Bilbo Baggins zawsze znajdzie wyjscie z rozpaczliwej sytuacji OPOWIADANIE Z DIALOGIEM PIlne daje naj:) Pilne!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Pilne!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Pilne!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! NA JUTRO!!!
Hobbit
justi199723
Był ponury, wtorkowy świt. Nie mogłam dłużej dusić budzika poduszką . Dzwonił zbyt głośno . Zerwałam się z łóżka i tak przynajmniej o dwie godziny za późno. Wtorek to straszny dzień, tak trudno zapomnieć o słodkim lenistwie soboty i niedzieli! Mycie zębów i twarzy, wrzucenie do plecaka książek i zeszytów zajęło mi nie więcej niż dziesięć minut. Włączyłam swą ulubioną stację radiową. Słuchałam, łykając duże kawałki bułki popijane zimnym mlekiem z lodówki. Całe szczęście, że mama tego nie widziała. Wybiegłam z domu rozpięta, z plecakiem, w którym przy każdym ruchu przesypywały się długopisy, kredki i te wszystkie osobliwe rzeczy , jakie przez lata używania gromadzą się w zakamarkach torby . Do ósmej zostało już niewiele minut. Musiałam jeszcze wpaść po Magdę . Nie wbiegałam na trzecie piętro , lecz jedynie naciskałam guzik domofonu i natychmiast rozległ się głos mojej koleżanki z klasy : -Zaraz spadam! Nie dzwoń, bo wszystkich obudzisz i będę miała piekło w domu. Tym razem Magda już czekała na dole, przed wyjściem z bloku. Gdy tylko mnie zobaczyła, zaczęła poniedziałkową mowę umoralniającą: -Co Ty wyprawiasz? Zapuszczam tu korzenie od dwudziestu minut, myślałam, że coś się stało, że nie idziesz do budy. Pewnie powiesz, że budzik tak jak w zeszłym tygodniu utracił głos i dzwonił zaledwie szeptem? -Nie wygłupiaj się . Nie marudź. Zwyczajnie zaspałam . Pójdziemy nieco szybciej i spokojnie zdążymy. Magda spojrzała na mnie jakoś dziwnie. Zaczęła niepewnym głosem, mówiąc cichutko i robiąc wieloznaczne pauzy. -Rozumiesz... dzisiaj taki dzień...nieładnie się spóźniać... chyba lepiej w ogóle nie iść.. -Co Ty mówisz? -Po prostu, dajmy dzisiaj szkole odpocząć od naszego towarzystwa . Chodźmy lepiej nad rzekę, lub do parku . Szkoła nie zając, nie ucieknie. Z resztą pierwszy jest polskie, a ja nie napisałam wypracowania!
Nie bardzo wiedziałam, co odpowiedzieć. Do szkoły chodzić trzeba, chociaż z drugiej strony... w wtorek... ma być klasówka z matematyki, która na pewno okaże się dla mnie klęską... Rozmyślenia przerwał mi znajomy głos: -Czołem, kochane! Szybciutko, bo się spóźnimy. Zaraz dzwonek- tym słowom towarzyszyło lekkie popchnięcie. To była nasza nowa wychowawczyni, pani Marta wiśniewska. W mgnieniu oka straciło sens dramatyczne pytanie iść, czy nie iść? Pani wiśniewska była radosna, niczym skowronek o poranku: -Biegiem, biegiem!-nie przerywała ponaglać- W wtorek zawsze chętnie wracamy do pracy, tęsknimy za szkołą, prawda? Magda tylko spuściła głowę, uważnie oglądając swe zielone trampki. Ja odpowiedziałam: -Tak.. no może nie wszyscy. Minęła ostatnia szansa ucieczki, wielki budynek szkoły już wyłaniał się zza drzew. Przed wejściem kłębił się tłum.
Mycie zębów i twarzy, wrzucenie do plecaka książek i zeszytów zajęło mi nie więcej niż dziesięć minut. Włączyłam swą ulubioną stację radiową. Słuchałam, łykając duże kawałki bułki popijane zimnym mlekiem z lodówki. Całe szczęście, że mama tego nie widziała. Wybiegłam z domu rozpięta, z plecakiem, w którym przy każdym ruchu przesypywały się długopisy, kredki i te wszystkie osobliwe rzeczy , jakie przez lata używania gromadzą się w zakamarkach torby .
Do ósmej zostało już niewiele minut. Musiałam jeszcze wpaść po Magdę . Nie wbiegałam na trzecie piętro , lecz jedynie naciskałam guzik domofonu i natychmiast rozległ się głos mojej koleżanki z klasy :
-Zaraz spadam! Nie dzwoń, bo wszystkich obudzisz i będę miała piekło w domu.
Tym razem Magda już czekała na dole, przed wyjściem z bloku. Gdy tylko mnie zobaczyła, zaczęła poniedziałkową mowę umoralniającą:
-Co Ty wyprawiasz? Zapuszczam tu korzenie od dwudziestu minut, myślałam, że coś się stało, że nie idziesz do budy. Pewnie powiesz, że budzik tak jak w zeszłym tygodniu utracił głos i dzwonił zaledwie szeptem?
-Nie wygłupiaj się . Nie marudź. Zwyczajnie zaspałam . Pójdziemy nieco szybciej i spokojnie zdążymy.
Magda spojrzała na mnie jakoś dziwnie. Zaczęła niepewnym głosem, mówiąc cichutko i robiąc wieloznaczne pauzy.
-Rozumiesz... dzisiaj taki dzień...nieładnie się spóźniać... chyba lepiej w ogóle nie iść..
-Co Ty mówisz?
-Po prostu, dajmy dzisiaj szkole odpocząć od naszego towarzystwa . Chodźmy lepiej nad rzekę, lub do parku . Szkoła nie zając, nie ucieknie. Z resztą pierwszy jest polskie, a ja nie napisałam wypracowania!
Nie bardzo wiedziałam, co odpowiedzieć. Do szkoły chodzić trzeba, chociaż z drugiej strony... w wtorek... ma być klasówka z matematyki, która na pewno okaże się dla mnie klęską...
Rozmyślenia przerwał mi znajomy głos:
-Czołem, kochane! Szybciutko, bo się spóźnimy. Zaraz dzwonek- tym słowom towarzyszyło lekkie popchnięcie. To była nasza nowa wychowawczyni, pani Marta wiśniewska.
W mgnieniu oka straciło sens dramatyczne pytanie iść, czy nie iść? Pani wiśniewska była radosna, niczym skowronek o poranku:
-Biegiem, biegiem!-nie przerywała ponaglać- W wtorek zawsze chętnie wracamy do pracy, tęsknimy za szkołą, prawda?
Magda tylko spuściła głowę, uważnie oglądając swe zielone trampki.
Ja odpowiedziałam:
-Tak.. no może nie wszyscy.
Minęła ostatnia szansa ucieczki, wielki budynek szkoły już wyłaniał się zza drzew. Przed wejściem kłębił się tłum.
POZDRAWIAM
justi199723