Napisać opis sytuacji "Śmigus Dyngus". Ma być długo opisane, ale nie ma być to opowiadanie. Poprostu dobry opis sytuacji, za beznadziejne odp daje spam... Odpowiedz przynajmniej na 15 treściwych zdań! Daje naj!
Śmingus Dyngus zawsze kojarzył mi się z dobrą zabawą, ale dzisiaj ta zabawa mogła się dla kogos źle skończyć.
Jeszcze spałam, kiedy obudziło mnie głośne stukanie do drzwi. Słońce oślepiło mnie na chwilę. Rozczochrana, ziewając ruszyłam w ich kierunku i moim oczom ukazały się trzy koleżanki. Zaprosiłam je do środka. Jolka miała na sobie czerwoną sukienkę w białe grochy i buty na wysokim obcasie. W rękach trzymała kilka butelek wody. Mówiła żebym szybko się ubierała, bo jest lany poniedziałek. Stojąca obok niej Kaśka przeglądała się w lustrze i poprawiała włosy, które były w lekkkim nieładzie. Na sobie miała zielone spodnie i żółta bluzkę. Natomiast Baśka stała przy kranie i nalewała wodę do pomarańczowego wiaderka. Na twarzy miała wypieki. Mówiła bardzo szybko, jąkając się przy tym. Jej czarny dres był mocno pognieciony i nie wyglądała w nim zbyt atrakcyjnie. Dziewczęta prosiły, abym się pośpieszyła, bo miały plan, aby zaskoczyć i oblać wodą chłopców. Szybko wiec naciągnęłam na siebie niebieskie spodnie i białą bluzę z kapturem. Nalałyśmy jeszcze wodę do kilku mniejszych wiaderek i tak przygotowane wyszłyśmy z domu. Pogoda była wspaniała. Ciepłe promienie słoneczne miło nas otulały. W pobliżu było sporo chatek, przy których kręcili się gospodarze. W oddali widziałyśmy pola, las i niewielką rzeczkę. Po krótkiej naradzie ustaliłyśmy, że Jolka z Kaską schowają się za stodołą pana Wacława, a my z Baską ukryjemy się w gąszczu krzaków. Myślałyśmy, ze chłopcy tego dnia wstaną wcześniej niż zwykle. Niestety, czekałyśmy dość długo. Baskę bolały już kolana od przykucania, a mnie kark. Ale w końcu ujrzalysmy na horyzoncie Marka, Jarka i Heńka. Wszyscy chłopcy mieli na sobie spodnie dresowe i koszulki na krótki rękaw. Każdy z nich niósł po dwa wiaderka wody. Koledzy byli w dobrych nastrojach, bo glośno się z czegos śmiali. My też się z Baską uśmiechałysmy i dawałyśmy kolezankom schowanym za stodolą znak, że zaraz zaskoczymy chłopców. Kiedy juz podeszli blisko krzaków, to znienacka ruszyłyśmy z butelkami w ich kierunku. Chłopcy stali jak sparaliżowani, a my oblewałyśmy chłopców śmiejąc sie przy tym głosno. Jolka z Kaśka biegły z wiaderkami w naszym kierunku niczym błyskawice. Kaśka zdążyła wylac wiadro wody na głowę Marka, A Jolka potknęła się, złamala obcasa i runęła na ziemię jak długa. Chłopcy w końcu oprzytomnieli i skoczyli w naszym kierunku, wylewając na nas wiadra zimnej wody. Walka między nami była bardzo zażarta. Nikt nie chciał ustąpić. Wszyscy mielismy mokre ubrania i włosy. Kiedy w końcu woda skończyła się, to nagle Heniek z Jarkiem chwycili Baskę za ręce i nogi i pobiegli z nią w kierunku studni. A my z dziewczętami za nimi. Próbowałysmy bronić Baski i jedną jej nogę ciągnęłyśmy z Kaską w swoją stronę, a chłopcy w swoją. Baśka krzyczała wniebogłosy. My też krzyczałyśmy żeby chłopcy ją puscili, ale oni wcale nas nie słuchali. Koledzy byli silniejsi od nas i raptownie część ciała Baśki znalazła się w studni. Chłopcy trzymali ją już tylko za ręce, a jej nogi zwisały w studni. W każdej chwili koledzy mogli koleżankę wypuścić z rąk. I nagle Jolka zarzuciła chłopcom na głowę puste wiaderka, a my szybciutko wyciagnęłyśmy Baskę na powierzchnię. Wszystkie odetchnęłyśmy z ulgą. Chłopcy trochę zaskoczeni podziękowali nam za wspólną zabawę i poszli w kierunku domu. My tez całe przemoczone marzyłysmy tylko o tym, aby jak najszybciej przebrać się w suche ubrania. Pożegnałyśmy się i umówiłyśmy, że na drugi rok pokonamy chłopców, chociaż właściwie w tej walce nie było zwycięzców ani przegranych.
Śmingus Dyngus zawsze kojarzył mi się z dobrą zabawą, ale dzisiaj ta zabawa mogła się dla kogos źle skończyć.
Jeszcze spałam, kiedy obudziło mnie głośne stukanie do drzwi. Słońce oślepiło mnie na chwilę. Rozczochrana, ziewając ruszyłam w ich kierunku i moim oczom ukazały się trzy koleżanki. Zaprosiłam je do środka. Jolka miała na sobie czerwoną sukienkę w białe grochy i buty na wysokim obcasie. W rękach trzymała kilka butelek wody. Mówiła żebym szybko się ubierała, bo jest lany poniedziałek. Stojąca obok niej Kaśka przeglądała się w lustrze i poprawiała włosy, które były w lekkkim nieładzie. Na sobie miała zielone spodnie i żółta bluzkę. Natomiast Baśka stała przy kranie i nalewała wodę do pomarańczowego wiaderka. Na twarzy miała wypieki. Mówiła bardzo szybko, jąkając się przy tym. Jej czarny dres był mocno pognieciony i nie wyglądała w nim zbyt atrakcyjnie. Dziewczęta prosiły, abym się pośpieszyła, bo miały plan, aby zaskoczyć i oblać wodą chłopców. Szybko wiec naciągnęłam na siebie niebieskie spodnie i białą bluzę z kapturem. Nalałyśmy jeszcze wodę do kilku mniejszych wiaderek i tak przygotowane wyszłyśmy z domu. Pogoda była wspaniała. Ciepłe promienie słoneczne miło nas otulały. W pobliżu było sporo chatek, przy których kręcili się gospodarze. W oddali widziałyśmy pola, las i niewielką rzeczkę. Po krótkiej naradzie ustaliłyśmy, że Jolka z Kaską schowają się za stodołą pana Wacława, a my z Baską ukryjemy się w gąszczu krzaków. Myślałyśmy, ze chłopcy tego dnia wstaną wcześniej niż zwykle. Niestety, czekałyśmy dość długo. Baskę bolały już kolana od przykucania, a mnie kark. Ale w końcu ujrzalysmy na horyzoncie Marka, Jarka i Heńka. Wszyscy chłopcy mieli na sobie spodnie dresowe i koszulki na krótki rękaw. Każdy z nich niósł po dwa wiaderka wody. Koledzy byli w dobrych nastrojach, bo glośno się z czegos śmiali. My też się z Baską uśmiechałysmy i dawałyśmy kolezankom schowanym za stodolą znak, że zaraz zaskoczymy chłopców. Kiedy juz podeszli blisko krzaków, to znienacka ruszyłyśmy z butelkami w ich kierunku. Chłopcy stali jak sparaliżowani, a my oblewałyśmy chłopców śmiejąc sie przy tym głosno. Jolka z Kaśka biegły z wiaderkami w naszym kierunku niczym błyskawice. Kaśka zdążyła wylac wiadro wody na głowę Marka, A Jolka potknęła się, złamala obcasa i runęła na ziemię jak długa. Chłopcy w końcu oprzytomnieli i skoczyli w naszym kierunku, wylewając na nas wiadra zimnej wody. Walka między nami była bardzo zażarta. Nikt nie chciał ustąpić. Wszyscy mielismy mokre ubrania i włosy. Kiedy w końcu woda skończyła się, to nagle Heniek z Jarkiem chwycili Baskę za ręce i nogi i pobiegli z nią w kierunku studni. A my z dziewczętami za nimi. Próbowałysmy bronić Baski i jedną jej nogę ciągnęłyśmy z Kaską w swoją stronę, a chłopcy w swoją. Baśka krzyczała wniebogłosy. My też krzyczałyśmy żeby chłopcy ją puscili, ale oni wcale nas nie słuchali. Koledzy byli silniejsi od nas i raptownie część ciała Baśki znalazła się w studni. Chłopcy trzymali ją już tylko za ręce, a jej nogi zwisały w studni. W każdej chwili koledzy mogli koleżankę wypuścić z rąk. I nagle Jolka zarzuciła chłopcom na głowę puste wiaderka, a my szybciutko wyciagnęłyśmy Baskę na powierzchnię. Wszystkie odetchnęłyśmy z ulgą. Chłopcy trochę zaskoczeni podziękowali nam za wspólną zabawę i poszli w kierunku domu. My tez całe przemoczone marzyłysmy tylko o tym, aby jak najszybciej przebrać się w suche ubrania. Pożegnałyśmy się i umówiłyśmy, że na drugi rok pokonamy chłopców, chociaż właściwie w tej walce nie było zwycięzców ani przegranych.