W ostatnie wakacjie miałam przyjemność zwiedzić domostwo Maćka nad Maćkami w zaścianku szlacheckim Dobrzyn. zaprosił mnie on juz dawno temu, ale dopiero podczas ostatnich wakacji mogłam skorzystać z jego zaproszenia. Kiedy dotarłąm na miejsce, bardzo się zdziwiłam.liczyłam, ze posiadłość ta będzie bardziej okazała. Dom Matyjasza Dobrzyńskiego znajdował się między karczmą, a kościołem. Brama wjazdowa pozbawiona była wrót, brakowało również ogrodzenia. Widać było, że ziemia dawno juz nie była obsiewana. Świadczyły o tym całkiem spore brzózki, które wyrosły na grzędach. Poza tym, folwark Maćka nad Maćkami był zdecydowanie kształtniejszy i rozleglejszy od innych chat we wiosce. Obok stał lamus, spichrz, gumno, obora i stajnie. Wszystko było bardzo stare i zgniłe. Strzechy gumien porosły różnego rodzaju roślinami. dach domu porośnięty był mchami i trawą. Całe domostwo było kompletnie zaniedbane. Najbardziej zdziwiły mnie gniazda jaskółcze w oknach domu oraz króliki biegające po całym podwórzu. Bardzo łatwo można było zauważyć, że dwór ten w przeszłości pełnił funkcję obronną. Świadczyły o tym liczne zniszczenia, zapewne powstałe podczas napadów. strasznie przeraziłam się, gdy ujrzałam szczątki kilkunastu krzyży. Maćko wytłumaczył mi , że w przeszłości chowano w tym miejscu poległych śmiercią nagła i niespodziewaną. Przyznam szczerze, że mnie to nie uspokoiło i nadal odczuwałąm ciarki przechodzace mi po plecach. Po obejrzeniu posiadłości maćka nad maćkamiz zewnątrz, wspólnie udaliśmy sie do środka. U dzrzwi domostwa wszystkie klamki, ćwieki i haki były poucinane lub bardzo zniszczone. Nad każdymi drzwiami wisiały herby, w większości przysłonione przez jaskółcze gniazda. Wewnatrz domu, stajni i wozowni znajdowało sie pełno rynsztunków, niczym w starej zbrokowni. pod dachem wisiały cztery ogromne szyszaki, w których gołębie karmiły swe piskleta. W stajni, nad żłobem rozpięta byłą wielka kolczuga i pierścieniasty pancerz, służacy za drabinę. Na samym końcu oboje z Maćkiem udaliśmy się do kuchni, gdzie czekał na nas skromny poczestunek. Bardzo dobrze rozmawiało mi sie z gospodarzem domu, więc dałam namówić się na przedłuzenie mojego pobytu. Na początku wydawało mi się, że się źle będę czuła w towarzystwie starszego, dojrzałego meżczyzny, ale przekonałąm się, że było zupełnie odwrotnie. Spędziłąm kilka godzin w przemiałym towarzystwie i napewno długopozostanie mi to w pamięci.
W ostatnie wakacjie miałam przyjemność zwiedzić domostwo Maćka nad Maćkami w zaścianku szlacheckim Dobrzyn. zaprosił mnie on juz dawno temu, ale dopiero podczas ostatnich wakacji mogłam skorzystać z jego zaproszenia.
Kiedy dotarłąm na miejsce, bardzo się zdziwiłam.liczyłam, ze posiadłość ta będzie bardziej okazała. Dom Matyjasza Dobrzyńskiego znajdował się między karczmą, a kościołem. Brama wjazdowa pozbawiona była wrót, brakowało również ogrodzenia. Widać było, że ziemia dawno juz nie była obsiewana. Świadczyły o tym całkiem spore brzózki, które wyrosły na grzędach. Poza tym, folwark Maćka nad Maćkami był zdecydowanie kształtniejszy i rozleglejszy od innych chat we wiosce. Obok stał lamus, spichrz, gumno, obora i stajnie. Wszystko było bardzo stare i zgniłe. Strzechy gumien porosły różnego rodzaju roślinami. dach domu porośnięty był mchami i trawą. Całe domostwo było kompletnie zaniedbane. Najbardziej zdziwiły mnie gniazda jaskółcze w oknach domu oraz króliki biegające po całym podwórzu. Bardzo łatwo można było zauważyć, że dwór ten w przeszłości pełnił funkcję obronną. Świadczyły o tym liczne zniszczenia, zapewne powstałe podczas napadów. strasznie przeraziłam się, gdy ujrzałam szczątki kilkunastu krzyży. Maćko wytłumaczył mi , że w przeszłości chowano w tym miejscu poległych śmiercią nagła i niespodziewaną. Przyznam szczerze, że mnie to nie uspokoiło i nadal odczuwałąm ciarki przechodzace mi po plecach.
Po obejrzeniu posiadłości maćka nad maćkamiz zewnątrz, wspólnie udaliśmy sie do środka. U dzrzwi domostwa wszystkie klamki, ćwieki i haki były poucinane lub bardzo zniszczone. Nad każdymi drzwiami wisiały herby, w większości przysłonione przez jaskółcze gniazda. Wewnatrz domu, stajni i wozowni znajdowało sie pełno rynsztunków, niczym w starej zbrokowni. pod dachem wisiały cztery ogromne szyszaki, w których gołębie karmiły swe piskleta. W stajni, nad żłobem rozpięta byłą wielka kolczuga i pierścieniasty pancerz, służacy za drabinę.
Na samym końcu oboje z Maćkiem udaliśmy się do kuchni, gdzie czekał na nas skromny poczestunek. Bardzo dobrze rozmawiało mi sie z gospodarzem domu, więc dałam namówić się na przedłuzenie mojego pobytu.
Na początku wydawało mi się, że się źle będę czuła w towarzystwie starszego, dojrzałego meżczyzny, ale przekonałąm się, że było zupełnie odwrotnie. Spędziłąm kilka godzin w przemiałym towarzystwie i napewno długopozostanie mi to w pamięci.