hiperwładcą pierścieni”. Jamnik musi przegonić ogara.
Nie wierzyłem, ale jednak – Hobbit. Niezwykła Podróż to pierwsza część trylogii. Why?! Książkowy Hobbit to kameralna baśń, doskonała powieść przygodowa. Krótka powieść przygodowa! Tam zwyczajnie zbiera się drużyna poszukiwaczy przygód z konkretną misją i rusza w drogę. Nie ma żadnej głębokiej analizy świata; bohaterowie mają pokonać tor z przeszkodami i przeżyć. Wielka polityka, starcia tytanów, przesuwanie granic – to wszystko było dopiero we Władcy Pierścieni. Zapomnijcie o tym.
Szerszy kontekst i głębszy sens próbowano tu osiągnąć nawiązaniami do LOTR-a, których w oryginale książkowym nie było i być nie mogło, bo przecież Tolkien, pisząc tę historię, nie myślał o jej kontynuacji. Hollywoodzka maszynka do robienia pieniędzy operuje innymi kategoriami. Ma być epicko i będzie epicko. Choćby wbrew prawom logiki i prawom fizyki czasem też.
Gdyby chodziło o Czerwonego Kapturka, dostalibyśmy patologiczną rodzinę, która wyrzuciła babcię do nieogrzewanego domku na działce za miastem. Ojciec alkoholik stracił pracę i tłucze kogo popadnie, a matka łyka psychotropy czy tam antydepresanty i cały dzień leży w łóżku. Ich znerwicowana ale wrażliwa córka w czerwonym dresie (tylko taki ma) potajemnie odwiedza babcię, w której domu może sklejać modele albańskich okrętów z pierwszej wojny światowej. Przy okazji robi starowince zakupy i rozmawia z nią o dziadku, który zginął w Iraku. Aż pewnego dnia w lesie napada ją zwyrodniały WAPS, a potem pojawia się czarnoskóra leśniczka… nie! Epicki oddział leśniczek! I tak dalej.
Podobnie jest z Hobbitem, bo wedle obowiązujących zasad nie może być przecież inaczej. Ma być pod każdym względem BARDZIEJ niż poprzednio. I nie ważne, że epicki literacko jest LOTR. Epicki filmowo ma być Hobbit.
Zwykle problemem jest upchnięcie bogactwa powieściowego w kompaktowej formule filmu. Tu jest odwrotnie: pojawiają się wątki nieobecne w książce, rozdmuchiwane są mało istotne epizody, a wątki poboczne rozrywają narrację na strzępy. Gdyby z tego ująć 1/3, film wiele by zyskał. Ale MGM wiele by stracił.
Spróbujmy jednak myśleć o filmie jako o osobnym dziele. LOTR Petera Jacksona był arcydziełem, a Hobbit Petera Jacksona musi się z tym arcydziełem zmierzyć. Nie ma innego wyjścia. Niestety Drużynie Thorina pod każdym względem daleko do Drużyny Pierścienia, a rozmach tego filmu można by lepiej nazwać rozpęcznieniem. Jasne strony? Efekty 3D wreszcie nie przytłaczają, tylko służą opowiadaniu historii. Do tego rewelacyjne zdjęcia, rewelacyjne krajobrazy, rewelacyjne efekty, rewelacyjny Martin Freeman w roli Bilbo Bagginsa, no i Gollum, jak poprzednio, mistrzostwo świata. To najjaśniejsze strony filmu. IMHO wystarczające, by go obejrzeć bez przykrości.
Swój lęk przed wyprawmi patwory itp
hiperwładcą pierścieni”. Jamnik musi przegonić ogara.
Nie wierzyłem, ale jednak – Hobbit. Niezwykła Podróż to pierwsza część trylogii. Why?! Książkowy Hobbit to kameralna baśń, doskonała powieść przygodowa. Krótka powieść przygodowa! Tam zwyczajnie zbiera się drużyna poszukiwaczy przygód z konkretną misją i rusza w drogę. Nie ma żadnej głębokiej analizy świata; bohaterowie mają pokonać tor z przeszkodami i przeżyć. Wielka polityka, starcia tytanów, przesuwanie granic – to wszystko było dopiero we Władcy Pierścieni. Zapomnijcie o tym.
Szerszy kontekst i głębszy sens próbowano tu osiągnąć nawiązaniami do LOTR-a, których w oryginale książkowym nie było i być nie mogło, bo przecież Tolkien, pisząc tę historię, nie myślał o jej kontynuacji. Hollywoodzka maszynka do robienia pieniędzy operuje innymi kategoriami. Ma być epicko i będzie epicko. Choćby wbrew prawom logiki i prawom fizyki czasem też.
Gdyby chodziło o Czerwonego Kapturka, dostalibyśmy patologiczną rodzinę, która wyrzuciła babcię do nieogrzewanego domku na działce za miastem. Ojciec alkoholik stracił pracę i tłucze kogo popadnie, a matka łyka psychotropy czy tam antydepresanty i cały dzień leży w łóżku. Ich znerwicowana ale wrażliwa córka w czerwonym dresie (tylko taki ma) potajemnie odwiedza babcię, w której domu może sklejać modele albańskich okrętów z pierwszej wojny światowej. Przy okazji robi starowince zakupy i rozmawia z nią o dziadku, który zginął w Iraku. Aż pewnego dnia w lesie napada ją zwyrodniały WAPS, a potem pojawia się czarnoskóra leśniczka… nie! Epicki oddział leśniczek! I tak dalej.
Podobnie jest z Hobbitem, bo wedle obowiązujących zasad nie może być przecież inaczej. Ma być pod każdym względem BARDZIEJ niż poprzednio. I nie ważne, że epicki literacko jest LOTR. Epicki filmowo ma być Hobbit.
Zwykle problemem jest upchnięcie bogactwa powieściowego w kompaktowej formule filmu. Tu jest odwrotnie: pojawiają się wątki nieobecne w książce, rozdmuchiwane są mało istotne epizody, a wątki poboczne rozrywają narrację na strzępy. Gdyby z tego ująć 1/3, film wiele by zyskał. Ale MGM wiele by stracił.
Spróbujmy jednak myśleć o filmie jako o osobnym dziele. LOTR Petera Jacksona był arcydziełem, a Hobbit Petera Jacksona musi się z tym arcydziełem zmierzyć. Nie ma innego wyjścia. Niestety Drużynie Thorina pod każdym względem daleko do Drużyny Pierścienia, a rozmach tego filmu można by lepiej nazwać rozpęcznieniem. Jasne strony? Efekty 3D wreszcie nie przytłaczają, tylko służą opowiadaniu historii. Do tego rewelacyjne zdjęcia, rewelacyjne krajobrazy, rewelacyjne efekty, rewelacyjny Martin Freeman w roli Bilbo Bagginsa, no i Gollum, jak poprzednio, mistrzostwo świata. To najjaśniejsze strony filmu. IMHO wystarczające, by go obejrzeć bez przykrości.
Polecam również oglądniącie filmików na youtube
Pozdrawiam ;)