Bardzo prosze o pomoc. Potrzebuje jedna scene profesjonalnego scenariusza horroru, bądź link do jakiegoś scenariusza horroru... Pilnie prosze o odpowiedź..
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
ROZDZIAŁ 1 : Seattle
Rok 1974 .Desz mocno uderzał w ziemię,podczas gdy mała Melanie bawiła się w pokoju swoimi nowymi lalkami.Barbie ubrała w różową sukienkę i ładnie ją uczesała.Melanie słyszała z drugiego pokoju kłótnię rodziców,ale nie przejmowała już się tym: oni kłócą się na codzień,więc da się przyzwyczaić.Wypili za dużo alkocholu.Melanie kierowała dwie laleczki Barbie do ich domu.
-żegnajcie laleczki,muszę iść już spać...-odłożyła Cindy i Cornelię poczym położyła się do łóżka.W pokoju krzyki narastały coraz bardziej.Melanie coraz mocniej biło serce.Przeważnie jak rodzice się kłócili to chwile i zaraz się godzili.Ale ta kłótnia była takjagby wyjątkowa.Krzyki narastały a brat Melanie,Mac zaczął płakać i rozdzielać bijących się rodziców.Melanie bała się coraz bardziej.Pomyślała sobie,że zaraz może stać się coś złego.Wstała z łóżka gdy nagle zgasło światło.Melanie wyjrzała przez okno.To przez burzę nie było prądu.Nie ma w całej dzielnicy.Dziewczynka ze swojego okna ma widok na całą dzielnicę,ponieważ mieszka na samym jej końcu.Dalej krzyki narastały a Mac,biedny rozdzielając pijanych rodziców płakał coraz bardziej.Łza widniała wyrażnie na policzku Melanie.Bała się jeszcze bardziej i już prawie wysiadało jej serce.Mac nie dawał rady,jego ojciec Aron był silny,uderzył matkę tak mocno,że upadła na podłogę,uderzając po drodze o kant półki.Aron spojrzał na zapłakanego Maca,który budził mamę a ta nie dawała znaków życia.Miała sporą ranę na głowie.Krwi wylewało jej się coraz więcej.Mac wpadł w szał.Do pokoju weszła Melanie.Podbiegła również do mamy,ocucając ją.Aron z minuty na minutę robił się coraz gorszy po zamordowaniu swojej żony.Oglądał biedne swoje dzieci,które chciały uratować kochaną mamusię.Poszedł po nóż do kuchni powolnym krokiem.
-zadzwonię po pogotowie!-powiedział Mac biegnąc do sypialni rodziców do telefonu stacjonarnego.Wyświetlił numer poczym czekał na pierwszy i ostatni w swoim życiu sygnał.Zamurowało go jak przed sobą nagle zobaczył ojca z nożem.Aron zadał swojemu synkowi 15 ciosów nożem w jego mały chudy brzuszek.Melanie dalej budziła swoją mamę,choć już się domyśliła,że to nic nie da.Spojrzała na Arona,który niósł ciało Maca i połóżył je koło mamy.Melanie ruszyła do ucieczki.Pobiegła do swojego pokoju zamykając go na zamek.Musiała się chwilę natrudzić aby otworzyć swoje okno i przez nie wyjść.Cała rodzina mieszkała na parterze,więc Melanie poradziła sobie z wyjściem przez okno.Ale jej "szczęście" nie trwało jednak długo.Przewróciła się o stojący obok śmietnik tak mocno,że upadła na mokrą od deszczu ziemię skręcając sobie przy tym nogę.Ale to nie było najgorsze,z domu wybiegł Aron i biegł w kierunku swojej córki.Źadźgał ją nożem zadawając jej 21 ciosów nożem w plecy.Zabrał zwłoki Melanie do domu.Myślał,że wszystko się udało...lecz nie wiedział,że sąsiadka mieszkająca naprzeciwko wszystko widziała.Szybko zadzwoniła na policję nie oglądając się za siebie.Po 15 minutach pod dom podjechały dwa auta policyjne wraz z karetką.Świadek zamordowanej Melanie wybiegł z domu.
-to pani widziała morderstwo dziewczynki,niecałe 15 minut temu?-spytał się policjant z okrągłymi oczami,nie przejęty alarmem sąsiadki.
-tak,to ja...szybciej! Ona może jeszcze żyć! Słyszałam krzyki w ich domu! Czterej policjanci wbiegli do domu wyłamując dżwi.W przed pokoju nic się nie działo,w kuchni też,ale gdy weszli do salonu ujrzeli makabryczny widok.Na wersalce leżała zamordowana Melanie,ciała Maca i jego mamy Elizabeth leżały na podłodze a Aron wisiał powieszony na sznurze,który był przywiązany na lampie.Sąsiadka zemdlała...2011 rok-czasy dzisiejsze.
-czy to już naprawde wszystko?-spytała Annie swojego męża,który wziął ostatni karton do samochodu.
-tak,przynajmiej ja tak uważam-pocałował żonę i wsiadł do auta.
-to będzie nasz wymarzony dom...a tą historią się nie przejmuję...wszyscy o tym mówią,panikują...nie rozumiem ich.-powiedziała odwracając twarz do przyjaciółki.
-może mają rację...ja na twoim miejscu nigdy bym tam nie zamieszkała...choćby mi dopłacali...Tam zamordowano rodzinę,rozumiesz?
-Wanessa,rozmawialiśmy już o tym...
-kochanie,szybciej,bo się spóźnimy!-krzyknął mąż z auta.
-już idę...Wpadnij jutro...do nowego domu-powiedziała z uśmiechem,poczym weszła do auta.Wanessa wróciła do domu,po drodze machając przyjaciółce.
-znowu chciała mnie ostrzec-wyjęła batonika z torebki.Denis był zajęty jazdą,ale ze skupieniem słuchał żonę.
-nie wiem czego się bać.Nawet jak mówią,że tam straszy,to wezwiemy księdza czy medium i po problemie.Choć nie wiem ile jest w tym prawdy-spojrzał w tylne lusterko.Annie dojadała batonika.
-ale myślisz,że nasze dzieci będą tam szczęśliwe? No wiesz,zmiana klimatu,szkoły...Dzieci też to przeżywają na swój sposób.
-napewno-pocieszał Denis.Jego śliczne spojrzenie dodało Annie otuchy.-przecież sama widziałaś jak Piter się cieszył,że będzie miał swój pokój...-jego kolejne spojrzenie było jeszcze bardziej przyjemniejsze.Annie podobały się jego włosy.Nie były tak bardzo "odpicowane",ale zawsze ją podniecały u mężczyzn czarne włosy ułożone na żel lekko stojące w górze.
-co tak mnie obserwujesz?-spytał się patrząc na drogę a jednocześnie na żonę.
-tak tylko...-pocałowała w policzek schylając się do ust.
-kochanie,kieruję...
-no to co z tego? Sięgnęła do torebki po następnego batonika.
-od tych batoników zaczynasz tyć-uśmiechnął się a Annie znowu się zarumieniła.
-co? Muszę troszkę przytyć.Jestem chuda jak...nieważne-wzięła kolejnego kęsa,a Denis własnie skręcił.
-co dzisiaj na kolację? Pierwsza noc w nowym domu,więc musisz zrobić coś wyjątkowego.Moi rodzice już nie mogą się doczekać dzisiejszej kolacji.
-już ja się tym zajmę...Salma mi pomoże...-skończyła jeść i wrzuciła papierek to torby.
-jest w gotowaniu coraz lepsza-oznajmił Denis.
-ma już 17 lat,nie dziwie się,ale wolę jej potrawy niż moje szczerze mówiąc.
-ja też-powiedzial ironicznie.
-no wiesz co?! Pocałowała w usta Denisa a ten odwdzięczył się długim języczkiem.Denis zatrzymał się pod domem.Nowym domem,pod którym stali już ich dzieciaki.Siedemnastoletnia Salma i dziesięcioletni Piter.
- a wy mieliście czekać w szkole!-powiedziała ździwiona mama wychodząc z auta a po niej Denis.
-ja czekałam ponad godzine i nikt nie przyszedł,mamo mówiłaś ,że znasz mój plan lekcji na pamięć,a pozatym wczoraj mówiłam Ci,że mam dzisiaj skrócone lekcje....I na dodatek musiałam odebrać tego małego głąba ze szkoły.Jego nauczycielka już nie ma do Ciebie cierpliwości.Mówiłaś już dawno,że przyjdziesz do niej porozmawiać o jego zachowaniu w szkole,które staje się coraz gorsze,prawda braciszku? Piter skwasił minę a Annie westchnęła.
-kara nic nie pomogła...-powiedział Denis niosąc ostatnie kartony do nowego domu.
-tato,gadasz ciągle to samo,a gdybyś był mądrzejszy od mamy to sam byś poszedł-powiedziała naburmuszona Salma wchodząc druga do domu.
-no wiesz co? Jak ty się tak możesz do ojca odzywać?-spytała ździwiona zachowaniem córki Annie-to wszystko przez tą przeprowadzkę.Mamy z tatą tyle spraw,że nawet zapominamy o tych podstawowych sprawach....Obiecuję,że po tym wszystkim zabierzemy was na miasto na szaleństwo.
-najpierw mamo idź do szkoły...-powiedziała tym samym tonem córka.Annie zrezygnowała.
-jeszcze raz odezwiesz się takim tonem,to będziesz miała kare na wszystko...
-już mam-pysknęła Salma poczym jeszcze dodała-zawsze liczyły się wasze sprawy na pierwszym miejscu.Dopiero potem na sam koniec zajmujecie się mną i Piterem.Właśnie mamusiu,obiecałaś,że wytłumaczysz mi kwasy z chemii,dostałam jedynkę.Salma nieźle wkurzona poszła do swojego nowego pokoju,zatrzaskując mocno za sobą dżwi.Annie złapała się za głowę i zaczęła płakać.Denis podszedł do niej,poczym czule ją przytulił.
-ona ma racje-powiedziała ze szlochem.Źle ją wychowaliśmy...Z resztą z Piterem też nie jest dobrze...
-nie przejmuj się...Po tym wszystkim wszystko się ułoży...Pozałatwiamy te wszystkie sprawy i będziemy mieć czas tylko dla siebie.Salma włączyła swoją wieżę i puściła swój najlepszy kawałek rapu.Zaczęła wypakowywać swoje książki.Nagle w wieży zmieniła się piosenka,której Salma nawet nie miała zapisanej na płycie.Podeszła do sprzętu i zmieniła piosenkę.
-nawet nie kupią mi nowego sprzętu,tylko muszę mieć ten shit.Rzuciła swoją książką od plastyki na łóżko poczym wypakowała swój piórnik.
-i jeszcze na dodatek ten rysunek jeszcze muszę skończyć!-powiedziała do siebie z pretensją.Annie z Denisem rozpakowywali jeszcze drobne rzeczy potrzebne do domu.
-to już wszystko...jeszcze tylko jutro pare spraw i już będziemy mieli wolne.Zaufaj mi-pocieszał dalej swoją żonę.Annie weszła do pokoju Pitera,który był zajęty nową grą na komputer.
-masz zamiar spędzić cały dzień przy komputerze?-spytała zabierając brudną szklankę z jego biurka.
-a co mam robić jeżeli i tak nie bęzie wam się chciało iść z nami na spacer-Annie zamurowało.Rzeczywiście nigdy nie była ze swoimi dziećmi na żadnym spacerze.Chodzili razem załatwiać różne sprawy na mieście i na zakupy.Annie zszkokowana postawą swojego syna wyszła z pokoju.Znowu złapała się za głowę...
ROZDZIAŁ 2: Historia
Nastał wieczór,zimny jak w zimie.Na dworze mimo brzydkiej pogody śpiewały ptaki a bezdomne psy szwędające się po okolicy bacznie ich słuchały,choć wydawało się to nie możliwe.Salma przeglądała swoje nowe plakaty z Rihanną i Lady Gagą,piter nie odrywał się od swojej nowej gry a rodzice mogli wkońcu odpocząć od męczącej przeprowadzki.Leżeli razem na kanapie oglądając tv.Salma wkońcu dołączyła do nich.
-jak zwykle oglądacie jakiejś nudy...-powiedziała nastoletnia córka,zajadając się popcornem.Piter zafascynowany grą chwycił z talerza za ciastko,na którym znajdowało się siedem czekoladowych ciasteczek.Pokonał właśnie dwunasty poziom i przeszedł do następnego.Sięgnął po kolejne ciastko,ale nie było już ani ciastek ani talerzyka.Tylko okruszki rozsypały się z biurka na czystą podłogę.Młody chłopak nie co ździwił się,ale dalej oszołomiony zaczął grać.Tymczasem rodzina dalej oglądała telewizję.
-jutro gdzieś jeszcze wychodzisz?-spytał Denis żonę,słodko na nią patrząc.
-mówiłam ci,jeszcze tylko parę spraw urzędowych i spokojnie możemy odpocząć.-rzekła zadowolona mama.
-tak,odpocząć,tylko gdzie jak zamieszkaliśmy w takim zadupiu...przecież tu w pobliżu nie ma nawet multi kina.-sprzeczała się Salma.
-Seatlle to nie jest takie jak ty to mówisz "zadupie".Jest wiele,wiele miejsc,które możemy nawet jutro zwiedzić.
-no może jest,ale moich rozrywek napewno nie ma.
-a co masz na myśli?-wtrącił się Denis.
-nie ważne...Nawet nie wiecie czym się interesuje!-wstała wsciekła,poczym dodała-idę się myć!-poszła szybkimi krokami do pięknie zrobionej łazienki,gdzie jeszcze pachniało świeżą niebieską farbą.
-przydałaby się dla niej dyscyplina...-rzekł stanowczo Denis.Jego czoło zmarszczyło się,gdy spoglądał w tv.
-już na dyscyplineza późno.To chyba wiek dojrzewania....
co? Ona ma już siedemnaście lat! Wiek dojrzewanie u dziewcząt pojawia się już od czternastego roku życia do szesnastego.
-nie prawda.Każdy różnie przeżywa ten etap...-Annie przełączyła na inny kanał telewizyjny,na którym leciał ciekawy film.
-skończmy ten temat-rzekła.Wstała z francuskiej kanapy i poszła do kuchni robić kolację.Do Denisa zadzwonił telefon.
-cześć mamo,i co będziecie?-spytał się mamy,która nawet jeszcze nie zdążyła się odezwać.
-niestety nie...Leje tak długo deszcz,że nie możemy dojechać.Zablokowali drogę.Zawróciliśmy.Jak się stan poprawi to damy wam znać.Nie mam teraz dużo czasu,więc kończę.Pozdrów Annie i dzieci.-odłączyła się.
-nie przyjdą...-rzekł do Annie.
-to zrobię w takim razie lazanię,ok?.Salma brała gorący prysznic.Zamknęła oczy z przyjemności.Woda lała się strumieniami tak intensywnymi,że Salma i tak musiała zamknąć oczy.W pewnej chwili woda zminiła temperaturę na lodowatą.Dziewczyna aż podskoczyła ze zmiany temperatury.Gdy już była spłukana postanowiła wyjść.Opatuliła się ręcznikiem z "Ekipy z New Yersey",poczym zaczęła ubierać się w piżamę.Annie przyrządzała oczywiście pyszną kolację a Piter wyłączał komputer.Cała rodzina wkońcu zasiadła do stołu.Wszyscy się zajadali,gdy nagle stół zaczął się trząść.Dzbanek z sokiem pomarańczowym przewrócił się na podłogę zostawiając po sobie kawałki szkła a talerz z lazanią Salmy pękł nie wiadomo dlaczego.Po chwili wstrząs się nasilił: z półek zaczęły wylatywać talerze szklanki,oczywiście rozbijając się.Annie wstała i przerażona patrzyła z niedowierzaniem.