Ludzkość od wieków próbuje znaleźć na to pytanie odpowiedź. Wiadomo, że każda wojna ma swoje przyczyny. Najsłynniejszy teoretyk wojny Carl von Clausewitz w swoim dziele „O wojnie” napisał słynne zdanie: „Wojna jest nie tylko czynem politycznym, lecz i prawdziwym narzędziem polityki, dalszym ciągiem stosunków politycznych, przeprowadzaniem ich innymi środkami”. Dalej Clausewitz stwierdza, iż „Wojna jakiejś zbiorowości, całych narodów, a zwłaszcza narodów cywilizowanych zawsze wypływa z danej sytuacji politycznej i wywołują ją tylko pobudki polityczne. Jest ona przeto czynem politycznym”. W postawionym przeze mnie pytaniu nie chodzi jednak o przyczyny jakiejś konkretnej wojny, lecz o istnienie pewnych ogólnych, uniwersalnych przyczyn wojen. Pruski generał nie odpowiada na to pytanie. Starał się to natomiast zrobić Kenneth N. Waltz w swojej książce „Man, the state and war” z 1959 roku. Autor przedstawił w niej trzy podejścia do tej kwestii.
I. Człowiek, krwiożercza bestia
Według pierwszego poglądu przyczyny wojen leżą w naturze człowieka. Człowiek jest z natury egoistyczny, agresywny i dąży do posiadania władzy. Prowadzi to do konfliktów międzyludzkich, których eskalacja prowadzi do wybuchu wojen między państwami. Elliot Aronson zauważa w swojej książce „Człowiek istota społeczna”, że „z wyjątkiem niektórych gryzoni żaden inny kręgowiec nie zabija z taką konsekwencją i upodobaniem osobników własnego gatunku”. To podejście mogłoby nas zaprowadzić do tezy, że wojny wybuchają gdyż istnieją ludzie. Podejście to jest jednak błędne.
Margharet Mead prawie 70 lat temu napisała w „Warfare is only an Invention – Not a Biological Necessity”, iż „wojna jest tylko wynalazkiem znanym większości społeczności ludzkich(...) jest jedynie wynalazkiem, starszym i bardziej rozpowszechnionym niż system sądowy , niemniej jednak wynalazkiem”. Dodatkowo jeżeli spojrzymy na historię wojen to okaże się, że człowiek nie jest krwiożerczą bestią, ale ma wrodzoną awersję do zabijania. W czasie amerykańskiej wojny secesyjnej podczas bitwy pod Gettysburgiem w 1863 roku padło 5662 żołnierzy. Z pola bitwy zebrano potem 27 tysięcy muszkietów. Okazało się, że 90% z nich było nabitych i miało nawet po kilka kul w lufie. W jednym z nich znaleziono, aż 23 nie odpalone ładunki. W czasie II wojny światowej Amerykanie podjęli badania nad zachowaniem żołnierzy w czasie bitwy. Okazało się, że tylko 15-20% żołnierzy celowało do odsłoniętego przeciwnika i strzelało by zabić. W czasie wojny koreańskiej robiło to już 55% żołnierzy, a w Wietnamie 90%. By przezwyciężyć awersję do zabijania we wszystkich armiach świata prowadzi się odpowiednie szkolenie, często połączone z indoktrynacją. Jedną z bardziej drastycznych metod szkolenia była metoda Pawłowa polegająca na ćwiczeniu zabijania na więźniach. Stosowano ją między innymi w armii japońskiej przed 1945 rokiem. Innym prostym zabiegiem była zmiana kształtu tarcz strzelniczych z okrągłych czy kwadratowych na takie, które kształtem przypominają ludzi.
Liczne badania naukowe dowiodły, że agresywne zachowania wyzwalają się u ludzi w pewnych okolicznościach. Przykładami takich badań są Stanford Prison Experiment autorstwa Phipipha Zimbardo z 1971 roku czy badania nad wpływem autorytetu na zachowania człowieka przeprowadzone w latach 1961-1962 przez Stanleya Milligrama. w pierwszym eksperymencie profesor Zimbardo zamknął w „więzieniu” 24 swoich studentów, którzy byli normalnymi facetami w pełni zdrowymi psychicznie. Jednym przydzielił rolę strażników, a drugim więźniów. Po pięciu dniach eksperyment trzeba było przerwać, gdyż uczestnicy trak bardzo zaangażowali się w swoje role, że zaczęli być dla siebie niebezpieczni. Rząd Stanów Zjednoczonych zakazał zaś takich eksperymentów na przyszłość. Milligram natomiast dowiódł, że ludzie pod wpływem osób, które uważają za autorytet są gotowi do czynów, których normalnie by nie popełnili. W jego eksperymencie badani mieli zadawać elektrowstrząsy osobie, która siedziała za szybą na krześle. Oczywiście żadnych wstrząsów nie było. Człowiek siedzący za szybą tylko udawał, że zadaje się mu ból, ale badani o tym nie wiedzieli. Badani przerywali elektrowstrząsy gdy osoba za szybą zaczynała krzyczeć, a w pobliżu nie było badacza w biały kitlu. Gdy jednak w pobliżu był ktoś w białym kitlu, kto zapewniała, że człowiekowi za szybą nie dzieje się krzywda to badani kontynuowali zadawanie elektrowstrząsów mimo, że ta druga osoba już wyła z bólu. Można by rzec, że potwierdziła się teza Jana Jakuba Rousseau o tym, że w stanie natury człowiek jest „szlachetnym dzikusem” i dopiero społeczeństwo wyzwala w nim instynkt współzawodnictwa prowadzący do agresji.
Jest jeszcze jeden problem z tym pierwszym podejściem. Jak słusznie zauważa Łukasz Kamieński, jeżeli przyjmiemy tezę o tym, że ludzka natura jest źródłem wojny to jak wyjaśnić okresy pokoju?
Ludzkość od wieków próbuje znaleźć na to pytanie odpowiedź. Wiadomo, że każda wojna ma swoje przyczyny. Najsłynniejszy teoretyk wojny Carl von Clausewitz w swoim dziele „O wojnie” napisał słynne zdanie: „Wojna jest nie tylko czynem politycznym, lecz i prawdziwym narzędziem polityki, dalszym ciągiem stosunków politycznych, przeprowadzaniem ich innymi środkami”. Dalej Clausewitz stwierdza, iż „Wojna jakiejś zbiorowości, całych narodów, a zwłaszcza narodów cywilizowanych zawsze wypływa z danej sytuacji politycznej i wywołują ją tylko pobudki polityczne. Jest ona przeto czynem politycznym”. W postawionym przeze mnie pytaniu nie chodzi jednak o przyczyny jakiejś konkretnej wojny, lecz o istnienie pewnych ogólnych, uniwersalnych przyczyn wojen. Pruski generał nie odpowiada na to pytanie. Starał się to natomiast zrobić Kenneth N. Waltz w swojej książce „Man, the state and war” z 1959 roku. Autor przedstawił w niej trzy podejścia do tej kwestii.
I. Człowiek, krwiożercza bestia
Według pierwszego poglądu przyczyny wojen leżą w naturze człowieka. Człowiek jest z natury egoistyczny, agresywny i dąży do posiadania władzy. Prowadzi to do konfliktów międzyludzkich, których eskalacja prowadzi do wybuchu wojen między państwami. Elliot Aronson zauważa w swojej książce „Człowiek istota społeczna”, że „z wyjątkiem niektórych gryzoni żaden inny kręgowiec nie zabija z taką konsekwencją i upodobaniem osobników własnego gatunku”. To podejście mogłoby nas zaprowadzić do tezy, że wojny wybuchają gdyż istnieją ludzie. Podejście to jest jednak błędne.
Margharet Mead prawie 70 lat temu napisała w „Warfare is only an Invention – Not a Biological Necessity”, iż „wojna jest tylko wynalazkiem znanym większości społeczności ludzkich(...) jest jedynie wynalazkiem, starszym i bardziej rozpowszechnionym niż system sądowy , niemniej jednak wynalazkiem”. Dodatkowo jeżeli spojrzymy na historię wojen to okaże się, że człowiek nie jest krwiożerczą bestią, ale ma wrodzoną awersję do zabijania. W czasie amerykańskiej wojny secesyjnej podczas bitwy pod Gettysburgiem w 1863 roku padło 5662 żołnierzy. Z pola bitwy zebrano potem 27 tysięcy muszkietów. Okazało się, że 90% z nich było nabitych i miało nawet po kilka kul w lufie. W jednym z nich znaleziono, aż 23 nie odpalone ładunki. W czasie II wojny światowej Amerykanie podjęli badania nad zachowaniem żołnierzy w czasie bitwy. Okazało się, że tylko 15-20% żołnierzy celowało do odsłoniętego przeciwnika i strzelało by zabić. W czasie wojny koreańskiej robiło to już 55% żołnierzy, a w Wietnamie 90%. By przezwyciężyć awersję do zabijania we wszystkich armiach świata prowadzi się odpowiednie szkolenie, często połączone z indoktrynacją. Jedną z bardziej drastycznych metod szkolenia była metoda Pawłowa polegająca na ćwiczeniu zabijania na więźniach. Stosowano ją między innymi w armii japońskiej przed 1945 rokiem. Innym prostym zabiegiem była zmiana kształtu tarcz strzelniczych z okrągłych czy kwadratowych na takie, które kształtem przypominają ludzi.
Liczne badania naukowe dowiodły, że agresywne zachowania wyzwalają się u ludzi w pewnych okolicznościach. Przykładami takich badań są Stanford Prison Experiment autorstwa Phipipha Zimbardo z 1971 roku czy badania nad wpływem autorytetu na zachowania człowieka przeprowadzone w latach 1961-1962 przez Stanleya Milligrama. w pierwszym eksperymencie profesor Zimbardo zamknął w „więzieniu” 24 swoich studentów, którzy byli normalnymi facetami w pełni zdrowymi psychicznie. Jednym przydzielił rolę strażników, a drugim więźniów. Po pięciu dniach eksperyment trzeba było przerwać, gdyż uczestnicy trak bardzo zaangażowali się w swoje role, że zaczęli być dla siebie niebezpieczni. Rząd Stanów Zjednoczonych zakazał zaś takich eksperymentów na przyszłość. Milligram natomiast dowiódł, że ludzie pod wpływem osób, które uważają za autorytet są gotowi do czynów, których normalnie by nie popełnili. W jego eksperymencie badani mieli zadawać elektrowstrząsy osobie, która siedziała za szybą na krześle. Oczywiście żadnych wstrząsów nie było. Człowiek siedzący za szybą tylko udawał, że zadaje się mu ból, ale badani o tym nie wiedzieli. Badani przerywali elektrowstrząsy gdy osoba za szybą zaczynała krzyczeć, a w pobliżu nie było badacza w biały kitlu. Gdy jednak w pobliżu był ktoś w białym kitlu, kto zapewniała, że człowiekowi za szybą nie dzieje się krzywda to badani kontynuowali zadawanie elektrowstrząsów mimo, że ta druga osoba już wyła z bólu. Można by rzec, że potwierdziła się teza Jana Jakuba Rousseau o tym, że w stanie natury człowiek jest „szlachetnym dzikusem” i dopiero społeczeństwo wyzwala w nim instynkt współzawodnictwa prowadzący do agresji.
Jest jeszcze jeden problem z tym pierwszym podejściem. Jak słusznie zauważa Łukasz Kamieński, jeżeli przyjmiemy tezę o tym, że ludzka natura jest źródłem wojny to jak wyjaśnić okresy pokoju?