Jak co roku zebraliśmy się przy cmentarnej bramie, by uczcić duchy naszych zmarłych, a niektórym z nich ofiarować potrzebną pomoc. Każdy z mieszkańców wioski przyniósł odpowiednie potrawy. Ja, ponieważ jestem samotny, nie miałem ciasta, wziąłem za to czarne jagody i, sam nie wiem dlaczego, trochę gorczycy.
Kiedy już wszyscy się zgromadzili, weszlismy do kaplicy. Przewodniczył nam guślarz, ludzie mówią że to niezwykły człowiek. Podobno widzieli, jak rozmawiał z duchami. Mam wobez niego pewne obawy.
Było już późno, kiedy zaczęliśmy "ucztę kozła". Guślarz nakazał zasłonić szczelnie okna, więc obrzęd odbywał się w całkowitych ciemnościach. Najpierw wezwał duszę na ucztę, potem odmówił odpowiednie zaklęcia, zapalił garść kądzieli i wszyscy czekaliśmy z zapartym tchem majjących nastąpić wydarzeń. I duchy przybyły! Najpierw zaobaczył, je guślarz. Były to dusze dwóch małych dziecie. Opowiedziały nam swoją historię. Były kochane i rozpieszczane, dlatego teraz nie mogą się dostać do nieba. Guślarz prosił, by wzięły słodkie ciastko albo owoc, ale one poprosiły... o dwa ziarna gorczycy. Dech mi zaparło, a więc dlatego nagle przyszła mi w domu do głowy myśl, by zabrać gorczycę! Rzuciłem ziarno na stół pośrodku kaplicy, a duchy natychmiast przyjęły podarunek. Guślarz popatrzył na mnie z uznaniem. Przez moment nasze spojrzenia się spotkały, teraz już wiem, że to dobry i mądry człowiek. Potem wspólnie powtórzyliśmy przestrogę duchów: kto nie zna goryczy i smutku, ten nie dostanie się do nieba.
To co sie stało potem, napełniło nas przerażeniem. Zobaczyliśmy prawdziwego, straszliwego upiora! o północy guślarz wezwał dusze najcięższych grzeszników, zapalił przy tym kocioł z wódką. W płomieniach płonącej wódki zobaczyliśmy przerażającą zjawę. Zakrwawiony, poszarpany, z grymasem wściekłości i bólu na twarzy stanął przed nami zmarły niedawno dziedzic naszej wioski. Okazało się, że nie można mu pomóc musi cierpieć przerażające męki za zło, które wyrządził poddanym. Bejrzeliśmy przerażające widowisko. Ptaki-upiory opowiedzialy nam o nieludzkim postępowaniu dzidzica, a on sam wył z bólu i rozpaczy. Guślarz musiał zakląć go krzyżem, żeby nas wreszcie opuścił. Potem powtórzyliśmy jego pouczenie: trzeba być człowiekiem, postępować po ludzku, by zasłużyć sobie na niebo.
Ostatnim gościem z zaświatów była młodziutka pasterka, Zosia. Przyszła prosić o sprowadzenie jej na ziemię, chciała jej dotknąć, ponieważ bardzo ją zmęczyło bujanie w przestworzach. Tak, tak, pamiętałem tę piękną dziewczynę. Moj przyjaciel z młodości przypłacił życiem uczucie do niej. Popełnił samobójstwo z rozpaczy, że nie odwzajemniła jego miłości. Dawne dzieje... Czy to możliwe, że ta biedna w gruncie rzeczy dziewczyna po śmierci cierpi tak długo? Na szczęście guślar pocieszył duszę, mówiąc, że jeszcze przez dwa lata będzie skazana na podniebną tułaczkę, a potem bramy nieba staną dla niej otworem. Dowiedzieliśmy isę od niej, że trzeba kochać innych, by odejść z tego świata w pokoju.
To co się stało po odejściu zjawy bardzo zaniepokoiło guślarza. Przybył na dziady jeszcze jeden duch, ale nie chciał nic mówić, tylko uporczywie wpatrywał się w moja sąsiadkę, a ona też nie mogła oderwać od niego wzroku. Poza tym widmo nie odchodziło mimo zaklęć guślarza. Zamarliśmy w przerażeniu. Co teraz będzie?! Na szczęście nasz przewodnik zachował zimną krew. Kazał wziąć pod ręce półprzytomną kobietę i wyprowadzic z kaplicy. On wyszedł na końcu.
Ni oglądając się za siebie wszyscy podążylismy do domów. To była bardzo męcząca noc myślałem, kładać się spać wczesnym rankiem.
Jak co roku zebraliśmy się przy cmentarnej bramie, by uczcić duchy naszych zmarłych, a niektórym z nich ofiarować potrzebną pomoc. Każdy z mieszkańców wioski przyniósł odpowiednie potrawy. Ja, ponieważ jestem samotny, nie miałem ciasta, wziąłem za to czarne jagody i, sam nie wiem dlaczego, trochę gorczycy.
Kiedy już wszyscy się zgromadzili, weszlismy do kaplicy. Przewodniczył nam guślarz, ludzie mówią że to niezwykły człowiek. Podobno widzieli, jak rozmawiał z duchami. Mam wobez niego pewne obawy.
Było już późno, kiedy zaczęliśmy "ucztę kozła". Guślarz nakazał zasłonić szczelnie okna, więc obrzęd odbywał się w całkowitych ciemnościach. Najpierw wezwał duszę na ucztę, potem odmówił odpowiednie zaklęcia, zapalił garść kądzieli i wszyscy czekaliśmy z zapartym tchem majjących nastąpić wydarzeń. I duchy przybyły! Najpierw zaobaczył, je guślarz. Były to dusze dwóch małych dziecie. Opowiedziały nam swoją historię. Były kochane i rozpieszczane, dlatego teraz nie mogą się dostać do nieba. Guślarz prosił, by wzięły słodkie ciastko albo owoc, ale one poprosiły... o dwa ziarna gorczycy. Dech mi zaparło, a więc dlatego nagle przyszła mi w domu do głowy myśl, by zabrać gorczycę! Rzuciłem ziarno na stół pośrodku kaplicy, a duchy natychmiast przyjęły podarunek. Guślarz popatrzył na mnie z uznaniem. Przez moment nasze spojrzenia się spotkały, teraz już wiem, że to dobry i mądry człowiek. Potem wspólnie powtórzyliśmy przestrogę duchów: kto nie zna goryczy i smutku, ten nie dostanie się do nieba.
To co sie stało potem, napełniło nas przerażeniem. Zobaczyliśmy prawdziwego, straszliwego upiora! o północy guślarz wezwał dusze najcięższych grzeszników, zapalił przy tym kocioł z wódką. W płomieniach płonącej wódki zobaczyliśmy przerażającą zjawę. Zakrwawiony, poszarpany, z grymasem wściekłości i bólu na twarzy stanął przed nami zmarły niedawno dziedzic naszej wioski. Okazało się, że nie można mu pomóc musi cierpieć przerażające męki za zło, które wyrządził poddanym. Bejrzeliśmy przerażające widowisko. Ptaki-upiory opowiedzialy nam o nieludzkim postępowaniu dzidzica, a on sam wył z bólu i rozpaczy. Guślarz musiał zakląć go krzyżem, żeby nas wreszcie opuścił. Potem powtórzyliśmy jego pouczenie: trzeba być człowiekiem, postępować po ludzku, by zasłużyć sobie na niebo.
Ostatnim gościem z zaświatów była młodziutka pasterka, Zosia. Przyszła prosić o sprowadzenie jej na ziemię, chciała jej dotknąć, ponieważ bardzo ją zmęczyło bujanie w przestworzach. Tak, tak, pamiętałem tę piękną dziewczynę. Moj przyjaciel z młodości przypłacił życiem uczucie do niej. Popełnił samobójstwo z rozpaczy, że nie odwzajemniła jego miłości. Dawne dzieje... Czy to możliwe, że ta biedna w gruncie rzeczy dziewczyna po śmierci cierpi tak długo? Na szczęście guślar pocieszył duszę, mówiąc, że jeszcze przez dwa lata będzie skazana na podniebną tułaczkę, a potem bramy nieba staną dla niej otworem. Dowiedzieliśmy isę od niej, że trzeba kochać innych, by odejść z tego świata w pokoju.
To co się stało po odejściu zjawy bardzo zaniepokoiło guślarza. Przybył na dziady jeszcze jeden duch, ale nie chciał nic mówić, tylko uporczywie wpatrywał się w moja sąsiadkę, a ona też nie mogła oderwać od niego wzroku. Poza tym widmo nie odchodziło mimo zaklęć guślarza. Zamarliśmy w przerażeniu. Co teraz będzie?! Na szczęście nasz przewodnik zachował zimną krew. Kazał wziąć pod ręce półprzytomną kobietę i wyprowadzic z kaplicy. On wyszedł na końcu.
Ni oglądając się za siebie wszyscy podążylismy do domów. To była bardzo męcząca noc myślałem, kładać się spać wczesnym rankiem.