1.Bitwa ze Szwedami we wsi Klewany.
2.Wojna domowa na Litwie.
3.Obrona Częstochowy.
4. Bitwa pod Warką.
5.Wojna Węgierska.
___________________________
Mam do zrobienia prezentacje. Potrzebny jest mi opis tych bitew wygranych z 'Potopu' Sienkiewicza ;) prosze o pomoc;)
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
1. ---
2.
Wojna domowa na Litwie 1700Wojna domowa na Litwie 1700 (kolizja litewska) – wystąpienie litewskich rodów magnackich Wiśniowieckich, Radziwiłłów, Placów i Ogińskich popieranych przez średnią szlachtę przeciwko dominującej w Wielkim Księstwie Litewskim pozycji rodu Sapiehów.
Pod koniec XVII wieku Sapiehowie skumulowali w swoich rękach najważniejsze litewskie urzędy centralne: hetmanem wielkim litewskim był Kazimierz Jan Sapieha, marszałkiem wielkim litewskim Aleksander Paweł Sapieha, podskarbim wielkim litewskim Benedykt Paweł Sapieha. Sprawując faktyczną władzę nad Litwą, Sapiehowie potrafili obrócić działanie aparatu administracyjnego na swój prywatny użytek. Sami egzekwowali wydawane przez siebie wyroki sądowe, przyczyniając się do upadku fortun swoich konkurentów. Spowodowało to zbrojne wystąpienie rodów magnackich, które poczuły się dyskryminowane.
Ziemie litewskie pogrążyły się w 1700 roku w krwawej bratobójczej wojnie domowej, obie strony bezlitośnie niszczyły dobra swoich przeciwników. 18 listopada 1700 doszło do decydującego starcia w bitwie pod Olkienikami, gdzie Sapiehowie zostali ostatecznie pokonani, tracąc swoją pozycję na Litwie.
3.
OBRONA CZĘSTOCHOWY Pewnego razu pan Kmicic wędrując po Polsce z Wiernym Soroką i nie bardzo wiernymi, ale nie tak tępymi jak Soroka Kiemliczami, wstąpił do karczmy w Kruszynie i zamówił sobie słynny tamtejszy filet z morszczuka, a do tego wino "Basztowe". Ledwie jednak rozpoczął konsumpcję, gdy do jego stolika przysiedli się panowie Wrzeszczynowicz i Lisola i zaczęli rozmawiać po niemiecku, żeby nikt nie zrozumiał. Mówili, że Szwedzi lada chwila mają obrobić skarbiec jasnogórski. Kmicic, który gadał po niemiecku jako i po naszemu, prędziutko dokończył morszczuka, popił winem i popędził do Częstochowy, słusznie rozumując, że przy takim rabunku bandyci mogą w pośpiechu upuścić jakiś cenny drobiażdżek. Ledwie to jednak pomyślał, gdy odbiło mu się siarką tak mocno, że aż zleciał z ko- nia, a równocześnie coś zaczęło dzwonić i huczeć. - Co z waszą wielmożnością? - spytał Wierny Soroka, pochylając się troskliwie nad leżącym. - Z gęby zionę siarką, a w uszach mi dzwoni i huczy... - poskarżył się młody rycerz. - Dzwonią dzwony jasnogórskie - wyjaśnił Soroka - a huczy artyleria forteczna. Widocznie ojczaszkowie na wszelki przypadek lufy sobie przedmuchują. - A skąd siarka? - jęknął pan Andrzej i znowu beknęło mu się smrodliwie, że aż konie przysiadły pod Kiemliczami. - Ha! - zawołał w nagłym olśnieniu. - Nic inszego, jeno to musi być zapowiedź mąk piekielnych, bom planował świętokradztwo! - Jakich tam mąk piekielnych - mruknął sceptycznie stary Kiem- licz. - To te jabole siarką zaprawiają, żeby ich pokręciło! Ale Kmicic już tego nie dosłyszał, pędził bowiem w kierunku klasztoru, aby ostrzec ojców paulinów i w ten sposób zmazać swój niedoszły grzech. Ksiądz przeor Kordecki nie od razu uwierzył obcemu przybyszowi, ale ten wyspowiadał mu się kim jest i prosił, aby mógł w klasztorze występować pod jakimś pseudonimem, a to na wypadek, gdyby Szwedzi jednak wygrali i zaczęli szukać pomsty na przeciwnikach. - Chwalebna to przezorność synu - odrzekł trochę cierpko zacny przeor - i nie będę się jej przeciwiał, obierz sobie tedy miano od jakieś sprawy, którą najbardziej na tym świecie ukochałeś. A mówiąc tak, miał na myśli takie szczytne, choć przybrane nazwiska, jak np. "Ojczyznowski Józef", "Mgr inż. Patryjotycz- niak" i im podobne. Kmicic myślał, myślał, a że najbardziej lubił baby, więc powiedział: - Może ja bym się nazywał Babiuch albo Babinicz? - To już lepiej Babinicz! - zakrzyknął Kordecki, żegnając się odruchowo. - A teraz - rozkazał - dalejże wszyscy opatrywać wały! - My już sobie opatrzylim! - zawołali chórem Kiemlicze, i kop- nięci przez Soroke wylecieli za bramę forteczną, gdzie się zresztą później okazali bardzo, a bardzo przydatni. Tymczasem nadciągał generał Miller i pod osłoną nocy usiłował podstępnie dostać się do klasztoru, pukając z głupia frant w odrzwia bocznej furty. - Wer da? - krzyknął doskonałą niemczyzną Kmicic, trzymający tam straż. - Ist Herr Kordetzky zu Hause? - zapytał kulturalnie Miller, nadając swemu głosowi miękkie brzmienie. - Kordecki szlafen, und zi auch szlafen gejen, morgen curuk komen! - poradził pan Andrzej. - Aber ich habe keine Platz zum schlafen... - żalił się chytry żołdak. - Ach, wie kalt, wie kalt... - zapłakał, kłapiąc naumyślnie zębami. - Kalt? Kalt? - upewnił się Kmicic. - Glajch wird warm! - co mówiąc oblał najeźdźców gorącym kapuśniakiem z wkładką, przynie- sionym z klasztornej kuchni. Łatwo pojąć jak potworną panikę wywołała ta akcja w obozie szwedzkim. Całe pułki błąkały się w rozpaczliwym nieładzie do rana, biorąc często swoich za nieprzyjaciół i niszcząc się wza- jemnie. W ciemności krzyżowały się trwożne okrzyki, jęki i pa- niczne pytania: "Ty, jak się czyści plamy z kapuśniaku? "Korzys- tając z zamieszania, okoliczne chłopstwo uzyskało nagle świado- mość narodową i uderzyło na wraże magazyny, a obrońcy wypadli za mury, nie dając nikomu pardonu. A potem wracali zdyszani, umazani krwią jak wilcy, którzy uczynili rzeź owczarni. U przechodu czekał na nich ksiądz Kordecki. Liczył ich i uś- miechał się dobrotliwie na widok okrwawionych junackich twarzy, zesztywniałych od posoki wąsów i dymiącej jeszcze od mordu broni, na którą buńczucznie ponasadzali urżnięte nieprzyjacielskie członki, a nawet ręce i nogi. Jeden tylko pan Kmicic nie wracał. Umyślił sobie bowiem, iż korzystając z okazji da drapaka z tej, zbyt jak na jego tempera- ment świętobliwej, twierdzy, gdzie jedyna dobrze widziana rozry- wka było ćwiczenie się batożkami. Przebrał się tedy młody rycerz za starą żebraczkę Konstancję, żyjącą dostatnio ze zbierania butelek na ziemi niczyjej i skrzy- piąc głośno stawami biodrowymi przemykał się na zachód, gdy wtem ujrzał przed sobą jakiegoś człeka, który usiłował ukryć w lufie ogromnej armaty tęgiego, śląskiego krupnioka, ukradzionego zapew- ne w czasie bitewnego tumultu. - Pan starosta Jaworowski! - wykrzyknął odruchowo Kmicic. - Jam ci jest... - przyznał się starosta. Jakoż to on był. Ten potężny i piękny mężczyzna najdłużej spośród magnatów polskich pozostawał w szwedzkiej służbie, o co niektórzy żywili doń pretensje, zwłaszcza że miał w przyszłości zostać królem polskim, dość znanym Janem Trzecim Sobieskim. Ob- darzony ogromnym apetytem i ponad miarę pazerny seksualnie, nieczęsto miał w obozie szwedzkim okazję do zaspokojenia obu tych namiętności. Teraz, nagle spadło mu jak z nieba jedno i drugie. Powiedziaw- szy więc dowcipnie "Naści piesku kiełbasy! ", wsunął aluzyjnie krupnioka do armaty i ruszył w stronę rzekomej żebraczki Kon- stancji, podkręcając zalotnie wąsa. Pan Kmicic struchlał i włosy stanęły mu dębem na głowie, zaś przed oczami stanęło straszne widmo nierycerskiej śmierci. Zaraz też zaczęli się ścigać wokół kolubryny, Sobieski cały w lansadach, amorach i prysiudach, Kmi- cic zaś ze skromnie spuszczonymi oczami i wysoko dla ułatwienia ucieczki podkasaną spódnicą. Stanęli wreszcie po obu końcach gigantycznej lufy, dysząc ciężko. - Czego się boisz głupia? - perswadował starosta Jaworowski. - Czemu nie chcesz iść na całość? I wpadając w tradycyjny styl kresowych zalotów zanucił od niechcenia: Mołodyciu, mołodyciu Szto wtikajesz, ja twij Hryciu, Stara maty piszła spaty, Chody meni pokuchaty, juhu! Pan Andrzej zaś odśpiewał mu skromnie: Ne choczu, ne choczu Bo sobi zamoczu... Nie dokończył i pisnąwszy cieńko, znowu rzucił się do uciecz- ki, ale zaraz runął na ziemie, pociągając niechcący za sznurek od armaty. Ogromna kolubryna huknęła i rozpadła się w kawałki, a ma- sywny krupniok wyleciał z niej i zabiwszy po drodze dwadzieścia pięć tysięcy nieprzyjaciół, bez jednego wyjątku heretyków, wpadł do klasztoru. Bardzo dobrze, że do klasztoru, bo obrońcom kończyły się już zapasy żywności. Tymczasem pan Andrzej omdlał i dostał się do niewoli. Pomińmy milczeniem ohydne praktyki, ja- kich się na nim dopuszczał właściciel prywatnego rożna, emeryto- wany pułkownik Kuklinowski. Wszyscyśmy winni wdzięczność poczci- wym Kiemliczom, którzy delikatnie ściągnęli Kmicica z okrutnego urządzenia, a nadziali na nie paskudnego prywaciarza. Pan Andrzej usiadł wygodnie przy ogniu. Jedną dłonią mierzwił w zamyśleniu swą podgoloną, płową czuprynę, drugą zaś obracał od niechcenia rożen z Kuklinowskim. Nagle wstał, a za nim Kiemlicze. - Co wasza miłość rozkaże? - spytał starszy, spoglądając z uwielbieniem na swego dowódcę. - Jedziemy na Śląsk! - powiedział Kmicic. - Sprowadzić najjaśniejszego pana do kraju? - Nie, uruchomić pierwszy na świecie grill przy dworze naj- jaśniejszego pana! I czterej jeźdźcy skoczyli w ciemność, a na prymitywnym rożnie skwierczał pułkownik Kuklinowski, rozwścieczony, że to nie on pierwszy wpadł na ten pomysł. 4.Bitwa pod Warką miała miejsce 7 kwietnia 1656 roku. Rozegrała się na terenie ograniczonym od wschodu i północy lasem, od zachodu strumykiem w niewielkim jarze, od południa wsią Piaseczno (wieś oddalona o ok. 4 km na północ od Warki). Była pierwszą zwycięską bitwą odniesioną w polu w czasie potopu szwedzkiego. 5.Wojna węgiersko-słowacka (także "mała wojna" - węg. Kis háború, słow. Malá vojna) - lokalna wojna między Państwem Słowackim a Królestwem Węgier, prowadzona na obszarze dzisiejszej wschodniej Słowacji od 23 marca do 4 kwietnia 1939.