Wymyśl twoją przygodę w podróży, żeby była nawet śmieszna, proszeee, chodzi o jakąś zmyślona, bardzo ciekawa , wystarczy jedna strona w zeszycie.
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
Jak co roku czekałem na wakacje z utęsknieniem. Kiedy wreszcie nadeszły okazało się, że w tym roku nie wyjeżdżamy z siostrą do cioci na Mazury. Ale nie zmartwiłem się tym bardzo , przecież wakacje można spędzić ciekawie także w swojej miejscowości.
Z kolegami prawie codziennie jeździliśmy na wycieczki rowerowe nad wodę, graliśmy w piłkę siatkową, a także w nożną. Kiedy padał deszcz czas spędzałem przy komputerze. Pomagałem także rodzicom, a szczególnie tacie w pracach fizycznych.
Wakacje minęły bardzo szybko. A w ostatnią niedzielę wakacji przydarzyła mi się śmieszna przygoda.
Z samego rana wybrałem się z tatą na grzyby. Dzień był słoneczny i ciepły. Przez ostatnie dwa dni padał deszcz więc spodziewaliśmy się obfitego wysypu grzybów. Gdy doszliśmy do lasu. Tata postanowił, że się rozdzielimy, ale tak żebyśmy byli w zasięgu wzroku. Na początku co raz zerkałem na tatę. Jednak po godzinie trafiłem na takie grzyby, że zapomniałem o wszystkim. Kiedy już miałem pełny kosz, zadowolony skierowałem się w kierunku gdzie był tata. Jednak go nie zobaczyłem .Zagwizdałem w charakterystyczny sposób, ale tata nie odpowiadał. Potem kilkakrotnie nawoływałem go, ale bez odpowiedzi. Kierowałem się cały czas w kierunku, który wydawał się właściwy. Wszedłem w końcu w takie gęstwiny, że trudno się było przez nie przedostać. Zmęczony usiadłem na jakimś pieńku, kosz postawiłem obok. Usłyszałem wtedy chrząkanie, które przypominało odgłos dzika, ale pomyślałem, że to tata robi mi głupi kawał. Więc powiedziałem zdenerwowany:
-Ale śmieszne!
Ale w odpowiedz nie usłyszałem nic oprócz chrząkania . Pomyślałem sobie, że dorośli też mają czasami głupie pomysły. W końcu krzyknąłem:
- Tato, bez wygłupów. Chodź już do domu, bo mam pełny kosz i bolą mnie nogi.
Ale nic, żadnej odpowiedzi, tylko cały czas chrząkanie. Więc przyklęknąłem i własnym oczom nie wierzyłem. Jakieś 25 metrów ode mnie ujrzałem gromadę dzików, a nie - tatę. Zerwałem się na równe nogi i jak najciszej oddaliłem się od tego miejsca. Szedłem w kierunku przeciwnym niż były dziki. Byłem pewien, że nie jest to kierunek do domu. Ale nie to było ważne. Ważne było aby dziki mnie nie usłyszały. Po jakiś 15 minutach, o dziwo natknąłem się na tatę, który w koszu miał zaledwie kilka grzybów. Opowiedziałem co mi się przytrafiło. A tata ze śmiechem zapytał:
-No, a gdzie masz te grzyby?
Dopiero wtedy zauważyłem, że nie mam kosza z grzybami. Wróciliśmy w to miejsce. Dzików nie było, ale i moich grzybów też nie było. Zostały tylko szczątki które zostawiły po uczcie dziki. Nie miałem ochoty na dalsze grzybobranie. Zmęczeni i rozbawieni wróciliśmy do domu.
Lubię zwierzęta, ale więcej nie chciałbym spotkać dzików na swojej drodze, chyba, że będą oswojone.
To była moja najfajniejsza przygoda w minione wakacje.
Pechowy Dzień z Kalendarza
Dzisiaj rano obudziłem się o ósmej. Ze złością stwierdziłem, że jestem już bardzo spóźnionydo szkoły. Szybko ubrałem się, umyłem i zjadłem śniadanie. Spakowałemksiążkiwybiegłem na balkon. Widziałem odjeżdzający autobus.
-Nie - krzyczałem - Czemu mnie musiało to spotkać!? Boże!!!
Jakoś otrząsnołem się z wpadki z autobusem, zarzuciłem plecak na ramię i poszedłem do szkoły na piechotę. Kiedy już doszedłem, a było to akurat na trzecią lekcje, wszyscy koledzy wypytywali mnie czemu nie przyszedłem rano, tak jak wszyscy. Wymyśliłem historyjkę, którą wmówiłem znajomym.
-Potrącił mnie samochód - opowiadałem - Ale nic mi nie jest.
Jeden taki Radek z 6a podsłyszał naszą rozmowę, a, że jest pupilkiem nauczycielki, od razu pobiegł ją o zaistniałym zdarzeniu poinformować. Pszestraszona pani przybiegła i zaczęła wypytywać mnie o wszysko, również rzeczy nie na temat. Skończyło się wizytą u higienistki, ale gdybym w porę nie przyznał się do kłamstwa, pewnie wylądowałbym u dyrka na rozmowie z rodzicami lub w gorszym przypadku, w szpitalu. W efekcie musiałem zostać dwie godziny po lekcjach, postanowiłem jednak, że nie mogę tego zrobić, ponieważ dziś miało być stowarzyszenie naszej tajnej bazy i... po prostu nie mogłem. Kolejnym argumentem była pała z angielskiego, a jeszcze kolejnym, bójka z Dominikiem. Jednym słowem uznałem ten dzień za ,,Pechowy Dzień'' i sądziłem, że już nic złego nie może się zdażyć.
-Uch... Dzisiaj Piątek. Mama o problemach dowie się w Poniedziałek - mówiłem sobie wychodząc ze szkoły - Czyli wszystko pod kontrolą.
Szedłem po szkolnym chodniku, gdy z tyłu dobiegł mnie żeński głos.
-Piotr? To Ty - mówiła kobieta - To nie Ty miałeś zostać dwie godziny w szkole po lekcjach? Piotr?
Odwróciłem się, zobaczyłem nauczycielkę polskiego. Pani Scebro też mnie zauważyła, szybkim krokiem ruszyła ku mnie. Zarzuciłem kaptur na głowę i pobiegłem za kolegami. Pani Scebro przestała mnie gonić i dzień wyglądał już na ogół spokojnie. Dogoniłem kolegów.
-No jesteś Piotrek - powiedział Maciek - Wiesz, że zebranie bez Ciebie się nie odbędzie.
-Wiem - odpowiedziałem - Nie zawalę tego.
W tej chwili zadzwonił telefon, idiotyczna melodyjka dotarła do uszu moich kolegów.
Sorry, ale jak się rozpisze to nie ma zmiłuj. ;D Muszę już niestety odejść od komputera, ale resztę napiszę Ci jutro w wiadomości. Ok? Dzięki!