Godzina 20.00 -eh...znowu nie ma prądu - ciche westchnięcie młodego lwa - znowu nie naładowałem lapka, szlag by tą zimę. Tak... Daniel był lwem, młodym 15letnim lwem mieszkającym w małym miasteczku. Był szczupły, w dodatku niski jak na swój wiek, przez co dość często był wyśmiewany. Naszemu głównemu bohaterowi nie pozostało nic innego jak iść spać, modląc się o to by jutro był w końcu prąd. Sen...sen miał spokojny, wyspał się jak nigdy wcześniej. Obudził się, pstrykną włącznik przy lampce -Cholera jasna..nie ma jeszcze prądu - zerkną na zegarek na ścianie który wskazywał godzinę 10:20
Leniwie ubrał się w swój kombinezon, ciepły wygodny kombinezon, tylko on i matka wiedział ze ten kombinezon nie był kupiony w sklepie dla młodzieży tylko w sklepie dla dzieci, tak rozmiar na Daniela w sklepie dla dzieci był idealny wręcz perfekcyjny. Cóż w końcu nasz bohater ma ledwo 135cm wzrostu, lekarze twierdzą ze to minie i nadrobi w niedługim czasie.
Zszedł na dół cicho po schodach z ulgą stwierdzając ze nie ma jego starszego brata, więc bez docinek i dokuczań z jego strony mógł spokojnie zjeść śniadanie i czym prędzej łapiąc za deskę snowboardową mógł zwiać na spore górki.
Śnieg... dużo śniegu, Daniela to cieszyło mógł znowu pośmigać na desce. Wszedł na sporą górkę, omijał grupki "kolegów" chociaż i tak słyszał docinki typu "-... o mała dzidzia nie powinna iść na mniejszą górkę itp"
Postawił deskę na skraju, wszedł na nią zapinając zapięcia spojrzał w dół i tylko się uśmiechną. Zaczął zjeżdżać, bawił się dobrze czuł wiatr na pysku, mroźny miły dla niego powiew wiaterku. Cieszył się, śmiał, mógł odetchnąć przez te kilka chwil od swoich problemów.
Nagle ciemność... czarna przenikliwa ciemność i jakiś głos ledwo docierający do uszu kotowatego
-Daniel ? Daniel słyszysz mnie ? Daniel ? - głos stawał się coraz wyraźniejszy , coraz bardziej znajomy. TAK! to głos Jonasza, mojego brata...
-Boli...boli brzuch - Daniel zwinął się z bólu łapiąc za brzuch, nad nim klęczał rosły około 19letni lew..dobrze zbudowany, tak tak to jest brat naszego bohatera Jonasz . -Jonasz...boli mnie brzuch, bardzo...ja chce do domu - łzy napływały mu się do oczu. Kolejne upokorzenie na oczach wszystkich, znowu mały Danielek był niesiony do domu przez brata w akompaniamencie śmiechów i różnej masy wyzwisk.
Brat położył zwijającego się z bólu Daniela na łóżku zdejmują kombinezon. Przebadał go dokładnie, miał w tym wprawę ponieważ chodził do szkoły dla ratowników medycznych, po oględzinach stwierdził tylko potłuczenie, podał leki przeciw bólowe . Które spowodowały błogie uczucie odlotu braku bólu.. oraz przyjście szybkiego snu.
Jonasz przykrył poszkodowanego ciepłym kocem po czym z cichym westchnięciem wyciągną telefon z zamiarem powiadomienia rodziców o zaistniałym wypadku.
Godzina 20.00
-eh...znowu nie ma prądu - ciche westchnięcie młodego lwa - znowu nie naładowałem lapka, szlag by tą zimę.
Tak... Daniel był lwem, młodym 15letnim lwem mieszkającym w małym miasteczku. Był szczupły, w dodatku niski jak na swój wiek, przez co dość często był wyśmiewany.
Naszemu głównemu bohaterowi nie pozostało nic innego jak iść spać, modląc się o to by jutro był w końcu prąd.
Sen...sen miał spokojny, wyspał się jak nigdy wcześniej. Obudził się, pstrykną włącznik przy lampce
-Cholera jasna..nie ma jeszcze prądu - zerkną na zegarek na ścianie który wskazywał godzinę 10:20
Leniwie ubrał się w swój kombinezon, ciepły wygodny kombinezon, tylko on i matka wiedział ze ten kombinezon nie był kupiony w sklepie dla młodzieży tylko w sklepie dla dzieci, tak rozmiar na Daniela w sklepie dla dzieci był idealny wręcz perfekcyjny. Cóż w końcu nasz bohater ma ledwo 135cm wzrostu, lekarze twierdzą ze to minie i nadrobi w niedługim czasie.
Zszedł na dół cicho po schodach z ulgą stwierdzając ze nie ma jego starszego brata, więc bez docinek i dokuczań z jego strony mógł spokojnie zjeść śniadanie i czym prędzej łapiąc za deskę snowboardową mógł zwiać na spore górki.
Śnieg... dużo śniegu, Daniela to cieszyło mógł znowu pośmigać na desce.
Wszedł na sporą górkę, omijał grupki "kolegów" chociaż i tak słyszał docinki typu "-... o mała dzidzia nie powinna iść na mniejszą górkę itp"
Postawił deskę na skraju, wszedł na nią zapinając zapięcia spojrzał w dół i tylko się uśmiechną.
Zaczął zjeżdżać, bawił się dobrze czuł wiatr na pysku, mroźny miły dla niego powiew wiaterku.
Cieszył się, śmiał, mógł odetchnąć przez te kilka chwil od swoich problemów.
Nagle ciemność... czarna przenikliwa ciemność i jakiś głos ledwo docierający do uszu kotowatego
-Daniel ? Daniel słyszysz mnie ? Daniel ? - głos stawał się coraz wyraźniejszy , coraz bardziej znajomy. TAK! to głos Jonasza, mojego brata...
-Boli...boli brzuch - Daniel zwinął się z bólu łapiąc za brzuch, nad nim klęczał rosły około 19letni lew..dobrze zbudowany, tak tak to jest brat naszego bohatera Jonasz .
-Jonasz...boli mnie brzuch, bardzo...ja chce do domu - łzy napływały mu się do oczu.
Kolejne upokorzenie na oczach wszystkich, znowu mały Danielek był niesiony do domu przez brata w akompaniamencie śmiechów i różnej masy wyzwisk.
Brat położył zwijającego się z bólu Daniela na łóżku zdejmują kombinezon. Przebadał go dokładnie, miał w tym wprawę ponieważ chodził do szkoły dla ratowników medycznych, po oględzinach stwierdził tylko potłuczenie, podał leki przeciw bólowe . Które spowodowały błogie uczucie odlotu braku bólu.. oraz przyjście szybkiego snu.
Jonasz przykrył poszkodowanego ciepłym kocem po czym z cichym westchnięciem wyciągną telefon z zamiarem powiadomienia rodziców o zaistniałym wypadku.
sory za błędy ;)