Mianem Pokolenia kolumbów okrzyknięci zostali młodzi Polacy, którym marzyć, kochać, śnić i w końcu...żyć przyszło w najcięższym dla tych codziennych, ludzkich potrzeb okresie.Owym okresem okazała sie II wojna światowa i wszystkie zdarzenia z nią związane, liczne okrucieństwa z nią niesione...i przeżycia głęboko w sercach po dzień dzisiejszy zakorzenione.
Dziś nikt z nas nie jest sobie w stanie nawet wyobrazić co znaczyć może samo słowo "wojna".Jesteśmy o niej wciąż uświadamiani, naokoło słyszymy tak wiele na jej temat..."pani wojenka" w parze z białą damą delikatnie po powierzchni ziemi swe stopy stawiają...zgliszcza, rozpacz, ból...puste ciała zostawiają...Lecz my, dzieci wychowane na czystej ziemi, nie znające i nie widzące nigdy jak "ciągną korzenie krew", jak "z liści pada rosa czerwona" nie możemy wiedzieć co znaczy to wszystko.Niestety jednak nie wszsycy mieli takie szczęście jak my...nie mieli go kolumbowie-nieczemu niewinni młodzi ludzie, którzy musieli spieszyć sie żyć...A jednak z pokorą i zaszczytem, dumnie uniesiona głową i...karabinem brnęli wciąż do przodu, wciąż na przeciw gromom z jasnego nieba, spadającym na nich raz po raz.Wyrastając w tradycji patriotycznej, z pełną świadomością przymusu walki z okupantem-innego wyjścia nie było-jedynym wyborem bylo walczyć lub...zginąć. Lecz i w takich warunkach istnienie swoje zaznaczyła generacja poetów gotowa na złożnie ofiary w postaci własnego życia.Jedym z owej gneracji był Krzysztof Kamil Baczyński mający świadomość, iż wielkie słowa mają ogromne znaczenie i o na sam będąc poetą jest również żołnierzem.Ogół wyrażanych przez niego myśli umieszczony jest w trakcie toczenia się jego życia, Baczyński egzystując w owym katastrofiźmie mógł swobodnie i najtrafniej opisywać co się na powierzchni ziemi działo...a działo się niemało.Doskonałym potwierdzeniem tego jest napisany przez niego wiersz “Pokolenie”.Zawiera on liczne rozważania, a co za tym idzie, znakomite wnioski odnoszące się do tego, co z jego pokoleniem się wydarzyło i jak wiele się zmieniło.Padają stwierdzenia
“Szukamy serca-bierzemy w rękę, nasłuchujemy:wygaśnie męka, ale zostanie kamień-tak-głaz.”
Pokolenie kolumbów chcąc nie chcąc musiało przejść przez taką przemianę serca w zimny, twardy, nieczuły “kamień”.Nadal jest na tym samym miejscu, nadal człowiek je posiadał, lecz już nie takie samo, teraz było ono zmiażdżone ciężkimi przeżyciami.Bo jak być czystym, jak mieć spokojne sumienie, kiedy na każdym kroku ten niewinny człowiek, bardzo młody człowiek z każdym dniem uczony jest odwróconego dekalogu?! Jak ma on po prostu, w zwyczajny sposób prowadzić swoje życie, skoro to okazało się uniwersytetem zła, gdzie człowiek uczy sie dehumanizacji.Gdzie ludzie mogą znaleźć miłość, szacunek, poważanie?Gdzie może dowiedzieć się co to wrażliwość, jaką cenę ma w sobie każdy przeżyty dzień, jeżeli nie od innych ludzi. A jeśli Ci ludzie uczą tylko bezwzględności i okrucieństwa. Pokazują jak być obojętnym na każdy cios wymierzony w niego samego, obojętnym na drugiego człowieka...wreszcie jak wyzbyć się wrażliwości, jak nienawidzić, jak zapomnieć, zostawić wszystko za sobą i zwyczajnie pójść dalej...I tak bez wyboru, i tak bez większej świadomości z głową uniesioną w górę spacerowało się po utkanej krwią ziemi. I właśnie stąd też przepełnione realiami wersy
“usta ściśnięte mamy, twarz wilczą”
typowo ukazane zło ludzkie a także odhumanizowanie i w dalszej części wiersza
“w jamach żyjemy, strachem zaryci, w grozie drążymy mroczne miłości, własne posagi-żli troglodyci”
Człowiek ze zwierzęcą twarzą, więc i zwierzęce miejsce zamieszkania [jama]czy zachowanie również...? Przecież nawet te zabijają tylko z potrzeby przeżycia i tylko dlatego by móc się posilić...I pada mocne określenie “żli troglodyci”-człowiek cofa sie w rozwoju o tysiące lat, staje się jaskiniowcem z powodu wojny. I teraz, czy tego chce czy nie, znów musi zaczynać wszystko od nowa, od tych najdrobniejszych podstaw. Ale... “to ludzie ludziom zgotowali ten los” i to ci sami ludzie zapomną o tym wszystkim i dopiero kolejne pokolenie może odgrzebać wspomnienie o nich z gruzów, by nasi młodzi bohaterowie odrodzić się mogli jak Feniks z popiołów. Wyrażeniem wielkości tragizmu owego zajął się również Baczyński w swym dziele “Elegia o...[chłopcu polskim]”. Zwrotem “chłopiec polski” okrył poea wszystkie dzieci, te starsze i młodsze, będące ofiarą tegoż okrutnego wiru, będące płodem ziemi gdzie
“haftowali [...] smutne oczy rudą krwią, malowali krajobrazy w żółte ściegi pożóg, wyszywali wisielcami drzew płynące morze”
Zgrozę sieje u odbiorcy drastyczny kontrast, charakterystyczny dla Baczyńskiego, świata apokalipsy, świata wojny i arkadii, słodkiego, beztroskiego dzieciństwa jakie należy się każdemu dziecku. Jednak za każdym razem gdy wyczytać chciałoby się coś ciepłego, odpowiedniego i naturalnie należącego do świata dziecka...znajdujemy odwrócony dekalog, nieodstępujący od ciała chłopca polskiego. On nie zaznał snów słodkich, kolorowych, on nie miał w oczch tej dziecięcej iskierki radości. Jego jedyną troską nie było odzyskanie przysłowiowego lizaka. Nie to mu było dane-wręcz przeciwnie on w oku miał “żelazne łzy”, karmiony od rana do rana “bochnem trwóg” i wszystko wciąż “w ciemności”. A jednak, mino wszystko nie poddając się żył i miał do tego chęć! To drobne dziecko, odjęte od matki, wyjęte z jej bezpiecznych ramion samo musiało nauczyć się przemierzać “po omacku najwstydliwsze z ludzkich dróg”-a to z całą pewnością nie należało do przeżyć łatwych, bezbolesnych i niezostawiających rysy na twarzy. A nie zostawi jej na policzku, to co się nie wydarzy....kolumbowie mieli ich mnustwo i dlatego wszystkie prawidłowe ludzikie zachowania zostały stłumione przez te wyuczone i u innych podpatrzone. Przeraża również stylizacja wiersza na prostą zwykłą kołysankę mamy, z tematycznych powodów taką nie jest. Mama-najdroższa osoba nie nuci melodii pod zasłoną nocy do ucha ukochanego dziecka, nie było jej to dane...jest świadoma tego co się dzieje, wie, że nie ma kto już do niej wracać. I tylko z trwogą ciche pada zapytanie
“Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?”
Odpowiedź na owe pytanie retoryczne jest prosta-tak, to serce pękło, pękło na zawsze – dlaczego? Ono nie wytrzymało z rozpaczy i ta właśnie rozpacz stała się przyczyną śmierci ogromnej liczby niczemu niewinnych dzieci i młodzieży. Krzysztof Klamil Baczyński napisał jeszcze wiele utworów, które dodatkowo jeszcze uświadomić nam mogą wielkość przeszłych wydarzeń, które obrazowo przedstawiają sceny wyjęte wprost z wojny. To przeraża, wzbudza w nas maksimum uczuć-to prawie tak jak katarsis. Heroiczne wzmaganie się z rzeczywistością, beznadziejne i bezowocne poszukiwanie drogi, którą możnaby się było wydostać z tej olbrzymiej, śmierciodajnej matni. I teraz dodając do tego wszystkiego fakt, iż sam Baczyński widział wszystkie te obrazy na własne oczy, krwawe pejzaże wyrastały mu przed oczyma. Jego osoba należała przeciez także to tego tragicznego okresu, tak jak Bojarski, Borowski, Stroiński czyteż Trzebiński. Dzięki jego biografii prześledzić możemy jak toczyło sie życie człowieka wdrążonego w odchłań narodowych antagonizmów. On sam urodzony w roku 1921 żył tokiem, można powiedzieć, wojny. Zakorzenione w rodzinie tradycje niepodległościowe miały z całą pewnością wpływ na rozwój poety a także odzwierciedlenie w jego dalszych poczynaniach. W dobie tych czasów ukończył renomowane gimnazjum im. Stefana Batorego w Warszawie, był także studentem tajnych kompletów polonistyki uniwersytetu warszawskiego...a wszystko w pewnym pośpiechu, by zdążyć wypełnić swe życie czymś więcej niż tylko biernym bytem. Tak jak wielka miłość i wczesne małżeństwo z Basią Drabczyńską. Następnym jakby etapem w życiu jego było uczestnictwo w harcerskich grupach szturmowych AK, a także uczęszczanie jako elew do konspiracyjnej Szkoły Podchorążych Rezerwy...i uzyskał pseudonim wojskowy “Agrikola”, a także stopień starszego strzelca podchorążego. Końcowym zdarzeniem z życia Baczyńskiego był udział w powstaniu warszawskim, jako żołnierz AK batalionu Zośka i Parasol zginął od kuli w 1944 roku. Przez te zaledwie 23 lata zdołał osiągnąć pełną dojrzałość artystyczną-udało mu się coś dla siebie zdobyć. On, dziecko tragicznego pokolenia kolumbów przez poszukiwanie walki, młodości i śmierci stał się poetą kręgu sztuki i narodu...udało mu się to czego zawsze tak bardzo pragnął- został w pamięci ludzi, zamieszkuje ich serca do dziś i z czasem zdobywa coraz to więcej przyjaznych sobie dusz.
Jednym z doskonałych zobrazowań katastrofy jaka po brzegi wypełniła serca dzieci i młodzieży jest opowiadanie Kamińskiego “Kamienie na szaniec”. Nie bez powodu dorośle nazwane opowieścią o "ludziach, którzy potrafią pięknie umierać i pięknie żyć". Autor zawarł w zwykłych kartkach ogromne przeżycia, przygody, uczucia i problemy trójki przyjaciół, którzy musieli bardzo szybko dojrzeć by móc sprostać wszytskim wyamganiom losu, który bezlitośnie wciąż miotał ich charakterami-była to ogromna próba przetrwania i trzeba było wyjść z niej zwycięsko. I udało im się, siła woli nieugięta a także wiara w każdy swój ruch pozwala osiągać szczyty i tylko dzieki niej można przenosić głazy, które początkowo mogły zdawać się nie do uniesienia. Przyjaźń, zaufanie i więź jaka wytworzyła się między Rudym, Zośką i Alkiem pozwoliła i pomogła im przetrwać najgorsze. Ich siła, ambicja, inteligencja sprawiała iż za wszelką cenę chcieli podbic świat...
Ich wszechmocna, bezkresowa przyjaźń ujawnia się podczas aresztu Rudego na Aleji Szucha. Tam strasznie torturowany nie wydusił z siebie zani słowa, gotów był umrzeć za rówieśników, był w stanie zakończyć swe życie lecz nie wydać, zdradzić. Kompani nie mogli zostawić go na pastwę losu, po raz kolejny udowodnili o znaczy owa więź wytworzona między nimi-to przeciez była najważniejsza dla nich siła, napotężniejszy napęd, nie mogli pozwolić by teraz trybka się zatarły, a napęd przestał działać. Zorganizowali zakcę, która do dziś jest niesiona na ustach pon nazwą “Akcja pod Arsenałem”. I nie myśląc o własnym losie, o tym, że plan może sie nie powieść chłopcy wyruszyli na pomoc Rudemu, dla którego wolności i życia w zamian swoje oddał Alek...ale nawet jego poświęcenie i utrata najcenniejszego daru Boga nie zapewniła Rudemu spokoju...jeszcze tego samego dnia porzucił świat żywych, a wszystko dla honoru i zasad, wszystko dla przyjaźni i chyba samego siebie również. Umrzeć z wiarą, że ma to jakis sens, że dzięki temu coś może zotanie zmienione, to poczucie bohaterstwa-śmierć dla innych ludzi-poświęcenie własnego szczęścia z wiary, iż owo szczęsie dzieki temu otrzyma ktoś inny. Sam chciałabym tak umrzeć, z wiarą, że ma to jakieś znaczenie, z wiarą, iz ktos to ujrzy i doceni, że choc jedna osoba zapamięta o mym czynie i czieki niemu do czyjegoś szczęścia się przyczynię. Bo jak żyć ze świadomością, iż życie przeżyłam i nic po sobie na powierzchni ziemi nie zostawiłam. Wspomnienie o zmarłym, mile wspomnienie, z szacunkiem, uznaniem, tęsknotą a jednak uśmiechem w oczach, to chyba największa nagroda i najcenniejszy gest jaki można jeszcze dla odeszłej duszy zrobić i dziś my mozemy cos takiego dać Alkowi, Rudemu i Zośce, bo i on nauczony nieugiętości i żelaznej dyscypliny nakarmił ojczyznę swym ciałem. Chłopcy zmarli, ale od samego początku doskonale wiedzieli, że odzyskanie niepodległości wiąże się silnie z ofiarami i takimi właśnie oni się stali.
Nawet na łożu śmierci, zabójczo skatowany Rudy ostatnimi siłami wypowiedział cenne słowa, które dane były im w spadku, słowa testamentu Słowackiego, który wypełnili.
“Lecz zaklimam - niech zywi nie traca nadziei I przed narodem niosa oswiaty kaganiec; A kiedy trzeba; na smierc ida po kolei, Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec! “
Dziś kiedy tak na to patrzę oczyma człowieka wplecionego w ciąg lat spokojnych, gdzie nie przyszło mi ujrzeć krwi i setek ran, widzę jak ciężko musiało być. Kiedy się rozdrabniam i rozczulam nad ich losem zdaje mi się, iż oni myśleli, iż tak po prostu ma być, że nie znali innego życia i byli w to wtłoczeni. Przez myśl nawet im nie przechodziło, żeby się użalać nad tym jak mają ciężko, nikt z nich nie myślał, że życ mu się juz nie chce, że nie ma ochoty tego wszystkiego nadal ciągnąć.Ta wola życia, jakże silna sprawiała, iż każdy problem zrzucony na głowę nie uginał ich kolan, nie sprawiał sytuacji, iż trzebabylo się podnosić.Oni zwyczajnie szli przed siebie z dumnie uniesiona głową, z hasłem n ustach “być zwyciężonym i nie ulec”, z zaszczytem, że mogą coś zrobić dla kraju, dla swej ojczyzny i wreszcie dla swego domu...To piękne kiedy widzi się człowieka jakby zepchniętego z krańca świata, który zwyczajnie to przyjmuje, który mimo wszystko potrafi funkcjonować i to z większą radością do życia i z większym do niego szacunkiem niż my dzisiaj, gdy wszystko jest całkiem dobrze i nie jesteśmy zmuszeni ciągle biec z karabinem w ręku...To świadczy chyba tylko o tym, iz człowiek mający olbrzymie chęci i postanowienia potrafi zmienić wszystko, potrafi zaszyć się w swym wnętrzu i stworzyć swój własny świat, gdzie nie ma miejsca na rzeczy, o których on sam myśleć nie chce, których on sam do siebie nie dopuści.Potrafi stworzyć i znaleźć sobie ideały, dzięki którym zmierza do przodu...nawet jeśli tam zastać ma tańczącą dam
Pokolenie kolumbów, pokolenie person dumnych z faktu, iż mogą walczyć za własną ojczyznę, za stolicę...dziś my nawet nie znamy znaczenia tych słów-Polska to dla nas kraj, Warszawa-zwyczajne miasto. Oni dzień po dniu wzmagali się z życiem, wierząc w swe możliwości, pewni siebie podążali do przodu-dziś takich ludzi brak. Dziś ja siedze nad kartką papieru i w pamięci o nich stawiam im “nad grobem krzyż”...lecz nie z litości, a z zaszczytu, że miałam takich rówieśników i z żałości, iż nie w mej sile pokazać im co znaczy miłość, co znaczy marzenie... takie prawdziwe, co znaczy radość z jego spełnienia.Nie mogę dać im szansy życia drugiego, tak by ujrzeć własnymi oczyma mogli jak wyglądają beztroskie doby. Gdzie podąża sie ulicą z uśmiechem na twarzy, a nie karabinem w ręku...
Mianem Pokolenia kolumbów okrzyknięci zostali młodzi Polacy, którym marzyć, kochać, śnić i w końcu...żyć przyszło w najcięższym dla tych codziennych, ludzkich potrzeb okresie.Owym okresem okazała sie II wojna światowa i wszystkie zdarzenia z nią związane, liczne okrucieństwa z nią niesione...i przeżycia głęboko w sercach po dzień dzisiejszy zakorzenione.
Dziś nikt z nas nie jest sobie w stanie nawet wyobrazić co znaczyć może samo słowo "wojna".Jesteśmy o niej wciąż uświadamiani, naokoło słyszymy tak wiele na jej temat..."pani wojenka" w parze z białą damą delikatnie po powierzchni ziemi swe stopy stawiają...zgliszcza, rozpacz, ból...puste ciała zostawiają...Lecz my, dzieci wychowane na czystej ziemi, nie znające i nie widzące nigdy jak "ciągną korzenie krew", jak "z liści pada rosa czerwona" nie możemy wiedzieć co znaczy to wszystko.Niestety jednak nie wszsycy mieli takie szczęście jak my...nie mieli go kolumbowie-nieczemu niewinni młodzi ludzie, którzy musieli spieszyć sie żyć...A jednak z pokorą i zaszczytem, dumnie uniesiona głową i...karabinem brnęli wciąż do przodu, wciąż na przeciw gromom z jasnego nieba, spadającym na nich raz po raz.Wyrastając w tradycji patriotycznej, z pełną świadomością przymusu walki z okupantem-innego wyjścia nie było-jedynym wyborem bylo walczyć lub...zginąć.
Lecz i w takich warunkach istnienie swoje zaznaczyła generacja poetów gotowa na złożnie ofiary w postaci własnego życia.Jedym z owej gneracji był Krzysztof Kamil Baczyński mający świadomość, iż wielkie słowa mają ogromne znaczenie i o na sam będąc poetą jest również żołnierzem.Ogół wyrażanych przez niego myśli umieszczony jest w trakcie toczenia się jego życia, Baczyński egzystując w owym katastrofiźmie mógł swobodnie i najtrafniej opisywać co się na powierzchni ziemi działo...a działo się niemało.Doskonałym potwierdzeniem tego jest napisany przez niego wiersz “Pokolenie”.Zawiera on liczne rozważania, a co za tym idzie, znakomite wnioski odnoszące się do tego, co z jego pokoleniem się wydarzyło i jak wiele się zmieniło.Padają stwierdzenia
“Szukamy serca-bierzemy w rękę,
nasłuchujemy:wygaśnie męka,
ale zostanie kamień-tak-głaz.”
Pokolenie kolumbów chcąc nie chcąc musiało przejść przez taką przemianę serca w zimny, twardy, nieczuły “kamień”.Nadal jest na tym samym miejscu, nadal człowiek je posiadał, lecz już nie takie samo, teraz było ono zmiażdżone ciężkimi przeżyciami.Bo jak być czystym, jak mieć spokojne sumienie, kiedy na każdym kroku ten niewinny człowiek, bardzo młody człowiek z każdym dniem uczony jest odwróconego dekalogu?! Jak ma on po prostu, w zwyczajny sposób prowadzić swoje życie, skoro to okazało się uniwersytetem zła, gdzie człowiek uczy sie dehumanizacji.Gdzie ludzie mogą znaleźć miłość, szacunek, poważanie?Gdzie może dowiedzieć się co to wrażliwość, jaką cenę ma w sobie każdy przeżyty dzień, jeżeli nie od innych ludzi. A jeśli Ci ludzie uczą tylko bezwzględności i okrucieństwa. Pokazują jak być obojętnym na każdy cios wymierzony w niego samego, obojętnym na drugiego człowieka...wreszcie jak wyzbyć się wrażliwości, jak nienawidzić, jak zapomnieć, zostawić wszystko za sobą i zwyczajnie pójść dalej...I tak bez wyboru, i tak bez większej świadomości z głową uniesioną w górę spacerowało się po utkanej krwią ziemi. I właśnie stąd też przepełnione realiami wersy
“usta ściśnięte mamy, twarz wilczą”
typowo ukazane zło ludzkie a także odhumanizowanie i w dalszej części wiersza
“w jamach żyjemy, strachem zaryci,
w grozie drążymy mroczne miłości,
własne posagi-żli troglodyci”
Człowiek ze zwierzęcą twarzą, więc i zwierzęce miejsce zamieszkania [jama]czy zachowanie również...? Przecież nawet te zabijają tylko z potrzeby przeżycia i tylko dlatego by móc się posilić...I pada mocne określenie “żli troglodyci”-człowiek cofa sie w rozwoju o tysiące lat, staje się jaskiniowcem z powodu wojny. I teraz, czy tego chce czy nie, znów musi zaczynać wszystko od nowa, od tych najdrobniejszych podstaw. Ale... “to ludzie ludziom zgotowali ten los” i to ci sami ludzie zapomną o tym wszystkim i dopiero kolejne pokolenie może odgrzebać wspomnienie o nich z gruzów, by nasi młodzi bohaterowie odrodzić się mogli jak Feniks z popiołów.
Wyrażeniem wielkości tragizmu owego zajął się również Baczyński w swym dziele “Elegia o...[chłopcu polskim]”. Zwrotem “chłopiec polski” okrył poea wszystkie dzieci, te starsze i młodsze, będące ofiarą tegoż okrutnego wiru, będące płodem ziemi gdzie
“haftowali [...] smutne oczy rudą krwią,
malowali krajobrazy w żółte ściegi pożóg,
wyszywali wisielcami drzew płynące morze”
Zgrozę sieje u odbiorcy drastyczny kontrast, charakterystyczny dla Baczyńskiego, świata apokalipsy, świata wojny i arkadii, słodkiego, beztroskiego dzieciństwa jakie należy się każdemu dziecku. Jednak za każdym razem gdy wyczytać chciałoby się coś ciepłego, odpowiedniego i naturalnie należącego do świata dziecka...znajdujemy odwrócony dekalog, nieodstępujący od ciała chłopca polskiego. On nie zaznał snów słodkich, kolorowych, on nie miał w oczch tej dziecięcej iskierki radości. Jego jedyną troską nie było odzyskanie przysłowiowego lizaka. Nie to mu było dane-wręcz przeciwnie on w oku miał “żelazne łzy”, karmiony od rana do rana “bochnem trwóg” i wszystko wciąż “w ciemności”. A jednak, mino wszystko nie poddając się żył i miał do tego chęć! To drobne dziecko, odjęte od matki, wyjęte z jej bezpiecznych ramion samo musiało nauczyć się przemierzać “po omacku najwstydliwsze z ludzkich dróg”-a to z całą pewnością nie należało do przeżyć łatwych, bezbolesnych i niezostawiających rysy na twarzy. A nie zostawi jej na policzku, to co się nie wydarzy....kolumbowie mieli ich mnustwo i dlatego wszystkie prawidłowe ludzikie zachowania zostały stłumione przez te wyuczone i u innych podpatrzone. Przeraża również stylizacja wiersza na prostą zwykłą kołysankę mamy, z tematycznych powodów taką nie jest. Mama-najdroższa osoba nie nuci melodii pod zasłoną nocy do ucha ukochanego dziecka, nie było jej to dane...jest świadoma tego co się dzieje, wie, że nie ma kto już do niej wracać. I tylko z trwogą ciche pada zapytanie
“Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?”
Odpowiedź na owe pytanie retoryczne jest prosta-tak, to serce pękło, pękło na zawsze – dlaczego? Ono nie wytrzymało z rozpaczy i ta właśnie rozpacz stała się przyczyną śmierci ogromnej liczby niczemu niewinnych dzieci i młodzieży.
Krzysztof Klamil Baczyński napisał jeszcze wiele utworów, które dodatkowo jeszcze uświadomić nam mogą wielkość przeszłych wydarzeń, które obrazowo przedstawiają sceny wyjęte wprost z wojny. To przeraża, wzbudza w nas maksimum uczuć-to prawie tak jak katarsis. Heroiczne wzmaganie się z rzeczywistością, beznadziejne i bezowocne poszukiwanie drogi, którą możnaby się było wydostać z tej olbrzymiej, śmierciodajnej matni. I teraz dodając do tego wszystkiego fakt, iż sam Baczyński widział wszystkie te obrazy na własne oczy, krwawe pejzaże wyrastały mu przed oczyma. Jego osoba należała przeciez także to tego tragicznego okresu, tak jak Bojarski, Borowski, Stroiński czyteż Trzebiński. Dzięki jego biografii prześledzić możemy jak toczyło sie życie człowieka wdrążonego w odchłań narodowych antagonizmów. On sam urodzony w roku 1921 żył tokiem, można powiedzieć, wojny. Zakorzenione w rodzinie tradycje niepodległościowe miały z całą pewnością wpływ na rozwój poety a także odzwierciedlenie w jego dalszych poczynaniach. W dobie tych czasów ukończył renomowane gimnazjum im. Stefana Batorego w Warszawie, był także studentem tajnych kompletów polonistyki uniwersytetu warszawskiego...a wszystko w pewnym pośpiechu, by zdążyć wypełnić swe życie czymś więcej niż tylko biernym bytem. Tak jak wielka miłość i wczesne małżeństwo z Basią Drabczyńską. Następnym jakby etapem w życiu jego było uczestnictwo w harcerskich grupach szturmowych AK, a także uczęszczanie jako elew do konspiracyjnej Szkoły Podchorążych Rezerwy...i uzyskał pseudonim wojskowy “Agrikola”, a także stopień starszego strzelca podchorążego. Końcowym zdarzeniem z życia Baczyńskiego był udział w powstaniu warszawskim, jako żołnierz AK batalionu Zośka i Parasol zginął od kuli w 1944 roku. Przez te zaledwie 23 lata zdołał osiągnąć pełną dojrzałość artystyczną-udało mu się coś dla siebie zdobyć. On, dziecko tragicznego pokolenia kolumbów przez poszukiwanie walki, młodości i śmierci stał się poetą kręgu sztuki i narodu...udało mu się to czego zawsze tak bardzo pragnął- został w pamięci ludzi, zamieszkuje ich serca do dziś i z czasem zdobywa coraz to więcej przyjaznych sobie dusz.
Jednym z doskonałych zobrazowań katastrofy jaka po brzegi wypełniła serca dzieci i młodzieży jest opowiadanie Kamińskiego “Kamienie na szaniec”. Nie bez powodu dorośle nazwane opowieścią o "ludziach, którzy potrafią pięknie umierać i pięknie żyć". Autor zawarł w zwykłych kartkach ogromne przeżycia, przygody, uczucia i problemy trójki przyjaciół, którzy musieli bardzo szybko dojrzeć by móc sprostać wszytskim wyamganiom losu, który bezlitośnie wciąż miotał ich charakterami-była to ogromna próba przetrwania i trzeba było wyjść z niej zwycięsko. I udało im się, siła woli nieugięta a także wiara w każdy swój ruch pozwala osiągać szczyty i tylko dzieki niej można przenosić głazy, które początkowo mogły zdawać się nie do uniesienia. Przyjaźń, zaufanie i więź jaka wytworzyła się między Rudym, Zośką i Alkiem pozwoliła i pomogła im przetrwać najgorsze. Ich siła, ambicja, inteligencja sprawiała iż za wszelką cenę chcieli podbic świat...
Ich wszechmocna, bezkresowa przyjaźń ujawnia się podczas aresztu Rudego na Aleji Szucha. Tam strasznie torturowany nie wydusił z siebie zani słowa, gotów był umrzeć za rówieśników, był w stanie zakończyć swe życie lecz nie wydać, zdradzić. Kompani nie mogli zostawić go na pastwę losu, po raz kolejny udowodnili o znaczy owa więź wytworzona między nimi-to przeciez była najważniejsza dla nich siła, napotężniejszy napęd, nie mogli pozwolić by teraz trybka się zatarły, a napęd przestał działać. Zorganizowali zakcę, która do dziś jest niesiona na ustach pon nazwą “Akcja pod Arsenałem”. I nie myśląc o własnym losie, o tym, że plan może sie nie powieść chłopcy wyruszyli na pomoc Rudemu, dla którego wolności i życia w zamian swoje oddał Alek...ale nawet jego poświęcenie i utrata najcenniejszego daru Boga nie zapewniła Rudemu spokoju...jeszcze tego samego dnia porzucił świat żywych, a wszystko dla honoru i zasad, wszystko dla przyjaźni i chyba samego siebie również. Umrzeć z wiarą, że ma to jakis sens, że dzięki temu coś może zotanie zmienione, to poczucie bohaterstwa-śmierć dla innych ludzi-poświęcenie własnego szczęścia z wiary, iż owo szczęsie dzieki temu otrzyma ktoś inny. Sam chciałabym tak umrzeć, z wiarą, że ma to jakieś znaczenie, z wiarą, iz ktos to ujrzy i doceni, że choc jedna osoba zapamięta o mym czynie i czieki niemu do czyjegoś szczęścia się przyczynię. Bo jak żyć ze świadomością, iż życie przeżyłam i nic po sobie na powierzchni ziemi nie zostawiłam. Wspomnienie o zmarłym, mile wspomnienie, z szacunkiem, uznaniem, tęsknotą a jednak uśmiechem w oczach, to chyba największa nagroda i najcenniejszy gest jaki można jeszcze dla odeszłej duszy zrobić i dziś my mozemy cos takiego dać Alkowi, Rudemu i Zośce, bo i on nauczony nieugiętości i żelaznej dyscypliny nakarmił ojczyznę swym ciałem. Chłopcy zmarli, ale od samego początku doskonale wiedzieli, że odzyskanie niepodległości wiąże się silnie z ofiarami i takimi właśnie oni się stali.
Nawet na łożu śmierci, zabójczo skatowany Rudy ostatnimi siłami wypowiedział cenne słowa, które dane były im w spadku, słowa testamentu Słowackiego, który wypełnili.
“Lecz zaklimam - niech zywi nie traca nadziei
I przed narodem niosa oswiaty kaganiec;
A kiedy trzeba; na smierc ida po kolei,
Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec! “
Dziś kiedy tak na to patrzę oczyma człowieka wplecionego w ciąg lat spokojnych, gdzie nie przyszło mi ujrzeć krwi i setek ran, widzę jak ciężko musiało być. Kiedy się rozdrabniam i rozczulam nad ich losem zdaje mi się, iż oni myśleli, iż tak po prostu ma być, że nie znali innego życia i byli w to wtłoczeni. Przez myśl nawet im nie przechodziło, żeby się użalać nad tym jak mają ciężko, nikt z nich nie myślał, że życ mu się juz nie chce, że nie ma ochoty tego wszystkiego nadal ciągnąć.Ta wola życia, jakże silna sprawiała, iż każdy problem zrzucony na głowę nie uginał ich kolan, nie sprawiał sytuacji, iż trzebabylo się podnosić.Oni zwyczajnie szli przed siebie z dumnie uniesiona głową, z hasłem n ustach “być zwyciężonym i nie ulec”, z zaszczytem, że mogą coś zrobić dla kraju, dla swej ojczyzny i wreszcie dla swego domu...To piękne kiedy widzi się człowieka jakby zepchniętego z krańca świata, który zwyczajnie to przyjmuje, który mimo wszystko potrafi funkcjonować i to z większą radością do życia i z większym do niego szacunkiem niż my dzisiaj, gdy wszystko jest całkiem dobrze i nie jesteśmy zmuszeni ciągle biec z karabinem w ręku...To świadczy chyba tylko o tym, iz człowiek mający olbrzymie chęci i postanowienia potrafi zmienić wszystko, potrafi zaszyć się w swym wnętrzu i stworzyć swój własny świat, gdzie nie ma miejsca na rzeczy, o których on sam myśleć nie chce, których on sam do siebie nie dopuści.Potrafi stworzyć i znaleźć sobie ideały, dzięki którym zmierza do przodu...nawet jeśli tam zastać ma tańczącą dam
Pokolenie kolumbów, pokolenie person dumnych z faktu, iż mogą walczyć za własną ojczyznę, za stolicę...dziś my nawet nie znamy znaczenia tych słów-Polska to dla nas kraj, Warszawa-zwyczajne miasto. Oni dzień po dniu wzmagali się z życiem, wierząc w swe możliwości, pewni siebie podążali do przodu-dziś takich ludzi brak. Dziś ja siedze nad kartką papieru i w pamięci o nich stawiam im “nad grobem krzyż”...lecz nie z litości, a z zaszczytu, że miałam takich rówieśników i z żałości, iż nie w mej sile pokazać im co znaczy miłość, co znaczy marzenie... takie prawdziwe, co znaczy radość z jego spełnienia.Nie mogę dać im szansy życia drugiego, tak by ujrzeć własnymi oczyma mogli jak wyglądają beztroskie doby. Gdzie podąża sie ulicą z uśmiechem na twarzy, a nie karabinem w ręku...