mi coraz zimniej może to z tego powodu tracę piękną zieloną barwę. Mówią, że spadniemy ... ale co to właściwie znaczy. Czy to już będzie mój koniec, a może dopiero początek lepszego życia.Teraz mam już czerwoną barwę bradzo się tym martwię , mój ogonek ledwo trzyma się gałęzi.Aaaa...!Spadam, wiatr sprawia że kręcę się w około.To straszne i ekscytujący za razem. Opadłam, teraz znalazłam się w czarnej odchłani ktorej już nie mam ochoty oglądac, chodź jestem tu tylko chwilę. To straszne co stało się ze mną i co stanie się z innymi liśmi.Ale trzeba miec nadzieję, że może będzie lepiej...
Nie wiem czy może byc według mnie nie jest złe. :D
1.07.12r.
Był to pierwszy dzień wakacji. Postanowiłem, że tego dnia udam się na wycieczkę rowerową do najbliższego lasu. Zjadłem więc śniadanie i udałem się w podróż. Pogoda była wręcz idealna. Termometry wskazywały 25 stopni Celcjusza, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Oprócz tego pięknie pachniało igliwiem. Minąłem jeden zakręt, drugi, trzeci aż w końcu na polanie zauważyłem sarny. Zrobiłem kilka zdjęć i ruszyłem dalej. Natrwiłem na teren porośnięty jagodami - na szczęście byłem odpowiednio przygotowany, a że w tym roku jagody wyjątkowo obrodziły w 20 minut nazbierałem litrowy słoik. Schowałem go do torby i jechałem dalej. Nagle na dogę wyskoczył mi dzik. Byłem przerażony. Natychmiast rzuciłem rower i wspiąłem się na najbliższe drzewo. Ten rozpędzony uderzył w nie parę razy, a następnie położył się pod nim, jakby czekając aż zajdę. Minęła godzina a on wciąż krążył wokół. W końcu usłyszałem jakieś kroki. Był to leśniczy. Już zwierzę rozpędziło się, już miało uderzyć rozwścieczone nieszczęsnego człowieka, kiedy nagle usłyszałem huk. Dzik padł. Leśniczy miał na szczęście przy sobie broń. Byłem mu bardzo wdzięczny, bo w końcu uratował mi życie. Wyprowadził mnie bezpiecznie z lasu i zakazał przychodzenia w te tereny, ponieważ ostatnio jest tu coraz więcej dzików, które należy odstrzelać. Gdy wróciłem do domu było ok. 14:00. Opowiedziałem rodzicom całą historię, zjadłem obiad i resztę popołudnia spędziłem z kolegami grając z nimi w piłkę. Wieczorem poszedłem jeszcze z tatą podlać działkę, obejrzałem ciekawy film, a o 22:00 położyłem się spać. Był to udany dzień, który nauczyłem mnie, że na własną rękę nie należy zapuszczać się w las, nie informując o tym nikogo.