Można by rzec, że Unia Europejska na dobre zagościła w kraju byłych Sarmatów.
I choć średnio zamożny, zharowany super-Polak to jeszcze nie kapitalista, coraz częściej stać go na do niedawna pół fantastyczne, pół realistyczne przedsięwzięcia. Dawniej szczytem marzeń był wypad nad morze Bałtyk, zwiedzanie Półwyspu Helskiego, kopca Kościuszki, Zamojszczyzny czy Zamku Królewskiego w Warszawie. Dzisiaj wojaże Polaków w celu obejrzenia Krzywej Wieży w Pizie, Bazyliki św. Piotra, wieży Eiffla, greckiego Partenonu, kanału La Manche lub budynku Parlamentu Europejskiego nie należą do rzadkości.
Jak grzyby po deszczu mnożą się kryte różowawoczerwoną blachodachówką nowobogackie wille z pseudokrużgankami i miniłuczkami, obsadzone na przemian rzędami tui, wczesno kwitnącą forsycją i późnojesiennymi chryzantemami. Coraz więcej mieszkańców z kraju nad Wisłą spełnia również każde widzimisię swoich rozwydrzonych niebieskookich cherubinków, kupując w hipermarketach kolekcje lalek Barbie i klocków Lego. Ze wszech miar cieszą się supermodnisie z kupionych za półdarmo na jesiennych wyprzedażach spódniczek skrojonych w skos, trzewiczków z niby-skórki, panowie zaś zachwycają się nowym modelem Renault. Nie pamięta już dzwon Zygmunt ani trębacz z kościoła Mariackiego obskurnych i hańbiących polską gościnność przybytków gastronomii. Dzisiaj, w nastrojowej krakowskiej kawiarni "Jama Michalika", Francuz może jeść herbatniki z anyżkiem wraz z jeżdżącym peugeotem i szpanującym nowymi adidasami Litwinem oraz pijącym tokaj obywatelem Kraju Kwitnącej Wiśni. Abstrahując od jakichkolwiek ocen politycznych, należy stwierdzić, że chociaż śmieje się niejeden z nas z tak zwanych moherowych beretów, kaczyzmu, łżących elit, dziennikarskich hien, hardych feministek, poharatanych postkomunistów, to w hierarchii zamożności społecznej wśród państw Europy przesunęliśmy się niewątpliwie naprzód i z pewnością niezadługo dostrzeże to zagranica.
Można by rzec, że Unia Europejska na dobre zagościła w kraju byłych Sarmatów.
I choć średnio zamożny, zharowany super-Polak to jeszcze nie kapitalista, coraz częściej stać go na do niedawna pół fantastyczne, pół realistyczne przedsięwzięcia.
Dawniej szczytem marzeń był wypad nad morze Bałtyk, zwiedzanie Półwyspu Helskiego, kopca Kościuszki, Zamojszczyzny czy Zamku Królewskiego w Warszawie. Dzisiaj wojaże Polaków w celu obejrzenia Krzywej Wieży w Pizie, Bazyliki św. Piotra, wieży Eiffla, greckiego Partenonu, kanału La Manche lub budynku Parlamentu Europejskiego nie należą do rzadkości.
Jak grzyby po deszczu mnożą się kryte różowawoczerwoną blachodachówką nowobogackie wille z pseudokrużgankami i miniłuczkami, obsadzone na przemian rzędami tui, wczesno kwitnącą forsycją i późnojesiennymi chryzantemami. Coraz więcej mieszkańców z kraju nad Wisłą spełnia również każde widzimisię swoich rozwydrzonych niebieskookich cherubinków, kupując w hipermarketach kolekcje lalek Barbie i klocków Lego.
Ze wszech miar cieszą się supermodnisie z kupionych za półdarmo na jesiennych wyprzedażach spódniczek skrojonych w skos, trzewiczków z niby-skórki, panowie zaś zachwycają się nowym modelem Renault.
Nie pamięta już dzwon Zygmunt ani trębacz z kościoła Mariackiego obskurnych i hańbiących polską gościnność przybytków gastronomii. Dzisiaj, w nastrojowej krakowskiej kawiarni "Jama Michalika", Francuz może jeść herbatniki z anyżkiem wraz z jeżdżącym peugeotem i szpanującym nowymi adidasami Litwinem oraz pijącym tokaj obywatelem Kraju Kwitnącej Wiśni.
Abstrahując od jakichkolwiek ocen politycznych, należy stwierdzić, że chociaż śmieje się niejeden z nas z tak zwanych moherowych beretów, kaczyzmu, łżących elit, dziennikarskich hien, hardych feministek, poharatanych postkomunistów, to w hierarchii zamożności społecznej wśród państw Europy przesunęliśmy się niewątpliwie naprzód i z pewnością niezadługo dostrzeże to zagranica.