Napiszę historię małżeństwa z punktu widzenia pana Piotra satyra ''Żona moja" najlepiej w 1 osobie
pyza95
Satyra ta opowiada o małżeńskiej przygodzie szlachcica Piotra, który ożenił się z kobietą wychowywaną pod wpływem cudzoziemszczyzny. Tytułowa bohaterka podporządkowała sobie całkowicie męża i próbowała narzucić swój kosmopolityzm. Piotr - pantoflarz z bierną uległością zgodził się na dziwactwa płytkiej i nieskomplikowanej niewiasty, pławiącej się w wymysłach epoki, mającej na głowie koafiurę do nieba, krynolinę jak dzwon, na smyczy suczkę faworytkę i mysz na łańcuszku. Piotr nie był zakochany w kobiecie, o rękę której się starał, a ponadto dobrze widział, że ona też go nie kochała i traktowała go z wyższością. Nie zrezygnował, bo miał na względzie „cztery wsie dziedziczne”, które chciał wziąć w posagu. Zanim się pobrali, szli „drogą romansów”. Musiał udawać bohatera książek, które czytała jego wybranka. Nie był dobry w udawaniu, więc narzeczona nim gardziła. Po okresie zalotów musiał podpisać intercyzę (umowę przedślubną) i zgodzić na warunki: podczas choroby żona przeniesie się do miasta i opiekować się nią będzie Francuzka; zimą będzie mieszkać w mieście; będzie mieć swoją służbę; wynajmie dom z apartamentem dla gości, dla niej będzie pokój od frontu, dla niego – od strony podwórka; mąż zgodzi się na rozwód. Po ślubie żona zaczęła mieć „złe humory”. Nie chciała wyjechać do dworku na wsi. Zażądała karety na resorach. Podczas jazdy wypytywała o kucharza, stangreta. Kpiła z męża, który milczał. Gdy dojechali do dworku, nie spodobały jej się sztachety, odepchnęła szafarza, z góry patrzyła na księża. Gdy oglądała dom i ogród, nic jej się nie podobało. Postanowiła przebudować dworek. Wkrótce był bardziej okazały niż warszawskie pałace. Mąż nie cieszył się, siedział w kącie i płakał, gdyż żona wzorowała się na modzie francuskiej i wyrzuciła wszystko, co było tradycyjnie polskie. Urządziła bal, zaprosiła wykwintnych gości. Sama się bawiła, a mąż uwijał się jak sługa. Podczas balu zapaliła się stodoła. Mąż zaprotestował, powiedział, że wydają za dużo pieniędzy. Żona odparła, że ma cztery wioski. Pokornie tłumaczył, że nawet osiem wiosek nie wystarczy, aby opłacić straty. Zażądała powrotu do miasta, gdzie dobrze się bawiła, a mąż żałował, że wziął za żonę kobietą z miasta („Bogdaj to żonka ze wsi!”) i pocieszał się: „Cóż mam czynić/ Próżny zal, jak mówią, po szkodzie”. Ignacy Krasicki scharakteryzował dwoje małżonków, którzy nie pasowali do siebie. Żona była wychowywana w mieście w duchu modnej kultury francuskiej. Gardziła wszystkim, co polskie. Była rozkapryszona, arogancka. Lubiła się bawić, żyć ponad stan. Mąż zaś był domatorem, cenił sobie tradycyjne obyczaje, lubił polski dworek. Nie umiał się sprzeciwić, gdy żona zaprowadziła rządy. Cicho znosił upokorzenia. Widział, że wydatki zrujnują go materialnie, ale był bezradny. W „Żonie modnej” poeta sportretował bohaterów, stosując krzywe zwierciadło. Skłaniał do refleksji nad tym, do czego może doprowadzić bezkrytyczne uleganie cudzoziemszczyźnie.
rękę której się starał, a ponadto dobrze widział, że ona
też go nie kochała i traktowała go z wyższością. Nie
zrezygnował, bo miał na względzie „cztery wsie dziedziczne”,
które chciał wziąć w posagu.
Zanim się pobrali, szli „drogą
romansów”. Musiał udawać bohatera książek, które
czytała jego wybranka. Nie był dobry w udawaniu, więc narzeczona
nim gardziła. Po okresie zalotów musiał podpisać intercyzę
(umowę przedślubną) i zgodzić na warunki: podczas choroby żona
przeniesie się do miasta i opiekować się nią będzie Francuzka;
zimą będzie mieszkać w mieście; będzie mieć swoją służbę;
wynajmie dom z apartamentem dla gości, dla niej będzie pokój
od frontu, dla niego – od strony podwórka; mąż zgodzi się
na rozwód.
Po ślubie żona zaczęła mieć „złe
humory”. Nie chciała wyjechać do dworku na wsi. Zażądała
karety na resorach. Podczas jazdy wypytywała o kucharza, stangreta.
Kpiła z męża, który milczał. Gdy dojechali do dworku, nie
spodobały jej się sztachety, odepchnęła szafarza, z góry
patrzyła na księża. Gdy oglądała dom i ogród, nic jej się
nie podobało. Postanowiła przebudować dworek. Wkrótce był
bardziej okazały niż warszawskie pałace. Mąż nie cieszył się,
siedział w kącie i płakał, gdyż żona wzorowała się na modzie
francuskiej i wyrzuciła wszystko, co było tradycyjnie polskie.
Urządziła bal, zaprosiła
wykwintnych gości. Sama się bawiła, a mąż uwijał się jak
sługa. Podczas balu zapaliła się stodoła. Mąż zaprotestował,
powiedział, że wydają za dużo pieniędzy. Żona odparła, że ma
cztery wioski. Pokornie tłumaczył, że nawet osiem wiosek nie
wystarczy, aby opłacić straty. Zażądała powrotu do miasta,
gdzie dobrze się bawiła, a mąż żałował, że wziął za żonę
kobietą z miasta („Bogdaj to żonka ze wsi!”) i pocieszał się:
„Cóż mam czynić/ Próżny zal, jak mówią, po
szkodzie”.
Ignacy Krasicki scharakteryzował
dwoje małżonków, którzy nie pasowali do siebie. Żona
była wychowywana w mieście w duchu modnej kultury francuskiej.
Gardziła wszystkim, co polskie. Była rozkapryszona, arogancka.
Lubiła się bawić, żyć ponad stan. Mąż zaś był domatorem,
cenił sobie tradycyjne obyczaje, lubił polski dworek. Nie umiał
się sprzeciwić, gdy żona zaprowadziła rządy. Cicho znosił
upokorzenia. Widział, że wydatki zrujnują go materialnie, ale był
bezradny.
W „Żonie modnej” poeta
sportretował bohaterów, stosując krzywe zwierciadło.
Skłaniał do refleksji nad tym, do czego może doprowadzić
bezkrytyczne uleganie cudzoziemszczyźnie.