Pewnego dnia udałam się na spacer do lasu. Mijałam wysokie drzewa, towarzyszył mi szelest ich liści i śpiew ptaków.
Postanowiłam zwiedzić okoliczne jaskinie. Zwiedzając się natknęłam się na dziwną szczelinę, która znajdowała się w ścianie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, jednak sączyła się z niej delikatna, jasna poświata, a przechodząc obok niej można było wyczuć powiew świeżego powietrza, które wyraźnie odcinało się na tle zapachu ziemi i wilgoci.
Oceniłam, że z łatwością mogę się przez nią przecisnąć. Trafiłam do kolejnego lasu, który niczym szczególnym się nie wyróżniał. Idąc wgłąb, między drzewami, mignęła mi czyjaś sylwetka i postanowiłam to sprawdzić. Zerkając zza krzewów zauważyłam kobietę, miała ciemne włosy przepasane opaską, była ubrana w luźną, białą szatę do kolan, na plecach miała łuk, a w ręku trzymała sztylet. Towarzyszył jej pies. Pech chciał, że zauważył mnie. Zaczął do mnie biec, czujny wzrok kobiety wodził za nim, aż w końcu mnie dostrzegła. Stałam jak słup soli, ze strachu nie mogłam się ruszyć. Zwierze podeszło do mnie machając ogonem, za nim szła jego właścicielka. Zapytała, co tutaj robię. Odparłam, że zabłądziłam w tym tajemniczym lesie. Stwierdziła, że zaprowadzi mnie do władcy i on stwierdzi, jakie będą moje dalsze losy. Prowadziła mnie przez las, który najwyraźniej bardzo dobrze znała. Nieśmiało zapytałam o jej imię. Usłyszałam "Jestem Artemida". Skąd ja znałam to imię? Grecka bogini? To by wyjaśniało jej dziwny strój.. Gawędząc o naturze doszłyśmy na przedmieścia.
Zauważyłam mężczyznę w zbroi, który nadzorował młodych chłopców, którzy ćwiczyli walkę. Zerknęłam na Artemidę pytającym spojrzeniem. "Ten tam? To Ares, szkoli naszych przyszłych wojowników". Chyba nic już mnie nie zdziwi.. Weszłyśmy do pięknej budowli, w wiekiej sali na tronie siedział sam Zeus, towarzyszyła mu Hera. Artemida wyjaśniła zaistniałą sytuację, a oni stwierdzili, że mogę tutaj spędzić resztę dnia. Moim przewodnikiem był Hermes, posłaniec bogów. Chodząc uliczkami mijaliśmy łaźnie, była nawet kuźnia, w której ciężko pracował Hefajstos. Obok niego siedziała Atena, która najwyraźniej czekała, aż naprawi jej miecz. W pewnym momencie minęliśmy parę młodych, niezwykle pięknych ludzi - Afrodytę i Apolla, uśmiechnęli się do mnie przyjaźnie. Czas szybko mijał, zbliżał się wieczór i koniec mojej wizyty na Olimpie. Wróciliśmy do Zeusa, który zaprosił mnie, żebym skosztowała nektaru i ambrozji. Podczas uczty siedziałam obok Artemidy, która dała mi swoją piękną, srebrną bransoletę. Nagle zrobiłam się bardzo senna...
Kiedy otworzyłam oczy obudziłam się w swoim pokoju. To tylko sen... Jednak coś ciążyło mi na ręce - antyczna bransoletka...
Pewnego dnia udałam się na spacer do lasu. Mijałam wysokie drzewa, towarzyszył mi szelest ich liści i śpiew ptaków.
Postanowiłam zwiedzić okoliczne jaskinie. Zwiedzając się natknęłam się na dziwną szczelinę, która znajdowała się w ścianie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, jednak sączyła się z niej delikatna, jasna poświata, a przechodząc obok niej można było wyczuć powiew świeżego powietrza, które wyraźnie odcinało się na tle zapachu ziemi i wilgoci.
Oceniłam, że z łatwością mogę się przez nią przecisnąć. Trafiłam do kolejnego lasu, który niczym szczególnym się nie wyróżniał. Idąc wgłąb, między drzewami, mignęła mi czyjaś sylwetka i postanowiłam to sprawdzić. Zerkając zza krzewów zauważyłam kobietę, miała ciemne włosy przepasane opaską, była ubrana w luźną, białą szatę do kolan, na plecach miała łuk, a w ręku trzymała sztylet. Towarzyszył jej pies. Pech chciał, że zauważył mnie. Zaczął do mnie biec, czujny wzrok kobiety wodził za nim, aż w końcu mnie dostrzegła. Stałam jak słup soli, ze strachu nie mogłam się ruszyć. Zwierze podeszło do mnie machając ogonem, za nim szła jego właścicielka. Zapytała, co tutaj robię. Odparłam, że zabłądziłam w tym tajemniczym lesie. Stwierdziła, że zaprowadzi mnie do władcy i on stwierdzi, jakie będą moje dalsze losy. Prowadziła mnie przez las, który najwyraźniej bardzo dobrze znała. Nieśmiało zapytałam o jej imię. Usłyszałam "Jestem Artemida". Skąd ja znałam to imię? Grecka bogini? To by wyjaśniało jej dziwny strój.. Gawędząc o naturze doszłyśmy na przedmieścia.
Zauważyłam mężczyznę w zbroi, który nadzorował młodych chłopców, którzy ćwiczyli walkę. Zerknęłam na Artemidę pytającym spojrzeniem. "Ten tam? To Ares, szkoli naszych przyszłych wojowników". Chyba nic już mnie nie zdziwi.. Weszłyśmy do pięknej budowli, w wiekiej sali na tronie siedział sam Zeus, towarzyszyła mu Hera. Artemida wyjaśniła zaistniałą sytuację, a oni stwierdzili, że mogę tutaj spędzić resztę dnia. Moim przewodnikiem był Hermes, posłaniec bogów. Chodząc uliczkami mijaliśmy łaźnie, była nawet kuźnia, w której ciężko pracował Hefajstos. Obok niego siedziała Atena, która najwyraźniej czekała, aż naprawi jej miecz. W pewnym momencie minęliśmy parę młodych, niezwykle pięknych ludzi - Afrodytę i Apolla, uśmiechnęli się do mnie przyjaźnie. Czas szybko mijał, zbliżał się wieczór i koniec mojej wizyty na Olimpie. Wróciliśmy do Zeusa, który zaprosił mnie, żebym skosztowała nektaru i ambrozji. Podczas uczty siedziałam obok Artemidy, która dała mi swoją piękną, srebrną bransoletę. Nagle zrobiłam się bardzo senna...
Kiedy otworzyłam oczy obudziłam się w swoim pokoju. To tylko sen... Jednak coś ciążyło mi na ręce - antyczna bransoletka...
Możesz sobie streścić :)