Znajdź nawiązania literackie do idei franciszkańskiej.
(tytuł, autor, data, fragment).
Nie musi być zawarty fragment w waszej odpowiedzi.
Z góry dziękuje za pomoc.
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
Eric Weiner - wieloletni korespondent „National Public Radio” m.in. w Delhi, Jerozolimie i Tokio; twórca bestsellerowej „Geografii szczęścia”; człowiek, którego ciekawość świata pcha w coraz to nowe strony - znów wyruszył w podróż. W poprzedniej książce Weiner poszukiwał szczęścia, tym razem jego wyprawa jest znacznie mniej nastawiona na doczesne przyjemności. „Kulinarny Żyd” - jak sam o sobie pisze - wyruszył szukać Boga. A wszystko zaczęło się od dramatycznego ( spokojnie, to tylko pozory, po lekturze pierwszego rozdziału nic nie wydaje się już tak pompatyczne) pytania siostry oddziałowej: Czy odnalazłeś już swojego Boga? Eric - nieprzykładny Żyd, nie znalazł. Rusza więc czym prędzej na poszukiwania. Jako człowiek otwarty nie ogranicza się do jednego wyznania czy kontynentu. W Turcji flirtuje z sufizmem, w Indiach z buddyzmem, w Chinach z taoizmem, w Stanach Zjednoczonych z chrześcijaństwem, raelianizmem, wiccą, szamanizmem po to, by zakończyć podróż w Izraelu - mekce judaizmu i kabały.
Brzmi poważnie i takie zasadniczo powinno być,...ale nie jest! Przecież autor nie szuka byle jakiego bóstwa. Tylko „swojego” i w dodatku „sympatycznego”. Wprawdzie casting ograniczył do ośmiu potencjalnych kandydatów, jednak sprawę traktuje z należytym szacunkiem. Ponieważ takiego Boga nie znajdzie się z nosem zwieszonym na kwintę, z książką - przewodnikiem w ręku, Weiner decyduje się na tę specyficzną pielgrzymkę. I już ze względu na sam fakt podjęcia przez autora takiego wysiłku, warto zajrzeć do tej publikacji. Zwłaszcza, że wcale nie chodzi o materiał na kolejną (swoją drogą - fantastyczną) książkę. Autor, mimo iż pisze z charakterystycznym dlań dystansem, bierze sprawę głęboko do siebie. Nie podejmuje tak dużego wysiłku jedynie dla ciekawości. Wiener, jako osoba cierpiąca na nerwicę i depresję, potrzebuje swojego Boga. I nie bez kozery, rozgląda się za Bogiem sympatycznym.
Autor pisze w sposób bardzo swobodny o swojej areligijnej młodości i problemach natury psychologicznej. Na łamach książki dzieli się z czytelnikami nie tylko wspomnieniami o swoim stanie przeszłym, ale przede wszystkim o doświadczeniach, które przeżywał wraz z pisaniem. Dlatego też, czytając „Poznam sympatycznego Boga”, czytelnik jest na bieżąco z duchowymi odkryciami autora. Niektóre z tych przeżyć dostarczają ciekawej, nowej wiedzy na temat różnych wyznań - Weiner oczywiście przygotowywał się do podróży, czytając wcześniej książki, jednak właśnie to nabyte i opisane doświadczenie sprawiło, lektura jest tak interesująca. Nareszcie czytelnik może nie tylko przeczytać suchą teorię egzotycznych praktyk religijnych, ale także prześledzić, jak totalny amerykański laik radzi sobie z wszystkimi duchowymi zakamarkami. Bez zbędnego nadęcia, bez udawanego religijnego „profesjonalizmu” Weiner odkrywa przed odbiorcą książki, ale nade wszystko przed samym sobą, tajniki kilku najpopularniejszych wyznań i ich wybranych odłamów. Mimo że autor czerpie z tematyki tak różnorodnej, iż od samego spisu treści można dostać zawrotów głowy, stara wynieść z każdej lekcji religii jak najwięcej wiedzy, a może też i trochę wiary. Co ważne, każdą religię szanuje. Nie sprzeciwia się żadnym, nawet najdziwaczniejszym tradycjom. Pokazuje ogromny respekt do tego, czego na dobrą sprawę nie zna. Takiej postawy niejeden czytelnik może się od autora nauczyć.
Eric Weiner to mistrz subtelnego humoru i gier słownych. Nie spodziewałam się, że czytając książkę o duchowej wędrówce, będę się śmiać pod nosem, a tak właśnie było podczas lektury „Poznam sympatycznego Boga”. Nawet z rzeczy transcendentnych, na pozór zmuszających do powagi, autor potrafi wycisnąć kilka kropel zdrowego humoru. Bezpretensjonalność, wręcz dziecięca szczerość, z jaką Weiner traktuje temat jest porażająca, a zaufanie jakim obdarza czytelnika, dając mu do ręki tę pozycję, godna pozazdroszczenia. Każdy z ośmiu rozdziałów tej książki ma inny klimat związany z różnorodnością doświadczenia, jednak całą książkę łączy autoironia autora oraz przemycanie prawd duchowych i wiadomości religioznawczych pod płaszczykiem naprawdę dobrej zabawy. O dystansie autora najlepiej świadczy fakt, iż zmierzył się także z tym, co jednocześnie dla niego najdalsze i najbliższe - z judaizmem. Znamienne jest, że przy całej duchowej otoczce, towarzyszącej lekturze, śmiało można ją sklasyfikować jako rozrywkę. Bawiłam się świetnie podczas lektury. Nie dość, że poznałam razem z Weinerem tylu mniej lub bardziej sympatycznych Bogów, to jeszcze podróżowałam razem z nim po Azji i Ameryce. Fantastyczne doświadczenie, fantastyczna książka! Rozbrajająca jest treść, ale też tytuł – wyraźne nawiązanie do ogłoszenie matrymonialnego; żartobliwe przeniesienie relacji między Bogiem a człowiekiem na poziom podszyty erotyzmem. Co za pomysł!
Weiner to taki „pozytywny Boży szaleniec”. Wprawdzie żadnego romansu jeszcze nie przekształcił w trwały związek, jednak znajomość z pewnym tajemniczym Bogiem wydaje się być obiecująca. Być może, zdobyte doświadczenie zakiełkuje w autorze na tyle, że wkrótce doczekamy się „bożej monografii”. Być może także Ty, drogi czytelniku, zastanowisz się nad tym, na ile „Twój” jest Twój Bóg.
Agata Kwiatkowska