Jestem konkwistadorem i wraz z Cortezem lub Pizarrem wyruszm z Hiszpani na podbój Indian Nowego Świata.Opisze sowje przeżycia
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
Pierwszego dnia po przybyciu do Nowego Świata kapitan Cortez nakazał ,aby tóż po przybiciu do brzegu rozpocząć budowę małego fortu ,zabezpieczającego nas przed ludnością z okolicy.Jendocześnie wydał rozkaz mi ,żebym wraz z 15 innymi ludźmi wyruszył na krótki partol mający zapewniść rozeznanie w naszym położeniu.Wyruszyliśmy w puszczę która rozciągała się wzdłuż palaży jak daleko wzrokiem sięgnąć.Wędrowaliśmy już od jakiś 2 godzin kiedy to jeden z moim ludzi zauważył wioskę tubylców ,leżącą u podnóża ,doskonale widocznej z naszej prowizorycznej twierdzy połozonej przy plaży.Wydałem rozkaz powrotu do obozu i poinformowaniu Corteza o naszym odkryciu.Gdy wróciliśmy do obozu moi ludzie natychmiast rozeszli się po jego częściach opowiadając o wszystkim co ujżeli.Ja sam ruszyłem zdać raport Cortezowi przebywającemu w swoim namiocie.Gdy wszedłem do namiotu zastałem kapitana stojącego za stołem z mapami ,które stworzyli nasi poprzednicy.Zbliżyłem się i zdałem raport.Na wieść o tubylcach kapitan wpadł w szał radości ,zaczął wykrzykiwać coś w nieznanym mi języku i dopytywać się o stan ludności wioski i ich skarby.Odpowiedziałem ,ze wioska nie została dobrze zbadana ,gdyż było nas za mało.Po tej informacji Cortez natychmiast wybiegł przed namiot i zebrał ok 70 ludzi ,którym nakazał natychmiastowe przygotowanie się do wymarszu,którego ja miałem być przewodnikiem.Wyruszyliśmy dokładnie tą trasą jak podczas patrolu.Po jakiś 2 godzinach i jednym incydencie z świniakiem ,który nastraszył część żołnierzy dotarliśmy do wioski.Wchodząc do niej rozglądaliśmy się na prawo i lewo w poszukiwaniu tubylców.Żadnego nie znaleźliśmy dlatego Cortez poprowadził nas dalej nad rzekę,gdzie zastaliśmy chyba wszystkich mieszkańców wioski.Kapitan wydał rozkaz ustawienia się w szyku pojowym i podejścia pod rzekę.Wzbucadją nie małe zaskoczenie w śród mieszkańców wioski,który zapeewne mieli nas za jakieś duchy z mitów lub swych bogów.Nagle cała ta zgraja rzuciła się w naszą stronę z uśmiechami na twarzach i okrzykami w języku którego nawet Cortez nie rozumiał.Po chwili z tłumu wysynął się postawny choć starszy juz człowiek w otoczeniu 10 wielkich jak dom strażników.Był to wódz wioski.Zbliżał się do nas pewnym krokiem ,a gdy był w okległości ok 2 m stanął i rzucił sie na kolana z okrzykiem jak mi się zdawało radości ,w ślad za nim poszli inni jego poddani.Wódz zaprowadził nas do wioski ,gdzie spędziliśmy noc.Niestety nie bylo nam dane spać ,gdyż co chwile odwiedzali nas tybylcy z darami dla jak nas nazwali "bubu "( załóżmy ,że to nazwa bóstw w mitologi ludów Ameryki Środkowej).Następnego dnia z samego rana obudził nas posłannik wodza ,który wyprowadził nas przed chaty gdzie czekał już Cortez i wódz,na którego czele wyruszyliśmy na wyprawę w głąb góry u której podnóż znajdowała się wioska.Droga trwała od świtu do godzin popołudniowych ,gdy słońce górowało nad okolicą.Ok południa staneliśmy przed ogromnym wejściem do tunelu,który jak się okazało prowadził do miasta zrobionego z szczerego złota.Całe miasto ,budynki,drogi świątynie były z niego stworzone.Cotrez popatrzył na mnie i następnie na wodza i wydał rozkaz ,mówiacy ,że jutro wraz z resztą ludzi z obozy przybądziemy tu i kawałek po kawałku rozbierzemy miasto.Po tych słowach wyszedł i ruszył na czele naszego oddziału do obozu.Gdzie dotarliśmy w środku nocy.Po powrocie czym prędzej ,wyczeprani drogą połozyliśmy się spać.Jednak nie dane nam było dużej odpocząć ,gdyż tóż o świcie Cortez zarządził powtór do miasta złota.Ruszylismy,ale kiedy dotarliśmy do wioski ,była już opustoszała ,nad rzeką też nie było żywego ducha więc dalej postanowilismy wyruszyć sami.Podróż obdyła się bez przeszkód ,kiedy jednak dotarliśmy na miejsce gdzie znajdowało się wejście do groty ,okazało się ,że go tam nie ma !!! Cortez zarządził poszukiwania miejsca ,jednak nie udało znaleść się niczego innego prócz posążka ze złota ,który oddano Cortezowi.Ten zawołał mnie i rozkazał przewiezienie posążka do Hiszpani na znak ,że w tym krainach skrywane jest złoto.Co więcej kazał przekazać królowi ,że czeka na posiłki.Tak więc następnego dnia wyruszyłem w drogę powrotną do kraju.Gdy tam dotarłem zdałem relację królowi ,który w zamian za przyniesienie widomości dał mi w ramach podziękowań podarował mi mały folwark na południu Katoloni ,z którego teraz piszę tą opowieść