Często on z panem Sędzią rozmawiał osobno;Po tych rozmowach zawsze jakowaś nowinaRozeszła się w sąsiedztwie. Postać bernardynaWydawała, że mnich ten nie zawsze w kapturzeChodził i nie w klasztornym zestarzał się murze.Miał on nad prawym uchem, nieco wyżej skroni,Bliznę, wyciętej skóry na szerokość dłoni,I w brodzie ślad niedawny lancy lub postrzału;Ran tych nie dostał pewnie przy czytaniu mszału.Ale nie tylko groźne wejrzenie i blizny,Lecz sam ruch i głos jego miał coś żołnierszczyzny.Przy mszy, gdy z wzniesionymi zwracał się rękami.Od ołtarza do ludu, by mówić: «Pan z wami»,To nieraz tak się zręcznie skręcił jednym razem,Jakby prawo w tył robił za wodza rozkazem,I słowa liturgii takim wyrzekł tonem.Do ludu, jak oficer stojąc przed szwadronem:Postrzegali to chłopcy służący mu do mszy.Spraw także politycznych był Robak świadomszy,Niźli żywotów świętych; a jeżdżąc po kweście,Często zastanawiał się w powiatowym mieście.Miał pełno interesów: to listy odbierał,Których nigdy przy obcych ludziach nie otwierał,To wysyłał posłańców, ale gdzie i po coNie powiadał; częstokroć wymykał się nocą.Do dworów pańskich, z szlachtą ustawicznie szeptał,I okoliczne wioski dokoła wydeptał,I w karczmach z wieśniakami rozprawiał niemało,A zawsze o tym, co się w cudzych krajach działo.Teraz Sędziego, który już spał od godziny,Przychodzi budzić; pewnie ma jakieś nowiny.
Ksiąga 2 wers 1054- 1063 Ksiądz Robak po dziedzińcu wolnym chodził krokiem.Kończąc ranne pacierze; ale rzucał okiemNa pana Tadeusza, marszczył się, uśmiechał,Wreszcie kiwnął nań palcem, Tadeusz podjechał;Robak palcem po nosie dawał mu znak groźby:Lecz mimo Tadeusza pytania i prośby,Ażeby mu wyraźnie, co chce, wytłumaczył,Bernardyn odpowiedzieć ni spojrzeć nie raczył;Kaptur tylko nasunął i pacierz swój kończył,Więc Tadeusz odjechał i z gośćmi się złączył.
ksiega 2 wers 1253-1259 Między szlachtą był jeden wielki paliwoda,Kłótnik, Jacek Soplica, zwany Wojewoda.Przez żart; w istocie wiele znaczył w województwie,Bo rodzinę Sopliców miał jakby w dowództwie,I trzystu ich kreskami rządził wedle woli,Choć sam nic nie posiadał prócz kawałka roli,Szabli i wielkich wąsów od ucha do ucha.
ksiaga 3 wers 2915-2929 Między dwiema ławami, w samym karczmy rogu,Zwane pokuciem kwestarz ksiądz Robak zajmował.Jankiel go tam posadził. Widać, że szanował.Wysoko bernardyna: bo skoro dostrzegał.Ubytek w jego szklance, natychmiast podbiegał rozkazał dolewać lipcowego miodu.Słychać, że z bernardynem znali się za młodu,Kędyś tam w cudzych krajach. Robak często chadzał.Nocą do karczmy, tajnie z Żydem się naradzał.O ważnych rzeczach; słychać było, że towary.Ksiądz przemycał — lecz potwarz ta niegodna wiary., wsparty na stole, wpół głośno rozprawiał,Tłum szlachty go otaczał i uszy nadstawiał,I nosy ku księdzowskiej chylił tabakierze;Brano z niej, i kichała szlachta jak moździerze.
ksiaga 9 wers 7025-7035
Jeden Robak tryumfów szlachty nie podziela.On dotąd sam nie walczył (bo bronią kanony Księdzu bić się), lecz jako człowiek doświadczony Dawał rady, plac boju z różnych stron obchodził,Wzrokiem, ręką, walczących zachęcał, przywodził.I teraz woła, aby do niego się łączyć,Uderzyć na Rykowa, zwycięstwo dokończyć.Tymczasem przez posłańca wskazał do Rykowa,Że jeżeli broń złoży, życie swe zachowa;Jeżeli zaś oddanie broni będzie zwlekać,Robak każe otoczyć resztę i wysiekać.
ksiaga 10 wers 7767-7775
Robak, nim zaczął mówić, w Klucznika obliczeWzrok utkwił i milczenie chował tajemnicze.A jako chirurg naprzód miękką rękę składa .Na ciele chorującym, nim ostrzem raz zada:Tak Robak wyraz bystrych oczu swych złagodził,Długo nimi po oczach Gerwazego wodził,Na koniec, jakby ślepym chciał uderzyć ciosem,Zasłonił oczy ręką i rzekł mocnym głosem: «Jam jest Jacek Soplica…»
Często on z panem Sędzią rozmawiał osobno;Po tych rozmowach zawsze jakowaś nowinaRozeszła się w sąsiedztwie. Postać bernardynaWydawała, że mnich ten nie zawsze w kapturzeChodził i nie w klasztornym zestarzał się murze.Miał on nad prawym uchem, nieco wyżej skroni,Bliznę, wyciętej skóry na szerokość dłoni,I w brodzie ślad niedawny lancy lub postrzału;Ran tych nie dostał pewnie przy czytaniu mszału.Ale nie tylko groźne wejrzenie i blizny,Lecz sam ruch i głos jego miał coś żołnierszczyzny.Przy mszy, gdy z wzniesionymi zwracał się rękami.Od ołtarza do ludu, by mówić: «Pan z wami»,To nieraz tak się zręcznie skręcił jednym razem,Jakby prawo w tył robił za wodza rozkazem,I słowa liturgii takim wyrzekł tonem.Do ludu, jak oficer stojąc przed szwadronem:Postrzegali to chłopcy służący mu do mszy.Spraw także politycznych był Robak świadomszy,Niźli żywotów świętych; a jeżdżąc po kweście,Często zastanawiał się w powiatowym mieście.Miał pełno interesów: to listy odbierał,Których nigdy przy obcych ludziach nie otwierał,To wysyłał posłańców, ale gdzie i po coNie powiadał; częstokroć wymykał się nocą.Do dworów pańskich, z szlachtą ustawicznie szeptał,I okoliczne wioski dokoła wydeptał,I w karczmach z wieśniakami rozprawiał niemało,A zawsze o tym, co się w cudzych krajach działo.Teraz Sędziego, który już spał od godziny,Przychodzi budzić; pewnie ma jakieś nowiny.
Ksiąga 2 wers 1054- 1063
Ksiądz Robak po dziedzińcu wolnym chodził krokiem.Kończąc ranne pacierze; ale rzucał okiemNa pana Tadeusza, marszczył się, uśmiechał,Wreszcie kiwnął nań palcem, Tadeusz podjechał;Robak palcem po nosie dawał mu znak groźby:Lecz mimo Tadeusza pytania i prośby,Ażeby mu wyraźnie, co chce, wytłumaczył,Bernardyn odpowiedzieć ni spojrzeć nie raczył;Kaptur tylko nasunął i pacierz swój kończył,Więc Tadeusz odjechał i z gośćmi się złączył.
ksiega 2 wers 1253-1259
Między szlachtą był jeden wielki paliwoda,Kłótnik, Jacek Soplica, zwany Wojewoda.Przez żart; w istocie wiele znaczył w województwie,Bo rodzinę Sopliców miał jakby w dowództwie,I trzystu ich kreskami rządził wedle woli,Choć sam nic nie posiadał prócz kawałka roli,Szabli i wielkich wąsów od ucha do ucha.
ksiaga 3 wers 2915-2929
Między dwiema ławami, w samym karczmy rogu,Zwane pokuciem kwestarz ksiądz Robak zajmował.Jankiel go tam posadził. Widać, że szanował.Wysoko bernardyna: bo skoro dostrzegał.Ubytek w jego szklance, natychmiast podbiegał rozkazał dolewać lipcowego miodu.Słychać, że z bernardynem znali się za młodu,Kędyś tam w cudzych krajach. Robak często chadzał.Nocą do karczmy, tajnie z Żydem się naradzał.O ważnych rzeczach; słychać było, że towary.Ksiądz przemycał — lecz potwarz ta niegodna wiary., wsparty na stole, wpół głośno rozprawiał,Tłum szlachty go otaczał i uszy nadstawiał,I nosy ku księdzowskiej chylił tabakierze;Brano z niej, i kichała szlachta jak moździerze.
ksiaga 9 wers 7025-7035
Jeden Robak tryumfów szlachty nie podziela.On dotąd sam nie walczył (bo bronią kanony Księdzu bić się), lecz jako człowiek doświadczony Dawał rady, plac boju z różnych stron obchodził,Wzrokiem, ręką, walczących zachęcał, przywodził.I teraz woła, aby do niego się łączyć,Uderzyć na Rykowa, zwycięstwo dokończyć.Tymczasem przez posłańca wskazał do Rykowa,Że jeżeli broń złoży, życie swe zachowa;Jeżeli zaś oddanie broni będzie zwlekać,Robak każe otoczyć resztę i wysiekać.
ksiaga 10 wers 7767-7775
Robak, nim zaczął mówić, w Klucznika obliczeWzrok utkwił i milczenie chował tajemnicze.A jako chirurg naprzód miękką rękę składa .Na ciele chorującym, nim ostrzem raz zada:Tak Robak wyraz bystrych oczu swych złagodził,Długo nimi po oczach Gerwazego wodził,Na koniec, jakby ślepym chciał uderzyć ciosem,Zasłonił oczy ręką i rzekł mocnym głosem: «Jam jest Jacek Soplica…»