MAcie jakieś pomysły najciekawszych i najprostszych scen do nauczenia się na pamięć dla kilku osób z książki Moilera pt. "Skąpiec".Może to być kilka scen z różnych aktów. Potrzebuję na przedstawienie. Z góry dziękuję za pomoc.
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
SCENA I
KLEANT, STRZAŁKA
KLEANT
to chyba najprostszeA niegodziwcze! gdzieżeś ty się wałęsał? Czy nie kazałem...
STRZAŁKA
Tak, panie; miałem zamiar oczekiwać pana niewzruszenie; ale ojciec pański, jak wiadomo, człowiek nie odznaczający się zbytnią uprzejmością, przemocą wygnał mnie z domu. Dobrze, żem kijów przy tym nie oberwał.
KLEANT
Jak stoją sprawy? Rzecz nagli bardziej niż kiedy; od czasu, jakeśmy się rozstali, odkryłem, iż własny ojciec jest mym współzawodnikiem.
STRZAŁKA
Ojciec zakochany?
KLEANT
Tak; i ledwie udało mi się ukryć pomieszanie, o jakie przyprawiła mnie ta wiadomość.
STRZAŁKA
Jemu wpadło do głowy się zakochać! Czy diabeł go opętał? Czy on sobie żarty stroi? Alboż miłość dla takich, jak on?
KLEANT
Trzebaż było, za moje grzechy, aby go nawiedziła i ta namiętność!
STRZAŁKA
Ale po cóż w takim razie kryje się pan przed nim ze swą miłością?
KLEANT
Aby nie budzić podejrzeń i w danym razie łatwiej przeszkodzić temu małżeństwu. Jakąż odpowiedź przynosisz?
STRZAŁKA
Mój Boże, panie, pożyczyć, to wielka bieda. Dziwne rzeczy musi przejść, kto, jak pan, zniewolony jest oddać się w łapy lichwiarzy.
KLEANT
Zatem nic z interesu?
STRZAŁKA
Za pozwoleniem. Imć Simon, faktor, którego nam polecono, człowiek ruchliwy i bardzo oddany mówi, że na głowie by stanął dla pana, i zapewnia, że sama fizjonomia pańska usposabia go jak najżyczliwiej.
KLEANT
Dostanę zatem te piętnaście tysięcy?
STRZAŁKA
Owszem; ale pod paroma waruneczkami, które trzeba będzie przyjąć, jeżeli rzecz ma przyjść do skutku.
KLEANT
Czy zaprowadził cię do osoby, która ma dać tę kwotę?
STRZAŁKA
Cóż znowu! To nie takie proste. Ten człowiek jeszcze więcej od pana stara się, aby pozostać w ukryciu; nie ma pan pojęcia, co to za tajemnice! Chce, aby nazwisko jego było zupełnie nieznane; dziś ma się spotkać z panem w wynajętym mieszkaniu, aby się dowiedzieć o pańskim majątku i stosunkach rodzinnych. Nie wątpię, że samo nazwisko ojca usunie wszelkie trudności.
KLEANT
Zwłaszcza wobec śmierci matki, której schedy nikt nie może mi odebrać.
STRZAŁKA
Oto parę punktów, które sam podyktował pośrednikowi, aby ten znowu zakomunikował je panu przed rozpoczęciem układów: „Przypuściwszy, że wierzyciel znajdzie dostateczne zabezpieczenie i że osoba zaciągająca pożyczkę jest pełnoletnia, z rodziny posiadającej majątek znaczny, pewny, niezachwiany, czysty i wolny od wszelkiego obciążenia, spisze się wyraźną i szczegółową umowę przed rejentem. Rejent ten ma być człowiekiem ze wszech miar nieposzlakowanym, wybranym w tym celu przez wierzyciela, w jego bowiem interesie leży przede wszystkim, aby akt sporządzono bez zarzutu”.
KLEANT
Bardzo słusznie.
STRZAŁKA
„Aby nie obciążyć sumienia żadnym skrupułem, wierzyciel żąda od swoich pieniędzy jedynie jednego denara od ośmnastu".
KLEANT
Jeden od ośmnastu? Tam do kata! To jakiś porządny człowiek. Na to nie ma powodu się żalić.
STRZAŁKA
To prawda.
„Ale ponieważ nie rozporządza pomienioną sumą i, aby nią wygodzić, zmuszony jest pożyczyć ją od kogo innego z procentem jednego denara od pięciu, dłużnik zmuszony będzie pokryć koszta tego procentu, niezależnie od procentu właściwego, zważywszy, że jedynie dla jego dogodności bezpośredni wierzyciel okazuje gotowość zaciągnięcia tej pożyczki".
KLEANT
Co u diabła! to Żyd, czy Turek jaki! Ależ to więcej niż dwadzieścia pięć od stu!
STRZAŁKA
W samej rzeczy; toż samo i ja powiedziałem. Musi się pan zastanowić.
KLEANT
Cóż się tu zastanawiać? Trzeba mi pieniędzy i muszę zgodzić się na wszystko.
STRZAŁKA
Taką też dałem odpowiedź.
KLEANT
Czy jeszcze co więcej?
STRZAŁKA
Już tylko jeden punkcik. „Z żądanych piętnastu tysięcy franków pożyczający dostarczy w gotowiźnie jedynie dwanaście, w miejsce zaś pozostałej kwoty osoba zaciągająca pożyczkę przyjmie sprzęty, ubrania i kosztowności, których spis się dołącza, a które wierzyciel obliczył wedle najlepszej wiary, po możliwie najniższej cenie”.
KLEANT
Cóż to ma znaczyć?
STRZAŁKA
Niech pan posłucha spisu. „Po pierwsze, łóżko z bardzo kosztownie haftowanymi zasłonami z sukna oliwkowego koloru; do tego sześć takichże krzeseł i kapa na łóżko; wszystko w bardzo dobrym stanie, podbite jedwabną czerwono-niebieską taftą. Nadto baldachim, nad łóżko różowy; z czystej wełny, z jedwabnymi frędzlami".
KLEANT
Cóż ja mam począć z tym wszystkim?
STRZAŁKA
Niech pan czeka. „Nadto dywan ścienny, przedstawiający umizgi Jowisza. Nadto stół orzechowy, o dwunastu kręconych nogach, rozciągany, wraz z odpowiednią ilością krzeseł".
KLEANT
A cóż mnie, u diabła...
STRZAŁKA
Niechże pan będzie cierpliwy. „Nadto trzy muszkiety, wykładane perłową macicą, wraz z podpórkami! Nadto piec ceglany z dwoma alembikami i trzema zbiornikami, bardzo użyteczny dla amatorów destylacji".
KLEANT
Diabli mnie biorą!
STRZAŁKA
Powoli. „Nadto lutnia bolońska, posiadająca wszystkie lub prawie wszystkie struny. Nadto warcabnica z figurami oraz gra w gąskę, zabawy stanowiące bardzo miłe zajęcie w chwilach wywczasu. Nadto skóra jaszczurcza, półczwartej stopy długa, wypchana sianem; osobliwość bardzo
zdobiąca pokój, gdy sieją zawiesi u powały. Wszystkie wymienione przedmioty, łącznie warte między braćmi więcej niż cztery tysiące pięćset franków, oddaje się przez szczególną względność za sumę tysiąca talarów".
KLEANT
Niechże go zaraza zdusi razem z jego względnością, tego łotra, oprawcę! Słyszał kto kiedy o tak bezczelnej lichwie? Nie dość mu straszliwego procentu, jaki ze mnie wyciska, ale chce mi jeszcze wmuszać za trzy tysiące franków stare rupiecie, zebrane diabeł wie skąd? Ani dwustu talarów za to nie dostanę, a jednak trzeba mi się zgodzić na wszystko, co zechce. W moim położeniu do wszystkiego może mnie przymusić: wie dobrze ten łotr, że mam nóż na gardle!
STRZAŁKA
Z przeproszeniem pańskim, widzę, że pan wchodzi na ten sam gościniec, po którym imć Panurg kroczył do ruiny, wybierając pieniądze z góry, kupując drogo, sprzedając tanio i przejadając zboże na pniu.
KLEANT
I cóż mam robić? Oto, dokąd prowadzi młodych przeklęte skąpstwo ich ojców: niechże się potem ktoś dziwi, że im życzą najrychlejszej śmierci!
STRZAŁKA
Trzeba przyznać, że ojciec potrafiłby swoim ohydnym skąpstwem oburzyć najspokojniejszego człeka. Nikt mi, Bogu dzięki, nie może zarzucić, abym sympatyzował z szubienicą; pośród moich kolegów, którzy nie bardzo przebierają w rzemiosłach, zawsze umiem się przyzwoicie wywinąć z każdej sztuczki, pachnącej choć trochę stryczkiem; ale muszę przyznać, że ten stary postępowaniem swoim budzi we mnie szaloną pokusę, aby go okraść; mniemam, iż taka kradzież byłaby naprawdę chwalebnym uczynkiem.
KLEANT
Daj no mi tę notatkę; przejrzę jeszcze.
SCENA II
HARPAGON, SIMON; KLEANT I STRZAŁKA
w głębi sceny
SIMON
Tak, panie; to młody człowiek, któremu gwałtem potrzeba pieniędzy, znajduje się w tego rodzaju położeniu, że zgodzi się na wszystkie warunki.
HARPAGON
Ale czy myślisz, Simonie, że nie ma żadnego ryzyka? Znasz jego nazwisko, stosunki, rodzinę?
SIMON
Nie. Dokładnych wiadomości nie mógłbym udzielić; wszedłem z nim w styczność jedynie przypadkiem; ale on sam dostarczy panu wyjaśnień. Służący upewnił mnie, że pan będzie zadowolony. Wszystko, co mógłbym powiedzieć, to iż pochodzi z rodziny bardzo bogatej, matka już nie żyje, gotów zaś jest zobowiązać się, jeżeli pan zechce, iż ojciec umrze przed upływem ośmiu miesięcy.
HARPAGON
Hm, to by już coś było. Miłość chrześcijańska, Simonie, nakazuje wygodzić bliźnim, skoro to w naszej mocy.
SIMON
Rozumie się.
STRZAŁKA
po cichu do Kleanta, pokazując Simona
Co to może znaczyć, przecież to nasz Simon rozmawia z pańskim ojcem?
KLEANT
po cichu do Strzałki
Może mu ktoś powiedział, kto jestem? Czyżbyś ty mnie zdradził?
SIMON
do Kleanta i Strzałki
Oho! tak wam było pilno! Któż panom powiedział, że to tutaj?
do Harpagona
Niech mi pan wierzy, to nie ja wyjawiłem im pańskie nazwisko i mieszkanie; ale sądzę, nie stało się żadne nieszczęście; ci panowie są dyskretni, możecie się więc porozumieć i tutaj.
HARPAGON
Jak to?
SIMON
wskazując Kleanta
Oto właśnie osoba, która pragnie u pana pożyczyć owe piętnaście tysięcy.
HARPAGON
Jak to, obwiesiu! to ty puszczasz się na takie niecne sposoby?
KLEANT
Jak to, ojcze! to ty się plugawisz tak haniebnym rzemiosłem?
Simon ucieka, Strzałka chowa się
SCENA III
HARPAGON, KLEANT
HARPAGON
Więc to ty chcesz się zrujnować takimi niegodziwymi pożyczkami?
KLEANT
Więc to ty starasz się wzbogacić tak zbrodniczą lichwą?
HARPAGON
Ty śmiesz jeszcze po tym stawać tu przede mną?
KLEANT
A ty, ojcze, śmiesz jeszcze pokazać się oczom ludzkim?
HARPAGON
Nie wstydzisz się, powiedz, grzęznąć w takich łajdactwach, brnąć w straszliwą rozrzutność i trwonić haniebnie majątek, z trudem uzbierany przez rodziców?
KLEANT
Czy ojciec się nie rumieni poniżać swą godność tego rodzaju rzemiosłem? Poświęcać honor i dobre imię nienasyconej żądzy zbijania talarów? Zdzierstwem swoim przewyższać niegodziwe sztuczki, wymyślone kiedykolwiek przez najsłynniejszych lichwiarzy?
HARPAGON
Precz z moich oczu, łotrze! Precz z moich oczu!
KLEANT
Kto jest większym zbrodniarzem według ciebie, ojcze: czy ten, kto drogo nabywa pieniądze, których potrzebuje, czy ten, kto kradnie pieniądze, nie mając ich na co użyć?
HARPAGON
Ruszaj stąd, mówię, nie doprowadzaj mnie do ostateczności.
sam
Swoją drogą, rad jestem z tego spotkania; to dla mnie przestroga, abym bardziej niż kiedy miał oko na jego czynności.
SCENA IV
FROZYNA, HARPAGON
FROZYNA
Panie...
HARPAGON
Zaczekaj tu chwilę; mam z tobą do pomówienia.
na stronie
Muszę troszeczkę zajrzeć do moich pieniędzy.
SCENA V
FROZYNA, STRZAŁKA
STRZAŁKA
nie widząc Frozyny
Zdarzenie doprawdy paradne! Musi mieć stary widocznie gdzieś jakiś duży skład rupieci, z domowych rzeczy bowiem nic nie zauważyłem w tym spisie.
FROZYNA
Ejże! to ty, poczciwy Strzałko? Skądże cię tu spotykam?
STRZAŁKA
Hę, hę!, to ty! Frozyno? Cóż ty tu porabiasz?
FROZYNA
To samo, co wszędzie; pośredniczę w interesach, oddaję ludziom przysługi i korzystam, jak mogę, ze swoich talencików. Wiesz dobrze, że na świecie trzeba umieć sobie radzić; takim, jak ja, niebo dało w posagu jedynie obrotność i głowę na karku.
STRZAŁKA
Masz tu jakie konszachty z pryncypałem?
FROZYNA
Tak. Załatwiam pewną drobnostkę i spodziewam się niezłej nagrody.
STRZAŁKA
Od niego? Ho, ho, musiałabyś wstać bardzo rano, aby coś wydobyć; ostrzegam, że pieniądze w tym domu są bardzo kosztowne.
FROZYNA
Są usługi, za które płaci się sowicie.
STRZAŁKA
Upadam do nóg! Widzę, że nie znasz jeszcze imć Harpagona. Pan Harpagon jest ze wszystkich ludzkich istot najmniej ludzką pod słońcem; najtwardszym i najbardziej nieużytym ze śmiertelnych. Nie ma usługi, którą by doprowadziła jego wdzięczność do rozwiązania sakiewki. Podziękowań, pochwał, życzliwych słówek, przyjaźni, ile pragniesz; ale pieniędzy – oho! Nic suchszego i bardziej jałowego niż jego czułości; do słowa zaś „dawać" ma taki wrodzony wstręt, że nie dziwiłbym się, gdyby zamiast: „daję słowo", mówił: „pożyczam słowo".
FROZYNA
Mój Boże! już ja wiem, jak się doi ludzi; znam sekret zjednywania sobie względów, głaskania po sercu i trafiania w tkliwą strunę.
STRZAŁKA
Fraszki. Założę się, że gdy chodzi o pieniądze, nic tutaj nie wskórasz. To istny kamień, granit; gdyby człowiek konał w jego oczach, nie drgnąłby nawet. Słowem, pieniądze kocha więcej niż honor, cześć i cnotę. Żądać od niego pieniędzy, znaczy przyprawić go o konwulsje; ugodzić w śmiertelne miejsce, przeszyć mu serce, wydzierać wnętrzności. Ale już wraca, umykam.
SCENA VI
HARPAGON, FROZYNA
HARPAGON
po cichu
Wszystko w porządku.
głośno
I cóż, Frozyno?
FROZYNA
Ach, Boże, doprawdy, jak pan doskonale wygląda! To się nazywa zdrowie!
HARPAGON
Kto? Ja?
FROZYNA
Nigdym pana nie widziała tak świeżym i dziarskim.
HARPAGON
Doprawdy?
FROZYNA
Jakże! w życiu pan chyba nie wyglądał tak młodo; znam ludzi, którzy w dwudziestym piątym roku starsi są od pana.
HARPAGON
Jednakże, Frozyno, mam już pełną sześćdziesiątkę.
FROZYNA
No i cóż to jest sześćdziesiąt lat? Wielkie rzeczy! Teraz dopiero zaczyna się dla pana najpiękniejszy wiek mężczyzny.
HARPAGON
To prawda; jednakże jakieś dwadzieścia latek mniej nic by nie zaszkodziło, jak sądzę.
FROZYNA
Żartuje pan? Co panu po tym, kiedy pan i tak dożyje co najmniej setnego roku.
HARPAGON
Myślisz?
FROZYNA
Z pewnością. To widać na oko. Niech pan przystanie na chwilę. O, nie mówiłam! Między oczami jaki wspaniały znak długiego życia.
HARPAGON
Znasz się na tym?
FROZYNA
Jakżeby! Niech pan pokaże rękę. Mój Boże, co za linia życia!
HARPAGON
Jak to?
FROZYNA
Nie widział pan, o tutaj, tej linii?
HARPAGON
No i cóż to ma znaczyć?
FROZYNA
Daję słowo, mówiłam sto lat, ale pan dociągnie do stu dwudziestu.
HARPAGON
Czy podobna?
FROZYNA
Będą musieli pana dobijać, mówię panu; pochowasz pan dzieci, wnuki i prawnuki.
HARPAGON
Chwała Bogu! Jakże nasza sprawa?
FROZYNA
Czy można pytać? Widział kto, aby mi się nie udało doprowadzić do końca rzeczy, do której się zabiorę? Zwłaszcza co do małżeństwa, talenty mam niepospolite. Nie ma na świecie pary, której bym raz dwa nie umiała skojarzyć: ot, gdybym się uparła, ożeniłabym samego sułtana tureckiego z Rzeczpospolitą Wenecką. Tutaj nie miałam aż takich trudności. Ponieważ jestem z tymi kobieciętami w stosunkach, rozgadałam się, jak należy, o panu i zwierzyłam matce zamiary, jakie pan powziął względem Marianny, znając ją z ulicy i widując ją w oknie.
HARPAGON
Cóż odpowiedziała?
FROZYNA
Przyjęła z radością; gdym zaś uroczyście powiedziała, że pan pragnie, aby Marianna wzięła dziś udział w uroczystości małżeńskiego kontraktu pańskiej córki, zgodziła się bez trudności i oddała mi ją w tym celu pod opiekę.
HARPAGON
Bo widzisz, Frozyno, muszę dziś wydać wieczerzę dla pana Anzelma i bardzo bym pragnął, aby i ona była na tej uczcie.
FROZYNA
Ma pan słuszność. Marianna wybiera się po obiedzie w odwiedziny do pańskiej córki; potem chciałaby zajrzeć na chwilę na jarmark i wrócić tu na wieczerzę.
HARPAGON
Dobrze; mogą pojechać moim powozem; pożyczę im.
FROZYNA
Doskonale.
HARPAGON
Ale, Frozyno, czyś mówiła też z matką w sprawie posagu? Czyś wytłumaczyła jej, że powinna by o tym pomyśleć, trochę się ścisnąć, krwi sobie upuścić trochę przy takiej okazji? Bo, ostatecznie, nikt się nie żeni z panną, aby bodaj czegoś nie miała.
FROZYNA
Jak to! Ależ ona wniesie panu ze dwanaście tysięcy franków rocznie.
HARPAGON
Dwanaście tysięcy!
FROZYNA
Tak. Przede wszystkim, jest z domu przyzwyczajona do bardzo oszczędnego stołu. To dziewczyna, nawykła żyć samą sałatą, mlekiem, serem i ziemniakami; nie będzie się trzeba wysadzać na wykwintny stół, na kosztowne smakołyki ani desery, jakich wymagałaby inna kobieta; a to wcale nie drobnostka, to najmniej jakie trzy tysiące franków rocznie. Dalej włożona jest do wielkiej skromności i prostoty w ubraniu; nie lubi kosztownych sukien, wspaniałych klejnotów, zbytkownych mebli, do których jej rówieśnice wzdychają zazwyczaj tak gorąco: to warte przeszło cztery tysiące rocznie. Brzydzi się grą, co dziś nieczęsto się przytrafia u kobiet. Znam sąsiadkę, która w trente i qua-rante przegrała dwadzieścia tysięcy franków w tym roku. Ale liczmy tylko czwartą część. Pięć tysięcy rocznie na grze, cztery tysiące na strojach i kosztownościach, to czyni dziewięć tysięcy, tysiąc zaś talarów, które oszczędzilibyśmy na jedzeniu, czy to nie wyniesie razem okrągłych dwunastu tysięcy?
HARPAGON
Tak, to nieźle; jednakże ten rachunek nie ma w sobie nic realnego.
FROZYNA
Za pozwoleniem. Czy to nie jest rzecz bardzo realna, jeśli ktoś panu wnosi jako posag wstrzemięźliwość, jako sukcesję prostotę w ubiorze i jako kapitał wstręt do gier hazardowych?
HARPAGON
Chyba kpisz, Frozyno: wmawiać mi jako posag wszystkie wydatki, których nie będzie robiła! Nie będę przecież kwitował z tego, czego nie dostanę do ręki; bodaj coś muszę zobaczyć w gotowiźnie!
FROZYNA
Mój Boże, dostaniesz pan, dostaniesz; mówiły mi, że gdzieś światami mają jakiś mająteczek, który panu tym samym przypadnie.
HARPAGON
Trzeba to sprawdzić. Ale, Frozyno, jeszcze jedna rzecz mnie niepokoi. Dziewczyna jest jak ci wiadomo, młoda, a młode zazwyczaj ciągną do młodych. Lękam się, że człowiek w moim wieku może jej nie przypaść do smaku i że to gotowe stać się przyczyną pewnych wybryczków, które by mi wcale nie były na rękę.
FROZYNA
Ach, jakże pan jej nie zna! To jeszcze jedna właściwość, którą miałam panu oznajmić: ma nieprzezwyciężony wstręt do młodych i ceni jedynie starców.
HARPAGON
Doprawdy!
FROZYNA
Upewniam pana. Gdybyś pan słyszał, jak ona się wyraża w tym przedmiocie! Nie może po prostu znosić widoku młodego człowieka; nic zaś jej więcej nie zachwyca, powiada, niż piękny starzec z dużą majestatyczną brodą. Im który starszy, tym powabniejszy w jej oczach; toteż ostrzegam pana, abyś się nie starał dla niej odmładzać. Wymaga co najmniej skończonych lat sześćdziesięciu: nie dalej jak przed czterema miesiącami, już w przededniu małżeństwa, zerwała wszystkie układy, ponieważ wielbiciel przyznał się, że ma dopiero pięćdziesiąt sześć lat, i ponieważ, mając podpisać kontrakt, nie przywdział okularów.
HARPAGON
Jedynie dlatego?
FROZYNA
Tak. Mówi, że pięćdziesiąt sześć lat, to jej nie wystarczy; a zwłaszcza nie cierpi nosów bez okularów.
HARPAGON
Doprawdy, ty mi szczególne rzeczy powiadasz.
FROZYNA
To dalej sięga, niżby sobie można było wyobrazić. W pokoiku jej na przykład wisi kilka obrazków, sztychów; jak pan myśli, kogo przedstawiają? Adonisów, Cefalów, Parysów i Apollinów? Nie: to portrety Saturna, Priama, starego Nestora i poczciwego Anchizesa na barkach syna.
HARPAGON
Nadzwyczajne! Tego doprawdy nigdy bym nie pomyślał; bardzom rad, że ona ma takie usposobienie! Ja także, gdybym był kobietą, nie przepadałbym wcale za młodymi.
FROZYNA
Myślę sobie. Ładny mi specjał, doprawdy, te gołowąse smarkacze! Jest też na co lecieć na takich żółtodziobów! Palić się do tych papinków! Dużo się smaku kobieta w tym doszuka!
HARPAGON
Co do mnie, nie umiem tego pojąć. Nie wiem, jakim cudem znajdują się kobiety, które tak przepadają za tym towarem.
FROZYNA
Trzeba mieć źle w głowie. Czy można, mając klepki w porządku, dopatrzeć się czego przyjemnego w tych młokosach? Czy to mężczyźni te wymuskane lale; czy w tym jest co do kochania?
HARPAGON
Toż samo co dzień powtarzam: wygląda to jak zmokłe kurczę, trzy włoski pod nosem, jak wąsy u kota, klaki z włosia na głowie, portki jak banie i pępek prawie na wierzchu!
FROZYNA
A jak to zbudowane! jak to wygląda przy takim człowieku jak pan! To mi mężczyzna dopiero, jest na co patrzeć; to mi strój i figura, zdolne zawrócić w głowie kobiecie!
HARPAGON
Wydaję ci się nieźle?
FROZYNA
Jakże! wprost świetnie, do odmalowania. Niech się pan trochę obróci, jeśli łaska. Kapitalnie! Niech się pan przejdzie trochę. To mi postawa kształtna, swobodna i pełna siły; nie znać wręcz najmniejszej dolegliwości.
HARPAGON
Tak wielkich też znów nie mam, Bogu dzięki. Astma jedynie trapi mnie czasami.
FROZYNA
To nic! Bardzo panu do twarzy z tą astmą; kaszle pan z wielkim wdziękiem.
HARPAGON
Powiedz mi, Frozyno, czy Marianna nie zna mnie z widzenia? Nie zauważyła mnie kiedy, tak, przechodząc?
FROZYNA
Nie; ale wiele mówiłyśmy o panu. Nakreśliłam jej pański portret; nie omieszkałam wysławić przed nią pańskich zalet oraz korzyści posiadania takiego męża.
HARPAGON
Dobrze, bardzo ci dziękuję.
FROZYNA
Ach, prawda, przy sposobności miałabym małą prośbę. Mam proces, który grozi przegraniem dla braku trochę pieniędzy.
Harpagon robi minę poważną
Mógłby pan w najprostszy sposób zapewnić mi wygraną, gdyby pan zechciał wspomóc mnie trochę. Nie uwierzyłby pan, jak ona się ucieszy z pańskiego poznania.
Harpagon przybiera na powrót minę wesołą
Ach, jakże pan jej przypadnie do gustu, jakie na niej wrażenie zrobi ta staroświecka kryza. Ale przede wszystkim oczarowana będzie tymi spodniami na sprzączkach: oszaleje po prostu; kochanek z takimi sprzączkami, temu to już doprawdy nie zdoła się oprzeć.
HARPAGON
Bardzo mi miło to słyszeć.
FROZYNA
Niech mi pan wierzy, ten proces to dla mnie sprawa niezmiernej wagi.
Harpagon robi się poważny
Jestem zgubiona, jeżeli go przegram, a mała, maleńka pomoc mogłaby mnie postawić na nogi. Chciałabym, abyś pan widział zachwyt, z jakim słuchała opowiadań o panu.
Harpagon wraca do miny wesołej
Radość tryskała z jej oczu, gdym wyliczyła wszystkie pańskie przymioty! Doprowadziłam do tego, że doczekać się nie może chwili małżeństwa.
HARPAGON
Bardzoś poczciwa, Frozyno; doprawdy jestem ci szczerze obowiązany.
FROZYNA
Błagam pana, chciej nie odmawiać tego, o co proszę.
Harpagon robi się poważny
To mi po prostu życie ocali: wdzięczna panu będę nieskończenie.
HARPAGON
Do widzenia. Muszę dokończyć korespondencji.
FROZYNA
Przysięgam, że nie mógłbyś bardziej w porę pośpieszyć z pomocą.
HARPAGON
Pójdę powiedzieć, aby przygotowali powóz, którym macie jechać na jarmark.
FROZYNA
Nie naprzykrzałabym się z pewnością, gdyby mnie w istocie nie zmuszała ciężka potrzeba.
HARPAGON
I polecę, niech wcześnie podadzą kolację, aby wam nie zaszkodziło.
FROZYNA
Niech mi pan nie odmawia łaski, o którą błagam. Nie wyobraża pan sobie, ile radości...
HARPAGON
Idę już. Wołają mnie. Do zobaczenia.
FROZYNA
sama
Niechże cię febra ściśnie, ty stary psie, brudasie diabelski! Kutwa udawał głuchego na wszystkie przymówki; ba, nie trzeba jeszcze dawać za wygraną; na wszelki wypadek, umiałam sobie z drugiej strony zapewnić sowitą nagrodę.