Dnia 4 kwietnia 2007 roku razem z klasą pojechałam na spektakl pt. „Zemsta” do Teatru Polskiego we Wrocławiu. Sztuka opowiada o nienawiści łączącej Macieja Raptusiewicza (Cześnika) i Rejenta Milczka, potajemnej miłości Klary Raptusiewiczówny i Wacława Milczka, oraz o dziejach Papkina i innych mieszkańców zamku. Zakochana para pragnie pogodzić swoich opiekunów, aby mogła z czystym sumieniem wziąć ślub. Jednak to nie jest takie proste. Mało kto wierzył, iż ci dwaj się pogodzą, ale po pewnym czasie zaplątany we własne intrygi Cześnik (chciał zemścić się na Milczku za to, że zabrał mu narzeczoną – Podstolinę) godzi się z Rejentem. Sztuka odegrana w Teatrze Polskim we Wrocławiu szczerze mówiąc nie podobała mi się. Gra aktorów była sztuczna i niezbyt się wczuwali w rolę. Jedynie Wacław pokazał odrobinę klasy. On jedyny zachowywał się w miarę swobodnie. Nawet scena, w której Dyndalski pisał dyktowany przez Cześnika list do Wacława, nie wydawała mi się tak śmieszna, jaką była podczas czytania dramatu. Charakteryzacja też mnie nie zachwyciła. Na przykład Papkin miał różowe włosy. Klara zaś miała krótko przystrzyżone co mi absolutnie do niej nie pasowało. Stroje zrobiły na mnie wrażenie starych, zniszczonych i z innej epoki, a szabla, którą miał Cześnik była powykrzywiana. W sumie podobała mi się tylko scenografia. Na dwóch końcach sceny wystawione były kartonowe wieże a obok nich klomby róż. Tuż przed sceną, a właściwie na jej dolnej ściance namalowany był popsuty mur, o który był spór. Przy zmianach aktów zasłaniana była kurtyna, a za nią zmieniana scenografia. Były stoły, sztuczne ścianki, dywany. Scenografia akurat pasowała do sztuki. Ogólnie rzecz ujmując ta sztuka sprawiła na mnie wrażenie lekko niedopracowanej. Kreacje aktorskie, sami aktorzy nie byli dobrze dobrani. Mam nadzieję, że będę miała okazję obejrzeć lepsze spektakle.
Dnia 4 kwietnia 2007 roku razem z klasą pojechałam na spektakl pt. „Zemsta” do Teatru Polskiego we Wrocławiu.
Sztuka opowiada o nienawiści łączącej Macieja Raptusiewicza (Cześnika) i Rejenta Milczka, potajemnej miłości Klary Raptusiewiczówny i Wacława Milczka, oraz o dziejach Papkina i innych mieszkańców zamku. Zakochana para pragnie pogodzić swoich opiekunów, aby mogła z czystym sumieniem wziąć ślub. Jednak to nie jest takie proste. Mało kto wierzył, iż ci dwaj się pogodzą, ale po pewnym czasie zaplątany we własne intrygi Cześnik (chciał zemścić się na Milczku za to, że zabrał mu narzeczoną – Podstolinę) godzi się z Rejentem.
Sztuka odegrana w Teatrze Polskim we Wrocławiu szczerze mówiąc nie podobała mi się. Gra aktorów była sztuczna i niezbyt się wczuwali w rolę. Jedynie Wacław pokazał odrobinę klasy. On jedyny zachowywał się w miarę swobodnie. Nawet scena, w której Dyndalski pisał dyktowany przez Cześnika list do Wacława, nie wydawała mi się tak śmieszna, jaką była podczas czytania dramatu.
Charakteryzacja też mnie nie zachwyciła. Na przykład Papkin miał różowe włosy. Klara zaś miała krótko przystrzyżone co mi absolutnie do niej nie pasowało. Stroje zrobiły na mnie wrażenie starych, zniszczonych i z innej epoki, a szabla, którą miał Cześnik była powykrzywiana.
W sumie podobała mi się tylko scenografia. Na dwóch końcach sceny wystawione były kartonowe wieże a obok nich klomby róż. Tuż przed sceną, a właściwie na jej dolnej ściance namalowany był popsuty mur, o który był spór. Przy zmianach aktów zasłaniana była kurtyna, a za nią zmieniana scenografia. Były stoły, sztuczne ścianki, dywany. Scenografia akurat pasowała do sztuki.
Ogólnie rzecz ujmując ta sztuka sprawiła na mnie wrażenie lekko niedopracowanej. Kreacje aktorskie, sami aktorzy nie byli dobrze dobrani. Mam nadzieję, że będę miała okazję obejrzeć lepsze spektakle.