Napisz fikcyjny pamiętnik wędrującej książki na jutroo na 1 stronee ;))) proszee
miszodra
Nie mogę uwierzyć w to, że jeszcze dziś rano leżałam spokojnie na półce w księgarni, wśród moich pachnących nowością sióst. Po całym dniu przygód czuję się jak stara dostojna baśń mająca co najmniej 100 lat. To była naprawdę niezapomniana przygoda...
Księgarnie są bardzo przyjemne. Czyste, jasne, suche. Poważni ludzie przeglądają nas z należytym szacunkiem. Pamiętam radość, kiedy prosto z drukarni, po długiej jeździe ciężarówką, spocząłam na sosnowej półce, wśród innych książek przygodowych.
Tego dnia, w sobotę, ruch był wyjatkowo duży. Wiadomo - w weekendy całe rodziny z mniejszych miast zjeżdżają do tych większych - jak nasze - na zakupy. Katem oka ujrzałam czerwoną czapkę poruszającą się wzdłuż rządów półek. - O, a co my tu mamy? - usłyszałam. I nagle dziecięce ręce chwyciły mnie mocno. Dziewczynka pobieżnie przejrzała pierwsze moje strony - porywającej historii z mnóstwem niebezpiecznych, tajemniczych przygód. Ta historia jest naprawdę niezwykła. Kto tylko ją zacznie, od razu chce przeczytać całą.
Zostałam więc spakowana do foliowej torebki (osobiście polecam plecak), potem zaniesiona na stację kolejową. Już w poczekalni niecierpliwa czytelniczka zagłębiła się w moją treść. Czytała wchodząc do pociągu, czytała siadając, czytała nawet wtedy, gdy kontroler kasował jej bilet.
I po tym wszystkim zostawiła mnie na zatęchłym siedzeniu pociągowego fotela! Zwyczajnie - mieli spóźnienie, jeszcze trochę, a pojechaliby do następnego miasta. Więc zakładajac czerwoną czapeczkę, porzuciła mnie z pośpiechu.
Po paru godzinach podniosła mnie spokojna siwa pani. Delikatnie pogłaskała białe kartki. - Zupełnie nowa! - powiedziała ze znastwem. Czytała przez godzinę. Kiedy dojechaliśmy do jej stacji, bez wahania schowała mnie do przepastnej torebki. Jak poprzednio dziwczynka, ona też czytała wszędzie, gdzie się dało. W autobusie, ulicy, kawiarni. W tej pachnącej ciastkami kawiarni potrącił ją mężyczyzna balansujący z przepełnionym talerzem. Aromatyczna kawa splamiła kartę, na której dzielni podróżnicy zostają pojmani przez kanibali. Kobieta szybko starła plamę, ale szpecący ślad pozostał.
Zaniosła mnie do swojego domu, przepełnionego moimi koleżankami, które przyjęły mnie miło. Następnego dnia trafiłam do pachnącej kurzem biblioteki. I dopiero teraz rozpoczęła się moja wędrówka! Niemal co tydzień jestem w innym domu, poznaję różnych ludzi i... różne książki.
I pomyśleć, że to dzięki małej dziewczynce w czerwonej czapce. Ciekawe, czy kiedyś ją spotkam...
Księgarnie są bardzo przyjemne. Czyste, jasne, suche. Poważni ludzie przeglądają nas z należytym szacunkiem. Pamiętam radość, kiedy prosto z drukarni, po długiej jeździe ciężarówką, spocząłam na sosnowej półce, wśród innych książek przygodowych.
Tego dnia, w sobotę, ruch był wyjatkowo duży. Wiadomo - w weekendy całe rodziny z mniejszych miast zjeżdżają do tych większych - jak nasze - na zakupy. Katem oka ujrzałam czerwoną czapkę poruszającą się wzdłuż rządów półek.
- O, a co my tu mamy? - usłyszałam.
I nagle dziecięce ręce chwyciły mnie mocno. Dziewczynka pobieżnie przejrzała pierwsze moje strony - porywającej historii z mnóstwem niebezpiecznych, tajemniczych przygód. Ta historia jest naprawdę niezwykła. Kto tylko ją zacznie, od razu chce przeczytać całą.
Zostałam więc spakowana do foliowej torebki (osobiście polecam plecak), potem zaniesiona na stację kolejową. Już w poczekalni niecierpliwa czytelniczka zagłębiła się w moją treść. Czytała wchodząc do pociągu, czytała siadając, czytała nawet wtedy, gdy kontroler kasował jej bilet.
I po tym wszystkim zostawiła mnie na zatęchłym siedzeniu pociągowego fotela! Zwyczajnie - mieli spóźnienie, jeszcze trochę, a pojechaliby do następnego miasta. Więc zakładajac czerwoną czapeczkę, porzuciła mnie z pośpiechu.
Po paru godzinach podniosła mnie spokojna siwa pani. Delikatnie pogłaskała białe kartki.
- Zupełnie nowa! - powiedziała ze znastwem.
Czytała przez godzinę. Kiedy dojechaliśmy do jej stacji, bez wahania schowała mnie do przepastnej torebki. Jak poprzednio dziwczynka, ona też czytała wszędzie, gdzie się dało. W autobusie, ulicy, kawiarni. W tej pachnącej ciastkami kawiarni potrącił ją mężyczyzna balansujący z przepełnionym talerzem. Aromatyczna kawa splamiła kartę, na której dzielni podróżnicy zostają pojmani przez kanibali. Kobieta szybko starła plamę, ale szpecący ślad pozostał.
Zaniosła mnie do swojego domu, przepełnionego moimi koleżankami, które przyjęły mnie miło. Następnego dnia trafiłam do pachnącej kurzem biblioteki. I dopiero teraz rozpoczęła się moja wędrówka! Niemal co tydzień jestem w innym domu, poznaję różnych ludzi i... różne książki.
I pomyśleć, że to dzięki małej dziewczynce w czerwonej czapce. Ciekawe, czy kiedyś ją spotkam...