Wymyśl i zapisz dalszy ciąg historii o słoniu Dominiku. Co wydarzyło
się, gdy przyjechali strażacy? Twoje opowiadanie może być niezwykłe!
Powinno składać się z 5–10 zdań. Zapisz je poprawnie i czytelnie.
A w kuchni robiło się coraz ciaśniej. Słoń Dominik rozrastał się niezauważalnie
dla wszystkich domowników. Niezauważalnie dlatego, że obserwowali
go codziennie i z tego powodu nie byli w stanie uchwycić tych drobnych
pozornie różnic. Dopiero kiedy trzeba było usunąć z kuchni pierwsze krzesło,
bo zaczęło dla niego brakować miejsca, stało się jasne, że Dominik znów powiększył
swoją objętość. Potem trzeba było z kuchni wynieść drugie krzesło.
Potem trzecie. Potem taboret. Potem pralkę elektryczną, która używana była
od czasu do czasu, a całymi dniami stała w kącie. Potem stół. Potem kredens.
Potem przyszłaby chyba kolej na gazową kuchenkę, która w kuchni, jak to
sama jej nazwa wskazuje, była sprzętem najważniejszym. Ale do usunięcia
gazowej kuchenki nie doszło. A dlaczego nie doszło, to zaraz wam dokładnie
opowiem.
Otóż, kiedy wszyscy zrozumieli wreszcie, na czym cała sprawa polega,
zwołano natychmiast naradę wojenną, naradę antydominikową.
– Szanowni zebrani! – powiedział ojciec Pinia, zwracając się do żony i do
syna. – Szanowni zebrani, najwyższy czas, żeby powziąć jakąś decyzję w sprawie
tego przedziwnego słonia, który wyeksmitował z kuchni wszystkie meble
i w najbliższym czasie, jeśli czegoś nie wymyślimy, porozsadza nam ściany.
– Trzeba go wyrzucić z kuchni! – zawołała matka Pinia.
– Bardzo słuszny wniosek – zgodził się ojciec. – Tylko jak go wyrzucić?
– Wypchnąć go przez drzwi – odezwał się Pinio.
– Nonsens – wtrąciła matka. – Przez drzwi nie przejdzie.
– Mam! – wrzasnął Pinio. – Mam! Zawołajmy straż pożarną!
Kiedy Dominik usłyszał syreny strażackich wozów, ucieszył się niesłychanie.
„Nareszcie coś się zaczyna dziać ciekawego – pomyślał sobie. – Jeszcze
nigdy nie słyszałem takiego pięknego trąbienia”. I Dominik, który miał ostatnio
manię naśladowania wszystkich odgłosów, natychmiast zaczął małpować
odgłos strażackiej syreny. Naśladował tak znakomicie, że aż dowódca strażaków,
który właśnie zajechał czerwonym samochodem pod dom Pinia, zaczął
się zastanawiać, słysząc nową syrenę:
– Co to jest? Przyjechały ze mną cztery wozy, a ja słyszę pięć syren?