Wczorajszego ranka pomyślałam, że wykorzystam naszą piękną zimę i pojadę na narty. Poinformowałam o tym rodziców, więc zjedliśmy śniadanie, ubraliśmy się i po kilkunastu minutach byliśmy już w samochodzie. Na stoku było mnóstwo ludzi ! Osoby starsze, młodsze, dzieci... Pełno znajomych. Szybko zabrałam swoje narty, kupiłam karnet i ustawiłam się w kolejce do wyciągu. Rodzice zawsze podziwiali mnie za to moje zdecydowanie i brak jakiegokolwiek lęku do tego sportu. Może dlatego, że jeździłam na nartach od małego. Wjechałam na szczyt i zaczęłam zjeżdżać. Najpierw musiałam zapoznać się z trasą. Na dole rodzice dali mi łyka herbatki i pojechałam znów do góry. Byłam pewna siebie i chciałam się popisać przed innymi jak świetnie potrafię jeździć. i zjechałam 'na kreskę' jednak szybko tego pożałowałam. Wpadłam na innego zjeżdżającego i strasznie bolała mnie noga ! Rodzice szybko zabrali mnie do lekarza i okazało się, że mam złamaną nogę! Gdyby nie moją chęć pokazania innym, że jestem najlepsza nic by mi się nie stało! Wtedy by się to nie zdarzyło..
w mrożny zimowy poranek, przecierajac oczy do głowy wpadł mi genialny pomysł z usmiechem na ustach wstałam z łuzka by napic sie herbaty i zjesc porzadne sniadanie. w taki piękny dzien szkoda mi było zmarnować okazji na narciarskie szalenstwa. Poszłam do sąsiądki z propozycja wyprowadzenia jej pieska na spacer, jednak moj plan był inny.otworzyłam piwnice wyciagnełam narty i szybko pobiegłam na górke a mały burek ze szczescia merdał ogonem, pomijając fakt ze nikogo nie informowałam o moim wyjsciu z domu. wdrapałam sie na sam szczyt wielkiej górki-ubaw po pachy burek ciagnał mnie na nartach z górki na pazurki. no tak ... wszystko było wporzadku do czasu gdy zorientowałam sie ze zgubiłam psa sąsiadki.Totalna porażka.Po chwili zauważyłam że po drugiej stronie ulicy szedł Marek-chłopak w którym kocham sie od wieków nie wiele myśląc podeszłam do niego by porozmawiać a przy okazji zapytac czy nie widział burka mojej sąsiadki, zaproponował wspólne poszukiwania więc poszlismy drózką w stronę lasu było mi bardzo zimno, ubranie miałam przemoczone od sniegu katar zimne dłonie... ale to nic w porównaniu z szałem w jaki wpadnie sąsiadka gdy powiem jej że Burek zerwał sie ze smyczy.Gdy przechodzilismy przez mostek Marek złapał mnie za ręke i wtedy już wszystko było piękne, w mojej głowie pojawiło sie tysiąc mysli dotyczących naszego ślubu ehh marzenia... z chwili na chwile robiło sie coraz ciemniej i mroczniej aż dreszcz emocji przechodził po plecach. Z oddali słychać było pękanie kry lodowej na powierchni stawu,bardzo nas to zaintrygowało tak więc podeszlismy pod sam brzeg gdzie zobaczylismy małego burka trzęsącego sie z zimna na srodku tej kry. Marek wykazując sie odwagą wyciagnął pieska z opresji. Zdjełam szalik otuliłam burka i pobieglismy do domu by jak najszybciej wysuszyć burkowi mokrą sierść.Nie zauważyłam jednak że tata zostawił pudełko z farba olejną na samym środku pokoju do którego juz wskoczył Burek nim zdązyłam sie obejrzec,zaczeła sie gonitwa po całym mieszkaniu za umorusanym psem ktory lapkami pobrudził podłogi w całym domu, po drodze wywrócił jeszcze kilka wazonów mojej mamy. Na niedomiar złego usłuszałam dzwonek do drzwi którym zawitała do mnie moja sąsiadka by odebrac swego pieska,ze zrezygnowaną miną zawołałam pieska sasiadka zrozpaczona wyglądem swojego pieska który był czarny a teraz jest cały biały,poskarżyła mojej mamie więc już całe ferie miałam z głowy.
Wczorajszego ranka pomyślałam, że wykorzystam naszą piękną zimę i pojadę na narty. Poinformowałam o tym rodziców, więc zjedliśmy śniadanie, ubraliśmy się i po kilkunastu minutach byliśmy już w samochodzie. Na stoku było mnóstwo ludzi ! Osoby starsze, młodsze, dzieci... Pełno znajomych. Szybko zabrałam swoje narty, kupiłam karnet i ustawiłam się w kolejce do wyciągu. Rodzice zawsze podziwiali mnie za to moje zdecydowanie i brak jakiegokolwiek lęku do tego sportu. Może dlatego, że jeździłam na nartach od małego. Wjechałam na szczyt i zaczęłam zjeżdżać. Najpierw musiałam zapoznać się z trasą. Na dole rodzice dali mi łyka herbatki i pojechałam znów do góry. Byłam pewna siebie i chciałam się popisać przed innymi jak świetnie potrafię jeździć. i zjechałam 'na kreskę' jednak szybko tego pożałowałam. Wpadłam na innego zjeżdżającego i strasznie bolała mnie noga ! Rodzice szybko zabrali mnie do lekarza i okazało się, że mam złamaną nogę! Gdyby nie moją chęć pokazania innym, że jestem najlepsza nic by mi się nie stało! Wtedy by się to nie zdarzyło..
w mrożny zimowy poranek, przecierajac oczy do głowy wpadł mi genialny pomysł z usmiechem na ustach wstałam z łuzka by napic sie herbaty i zjesc porzadne sniadanie. w taki piękny dzien szkoda mi było zmarnować okazji na narciarskie szalenstwa.
Poszłam do sąsiądki z propozycja wyprowadzenia jej pieska na spacer, jednak moj plan był inny.otworzyłam piwnice wyciagnełam narty i szybko pobiegłam na górke a mały burek ze szczescia merdał ogonem, pomijając fakt ze nikogo nie informowałam o moim wyjsciu z domu.
wdrapałam sie na sam szczyt wielkiej górki-ubaw po pachy
burek ciagnał mnie na nartach z górki na pazurki.
no tak ... wszystko było wporzadku do czasu gdy zorientowałam sie ze zgubiłam psa sąsiadki.Totalna porażka.Po chwili zauważyłam że po drugiej stronie ulicy szedł Marek-chłopak w którym kocham sie od wieków nie wiele myśląc podeszłam do niego by porozmawiać a przy okazji zapytac czy nie widział burka mojej sąsiadki, zaproponował wspólne poszukiwania więc poszlismy drózką w stronę lasu było mi bardzo zimno, ubranie miałam przemoczone od sniegu katar zimne dłonie... ale to nic w porównaniu z szałem w jaki wpadnie sąsiadka gdy powiem jej że Burek zerwał sie ze smyczy.Gdy przechodzilismy przez mostek Marek złapał mnie za ręke i wtedy już wszystko było piękne, w mojej głowie pojawiło sie tysiąc mysli dotyczących naszego ślubu ehh marzenia...
z chwili na chwile robiło sie coraz ciemniej i mroczniej aż dreszcz emocji przechodził po plecach. Z oddali słychać było pękanie kry lodowej na powierchni stawu,bardzo nas to zaintrygowało tak więc podeszlismy pod sam brzeg gdzie zobaczylismy małego burka trzęsącego sie z zimna na srodku tej kry. Marek wykazując sie odwagą wyciagnął pieska z opresji. Zdjełam szalik otuliłam burka i pobieglismy do domu by jak najszybciej wysuszyć burkowi mokrą sierść.Nie zauważyłam jednak że tata zostawił pudełko z farba olejną na samym środku pokoju do którego juz wskoczył Burek nim zdązyłam sie obejrzec,zaczeła sie gonitwa po całym mieszkaniu za umorusanym psem ktory lapkami pobrudził podłogi w całym domu, po drodze wywrócił jeszcze kilka wazonów mojej mamy.
Na niedomiar złego usłuszałam dzwonek do drzwi którym zawitała do mnie moja sąsiadka by odebrac swego pieska,ze zrezygnowaną miną zawołałam pieska
sasiadka zrozpaczona wyglądem swojego pieska który był czarny a teraz jest cały biały,poskarżyła mojej mamie więc już całe ferie miałam z głowy.