Wyobraź sobie ze jestes obserwatorem dziadów. opisz dokładnie co się działo w kaplicy . prosze pomóżcie . !!. ;) lektóra Dziady cz 2 .
rox053
Wieczorem, na cmentarzu, w kaplicy gromadzą się wieśniacy. Będą odprawiać pradawny obrzęd- Dziady, czczący pamięć zmarłych przodków. Jest to zebranie tajemne. Na czele Chóru stoi Starzec. Ceremoni przewodzi Guślarz- kapłan i poeta w jednej osobie. Każe zamknąć drzwi do kaplidy i pozasłaniać okna. Zebrani stoją wokoło trumny. Wszystkich napełnia lęk. Nikt nie wie, co sie wydarzy- "Ciemno wszędzie, głuch wszędzie. Co to będzie, co to będzie?"Najpierw Guślarz przywołuje dusze z Czyśćca. Wabi je modlitwą oraz jedzeniem i napojami. Podrzuca zapaloną przędzę, czym przywołuje duchy lekkie- tych którzy młodo pomarli, a unoszeni przez wiatry nie dotarli do nieba. Zjawiają się duchy dwojga dzieci- Juzia i Rozalki. Choć tam, gdzie sie pojawią, nie ma żadnych trosk, to nie mogą wejść do raju, gdyż na ziemi nigdy nie zaznały cierpienia. To ich przekleństwo. "Według Boskiego rozkazu, kto nie doznał goryczy ni razu ten nie dozna słodyczy w niebie". Dlatego proszą o dwa ziarnka gorczycy. Guślarz spełnia ich prośbę i duchy odchodzą. Guślarz każe zamknąć drzwi kaplicy na kłudki. Zapala łuczywa. Pośrodku zebranych każe ustawić kocioł z wódką. Daje znak, by go zapalić. Gwałtowny płomień szybko sie wypala. Tak przywoływane sa duchy najcięższe- te, które na ziemi pozostały wraz z ciałem i cierpią fizyczne i duchowe katusze. Za oknem pojawia się zjawa otoczona przez zgłodniałe ptactwo. Zebranych przeraża ten widok. Okazuje się, że to były właściciel wioski, który został skazany na wieczne błądzenie. Musi uciekać od słońca i zawsze szukać miejsca tam gdzie jest noc. Kedy chce coś zjeść, krążące nad nim ptaki odbierają mu pożywienie. Guślarz chce mu pomóc dostać się do nieba, ale zjawa mówi, że nie ma dla niej zbawienia. Chciałaby jednak, by jej dusza jak najszybciej opóściła ciało i udała się do piekła, gdyż ptaki bardzo ją dręczą. Ptaki to duchy wieśniaków, których dziedzic zagłodził na śmierć w trakcie swojego żądzenia wioską. Kruk skarży się, że był biedakiem, który trzy dni nic nie jadł. Zakradł się do ogrodu, by zerwać jabłko. Przyłapany przez stróża, na rozkaz dziedzica został wychłostany i zmarł. Sowa to jedna z wieśniaczek, która przyszła w wigilię na dwór z małym dzieckiem i prosiła o pomoc. Dziedzic kazał ją przepędzić i kobieta razem z dzieckiem zamarzła nocą na mrozie. Widmo rozumie swoją karę. "Kto nie był ni razu człowiekiem, temu człowiek nic nie pomoże". Guślarz przegania zjawę. Teraz Guślarz podpala wianek ze święconego ziela. Przywołuje duchy ludzi, którzy byli jak cząbry i ślazy- rośliny nie przydatne ludziom. Żyli wśród ludzi, ale jakby obok nich. Przybywa młoda dziewczyna w śietlistej szacie. W ręku trzyma gałązkę, a przed nia biegnie baranek. Nad nią frówa motylek. To Zosia- najpiękniejsza dziewczyna we wsi, pasterka. Wielu chłopców ja kochało, ale ona odżócała zalotników. Umarła, mając 19lat, niepoznawszy prawdziwych trosk ani prawdziwego szczęścia. Nie dbała o uczucia innych. Teraz, po śmierci, pali ją nieznany ogień, nieznana tęsknota. Oczekuje kogoś i nikt się nie zjawia. Nie może dotknąć ani ziemi ani nieba. Prosi, by chłopcy zebrani w kaplicy przyciągnęli ją ku ziemi. "Bo według Bożego rozkazu: kto nie dotknął ziemi ni razu, ten nigdy nie może być w niebie". Guślarz mówi, że właśnie miał widzenie i duch pasterki ma się unosić w powietrzu jeszcze dwa lata, po czym wejdzie do nieba. Obrzęd dziadów dobiega końca. W każdy róg kaplicy Guślarz żuca soczewicę i mak, aby nakarmić dusze, które zostały pominięte. Potem w każe otworzyć drzwi i pozapalać lampy. Jest po północy. Pieje kogut. Powinien on spłoszyć duchy, ale wieśniacy zauważaja postać młodzieńca. Patrzy na jedna z dziewczyn, a ręką wskazuje na serce. Zebrani nic z tego nie rozumieją, a duch milczy. Groźby, zaklęcia, woda święcona nie przeganiają zjawy. Guślarz pyta dziewczynę, kim jest widmo, ale ta tylko wpatruje się w zjawę z dziwnym uśmiechem. Guślarz każe wynieść dziewczynę z kaplicy, a zjawa podąża za ną.
Jest pierwszy listopada 1985 roku. Dzień zmarłych. Otrzymałem propozycję uczestnictwa w pogańskim święcie zwanym „Dziady”. Przybywszy na miejsce udałem się do Oborników Śląskich, gdzie w starej, kościelnej kaplicy ma się odbyć obrzęd Dziadów. Już jestem. Wioska jakby opuszczona.. Co krok mam wrażenie, jakby coś – tam w mroku – obserwowało mnie. Nadnercza produkują teraz więcej adrenaliny, niż kiedykolwiek. Idę środkiem wsi, a moje kroki odbijają się głuchym echem w pustych domostwach. Gdzieniegdzie można jeszcze dostrzec puste butelki po winach owocowych. Co chwilę słychać jakiś szelest. A może to tylko wytwory mojej wyobraźni, pobudzonej tym strasznym miejscem? Nie wiem. Podchodzę do kaplicy. Dokoła żadnej żywej duszy. Właśnie... Żywej. Na prawo od kaplicy jest cmentarz. Gdy wiatr zawieje z tamtych okolic, czuć zgniliznę. Cały czas słyszę jakieś szelesty. Moja biedna wyobraźnia. Cały jestem zlany zimnym potem. Pukam do kaplicy. Nagłe, podniecone głosy i hałasy ze środka świadczą o tym, że jednak jest tu ktoś żywy. Ale czy na pewno? Drzwi otwierają się powoli. Ich skrzyp przeszywa mnie do szpiku kości. W drzwiach stoi mężczyzna. Ma długą, brązową szatę i laskę. Jest tak chudy, że niemalże widać kości policzkowe. Oczy ma zamglone. Zapewne niedowidzi.Zaprosił mnie do środka i nagle zacząl mówic. -Dziady czas rozpocząć! Zasłońcie okna. Niechaj żaden płomień słońca nie spłynie do środka. – Zaczepiam jednego z ludzi. Pytam, kim jest ten człowiek. „Guślarz” – słyszę w odpowiedzi na moje pytanie. Usiadłem na jakimś kamieniu. Dopiero teraz, gdy oczy przyzwyczaiły się do ciemności zauważam trumnę. A może wcześniej jej nie było? Może to też tylko wytwór mojej wyobraźni? Trumna stoi na środku kaplicy. Na stołach przy ścianach są ogromne ilości jedzenia i picia. - Przykryjcie trumnę. Podajcie kądziel! Niechaj się rozpoczną Dziady! – krzyczy Guślarz. - Jest kądziel. Trumna przykryta. Jadło gotowe. – zwraca się jedna z postaci do Guślarza. Guślarz bierze kądziel. Wymawia jakieś zaklęcia. Czuję, że coraz bardziej telepią mi się ręce. Czuję, że zaraz się coś wydarzy. I to nie będzie miłe. Co się dzieje?! Widzę światłość. Nieprzeniknioną, czystą, doskonałą światłość. Widzę człowieka. Nie. To nie człowiek. To dusza ludzka. Tak. Guślarz przyzwał pierwszą duszę. Tę z lekkim grzechem. On z nią rozmawia. Tak. Widziałem to. Ale nie słyszę nic. Jestem zbyt przerażony. Podejdę bliżej. Nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Trzęsę się jak galareta, ale postaram się podsłuchać grzechy i przestrogi tej duszy. Im bliżej podchodzę tym większe czuję ciepło. Czyste, niewinne ciepło. Przenika moje ciało. Jestem już jakieś trzy kroki od ducha. - Czego pragniesz duszo? Czym zawiniłaś, że nie możesz cieszyć się w niebie? – pyta Guślarz - Rząąądząąą piiiiieniąąąądza! – wyje(nie wiem czy to poprawnie, ale proszę mi wierzyć nie było innego określenia) duch. – Zaaaa życiaaaa byyyyłem uuuuznanyyyym baaaankieeerem!. Aaaale rząąądza piiieniąąądza byłaaaa śilniejszaaaa od aaaambicjii! Więęęęc kraaaadełem! I zoooostałeeem przyłaaapaaany! Wyyymieeerzyyyli miii chłostęęęę. Teeeeraaaz błąąąkam sięęę po świeeecie szukająąąc ratuuunku! – - Ale jak można ci pomóc? – pyta niewzruszony Guślarz - Daaaajcie miii kaaawaaałeeek suuucheego chleeeba! – wyje duch. – Booo ktoo w życiuuu nieee był zmuuuszony do jeeeedzeeenia succchego chlebaaaa ten nieee będzie piiił wiiinaaa w niiebie! – Jego słowa powtarza chór. Guślarz bierze ze stołu kawałek chleba, i podaje go duchowi. Duch nie kryje radości. Odgryza spory kęs chleba i znika. Guślarz przyzywa teraz ducha z ciężkim grzechem. To będzie niesamowite przeżycie. Obrzęd się kończy. Wszyscy czekają na ducha. Nagle jakby z nikąd przez zamknięte okno wlatuje zjawa. Ma straszną, nagą czaszkę. Jej puste oczodoły przyprawiają mnie o gęsią skórkę, mam wrażenie, że ciągle patrzy na mnie. Guślarz zaczyna rozmowę. Słyszę co nie co, ale niewyraźnie. Ta zjawa to dusza kobiety. Ale jaki grzech popełniła? Już wiem. Ona zabijała swoich mężów dla ich pieniędzy. Szczytny cel...ekhm! Chciałem powiedzieć okropieństwo! Ale ona umarła w biedzie. Całe jej gospodarstwo spłonęło, razem z nią. Jak można jej pomóc? Mówi coś. Żeby jej pomóc trzeba dać jej monetę. Drobną, nic nie wartą monetę. Ale jaką przestrogę dała? - Kto kochał dla pieniędzy ten zawsze umrze w nędzy! – mówi zjawa. Guślarz podaje jej monetę. Ona podnosi ją ku sklepieniu kaplicy, po czym znika. Teraz ostatni duch. Wszyscy zbierają się wokół trumny. Guślarz woła o zioła. Czytałem o tym. Gdy je spali pojawi się ostatni duch. Są zioła. Mężczyzna kładzie je na trumnie. Odmawiane są jakieś tajemne zaklęcia, po czym zioła ulegają spaleniu. Trumna otwiera się. Powoli. Skrzypi okropnie. Nareszcie. Trumna jest otwarta. Z jej środka wychodzi dusza dziecka. Nie całkiem dziecka. Na moje oko to tak 13-15 lat. Ale czym takie dzieck taka młodzież mogła zawinić? - Jestem Kaziu. Kaziu Muńczyk. Pamiętacie mnie, prawda? Straszne grzechy ciążą na mojej młodej duszy. Kradłem, kłamałem, łamałem przysięgi. To tylko niektóre. Ale ja naprawdę żałuje i chcę się dostać do nieba! – mówi Kaziu, po czym zaczyna płakać. - Jak ci możemy pomóc? – pyta go Guślarz - Dajcie mi dziecko. Małe, niewinne dziecko. Niechaj je pocałuje w czoło. Gdyż kto za młodu jest złym człowiekiem, temu w niebie nie będzie lepiej. – mówi Chór powtarza jego słowa. Na szczęście dzisiaj w Dziadach uczestniczy mała dziewczynka. Guślarz bierze ją na ręce, po czym podaje chłopcu. Nic z tego! Duch nie utrzyma dziecka! Straszne. Chłopiec zaczyna płakać jeszcze mocniej. - Przykro mi chłopcze. Nie możemy ci pomóc! Widzisz pański krzyż? Zostawże nas w spokoju, a kysz, a kysz! – krzyczy Guślarz. Duch znika. Smutne, że taki młody chłopak musi się teraz włóczyć po świecie. Gdyby nie popełnił tych grzechów byłby teraz w niebie. Biedak. Już ranek świta. Koniec Dziadów. Dziękuje Guślarzowi za zaproszenie, i żegnam się z uczestnikami uroczystości. Wychodzę z kaplicy bogatszy o nowe prawdy życiowe. Dziady były ciekawym przeżyciem, jednakże nie chciałbym go przeżyć jeszcze raz.
Jest pierwszy listopada 1985 roku. Dzień zmarłych. Otrzymałem propozycję uczestnictwa w pogańskim święcie zwanym „Dziady”. Przybywszy na miejsce udałem się do Oborników Śląskich, gdzie w starej, kościelnej kaplicy ma się odbyć obrzęd Dziadów. Już jestem. Wioska jakby opuszczona.. Co krok mam wrażenie, jakby coś – tam w mroku – obserwowało mnie. Nadnercza produkują teraz więcej adrenaliny, niż kiedykolwiek. Idę środkiem wsi, a moje kroki odbijają się głuchym echem w pustych domostwach. Gdzieniegdzie można jeszcze dostrzec puste butelki po winach owocowych. Co chwilę słychać jakiś szelest. A może to tylko wytwory mojej wyobraźni, pobudzonej tym strasznym miejscem? Nie wiem. Podchodzę do kaplicy. Dokoła żadnej żywej duszy. Właśnie... Żywej. Na prawo od kaplicy jest cmentarz. Gdy wiatr zawieje z tamtych okolic, czuć zgniliznę. Cały czas słyszę jakieś szelesty. Moja biedna wyobraźnia. Cały jestem zlany zimnym potem. Pukam do kaplicy. Nagłe, podniecone głosy i hałasy ze środka świadczą o tym, że jednak jest tu ktoś żywy. Ale czy na pewno? Drzwi otwierają się powoli. Ich skrzyp przeszywa mnie do szpiku kości. W drzwiach stoi mężczyzna. Ma długą, brązową szatę i laskę. Jest tak chudy, że niemalże widać kości policzkowe. Oczy ma zamglone. Zapewne niedowidzi.Zaprosił mnie do środka i nagle zacząl mówic.
-Dziady czas rozpocząć! Zasłońcie okna. Niechaj żaden płomień słońca nie spłynie do środka. –
Zaczepiam jednego z ludzi. Pytam, kim jest ten człowiek. „Guślarz” – słyszę w odpowiedzi na moje pytanie. Usiadłem na jakimś kamieniu. Dopiero teraz, gdy oczy przyzwyczaiły się do ciemności zauważam trumnę. A może wcześniej jej nie było? Może to też tylko wytwór mojej wyobraźni? Trumna stoi na środku kaplicy. Na stołach przy ścianach są ogromne ilości jedzenia i picia.
- Przykryjcie trumnę. Podajcie kądziel! Niechaj się rozpoczną Dziady! – krzyczy Guślarz.
- Jest kądziel. Trumna przykryta. Jadło gotowe. – zwraca się jedna z postaci do Guślarza.
Guślarz bierze kądziel. Wymawia jakieś zaklęcia. Czuję, że coraz bardziej telepią mi się ręce. Czuję, że zaraz się coś wydarzy. I to nie będzie miłe. Co się dzieje?! Widzę światłość. Nieprzeniknioną, czystą, doskonałą światłość. Widzę człowieka. Nie. To nie człowiek. To dusza ludzka. Tak. Guślarz przyzwał pierwszą duszę. Tę z lekkim grzechem. On z nią rozmawia. Tak. Widziałem to. Ale nie słyszę nic. Jestem zbyt przerażony. Podejdę bliżej. Nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Trzęsę się jak galareta, ale postaram się podsłuchać grzechy i przestrogi tej duszy. Im bliżej podchodzę tym większe czuję ciepło. Czyste, niewinne ciepło. Przenika moje ciało. Jestem już jakieś trzy kroki od ducha. - Czego pragniesz duszo? Czym zawiniłaś, że nie możesz cieszyć się w niebie? – pyta Guślarz
- Rząąądząąą piiiiieniąąąądza! – wyje(nie wiem czy to poprawnie, ale proszę mi wierzyć nie było innego określenia) duch. – Zaaaa życiaaaa byyyyłem uuuuznanyyyym baaaankieeerem!. Aaaale rząąądza piiieniąąądza byłaaaa śilniejszaaaa od aaaambicjii! Więęęęc kraaaadełem! I zoooostałeeem przyłaaapaaany! Wyyymieeerzyyyli miii chłostęęęę. Teeeeraaaz błąąąkam sięęę po świeeecie szukająąąc ratuuunku! –
- Ale jak można ci pomóc? – pyta niewzruszony Guślarz
- Daaaajcie miii kaaawaaałeeek suuucheego chleeeba! – wyje duch. – Booo ktoo w życiuuu nieee był zmuuuszony do jeeeedzeeenia succchego chlebaaaa ten nieee będzie piiił wiiinaaa w niiebie! –
Jego słowa powtarza chór. Guślarz bierze ze stołu kawałek chleba, i podaje go duchowi. Duch nie kryje radości. Odgryza spory kęs chleba i znika.
Guślarz przyzywa teraz ducha z ciężkim grzechem. To będzie niesamowite przeżycie. Obrzęd się kończy. Wszyscy czekają na ducha. Nagle jakby z nikąd przez zamknięte okno wlatuje zjawa. Ma straszną, nagą czaszkę. Jej puste oczodoły przyprawiają mnie o gęsią skórkę, mam wrażenie, że ciągle patrzy na mnie. Guślarz zaczyna rozmowę. Słyszę co nie co, ale niewyraźnie. Ta zjawa to dusza kobiety. Ale jaki grzech popełniła? Już wiem. Ona zabijała swoich mężów dla ich pieniędzy. Szczytny cel...ekhm! Chciałem powiedzieć okropieństwo! Ale ona umarła w biedzie. Całe jej gospodarstwo spłonęło, razem z nią. Jak można jej pomóc? Mówi coś. Żeby jej pomóc trzeba dać jej monetę. Drobną, nic nie wartą monetę. Ale jaką przestrogę dała?
- Kto kochał dla pieniędzy ten zawsze umrze w nędzy! – mówi zjawa.
Guślarz podaje jej monetę. Ona podnosi ją ku sklepieniu kaplicy, po czym znika. Teraz ostatni duch. Wszyscy zbierają się wokół trumny. Guślarz woła o zioła. Czytałem o tym. Gdy je spali pojawi się ostatni duch. Są zioła. Mężczyzna kładzie je na trumnie. Odmawiane są jakieś tajemne zaklęcia, po czym zioła ulegają spaleniu. Trumna otwiera się. Powoli. Skrzypi okropnie. Nareszcie. Trumna jest otwarta. Z jej środka wychodzi dusza dziecka. Nie całkiem dziecka. Na moje oko to tak 13-15 lat. Ale czym takie dzieck taka młodzież mogła zawinić?
- Jestem Kaziu. Kaziu Muńczyk. Pamiętacie mnie, prawda? Straszne grzechy ciążą na mojej młodej duszy. Kradłem, kłamałem, łamałem przysięgi. To tylko niektóre. Ale ja naprawdę żałuje i chcę się dostać do nieba! – mówi Kaziu, po czym zaczyna płakać.
- Jak ci możemy pomóc? – pyta go Guślarz
- Dajcie mi dziecko. Małe, niewinne dziecko. Niechaj je pocałuje w czoło. Gdyż kto za młodu jest złym człowiekiem, temu w niebie nie będzie lepiej. – mówi
Chór powtarza jego słowa. Na szczęście dzisiaj w Dziadach uczestniczy mała dziewczynka. Guślarz bierze ją na ręce, po czym podaje chłopcu. Nic z tego! Duch nie utrzyma dziecka! Straszne. Chłopiec zaczyna płakać jeszcze mocniej.
- Przykro mi chłopcze. Nie możemy ci pomóc! Widzisz pański krzyż? Zostawże nas w spokoju, a kysz, a kysz! – krzyczy Guślarz.
Duch znika. Smutne, że taki młody chłopak musi się teraz włóczyć po świecie. Gdyby nie popełnił tych grzechów byłby teraz w niebie. Biedak. Już ranek świta. Koniec Dziadów. Dziękuje Guślarzowi za zaproszenie, i żegnam się z uczestnikami uroczystości. Wychodzę z kaplicy bogatszy o nowe prawdy życiowe. Dziady były ciekawym przeżyciem, jednakże nie chciałbym go przeżyć jeszcze raz.
;)
Moze sie przyda sorry za błedy jak cos.