Wybierz dowolny wiersz (najlepiej z poezji poważnej) minimum 16 linijek... Bardzo proszę o podanie tekstu jakiegoś wiersza albo chociaż tytułu. Będę bardzo wdzięczna
Mówiła że naprawdę można kochać umarłych bo właśnie oni są uparcie obecni nie zasypiają mają okrągły czas więc się nie spieszą spokojni ponieważ niczego nie wykończyli nawet gdyby się paliło nie zrywają się na równe nogi nie połykają tak jak my przerażonego sensu nie udają ani lepszych ani gorszych nie wydajemy o nich tysiąca sądów zawsze ci sami jak olcha do końca zielona znają nawet prywatny adres Pana Boga nie deklamują miłości ale pomagają znaleźć zagubione przedmioty nie starzeją się odmłodzeni przez śmierć nie straszą pustka pełną erudycji nie łączą świętości z apetytem bliżsi niż wtedy kiedy odjeżdżali na chwilkę przechodzą obok z niepostrzeżonym ciałem ocalili znacznie więcej niż duszę
wywar z krzyku nietoperza przy pełni zbierany na wyobraźni uwiąd i duszy wszelkie rany
wywar z łapki zajęczej gotowany na klęczkach z modłami o rozkosz, by się nikt nie znęcał
wywar z baraniego runa i skradania kuny na chybił trafił przyprawiany kształtem runy
o nazwie algiz, znak zmiłowania i szczęścia by ogrom gwiazd na zawsze spamiętać
i jeszcze do smaku, koloru czerwieni nieco z polnych i przydrożnych maków
by się ciemność zamieniła w jasność by mdłe, cherlawe było zdrowe, przaśne
by księżyc chichotał z oddali gdy się ląd pod nogami pali
i by się nie sromotać tyle - rzucił na odsiecz z pyłu niebieskiego linę
a potem hajda w niebo - w oparach magii z kotła wiedźmowego
i na deser jeszcze zaklęć troszeczkę mowy buka i dębu starego, krztynę wiatru
i na śniegu wycia wilka stepowego...
mgieł w dolinie o szczytach marzenia a na przyprawę kilka świetlików tak od niechcenia
żeby jeszcze pożytecznym było wspomnieć należy, iż nie zawsze prawdziwe, co drugiemu się śniło.
----------------
"Rozważanie o... "
Człowiek, ta mrówka w obliczu Wszechświata wciąż dumnie i bezkrytycznie władzę nad Ziemią roztacza a ona powolna, cierpliwa, jak rodzic strapiony od wieków bezsensowne przelicza zgony lecz wciąż piękna, godna i w oczekiwaniu cicha.
I mrówka jej dziecko i sarna i człowiek i drzewo wichurą ogromną zwalone a jeszcze grzyby po wielkim deszczu i mnóstwo, mnóstwo wymieniać by jeszcze...
A Ona wciąż czeka i nie upomina, choć z jej ran wypływa gorąca lawa - i rozpaczą krzyczą przydrożne kamienie...
i drży od czasu do czasu jej ciało - gdy człowiek ów, rozmyślnie przekracza granice, nie pojmując, iż bez Matki takiej pozostanie z niczym!
Lecz, Ona na nowo, swój płaszcz wielobarwny i świetlisty, niczym na ucztę wspaniałą - niezmiennie tak przyodziewa ...
Nie zauważy niejeden - drugiego jednak, wciąż i wciąż zdumiewa!
------------------------
"Ryzykowne obserwacje "
w lepkiej przestrzeni gęstnieje cisza przerywana westchnieniem skręcającym pył w suche piruety naelektryzowane magią olbrzymów dźwiganych na sinych słupach przez pociemniałe horyzonty
zbłąkany podmuch splątał konary drzew zasłuchanych w pomruki dzikie a ci skrzydlaci w lotach niewinnych spiesznie skręcają do gniazd ukrytych
zwiastuny wyklute z nawałnicy przejęte strzępami wolności wpadają w objęcia grawitacji z narastającym szumem wrastają w mdlejące trawy i asfalty
---------------
"Flamboyant "
Wynajęliśmy ulice - jak martwe miasto w którym ludzie się gnieżdżą - nie mogąc zasnąć. Wydarliśmy sobie parki, nocne wystawy na których róż kwitnie i przyjemny nawyk.
Jak rybie pęcherze, wywleczone poza ściany skóry, wyglądamy ładnie – zamiast twarzy nosimy maswerki, bogato rzeźbione kości policzków, nosa, wyobraźni.
Ta ostatnia rodzi diamentowe chrząstki, które rozpić jest dużo prościej niż zgnieść. Ta ostatnia wybiela nasze uda, rozszerza źrenice i w ciało wprowadza dodatkowe krwiobiegi.
Ze słów robimy mieszalnie alkoholi, z ust fabryki, krzesła z godzin, łąki z betonowych kafli. Bolą liście, boli łodyga, ale my jesteśmy kwiaty miastowe. Rzeźbimy koronę, kiedy tylko moment, by zawładnąć krawężnikiem i napluć na nocnych przechodniów, którzy i tak się nie odwrócą - męczą swoje postacie, a my tylko wątrobę. Im dnia potrzeba, nam sennych doktorów.
Mówisz: mam białych przyjaciół i ich chłodne wargi, które kształtują przyjazne prawo: opuść, poluźnij, ściągnij mięśnie, załóż majtki. Nie bywam zazdrosny. Jesteś jak kompas z wygiętą igłą. Wskazujesz niebo, najczęściej ręką, odsłaniasz rozstępy ramion, marzysz.
Dlaczego zawsze śmieję się z twoich marzeń? Z tej dziewczęcości, którą nie sposób urazić, śmiesznych gestów - rodem z mistyki, i z bladych podniet, kiedy ścinamy gwałtem miłosne białko. Nie ma tu miejsca na chemiczne związki. Wolno się tylko spotkać przypadkiem, w przypadkowych słowach przywitać ukradkiem. Dlaczego zawsze śmiechem wszystko powiedzieć można. Dlaczego nasza zgoda jest śmieszna tylko dlatego, że nocna.
Choroba nas zżera, a miasto w skurczach wypluwa, każe jeszcze raz: usta, przełyk, żołądek, jelita. Wynajęliśmy skrzyżowanie, by się pożegnać, jednak nocą demony remontują dłonie, więc możemy tylko w przód i w tył – a z tyłu przecież już koniec.
------------------
"Wybory "
Sam wybrałeś los. Człowieku ! Kilka ci ich podstawiono na loterii życia wyborów bujne grono
pomiędzy żalem a skargą ubóstwem a więzieniem kalectwem a chorobą szaleństwem a cierpieniem
Którą poszedłeś drogą?
Były też alternatywy Mogłeś kochać nieszczęśliwie i broń boże być szczęśliwy W szczęściu, ty nie poznasz życia nie nauczysz się niczego gdy ktoś skopie cię z ukrycia gdy wypędzą cię z ojczyzny potraktują cię jak wesz złoją skórę, stłuką batem wtedy w siłę rośniesz cudnie tylko jeszcze o tym nie wiesz
gdy w zaświaty powędrujesz wykorzystasz wszystkie sprawy a szczególnie tam przydatne bieda, głód , płacz, cierpienie ale właśnie to te sprawy rozwijają cię szalenie
uganianie się za żarciem głód co skręca ci wnętrzności oczy z bólu oszalałe to w zaświatach jest cenione a nie zwykłe codzienności
Mówiła że naprawdę można kochać umarłych
bo właśnie oni są uparcie obecni
nie zasypiają
mają okrągły czas więc się nie spieszą
spokojni ponieważ niczego nie wykończyli
nawet gdyby się paliło nie zrywają się na równe nogi
nie połykają tak jak my przerażonego sensu
nie udają ani lepszych ani gorszych
nie wydajemy o nich tysiąca sądów
zawsze ci sami jak olcha do końca zielona
znają nawet prywatny adres Pana Boga
nie deklamują miłości
ale pomagają znaleźć zagubione przedmioty
nie starzeją się odmłodzeni przez śmierć
nie straszą pustka pełną erudycji
nie łączą świętości z apetytem
bliżsi niż wtedy kiedy odjeżdżali na chwilkę
przechodzą obok z niepostrzeżonym ciałem
ocalili znacznie więcej niż duszę
Ks. Jan Twardowski
wywar z krzyku nietoperza przy pełni zbierany
na wyobraźni uwiąd i duszy wszelkie rany
wywar z łapki zajęczej gotowany na klęczkach
z modłami o rozkosz, by się nikt nie znęcał
wywar z baraniego runa i skradania kuny
na chybił trafił przyprawiany kształtem runy
o nazwie algiz, znak zmiłowania i szczęścia
by ogrom gwiazd na zawsze spamiętać
i jeszcze do smaku, koloru czerwieni nieco
z polnych i przydrożnych maków
by się ciemność zamieniła w jasność
by mdłe, cherlawe było zdrowe, przaśne
by księżyc chichotał z oddali
gdy się ląd pod nogami pali
i by się nie sromotać tyle -
rzucił na odsiecz z pyłu niebieskiego linę
a potem hajda w niebo -
w oparach magii z kotła wiedźmowego
i na deser jeszcze zaklęć troszeczkę
mowy buka i dębu starego, krztynę wiatru
i na śniegu wycia wilka stepowego...
mgieł w dolinie o szczytach marzenia
a na przyprawę kilka świetlików tak od niechcenia
żeby jeszcze pożytecznym było
wspomnieć należy, iż nie zawsze
prawdziwe, co drugiemu się śniło.
----------------
"Rozważanie o... "
Człowiek, ta mrówka w obliczu Wszechświata
wciąż dumnie i bezkrytycznie władzę nad Ziemią roztacza
a ona powolna, cierpliwa, jak rodzic strapiony
od wieków bezsensowne przelicza zgony
lecz wciąż piękna, godna i w oczekiwaniu cicha.
I mrówka jej dziecko i sarna i człowiek
i drzewo wichurą ogromną zwalone
a jeszcze grzyby po wielkim deszczu
i mnóstwo, mnóstwo wymieniać by jeszcze...
A Ona wciąż czeka i nie upomina, choć
z jej ran wypływa gorąca lawa -
i rozpaczą krzyczą przydrożne kamienie...
i drży od czasu do czasu jej ciało -
gdy człowiek ów, rozmyślnie przekracza granice,
nie pojmując, iż bez Matki takiej pozostanie z niczym!
Lecz, Ona na nowo, swój płaszcz wielobarwny
i świetlisty, niczym na ucztę wspaniałą -
niezmiennie tak przyodziewa ...
Nie zauważy niejeden -
drugiego jednak, wciąż i wciąż zdumiewa!
------------------------
"Ryzykowne obserwacje "
w lepkiej przestrzeni gęstnieje cisza
przerywana westchnieniem
skręcającym pył w suche piruety
naelektryzowane magią olbrzymów
dźwiganych na sinych słupach
przez pociemniałe horyzonty
zbłąkany podmuch splątał konary
drzew zasłuchanych w pomruki dzikie
a ci skrzydlaci w lotach niewinnych
spiesznie skręcają do gniazd ukrytych
złowieszczy skowyt błyskawicy
powyginany twór świetlisty
rozciął wzdęte brzuchy ciężarnych chmur
cesarskim gestem uroczystym
zwiastuny wyklute z nawałnicy
przejęte strzępami wolności
wpadają w objęcia grawitacji
z narastającym szumem
wrastają w mdlejące trawy i asfalty
---------------
"Flamboyant "
Wynajęliśmy ulice - jak martwe miasto
w którym ludzie się gnieżdżą - nie mogąc zasnąć.
Wydarliśmy sobie parki, nocne wystawy
na których róż kwitnie i przyjemny nawyk.
Jak rybie pęcherze, wywleczone poza ściany skóry,
wyglądamy ładnie – zamiast twarzy nosimy maswerki,
bogato rzeźbione kości policzków, nosa, wyobraźni.
Ta ostatnia rodzi diamentowe chrząstki,
które rozpić jest dużo prościej niż zgnieść.
Ta ostatnia wybiela nasze uda, rozszerza źrenice
i w ciało wprowadza dodatkowe krwiobiegi.
Ze słów robimy mieszalnie alkoholi, z ust fabryki,
krzesła z godzin, łąki z betonowych kafli. Bolą
liście, boli łodyga, ale my jesteśmy kwiaty miastowe.
Rzeźbimy koronę, kiedy tylko moment, by zawładnąć
krawężnikiem i napluć na nocnych przechodniów, którzy
i tak się nie odwrócą - męczą swoje postacie, a my tylko
wątrobę. Im dnia potrzeba, nam sennych doktorów.
Mówisz: mam białych przyjaciół i ich chłodne wargi,
które kształtują przyjazne prawo: opuść, poluźnij,
ściągnij mięśnie, załóż majtki. Nie bywam zazdrosny.
Jesteś jak kompas z wygiętą igłą. Wskazujesz niebo,
najczęściej ręką, odsłaniasz rozstępy ramion, marzysz.
Dlaczego zawsze śmieję się z twoich marzeń? Z tej
dziewczęcości, którą nie sposób urazić, śmiesznych
gestów - rodem z mistyki, i z bladych podniet, kiedy
ścinamy gwałtem miłosne białko. Nie ma tu miejsca
na chemiczne związki. Wolno się tylko spotkać
przypadkiem, w przypadkowych słowach przywitać
ukradkiem. Dlaczego zawsze śmiechem wszystko
powiedzieć można. Dlaczego nasza zgoda jest śmieszna
tylko dlatego, że nocna.
Choroba nas zżera, a miasto w skurczach wypluwa,
każe jeszcze raz: usta, przełyk, żołądek, jelita.
Wynajęliśmy skrzyżowanie, by się pożegnać,
jednak nocą demony remontują dłonie,
więc możemy tylko w przód i w tył –
a z tyłu przecież już koniec.
------------------
"Wybory "
Sam wybrałeś los.
Człowieku !
Kilka ci ich podstawiono
na loterii życia
wyborów bujne grono
pomiędzy żalem a skargą
ubóstwem a więzieniem
kalectwem a chorobą
szaleństwem a cierpieniem
Którą poszedłeś drogą?
Były też alternatywy
Mogłeś kochać nieszczęśliwie
i broń boże być szczęśliwy
W szczęściu, ty nie poznasz życia
nie nauczysz się niczego
gdy ktoś skopie cię z ukrycia
gdy wypędzą cię z ojczyzny
potraktują cię jak wesz
złoją skórę, stłuką batem
wtedy w siłę rośniesz cudnie
tylko jeszcze o tym nie wiesz
gdy w zaświaty powędrujesz
wykorzystasz wszystkie sprawy
a szczególnie tam przydatne
bieda, głód , płacz, cierpienie
ale właśnie to te sprawy
rozwijają cię szalenie
uganianie się za żarciem
głód co skręca ci wnętrzności
oczy z bólu oszalałe
to w zaświatach jest cenione
a nie zwykłe codzienności
--------------------
Mam nadzieję, że sobie coś wybierzesz ; )
Pzdr.