Wobraź sobie, że możesz przenieść się w czasie. Jak poradzisz sobie w tej niezwykłej sytuacji? Co było by najtrudniejsze? Napisz opowiadanie o takiej przygodzie.
Plis pomóżcie daje 54pkt.
:)
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
Pewnego dnia poszedłem na złomowisko i znalazłem coś podobnego helikoptera. Wsiadłem do jego bo byłem ciekawy co to jest . Nagle zacząłem wciskać stare guziki . Po kilku minutach znalazłem się w innym miejscu te miejsce wyglądało jak ogród a przed ogrodem wielki pałac ze flagą Polski. Nie mogłem tam wejść i spytać gdzie ja jestem i gdzie jest ta maszyna dlatego wszedłam przez okno na drabinie która stała w ogrodzie. Gdy wszedłem to zauważyła mnie straż i posadziła na parę minut do lochu. Skonałem z głodu bo od paru dobrych godzin nic nie jadłem. Nagle zawowali mnie do króla z którym miałem się spotkać król mnie wypóścił i musiałem sobie radzić sam. Nie wiedziałem co robić . Poszedłem na targ żeby jakoś zarobić bo już zrozumiałem gdzie jestem a dokładnie cofnęłem się w czasie średniowieczne. Pomogłem kupcowi sprzedawać jego owoce a on za to mi dał trzy gruszki. Nie zabardzo miałem gdzie spać a więc musiałem spać na dworze następnego ranka obudziłem się w domu leżąc w swoim łóżku nie wiedziałem co się stało. Opowiedziałem wszystko mamie a mama się tylko zaśmiała że ja sprzedawałem owoce na targu i że spałem na podwórku ale nie chciała wierzyć.
Myślę że o to ci chodziło :)
Liczę na naj :D
Mój kolega już od dawna interesował się życiem ,gdzie można przenieść się w czasie i właśnie w zwiazku ze swoimi zainteresowaniami konstruował coś na kształt mini-rakiety.Kilka jego prób nie powiodło się,a ja z politowaniem patrzyłem na jego poczynania.Czasami nawet cicho się śmiałem,bo tak naprawdę nie wierzyłem,że mojemu koledze-Kamilowi,to się uda.W celu przetestowania danego wehikułu czasu miałem zazwyczaj za zadanie wsiąść do niego i sprawdzić czy rakieta ruszy z miejsca.Tym razem było podobnie.Nie przeczuwając nic złego wgramoliłem się do mini-rakiety i z ironicznym uśmiechem włączyłem wszystkie urządzenia,które potrzebne były do odpalenia rakiety.Kiedy to zrobiłem nagle poczułem silne wstrząsy i jakaś siła wcisnęła mnie w fotel.Trzymałem się mocno fotela,bo rakieta latała jak oszalała,aż w końcu wszystko się uspokoiło.Pełen najgorszych przeczuć otworzyłem delikatnie drzwi rakiety i moim oczom ukazał się niezwykły widok.To nie była moja Ziemia,to była inna planeta.W tym momencie poczułem niepokój,ponieważ byłem tu sam.Przynajmniej tak mi się wydawało na początku.Ze zdenerwowania spociły mi się ręce.Wyszedłem z rakietu i stanąłem na obcej ziemi,która była w kolorze czerwonym,a na niebie widziałem ogromne zielone kwiaty.W oddali widać też było jakieś jaskrawe światła,więc postanowiłem iść w tym kierunku.Czułem się nieswój,brakowało mi towarzystwa ,a moje poczucie bezpieczeństwa gdzies uleciało.Chciałem wracać do domu,poniewaz tam czułem sie najlepiej.Własnie zblizałem się do świateł i już z całkiem bliskiej odległości zobaczyłem małych ludzi,którzy mieli podobnie jak ja wszystkie części ciała,jedynie byli niskiego wzrostu.O dziwo ludziki na mój widok bardzo sie ucieszyły,wszyscy mnie dotykali i głaskali,a jeden z nich w czerwonej czapce wziął mnie za rekę i poprowadził do przepięknego pomieszczenia gdzie widniały wspaniałe obrazy,złote sprzęty.Mnóstwo tu było rajskich owoców,a za purpurowymi stołami siedzieli mali ludzie .W końcu jeden z nich w moim języku zapytał mnie jak się tutaj znalazłem skad pochodzę i jaki jest mój kraj.Po obszernych wyjaśnieniach mali ludzie postanowili mi pomóc ,bym wrócił do mojej rodziny.Na drogę dali mi wiele prezentów,owoców.Byłem im bardzo wdzięczny za pomoc,bo choć planeta podobała mi się ,to jednak tęskniłem za swoją rodziną.Wsiadłem wiec do rakiety i juz ostatni raz pomachałem im reką na pożegnanie.Po kilku wstrzasach i turbulencjach poczułem,ze jestem w domu.Mój kolega omal nie zemdlał na mój widok ,poniewaz martwil się o mnie bardzo.Oczywiscie opowiedziałem mu o swoje przygodzie i od tej pory nie smieje się juz z wynalazków mojego kolegi.