Wykorzystaj swoja wyobraznie i napisz opowiadanie, ktore bedzie dalszym ciagiem przygod twojego bohatera.
Najlepiej na podstawie powiesci detektywistycznej Sherlock Holmes "5 pestek pomaranczy"
Potrzebuje na dzisiaj do 6:00 godziny Dam naj i wszystko co sie da.
Nie musi byc z podanego wyzej tytulu 5 pestek pomaranczy.
Wystarczy mi obojetnie jakie opowiadanie byle bylo na 3.
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
Kaibutsu leżał zakrwawiony pod drzewem bez obu kończyn dolnych. Niedaleko obok leżał jego przyjaciel - Smile. Czerwone krzyżyki na oczach, przypominające te u klaunów, pozostały wciąż nienaruszone. Dziwnymi prawami rządził się ten świat, oj bardzo dziwnymi. Oboje nie żyli od około dwóch czy trzech minut. Skóra była ciepła choć serce zatraciło wcześniejszy rytm. Na środku pola walki klęczał nie kto inny jak sprawca tej przeraźliwej wojny - człowiek szachownica w żelaznym kapeluszu. Kurczowo ściskał dłoń na przypalonym garniturze, nie mogąc w żaden sposób się podnieść. Pozostało tylko czekać na koniec tej agonii. Nawet nie mógł się odezwać a co dopiero wyrównać oddech. Wszystko w nim szalało z emocji po niedawno przyjętym ataku.
Naprzeciw mężczyzny stali wyczerpani Vongolacy. Wycisk jaki zaserwowali sobie sami i jaki zaserwowała im dziewczyna zmusił do kapitulacji. Varia trzymała się z boku oceniając trzeźwo sytuację. Nikt się nie odzywał, patrzyli to na siebie a to na kapelusznika. Jedynie arcobaleno wraz z ludźmi, nieznanej pozostałym, Mafii wyglądali na nieporuszonych. I też milczeli. To był taki martwy punkt zmuszający każdego z osobna do wnikliwej refleksji. Niektórzy pojęli bardzo szybko fakt, z czym mieli od początku do czynienia. To było zaplanowane, dopięte bardzo dokładnie na ostatni guzik. Precyzja dorównująca tej Boskiej.
Brunetka wyszła naprzeciw kapelusznikowi dzierżawiąc w prawej dłoni bicz. Małpka siedziała w gotowości na przeciwnym ramieniu przechylając główkę w bok. Pierścienie u prawej dłoni, na palcu wskazującym oraz środkowym, wciąż płonęły jak dopiero co rozniecone. To robiło wrażenie nawet na takich twardzielach jak on.
- To koniec - Odezwała się, przerywając tą głuchą ciszę. Wiatr zawiał zawistnie strącając mu nakrycie głowy. Cała duma uleciała w niepamięć a ''potęga'' prysnęła jak bańka mydlana. Był tak samo bezbronny jak larwa motyla w stadium poczwarki. Jego byt zależał tylko i wyłącznie od niej. I choć był w tragicznym stanie to nie stracił orientacji w terenie. Rozumiał co dziewczyna mówi, wiedział gdzie on sam jest i jakie poniósł straty. Od środka palił go wstyd.
Sekundy mijały a tuż po nich minuty. Czekano na to aż coś nastąpi. Ale nic nie nastąpiło. Mężczyzna po raz ostatni uniósł głowę w górę, pozwalając promykom słońca przebić jego oczodoły. A zaraz po tym nie widział już nic. Skorupa cielesna padła z łoskotem w bok krusząc niczym dzbanek z porcelany. Nastąpił koniec terroru z jakim zmagali się arcobaleno od lat.
- Siostro? - Tsunayoshi Sawada podpierał się kurczowo ramienia Sasagawy. Tuż za jego plecami stał Gokudera, wpatrując w jakiś punkt w przestrzeni. A może tym punktem była ona w rzeczy samej? Może sprawdzał ilość poległych na polu sądu ostatecznego?
- Siostro? - Brunetka odwróciła się w stronę tych którzy dnia dzisiejszego przeżyli Boski osąd. Mrugnęła kilka razy, przyglądając każdemu z osobna. Ojciec Sawady, Iemitsu, leżał pod drzewem uspokajając oddech. Całkiem niedawno dała mu porządnie w kość, utwierdzając Fon'a w przekonaniu, że jest jego najlepszą przedstawicielką przewyższającą znacznie umiejętnościami Hibariego Kyoyę. A co do niego to wypoczywał na trawie z jeżem pod pachą. W ustach miał źdźbło wysuszonego kłosa. Wyglądał na zrelaksowanego. Cała reszta również wyglądała na uspokojoną, poza zaintrygowanym Mukuro, chciwym Verde, perwersyjnym Skull'em i zszokowaną Adele.
- No to wyszło szydło z worka! - Skwitował głośno Squalo dezaktywując płomień. Reszta Varii przytaknęła mu mamrocząc coś między sobą. Gemma wtulił w siebie zmartwioną Yuni, oblizując wysuszone wargi. Towarzyszący mu Tazaru i Nosaru wyglądali na głęboko zamyślonych. Chyba domyśleli się jaką tajemnicę kryje za sobą ta delikatna twarz niezrównoważonej brunetki. I nie tylko oni na TO wpadli. Również Colonello wraz Xanxus'em wytężyli umysły, dociekając prawdy. Prawdy która była znana tylko jednej osobie. Mianowicie był nią rozbawiony Byakuran, siedzący na jednej z gałęzi drzew, tuż nad głowami Frana, Chikusy i Kena.
- Co teraz będzie? - Zapytał ponownie blondyn mając niezły mętlik w głowie. Siedzący mu na ramieniu Reborn również nie wyglądał na takiego, co by mu ta sytuacja dużo wyjaśniała. Reszta arcobaleno wystąpiła naprzód wpatrując, w dziewczynę, wzrokiem podobnym do pytania dziesiątego Vongoli.
- A co miałoby według Ciebie być? Bóg nie zstąpi Ci z nieba ani nagle słońce nie skruszy się na atłasowym niebie. Nie pojawi się też drugi księżyc asystujący temu pierwszemu ani znienacka nie spadnie śnieg w środku wiosny - Odpowiedziała dobitnie, wyjmując z kieszeni u spodni małą, złotą rzecz na łańcuszku. Hayato zmrużył oczy wyłapując ów rekwizyt. Otworzyła kciukiem pokrywę, spoglądając na wygenerowany, na specjalne życzenie, napis. ''Givro eterna Amicizia'' przeczytała w myślach. Przyjaźń na zawsze, co? Ty chyba żartujesz, tato. Zamknęła oczy, wspominając jedną z chwil spędzonych wśród członków pierwszej Generacji Vongoli. To była zima, Ojciec siedział przed kominkiem co chwile upominając małą córeczkę by nie wyciągała dłoni do ognia. Towarzyszył mu lojalny od lat przyjaciel, Cozart Shimon. W pewnym momencie Primo wyjął zegarek, otwierając kciukiem pokrywkę. Zaciekawiona brunetka natychmiast to pochwyciła, w mgnieniu oka znajdując blondynowi na kolanach. Pamiętała dokładnie jak po raz pierwszy dotykała wnętrza antycznej pamiątki, pytając w końcu rodziciela o znaczenie słów wygenerowanych na pokrywie. ''Przyjaźń na zawsze'' odpowiedział ciepłym głosem, całując ją w głowę. Siedzący obok Cozart uśmiechnął się czule do dziecka, wydając pomruk podobny do zadowolenia. Rozczulały go sceny z przyjacielem i jego córką w głównej roli. Ale przyjaźń do kogo, tato? Spytała, unosząc głowę do góry. Do ludzi, córeczko. Odpowiedział. A może być do kotów? Spytała dociekliwie. Oboje się zaśmiali życzliwie. Może być, prawda, Cozarcie? Zwrócił się Primo do przyjaciela na co ten kiwnął twierdząco głową. Sądzę, pomyślała brunetka powoli otwierając oczy, że te słowa wywarły ogromny wpływ na moje późniejsze funkcjonowanie w środowisku ludzi.
Odgłos zaskoczenia wyrwał ją w końcu z zamyślenia. Na ramieniu poczuła znajome ciepło dłoni którego od tak dawna jej brakowało. Zamknęła kciukiem pokrywę zaciskając zegareczek w dłoni.
Śmierć, to pewnie śmierć po mnie przyszła przeszło jej przez głowę. Nie myliła się. Teraz przyszedł czas na wieczny spoczynek po latach trudu doświadczonych w rodzimej Mafii.