„Garderobiany" Ronalda Harwood'a jest utworem wyłącznie o teatrze. Jest sporo sztuk pokazujących teatr od kulis, ale żadna aż tak bardzo nie dopowiada wszystkiego do końca, nie jest tak bardzo bezlitosna, może nawet okrutna w ujawnianiu prawdy o tym naszym świecie, o naszych emocjach, zawiłych mechanizmach psychologicznych i międzyludzkich, które tu działają. Ekshibicjonizm, który w jakiś sposób należy do tego zawodu, tu doprowadzony zostaje do granic. To wymaga odwagi i wielkiej dojrzałości. Bardzo trudno jest wcielić się w tak złożoną strukturę mentalności jaką wymyślił dla postaci „Sira" Ronald Harwood. Aby móc zrozumieć stan szczególnego rodzaju zawodowej perwersji trzeba wiele wiedzieć o teatrze, o jego zakulisowym życiu, o sukcesach i o porażkach zawodowych. Trzeba przeżyć chwile euforii i ...depresji. Tego typu wyzwania podejmują najdojrzalsi aktorzy jak Igor Przegrodzki czy Gustaw Holoubek. Wydaje się, że choć autor sztuki postać głównego bohatera zdecydowanie przerysował i że obok charyzmatycznej duszy artysty funkcjonują równolegle takie przymioty jak kabotynizm, introwertyzm, zawiść i cynizm, to do zagrania jej na scenie potrzeba tej rozległej wiedzy, którą daje tak zwane doświadczenie życiowe i zawodowe. W naszej realizacji z tą postacią zmierzy się Ireneusz Kaskiewicz. W tytułowej roli Normana - „Garderobianego" zobaczymy Krzysztofa Kluzika, a w barwnych postaciach szekspirowskiej trupy teatralnej wystąpią pozostali aktorzy Nowego Teatru im. Witkacego: Bożena Borek, Paulina Fonferek, Hanna Piotrowska, Marta Turkowska, Igor Chmielnik, Adam Jędrosz i Jerzy Karnicki. Reżyserem spektaklu jest Krzysztof Galos. Scenografia kostiumy: Zofia de Inez oraz Sławomir Lewczuk.
Byłem fatalnym aktorem, ale znakomitym garderobianym.
Ronald Harwood (właściwie: Ronald Horowitz, syn Isaaca Horowitza i Isabel Pepper, brytyjski prozaik i dramaturg, urodził się 9 listopada 1934 roku w Cape Town w Południowej Afryce. Od 1951 roku mieszka w Anglii. Z wykształcenia jest aktorem - ukończył w 1953 roku Królewską Akademię Sztuki Teatralnej (RAAT) w Londynie. Jest autorem powieści i licznych opowiadań, monografii, biografii, sztuk teatralnych, radiowych, telewizyjnych, scenariuszy filmowych (m.in. „Jeden dzień z życia Iwana Denisowicza”), telewizyjnych, adaptacji, programów dla TV (np. znanego w Polsce cyklu BBC „Cały świat jest sceną”). W środowisku teatralnym i literackim Wielkiej Brytanii Ronald Harwood jest szanowanym i niekwestionowanym autorytetem. W maju 1993 roku był gościem polskiego PEN Clubu, oto fragment relacji Hanny Baltyn z jednego ze spotkań zorganizowanych podczas wizyty pisarza: „Nazwisko Harwooda u każdego miłośnika dobrego teatru wywołuje mnóstwo skojarzeń. Po pierwsze - „Garderobiany”. Według tej sztuki powstał świetny, prezentowany w naszej telewizji film Petera Yatesa z udziałem Toma Courtenaya. Po drugie - „Pianista”. W 2002 roku otrzymał za ten film - reżyserowany przez Romana Polańskiego - OSCARA w kategorii: najlepszy scenariusz. W drugiej połowie lat 80. w Teatrze Powszechnym wyreżyserował „Garderobianego” Zygmunt Hubner. Wrocławską inscenizację przygotował Maciej Wojtyszko. Ronald Harwood podczas swej pierwszej wizyty w Polsce widział warszawskie przedstawienie, które wysoko sobie ceni. Na spotkaniu w siedzibie warszawskiego PEN Clubu powiedział, że Pszoniak gra teraz tę rolę (Normana) na londyńskim West Endzie i publiczność go uwielbia. Harwood (-) jest pochodzenia żydowskiego. Jego ojciec urodził się na Litwie, matka w Londynie, ale dziadkowie wywodzą się spod Warszawy. Żona Natasza pochodzi z rodziny rosyjskich emigrantów. Dzieje obu rodów Harwood opisał w najnowszej powieści „Homme” (Dom). Pytanie o tożsamość, przy tak skomplikowanym rodowodzie i stosunkach rodzinnych, jest kwestią dla pisarza niebagatelną. Mimo iż z urodzenia jest Afrykaninem, uważa, że przynależy do kultury europejskiej, rozumianej jako tygiel rozmaitych kultur.(-) Do teatru trafił „od dołu”, przez 7 lat był maszynistą teatralnym i garderobianym słynnego szekspirowskiego aktora przedwojennej generacji, sir Donalda Wolfita. Mówi żartem o tych czasach: „Byłem fatalnym aktorem, ale znakomitym garderobianym”. Do literatury doszedł z konieczności, najbardziej trywialnej z możliwych, mianowicie z potrzeby zarobienia pieniędzy na utrzymanie rodziny. Zaniósł do telewizji scenariusz. Tak zaczęła się kariera pisarska człowieka, który piastuje godność prezesa brytyjskiego PEN Clubu i szefa komitetu na rzecz obrony Salmana Rushdiego. Zadebiutował w roku 1960 sztuką „Country Matters” („Wiejskie sprawy”). W 1978 r. napisał „Rodzinę”, w 1980 „Garderobianego”, w 1985 sztukę o procesie w sprawie zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki. Spytałam, jaka była wówczas, w tak fatalnym dla Polaków okresie, recepcja tego wstrząsającego tekstu w Anglii. Harwood powiedział otwarcie, że nie najlepsza. Anglicy interesowali się wtedy problemami czarnej Afryki. Porównał swe wysiłki do lotu muchy, która bezskutecznie obija się o ścianę. Niemniej jednak fakt, że człowiek z innego kraju zajął się jednym z najbardziej bolesnych polskich problemów, jest dla nas nie do przecenienia. (-) Kiedy spytałam pisarza, co go najbardziej interesuje w teatrze, powiedział, że czysta teatralność; teatralność i irracjonalność. Na pewno nie polityka, bo teatr nie powinien pełnić funkcji wiecowej trybuny, ani poradnika małego agitatora. Z klasyków lubi Czechowa, z dramaturgów najmłodszej generacji ceni Jima Cartwirghta. (-) Zapytany o to, jak postrzega rolę teatru w dobie wszechwładzy telewizji, Harwood powiedział: „Teatr wszystko przetrzyma i zmiany rządów i kłopoty finansowe. Teatr jest ludziom niezbędny, bo zmienia świat. A telewizja? To nieważne, kretyńskie i trywialne medium, które służy głównie reklamie, doradza nam, jaki kupić proszek do prania. Natomiast teatr przyczynia się do zmiany świadomości. I jako taki będzie istniał.”
Inteligentna sztuka o teatrze
Dzisiejszy teatr brytyjski zawdzięcza bardzo wiele tradycji aktora-managera. Ważnej w teatrze postaci o cechach tyrana, która od członków swojej trupy żądała: umiejętności zawodowych, ciężkiej pracy, pełnego poświęcenia i lojalności. Jeżdżenie po prowincji, spędzanie całych miesięcy poza domem, znoszenie warunków pracy i życia w trzeciorzędnych dziurach, niewygód podróży kiedy jazda koleją wymagała specjalnego rodzaju sił i odporności, nie mówiąc o poświęceniu. W sztuce Ronalda Harwooda bohaterem jest garderobiany - uosobienie ideału (jakiego oczekiwał aktor-manager), który także podtrzymuje mit artysty i walczy o to, by tradycja żyła. Garderobiany jest wspaniałą, wzruszającą i inteligentną sztuką o teatrze, która pokazuje doskonale przez autora uchwyconą, nieprostą przecież dwuznaczność i skomplikowane stosunki między gwiazdą a garderobianym. Lecz również przenosi plotkę, intrygę, sentyment i anegdotę oraz przekonanie, że świat za kulisami teatru jest sam dla siebie małym królestwem, niechlujnym, rozpadającym się Camelotem podtrzymywanym przez mit św. Graala.
Michael Billington, „The Guardian”
Ronald Harwood Wstęp do Garderobianego
Ponieważ byłem garderobianym sir Donalda Wolfita przez niemal pięć lat, może wydawać się, że aktor-manager w mojej sztuce jest portretem Wolfita i że przedstawiony układ między aktorem a garderobianym jest udramatyzowanym sprawozdaniem z naszej znajomości. Mogą być i inne powody takiego przypuszczenia: Lear był najwspanialszą rolą Wolfita - tak jak i Sira; pełen dostojeństwa sposób bycia, zarówno na scenie jak i poza nią, którym odznaczał się Wolfit, jest również cechą wyróżniającą Sira; druga wojna światowa nie powstrzymała Wolfita od grania Szekspira w większych miastach na prowincji i w Londynie - Sir w sztuce odbywa tournee w 1941, choć przecież grał i w innym czasie. Ale wszystkie te podobieństwa i inne szczegóły nie zmieniają faktu, że słuszność jest po mojej stronie. Sir nie jest Donaldem Wolfitem. Napisana przeze mnie biografia aktora*, ze wszystkimi niedoskonałościami, może pomóc zrozumieć w jaki sposób patrzyłem na niego jako na człowieka i szefa trupy repertuarowej - człowieka teatru. Nie można jednakże powiedzieć, że moja pamięć o tym, co działo się co wieczór w garderobie Wolfita nie stała się inspiracją przy pisaniu sztuki. Byłem naocznym świadkiem przygotowań wspaniałego aktora do grania głównych ról w repertuarze klasycznym, wśród nich był Edyp, Lear, Makbet, Volpone. Obserwowałem go każdego dnia, jak podejmował odpowiedzialne obowiązki, których spełnienia domagał się dyrektor i później, gdy był dyrektorem i sam nakładał obowiązki na innych. Byłem członkiem zespołu, który „robił burzę” w Królu Learze i chociaż była to bardzo burzliwa burza, to jednak nigdy wystarczająco głośna dla Wolfita - tak samo jak dla Sira. Te i inne niezliczone wspomnienia z całą pewnością wzbogacały moją wyobraźnię podczas pisania „Garderobianego”.(-) Tradycja aktora-rnanagera zrobiła na mnie duże wrażenie. Zrozumiałem, że od początku XVIII wieku aż do późnych lat 30. naszego stulecia aktor-manager to był brytyjski teatr! Grał od jednego krańca kraju do drugiego i niósł swój repertuar ludziom. Tylko niewielu aktorom udało się wystąpić na scenie w Londynie. Terenem ich działania była prowincja, podejmowali długie, niewygodne podróże pociągami, zimą godzinami czekali na połączenia kolejowe, dokonywali nadludzkich wysiłków by przeżyć. Z pełną powagą czcili Szekspira, wierzyli, że teatr posiada moc duchowej odnowy, zmiany świadomości, że zmienia świat; o sobie mówili, że są sługami publiczności. Dzisiaj śmiejemy się z nich czasem - można zgodzić się, że ich obsesja teatrem i zapatrzenie się w jeden cel mogą budzić pobłażliwy uśmiech; zbyt pochopnie mówimy o nich: megalomani. Myślę też, że zbyt łatwo zgadzamy się z obiegową opinią, iż ich motto brzmiało: „teatr to ja”. Wśród nich byli naprawdę niezwykle utalentowani ludzie, ich zawodowe umiejętności podnosiły artystyczny poziom przedstawienia; oni otaczali opieką i utrzymywali na scenie klasyczny repertuar, którego dziś świat nam zazdrości; oni stworzyli wspaniałą tradycję, będącą dzisiaj fundamentem naszego teatralnego dziedzictwa.(-) Postać Normana w żadnym wypadku nie jest autobiograficzna. On jak i Sir, jest połączeniem trzech lub czterech osób, które znałem, a które służyły czołowym aktorom jako profesjonalni garderobiani. Związek Normana z Sirem nie jest taki jakim był mój z Wolfitem. Żadna inna postać w sztuce nie jest wiernym portretem prawdziwej osoby. Lady jest całkowicie niepodobna do Rosalindy Iden (Lady Wolfit). Uznałem za konieczne napisanie tych uwag, aby dać mojej sztuce prawdziwe tło. Wiem z własnego doświadczenia, że gdy raz do utworu literackiego przyczepi się złą interpretację trudne jest - czy wręcz niemożliwe pozbycie się jej.
Ronald Harwood
*Sir Donald Wolfit, C.B.E. [Komandor Orderu Imperium Brytyjskiego - przyp. red.) Jego życie i prace w niemodnym teatrze. Londyn 1971.
„Garderobiany" Ronalda Harwood'a jest utworem wyłącznie o teatrze. Jest sporo sztuk pokazujących teatr od kulis, ale żadna aż tak bardzo nie dopowiada wszystkiego do końca, nie jest tak bardzo bezlitosna, może nawet okrutna w ujawnianiu prawdy o tym naszym świecie, o naszych emocjach, zawiłych mechanizmach psychologicznych i międzyludzkich, które tu działają. Ekshibicjonizm, który w jakiś sposób należy do tego zawodu, tu doprowadzony zostaje do granic. To wymaga odwagi i wielkiej dojrzałości. Bardzo trudno jest wcielić się w tak złożoną strukturę mentalności jaką wymyślił dla postaci „Sira" Ronald Harwood. Aby móc zrozumieć stan szczególnego rodzaju zawodowej perwersji trzeba wiele wiedzieć o teatrze, o jego zakulisowym życiu, o sukcesach i o porażkach zawodowych. Trzeba przeżyć chwile euforii i ...depresji. Tego typu wyzwania podejmują najdojrzalsi aktorzy jak Igor Przegrodzki czy Gustaw Holoubek. Wydaje się, że choć autor sztuki postać głównego bohatera zdecydowanie przerysował i że obok charyzmatycznej duszy artysty funkcjonują równolegle takie przymioty jak kabotynizm, introwertyzm, zawiść i cynizm, to do zagrania jej na scenie potrzeba tej rozległej wiedzy, którą daje tak zwane doświadczenie życiowe i zawodowe. W naszej realizacji z tą postacią zmierzy się Ireneusz Kaskiewicz. W tytułowej roli Normana - „Garderobianego" zobaczymy Krzysztofa Kluzika, a w barwnych postaciach szekspirowskiej trupy teatralnej wystąpią pozostali aktorzy Nowego Teatru im. Witkacego: Bożena Borek, Paulina Fonferek, Hanna Piotrowska, Marta Turkowska, Igor Chmielnik, Adam Jędrosz i Jerzy Karnicki. Reżyserem spektaklu jest Krzysztof Galos. Scenografia kostiumy: Zofia de Inez oraz Sławomir Lewczuk.
Byłem fatalnym aktorem, ale znakomitym garderobianym.Ronald Harwood (właściwie: Ronald Horowitz, syn Isaaca Horowitza i Isabel Pepper, brytyjski prozaik i dramaturg, urodził się 9 listopada 1934 roku w Cape Town w Południowej Afryce. Od 1951 roku mieszka w Anglii. Z wykształcenia jest aktorem - ukończył w 1953 roku Królewską Akademię Sztuki Teatralnej (RAAT) w Londynie. Jest autorem powieści i licznych opowiadań, monografii, biografii, sztuk teatralnych, radiowych, telewizyjnych, scenariuszy filmowych (m.in. „Jeden dzień z życia Iwana Denisowicza”), telewizyjnych, adaptacji, programów dla TV (np. znanego w Polsce cyklu BBC „Cały świat jest sceną”). W środowisku teatralnym i literackim Wielkiej Brytanii Ronald Harwood jest szanowanym i niekwestionowanym autorytetem.
Inteligentna sztuka o teatrzeW maju 1993 roku był gościem polskiego PEN Clubu, oto fragment relacji Hanny Baltyn z jednego ze spotkań zorganizowanych podczas wizyty pisarza: „Nazwisko Harwooda u każdego miłośnika dobrego teatru wywołuje mnóstwo skojarzeń. Po pierwsze - „Garderobiany”. Według tej sztuki powstał świetny, prezentowany w naszej telewizji film Petera Yatesa z udziałem Toma Courtenaya. Po drugie - „Pianista”. W 2002 roku otrzymał za ten film - reżyserowany przez Romana Polańskiego - OSCARA w kategorii: najlepszy scenariusz.
W drugiej połowie lat 80. w Teatrze Powszechnym wyreżyserował „Garderobianego” Zygmunt Hubner. Wrocławską inscenizację przygotował Maciej Wojtyszko. Ronald Harwood podczas swej pierwszej wizyty w Polsce widział warszawskie przedstawienie, które wysoko sobie ceni. Na spotkaniu w siedzibie warszawskiego PEN Clubu powiedział, że Pszoniak gra teraz tę rolę (Normana) na londyńskim West Endzie i publiczność go uwielbia.
Harwood (-) jest pochodzenia żydowskiego. Jego ojciec urodził się na Litwie, matka w Londynie, ale dziadkowie wywodzą się spod Warszawy. Żona Natasza pochodzi z rodziny rosyjskich emigrantów. Dzieje obu rodów Harwood opisał w najnowszej powieści „Homme” (Dom). Pytanie o tożsamość, przy tak skomplikowanym rodowodzie i stosunkach rodzinnych, jest kwestią dla pisarza niebagatelną. Mimo iż z urodzenia jest Afrykaninem, uważa, że przynależy do kultury europejskiej, rozumianej jako tygiel rozmaitych kultur.(-) Do teatru trafił „od dołu”, przez 7 lat był maszynistą teatralnym i garderobianym słynnego szekspirowskiego aktora przedwojennej generacji, sir Donalda Wolfita. Mówi żartem o tych czasach: „Byłem fatalnym aktorem, ale znakomitym garderobianym”. Do literatury doszedł z konieczności, najbardziej trywialnej z możliwych, mianowicie z potrzeby zarobienia pieniędzy na utrzymanie rodziny. Zaniósł do telewizji scenariusz. Tak zaczęła się kariera pisarska człowieka, który piastuje godność prezesa brytyjskiego PEN Clubu i szefa komitetu na rzecz obrony Salmana Rushdiego.
Zadebiutował w roku 1960 sztuką „Country Matters” („Wiejskie sprawy”). W 1978 r. napisał „Rodzinę”, w 1980 „Garderobianego”, w 1985 sztukę o procesie w sprawie zabójstwa ks. Jerzego Popiełuszki. Spytałam, jaka była wówczas, w tak fatalnym dla Polaków okresie, recepcja tego wstrząsającego tekstu w Anglii. Harwood powiedział otwarcie, że nie najlepsza. Anglicy interesowali się wtedy problemami czarnej Afryki. Porównał swe wysiłki do lotu muchy, która bezskutecznie obija się o ścianę. Niemniej jednak fakt, że człowiek z innego kraju zajął się jednym z najbardziej bolesnych polskich problemów, jest dla nas nie do przecenienia. (-)
Kiedy spytałam pisarza, co go najbardziej interesuje w teatrze, powiedział, że czysta teatralność; teatralność i irracjonalność. Na pewno nie polityka, bo teatr nie powinien pełnić funkcji wiecowej trybuny, ani poradnika małego agitatora. Z klasyków lubi Czechowa, z dramaturgów najmłodszej generacji ceni Jima Cartwirghta. (-)
Zapytany o to, jak postrzega rolę teatru w dobie wszechwładzy telewizji, Harwood powiedział: „Teatr wszystko przetrzyma i zmiany rządów i kłopoty finansowe. Teatr jest ludziom niezbędny, bo zmienia świat. A telewizja? To nieważne, kretyńskie i trywialne medium, które służy głównie reklamie, doradza nam, jaki kupić proszek do prania. Natomiast teatr przyczynia się do zmiany świadomości. I jako taki będzie istniał.”
Dzisiejszy teatr brytyjski zawdzięcza bardzo wiele tradycji aktora-managera. Ważnej w teatrze postaci o cechach tyrana, która od członków swojej trupy żądała: umiejętności zawodowych, ciężkiej pracy, pełnego poświęcenia i lojalności. Jeżdżenie po prowincji, spędzanie całych miesięcy poza domem, znoszenie warunków pracy i życia w trzeciorzędnych dziurach, niewygód podróży kiedy jazda koleją wymagała specjalnego rodzaju sił i odporności, nie mówiąc o poświęceniu.
W sztuce Ronalda Harwooda bohaterem jest garderobiany - uosobienie ideału (jakiego oczekiwał aktor-manager), który także podtrzymuje mit artysty i walczy o to, by tradycja żyła.
Garderobiany jest wspaniałą, wzruszającą i inteligentną sztuką o teatrze, która pokazuje doskonale przez autora uchwyconą, nieprostą przecież dwuznaczność i skomplikowane stosunki między gwiazdą a garderobianym. Lecz również przenosi plotkę, intrygę, sentyment i anegdotę oraz przekonanie, że świat za kulisami teatru jest sam dla siebie małym królestwem, niechlujnym, rozpadającym się Camelotem podtrzymywanym przez mit św. Graala.
Michael Billington, „The Guardian”
Ronald HarwoodWstęp do Garderobianego
Ponieważ byłem garderobianym sir Donalda Wolfita przez niemal pięć lat, może wydawać się, że aktor-manager w mojej sztuce jest portretem Wolfita i że przedstawiony układ między aktorem a garderobianym jest udramatyzowanym sprawozdaniem z naszej znajomości. Mogą być i inne powody takiego przypuszczenia: Lear był najwspanialszą rolą Wolfita - tak jak i Sira; pełen dostojeństwa sposób bycia, zarówno na scenie jak i poza nią, którym odznaczał się Wolfit, jest również cechą wyróżniającą Sira; druga wojna światowa nie powstrzymała Wolfita od grania Szekspira w większych miastach na prowincji i w Londynie - Sir w sztuce odbywa tournee w 1941, choć przecież grał i w innym czasie. Ale wszystkie te podobieństwa i inne szczegóły nie zmieniają faktu, że słuszność jest po mojej stronie. Sir nie jest Donaldem Wolfitem. Napisana przeze mnie biografia aktora*, ze wszystkimi niedoskonałościami, może pomóc zrozumieć w jaki sposób patrzyłem na niego jako na człowieka i szefa trupy repertuarowej - człowieka teatru.
Nie można jednakże powiedzieć, że moja pamięć o tym, co działo się co wieczór w garderobie Wolfita nie stała się inspiracją przy pisaniu sztuki. Byłem naocznym świadkiem przygotowań wspaniałego aktora do grania głównych ról w repertuarze klasycznym, wśród nich był Edyp, Lear, Makbet, Volpone. Obserwowałem go każdego dnia, jak podejmował odpowiedzialne obowiązki, których spełnienia domagał się dyrektor i później, gdy był dyrektorem i sam nakładał obowiązki na innych. Byłem członkiem zespołu, który „robił burzę” w Królu Learze i chociaż była to bardzo burzliwa burza, to jednak nigdy wystarczająco głośna dla Wolfita - tak samo jak dla Sira. Te i inne niezliczone wspomnienia z całą pewnością wzbogacały moją wyobraźnię podczas pisania „Garderobianego”.(-)
Tradycja aktora-rnanagera zrobiła na mnie duże wrażenie. Zrozumiałem, że od początku XVIII wieku aż do późnych lat 30. naszego stulecia aktor-manager to był brytyjski teatr! Grał od jednego krańca kraju do drugiego i niósł swój repertuar ludziom. Tylko niewielu aktorom udało się wystąpić na scenie w Londynie. Terenem ich działania była prowincja, podejmowali długie, niewygodne podróże pociągami, zimą godzinami czekali na połączenia kolejowe, dokonywali nadludzkich wysiłków by przeżyć. Z pełną powagą czcili Szekspira, wierzyli, że teatr posiada moc duchowej odnowy, zmiany świadomości, że zmienia świat; o sobie mówili, że są sługami publiczności. Dzisiaj śmiejemy się z nich czasem - można zgodzić się, że ich obsesja teatrem i zapatrzenie się w jeden cel mogą budzić pobłażliwy uśmiech; zbyt pochopnie mówimy o nich: megalomani. Myślę też, że zbyt łatwo zgadzamy się z obiegową opinią, iż ich motto brzmiało: „teatr to ja”. Wśród nich byli naprawdę niezwykle utalentowani ludzie, ich zawodowe umiejętności podnosiły artystyczny poziom przedstawienia; oni otaczali opieką i utrzymywali na scenie klasyczny repertuar, którego dziś świat nam zazdrości; oni stworzyli wspaniałą tradycję, będącą dzisiaj fundamentem naszego teatralnego dziedzictwa.(-)
Postać Normana w żadnym wypadku nie jest autobiograficzna. On jak i Sir, jest połączeniem trzech lub czterech osób, które znałem, a które służyły czołowym aktorom jako profesjonalni garderobiani. Związek Normana z Sirem nie jest taki jakim był mój z Wolfitem. Żadna inna postać w sztuce nie jest wiernym portretem prawdziwej osoby. Lady jest całkowicie niepodobna do Rosalindy Iden (Lady Wolfit).
Uznałem za konieczne napisanie tych uwag, aby dać mojej sztuce prawdziwe tło. Wiem z własnego doświadczenia, że gdy raz do utworu literackiego przyczepi się złą interpretację trudne jest - czy wręcz niemożliwe pozbycie się jej.
Ronald Harwood
*Sir Donald Wolfit, C.B.E. [Komandor Orderu Imperium Brytyjskiego - przyp. red.) Jego życie i prace w niemodnym teatrze. Londyn 1971.
Czas trwania spektaklu 2 godz. 10 min.