Witam. Potrzebuję pomocy . Mam napisać na temamt : ,, Opinie średniowiecznych kronikarzy o kraju Mieszka '' Proszę o dosyć spory materiał , mogą być i punkty - jestem w stanie sama rozwinąć sobie . Tylko potrzebuję troszkę więcej w związku z tym że chodzę do klasy humanistycznej . Punkty za rozwiązanie : 49 Spróbuje się zrewanżować danej osobie np. z biologi :)
Paulisia94
Powszechnie przyjmuje się, że było to wojsko stałe, utrzymywane i ekwipowane przez księcia. Jednak w szczegółach opinie uczonych się rozchodzą: i tak, mogła to być formacja piesza lub konna, składająca się z członków różnej kondycji społecznej bądź wyłącznie z przedstawicieli możnowładztwa, albo też wyłącznie z osób pospolitego pochodzenia. Mogły ją tworzyć oddziały mniej lub bardziej liczne. Wreszcie zanik tej instytucji miał być gwałtowny lub powolny, choć w jednym i drugim wypadku ten proces mógł przebiegać rozmaicie, gdyż według różnych badaczy miał przypaść już na panowanie Bolesława Chrobrego bądź też dopiero na okres najazdu mongolskiego. Ostatnio najczęściej przywołuje się teorię wiążącą upadek drużyny z załamaniem się państwa polskiego po śmierci Mieszka II w latach trzydziestych XI wieku. Każdemu, kto zapozna się z taką różnorodnością opinii, pozostaje przeanalizować informacje źródłowe, a jest ich niestety niewiele. Najważniejsza to relacja żydowskiego podróżnika Ibrahima ibn Jakuba, która nie zachowała się w oryginale. Znamy ją z późniejszych przekazów dwóch arabskich pisarzy: al-Bekriego i al-Kazwiniego, które różnią się nieznacznie. U al-Bekriego czytamy, że w państwie Mieszka podatki przeznaczane są na miesięczny żołd dla jego mężów/piechurów (użyty w tym miejscu arabski termin dopuszcza dwa tłumaczenia). Dalej, że Mieszko posiada trzy tysiące pancernych podzielonych na oddziały, setka tych wojowników znaczy tyle, co dziesięć secin innych, wojownicy ci otrzymują od księcia odzież, konie, broń i wszystko, czego potrzebują, wszystkie dzieci tych wojowników – niezależnie od płci – od chwili narodzin otrzymują żołd i wreszcie, gdy dzieci wojowników dorastają, książę troszczy się o ożenienie mężczyzn i zamążpójście kobiet, wypłacając za nich zwyczajowy dar ślubny ojcu małżonka. Z kolei w przekazie al-Kazwiniego czytamy, że Mieszko posiada oddziały piesze, ponieważ konnica nie może się poruszać po jego kraju, że pobiera daniny i co miesiąc wypłaca swym oddziałom żołd, a w razie potrzeby daje im także konie, siodła, uzdy, broń i wszystko, czego potrzebują, każdemu nowo narodzonemu dziecku – niezależnie od płci – wypłaca żołd, chłopców, po osiągnięciu odpowiedniego wieku żeni, biorąc od każdego z ojców wiano i przekazując je ojcu panny młodej, a w ogóle małżeństwa zawierane są nie z własnego wyboru, lecz z woli władcy, który utrzymuje swych ludzi i ponosi koszty wesela. W obu przekazach dostrzegamy wyraźną niekonsekwencję w opisie wojsk Mieszka I. Najpierw sugerują one ich pieszy charakter, dalej informują o obdarowywaniu wojowników końmi (al-Kazwini zastrzegł, że władca obdarowywał wojowników "w razie potrzeby"). W świetle innych źródeł, a przede wszystkim badań archeologicznych, nie znajdujemy podstaw do zanegowania obecności konnicy w wojskach Mieszka I, choć otwarte pozostaje pytanie o jej liczebność. Podana przez al-Bekriego liczba trzech tysięcy pancernych była często traktowana jako dowód nadrzędnej pozycji konnicy, tyle tylko, że do wszelkich liczb podawanych przez średniowiecznych pisarzy należy podchodzić ze sceptycyzmem, a ta budzi wątpliwości z innego jeszcze powodu. Z obu relacji wyłania się obraz wojska regularnie otrzymującego comiesięczny żołd oraz zaopatrywanego w broń i konie, a zatem stałego i zaciężnego, złożonego z wojowników w różnym wieku, posiadających rodziny, również utrzymywane przez władcę. Tylko czy młody organizm państwa wczesnopiastowskiego mógłby podźwignąć taki ciężar – swoją drogą interesujące, w jakiej formie wypłacano żołd, bo chyba raczej nie pieniężnej? Czyżby zatem wpływy do skarbu były aż tak duże, że wystarczały na utrzymywanie stałego wojska (oraz dzieci wojowników pobierających żołd od chwili narodzin)? Te wątpliwości zmuszają do zastanowienia się nad wiarygodnością relacji Ibrahima ibn Jakuba. Dodajmy jeszcze, że kraj Mieszka scharakteryzowano jako mlekiem i miodem płynący, a niewiele dalej mamy akapit o legendarnym Mieście Kobiet, będącym średniowiecznym odpowiednikiem starożytnego królestwa Amazonek. Czy to wszystko nie budzi sceptycyzmu?
WOJSKO STAŁE CZY POSPOLITE RUSZENIE Tadeusz Kowalski, wydając w 1946 roku relację Ibrahima ibn Jakuba, podkreślił, że nie zostało w niej użyte słowo "drużyna". W tekście jest mowa wyłącznie o pancernych. Skąd atem wziął się termin "drużyna" na określenie wojsk Mieszka i dlaczego natychmiast kojarzymy go w myślach z relacją Ibrahima ibn Jakuba? Termin zrodził się na gruncie błędnej teorii, jakoby arabskie darra, oznaczające pancernych, było zniekształconym słowiańskim drug lub druž. Taka interpretacja okazuje się tym bardziej wątpliwa, że relacja nie wspomina, aby wojownicy Mieszka byli skoszarowani, a posiadanie rodzin wyraźnie stoi w sprzeczności z taką możliwością, co przeczy podstawowemu kryterium przyjętemu przez badaczy problematyki wczesnośredniowiecznej drużyny. Czy wobec tego członkowie drużyny tworzyli faktycznie wojsko stałe? Wypłacanie comiesięcznego żołdu pozwalałoby wysunąć takie przypuszczenie, ale wypłacanie go rzekomo także dzieciom czyni całą tę informację mało wiarygodną. Natomiast już obdarowywanie wojowników odzieżą i końmi raczej niczego w tej akurat kwestii nie dowodzi, gdyż wpisać je można w szeroko rozumianą hojność księcia. Według Galla Chrobry miał rozsyłać po miastach i zamkach swych domowników, aby urządzali biesiady i rozdawali jego wiernym poddanym szaty i inne dary. Gdy z kolei Bolesław Krzywousty w ramach pokuty za śmierć brata Zbigniewa udał się do Gniezna na uroczystości wielkanocne w 1113 roku, hojnie obdarowywał tam szatami, końmi i innymi podarunkami wszystkich bez wyjątku. Tym samym władcy prowadziliby działalność rozdawniczą w ramach szeroko pojętej hojności, uważanej przecież za istotny element wizerunku dobrego władcy. Ta hojność obejmowała różne grupy ludności, ale nawet jej zawężenie do wojowników niczego nie dowodzi. Także w późnym średniowieczu królowie polscy zabiegali o opinię hojnych. Przykładem może być chociażby Władysław Jagiełło. Według Jana Długosza Jagiełło miał zostać w 1415 roku obdarowany przez Witolda dwudziestoma tysiącami groszy, czterdziestoma szubami ze skór sobolich, setką koni i setką purpurowych płaszczy. Dary następnie przesłano do skarbca, by – jak twierdzi dziejopis – z biegiem czasu rozdać je rycerzom i służbie króla. Z kolei w 1432 roku, wracając ze zwycięskiej wyprawy na Ruś, Jagiełło wysłał swemu wojsku podarunki w szatach i pieniądzach. Powyższe fakty prowadzą do konkluzji, że obdarowywanie wojowników szatami, końmi czy bronią mogło być normalną praktyką, nie implikującą w żaden sposób charakteru sił zbrojnych, bo przecież nikt nie będzie twierdził, że Jagiełło utrzymywał drużynę. Informacje podane przez Ibrahima ibn Jakuba mogły być zniekształconym echem takiej praktyki. Wobec tylu zastrzeżeń trudno na podstawie relacji żydowskiego podróżnika wyrobić sobie obraz polskiej wojskowości za Mieszka I. Niektórzy badacze twierdzili wprawdzie, że zwrot al-Bekriego "setka ich znaczy tyle co dziesięć secin innych", dowodził istnienia innej formacji wojskowej obok drużyny, a zatem musiałyby wówczas istnieć przynajmniej dwa sposoby organizowania sił zbrojnych, ale zwrot ten należy raczej uznać za podkreślenie walorów bojowych wojowników Mieszka w porównaniu z nieprzyjacielem. Najprostsze wyjaśnienie wydaje się najtrafniejsze. Skoro relacja Ibrahima ibn Jakuba na temat wojskowości jest tak nieprecyzyjna, to co mają do powiedzenia inne źródła? W kronice niemieckiego biskupa Thietmara nie znajdziemy informacji o charakterze wojsk pierwszych Piastów. Historycy zwracali jednak uwagę na zapis, że w roku 1000, przy okazji zjazdu w Gnieźnie, cesarz Otton III otrzymał od Bolesława Chrobrego 300 pancernych. Dla niektórych był to argument na rzecz drużyny. Przyjmowali bowiem, że drużynnicy byli w pełni od księcia zależni, a więc należeli do ludności niewolnej. Czyż nie sugeruje tego przekaz al-Kazwiniego? Tyle tylko, że praktyka wysyłania posiłków wojskowych była często stosowana i fakt, że taką pomoc otrzymał od Bolesława Chrobrego Otton III, niczego nie dowodzi. Tym samym informacja Thietmara również niczego nie rozstrzyga. Warto za to zauważyć, że niemiecki kronikarz kilka razy wspomniał, iż przed rozpoczęciem działań wojennych Bolesław Chrobry gromadził wojsko (collecto exercitu). Być może był to jedynie zwrot retoryczny, a może należy wnioskować, że siły zbrojne Chrobrego były rozproszone po kraju? Nie sposób jednak orzec, czy byłyby to garnizony stałego wojska rozmieszczone po grodach czy też pospolite ruszenie.
DRUŻYNA WEDŁUG GALLA ANONIMA Argumentów na rzecz rozstrzygnięcia tej wątpliwości zdaje się dostarczać Gall Anonim, który w swej kronice poświęcił dużo uwagi wojskowości. Jedną z ciekawszych i często przywoływanych jest informacja o tym, ilu zbrojnych dostarczały niektóre grody za panowania Bolesława Chrobrego. Tylko cztery wymienione przez kronikarza grody wielkopolskie miały wystawiać imponującą liczbę 3900 pancernych i 13 tys. tarczowników. To kolejny przykład maniery średniowiecznych kronikarzy polegającej na zawyżaniu liczb. W tym wypadku służyła ona podkreśleniu potęgi Bolesława Chrobrego i gloryfikacji ówczesnego złotego wieku. Jest oczywiście bardzo prawdopodobne, że grody dostarczały zbrojnych, choć już niekoniecznie za Chrobrego. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby książęcy kronikarz przenosił wstecz znane mu realia z okresu panowania Bolesława Krzywoustego, jedynie zawyżając dane. W każdym razie trudno na podstawie tej wiadomości Galla jednoznacznie stwierdzić, czy były to stałe oddziały rozmieszczone po grodach czy też oddziały złożone z pospolitego ruszenia, których dostarczały poszczególne okręgi grodowe. Opisując wyprawę na Ruś w 1018 roku, Gall Anonim stwierdził, że Jarosław Mądry zdecydował się stoczyć nad Bugiem bitwę z wracającymi już do Polski wojskami, gdyż liczył, że Polacy, zbliżając się do granic kraju, stęsknieni za żonami i dziećmi po tak długim pobycie poza ojczyzną, zaczną rozchodzić się do domów. Jego przypuszczenia okazały się trafne. Tylko czy tak mogłaby postąpić opłacana przez księcia drużyna? Na opisany brak dyscypliny mogło się zdobyć pospolite ruszenie, i to z nim zapewne należy identyfikować opisane przez Galla wojska wracające z Rusi. Dość ciekawe są uwagi Galla dotyczące bezpośrednio wojsk Krzywoustego. W 1102 roku władca zwołał wielką ilość wojowników (bellatorum), z których wybrał nieliczną część, aby wyprawić się na Pomorzan. Ta nieliczna grupa nie stanowiła nawet jednej trzeciej wojska. W 1103 roku Krzywousty ponownie zwołał wojska (exercitu) do Głogowa, aby dokonać selekcji i wybrać tylko pewnych wojowników oraz najlepsze konie na kolejną wyprawę przeciw Pomorzanom, pozostawiając pieszych w kraju. W 1109 roku Krzywousty jeszcze raz najechał na Pomorzan z wybranymi z szeregów wojska (de exercitu) wojownikami. Jakież to wojsko gromadził władca, by dokonać wśród niego selekcji? Mamy dwie możliwości: książę mógł gromadzić stałe wojsko, rozmieszczone na codzień po grodach, albo też zwoływać pospolite ruszenie. W pierwszym wypadku będziemy mieli kłopot z uzasadnieniem, dlaczego władca miałby utrzymywać po grodach źle wyekwipowaną piechotę, której wartość bojowa była na tyle nikła, że nie nadawała się ona do udziału w łupieżczych wyprawach wojennych. A jeśli nawet ich utrzymywał, to po co kazał stawić się przed swoim obliczem, skoro i tak zamierzał wykorzystać jedynie najlepiej wyekwipowanych, a może tylko konnicę? Czyżby nie był świadom składu swoich garnizonów? Nawet gdybyśmy założyli, że tak było początkowo, to dlaczego – po doświadczeniach z roku 1102 – w kolejnych latach książę stosował tę samą procedurę? Zupełnie inaczej ma się rzecz, gdy przyjmiemy, że książę zwoływał pospolite ruszenie. Na wezwanie mogły stawać tłumy wojowników, nie zawsze odpowiednio wyekwipowanych. Dodajmy jeszcze, że samo łacińskie "exercitus" oznaczało wprawdzie wojsko, ale mogło też konkretnie oznaczać pospolite ruszenie. W tym kontekście to sformułowanie wykorzystywali chociażby wczesnośredniowieczni kronikarze niemieccy.
HUFCE DZIELNICOWE I ODDZIAŁY NADWORNE Wojsko Krzywoustego było najprawdopodobniej podzielone terytorialnie, co tym bardziej skłania do upatrywania w nim pospolitego ruszenia. O podziałach terytorialnych świadczą opisane przez Galla wydarzenia z 1110 roku. Pewnej nocy, w trakcie najazdu na Czechy, w obozie podniesiono alarm. Wówczas każda dzielnica (provincia), każdy oddział zajął właściwą pozycję, a wokół księcia stanął oddział nadworny (acies curialis). Ponadto kronikarz wspomniał o oddziale wojewodzińskim (acies palatina) oraz o oddziale gnieźnieńskim, poświęconym patronowi Polski, czyli św. Wojciechowi. Ten ostatni oddział najprawdopodobniej wystawili hierarchowie kościelni, których obecność na wyprawie kronikarz potwierdził. Także w późnym średniowieczu biskupi formowali chorągwie na wyprawy wojenne. Hufce z poszczególnych dzielnic były zapewne złożone z pospolitego ruszenia. Pozostaje jeszcze kwestia oddziałów nadwornego i wojewodzińskiego. Co do hufca nadwornego, to kronikarz dodał, że był on uzbrojony po dworsku i że książę został wówczas otoczony przez licznych młodzieńców. Co kronikarz rozumiał pod sformułowaniem "uzbrojony po dworsku", trudno powiedzieć. Przypuszczalnie był wyekwipowany lepiej od pozostałych. W hufcu służyły ponadto osoby młode, co sprawia, że nie można go utożsamić z formacją opisaną przez Ibrahima ibn Jakuba, w której skład wchodziły osoby z różnych przedziałów wiekowych. Bardziej prawdopodobny wydaje się za to jego związek z oddziałami nadwornymi znanymi z następnych stuleci. Na temat oddziału wojewodzińskiego możemy jedynie spekulować, że formował go wojewoda i był być może odpowiednikiem późniejszych chorągwi prywatnych. W świetle informacji Galla wojskowość za Krzywoustego opierałaby się na pospolitym ruszeniu, oddziale nadwornym księcia i oddziałach przybocznych możnowładców. Czy można do nich odnosić termin "drużyna"? Historycy dość zgodnie charakteryzowali drużynę jako stały oddział wojska, pozostający na utrzymaniu księcia. Pamiętajmy jednak, że są to wyłącznie spekulacje, gdyż w żadnym z polskich źródeł nie pojawiło się to określenie. Czy hufiec nadworny spełniał kryteria wymieniane przez historyków? Wprawdzie można by przyjąć, że był w jakimś sensie wojskiem stałym, ale tylko w takim, w jakim były nim także późnośredniowieczne oddziały nadworne, a chyba nie o to akurat chodzi. Natomiast nie sposób już dowieść, że pozostawał na utrzymaniu księcia. Z dużym prawdopodobieństwem można za to przyjąć, że rekrutował się spośród młodzieży rycerskiej, która dzięki temu zdobywała doświadczenie wojskowe, a także stawiała być może pierwsze kroki na drodze kariery. Jednak raczej bliżej tej formacji do późniejszych oddziałów przybocznych niż do stałego skoszarowanego wojska.
DRUŻYNA – DZIECKO NADINTERPRETACJI Do jakiego zatem zjawiska z dziedziny wojskowości wczesnośredniowiecznej należałoby odnieść drużynę? W źródłach ruskich okresu kijowskiego tego miana używano w różnym znaczeniu. Określano nim zarówno całość sił zbrojnych, w tym pospolite ruszenie, jak i poszczególne formacje wojskowe. Było to więc pojęcie bardzo nieprecyzyjne. Przypomnijmy, że w Polsce zaczęto go używać na określenie opisanych przez żydowskiego podróżnika wojsk Mieszka w związku z błędną teorią, jakoby arabskie "darra" było zniekształconym słowiańskim "drug" lub "druž". Mimo zakwestionowania tej interpretacji przez Tadeusza Kowalskiego utrwalił się zwyczaj określania wczesnośredniowiecznych polskich formacji wojskowych mianem drużyny. Istnienie drużyny stało się pewnego rodzaju dogmatem. Tymczasem, jak to już zaznaczyliśmy, nawet relacja Ibrahima ibn Jakuba nie dowodzi istnienia wojska stałego. Być może takowe istniało, ale o jego obecności możemy jedynie spekulować. Relacja żydowskiego podróżnika dobitnie mówiła jedynie o subsydiowaniu przez władcę wojowników. Zasugerowana tym część badaczy zakładała nawet, że bez wsparcia władcy nikt nie podołałby powinnościom wojskowym. Prowadziło to do lekceważenia innych możliwości. Naturalnie, dochody z uprawy ziemi na tym etapie rozwoju gospodarczego Polski mogłyby się okazać niewystarczające dla odpowiedniego wyekwipowania się na wyprawę wojenną. Jednak dochody mogły także pochodzić z hodowli, handlu, czy też po prostu łupów zdobytych na nieprzyjacielu. Przecież sukcesy militarne wikingów czy Mongołów nie wynikały bynajmniej z tego, że uczestnikami wypraw wojennych byli wyłącznie dobrze wyekwipowani posiadacze wielkich majątków ziemskich. Nie da się utrzymać tezy, że opłacanie i utrzymywanie stałego wojska było w początkach polskiej państwowości jedynym sposobem na uzyskanie wartościowych sił zbrojnych. Źródła nie wspominają o stałym wojsku. Nie można wykluczyć jego istnienia, ale nie sposób także go dowieść. Pozostaje więc pytanie: czy w ogóle istniała drużyna rozumiana jako skoszarowane i pozostające na utrzymaniu władcy wojsko?
Najważniejsza to relacja żydowskiego podróżnika Ibrahima ibn Jakuba, która nie zachowała się w oryginale. Znamy ją z późniejszych przekazów dwóch arabskich pisarzy: al-Bekriego
i al-Kazwiniego, które różnią się nieznacznie. U al-Bekriego czytamy, że w państwie Mieszka podatki przeznaczane są na miesięczny żołd dla jego mężów/piechurów (użyty w tym miejscu arabski termin dopuszcza dwa tłumaczenia). Dalej, że Mieszko posiada trzy tysiące pancernych podzielonych na oddziały, setka tych wojowników znaczy tyle, co dziesięć secin innych, wojownicy ci otrzymują od księcia odzież, konie, broń i wszystko, czego potrzebują, wszystkie dzieci tych wojowników – niezależnie od płci – od chwili narodzin otrzymują żołd i wreszcie, gdy dzieci wojowników dorastają, książę troszczy się o ożenienie mężczyzn i zamążpójście kobiet, wypłacając za nich zwyczajowy dar ślubny ojcu małżonka. Z kolei w przekazie al-Kazwiniego czytamy, że Mieszko posiada oddziały piesze, ponieważ konnica nie może się poruszać po jego kraju, że pobiera daniny i co miesiąc wypłaca swym oddziałom żołd, a w razie potrzeby daje im także konie, siodła, uzdy, broń i wszystko, czego potrzebują, każdemu nowo narodzonemu dziecku – niezależnie od płci – wypłaca żołd, chłopców, po osiągnięciu odpowiedniego wieku żeni, biorąc od każdego z ojców wiano i przekazując je ojcu panny młodej, a w ogóle małżeństwa zawierane są nie z własnego wyboru, lecz z woli władcy, który utrzymuje swych ludzi i ponosi koszty wesela.
W obu przekazach dostrzegamy wyraźną niekonsekwencję w opisie wojsk Mieszka I. Najpierw sugerują one ich pieszy charakter, dalej informują o obdarowywaniu wojowników końmi (al-Kazwini zastrzegł, że władca obdarowywał wojowników "w razie potrzeby"). W świetle innych źródeł, a przede wszystkim badań archeologicznych, nie znajdujemy podstaw do zanegowania obecności konnicy w wojskach Mieszka I, choć otwarte pozostaje pytanie o jej liczebność. Podana przez al-Bekriego liczba trzech tysięcy pancernych była często traktowana jako dowód nadrzędnej pozycji konnicy, tyle tylko, że do wszelkich liczb podawanych przez średniowiecznych pisarzy należy podchodzić ze sceptycyzmem, a ta budzi wątpliwości z innego jeszcze powodu.
Z obu relacji wyłania się obraz wojska regularnie otrzymującego comiesięczny żołd oraz zaopatrywanego w broń i konie, a zatem stałego i zaciężnego, złożonego z wojowników w różnym wieku, posiadających rodziny, również utrzymywane przez władcę. Tylko czy młody organizm państwa wczesnopiastowskiego mógłby podźwignąć taki ciężar – swoją drogą interesujące, w jakiej formie wypłacano żołd, bo chyba raczej nie pieniężnej? Czyżby zatem wpływy do skarbu były aż tak duże, że wystarczały na utrzymywanie stałego wojska (oraz dzieci wojowników pobierających żołd od chwili narodzin)? Te wątpliwości zmuszają do zastanowienia się nad wiarygodnością relacji Ibrahima ibn Jakuba. Dodajmy jeszcze, że kraj Mieszka scharakteryzowano jako mlekiem i miodem płynący, a niewiele dalej mamy akapit o legendarnym Mieście Kobiet, będącym średniowiecznym odpowiednikiem starożytnego królestwa Amazonek. Czy to wszystko nie budzi sceptycyzmu?
WOJSKO STAŁE CZY POSPOLITE RUSZENIE
Tadeusz Kowalski, wydając w 1946 roku relację Ibrahima ibn Jakuba, podkreślił, że nie zostało w niej użyte słowo "drużyna". W tekście jest mowa wyłącznie o pancernych. Skąd atem wziął się termin "drużyna" na określenie wojsk Mieszka i dlaczego natychmiast kojarzymy go w myślach z relacją Ibrahima ibn Jakuba? Termin zrodził się na gruncie błędnej teorii, jakoby arabskie darra, oznaczające pancernych, było zniekształconym słowiańskim drug lub druž. Taka interpretacja okazuje się tym bardziej wątpliwa, że relacja nie wspomina, aby wojownicy Mieszka byli skoszarowani, a posiadanie rodzin wyraźnie stoi w sprzeczności z taką możliwością, co przeczy podstawowemu kryterium przyjętemu przez badaczy problematyki wczesnośredniowiecznej drużyny.
Czy wobec tego członkowie drużyny tworzyli faktycznie wojsko stałe? Wypłacanie comiesięcznego żołdu pozwalałoby wysunąć takie przypuszczenie, ale wypłacanie go rzekomo także dzieciom czyni całą tę informację mało wiarygodną. Natomiast już obdarowywanie wojowników odzieżą i końmi raczej niczego w tej akurat kwestii nie dowodzi, gdyż wpisać je można w szeroko rozumianą hojność księcia. Według Galla Chrobry miał rozsyłać po miastach i zamkach swych domowników, aby urządzali biesiady i rozdawali jego wiernym poddanym szaty i inne dary. Gdy z kolei Bolesław Krzywousty w ramach pokuty za śmierć brata Zbigniewa udał się do Gniezna na uroczystości wielkanocne w 1113 roku, hojnie obdarowywał tam szatami, końmi i innymi podarunkami wszystkich bez wyjątku. Tym samym władcy prowadziliby działalność rozdawniczą w ramach szeroko pojętej hojności, uważanej przecież za istotny element wizerunku dobrego władcy. Ta hojność obejmowała różne grupy ludności, ale nawet jej zawężenie do wojowników niczego nie dowodzi. Także w późnym średniowieczu królowie polscy zabiegali o opinię hojnych. Przykładem może być chociażby Władysław Jagiełło. Według Jana Długosza Jagiełło miał zostać w 1415 roku obdarowany przez Witolda dwudziestoma tysiącami groszy, czterdziestoma szubami ze skór sobolich, setką koni i setką purpurowych płaszczy. Dary następnie przesłano do skarbca, by – jak twierdzi dziejopis – z biegiem czasu rozdać je rycerzom i służbie króla. Z kolei w 1432 roku, wracając ze zwycięskiej wyprawy na Ruś, Jagiełło wysłał swemu wojsku podarunki w szatach i pieniądzach. Powyższe fakty prowadzą do konkluzji, że obdarowywanie wojowników szatami, końmi czy bronią mogło być normalną praktyką, nie implikującą w żaden sposób charakteru sił zbrojnych, bo przecież nikt nie będzie twierdził, że Jagiełło utrzymywał drużynę. Informacje podane przez Ibrahima ibn Jakuba mogły być zniekształconym echem takiej praktyki.
Wobec tylu zastrzeżeń trudno na podstawie relacji żydowskiego podróżnika wyrobić sobie obraz polskiej wojskowości za Mieszka I. Niektórzy badacze twierdzili wprawdzie, że zwrot al-Bekriego "setka ich znaczy tyle co dziesięć secin innych", dowodził istnienia innej formacji wojskowej obok drużyny, a zatem musiałyby wówczas istnieć przynajmniej dwa sposoby organizowania sił zbrojnych, ale zwrot ten należy raczej uznać za podkreślenie walorów bojowych wojowników Mieszka w porównaniu z nieprzyjacielem. Najprostsze wyjaśnienie wydaje się najtrafniejsze. Skoro relacja Ibrahima ibn Jakuba na temat wojskowości jest tak nieprecyzyjna, to co mają do powiedzenia inne źródła?
W kronice niemieckiego biskupa Thietmara nie znajdziemy informacji o charakterze wojsk pierwszych Piastów. Historycy zwracali jednak uwagę na zapis, że w roku 1000, przy okazji zjazdu w Gnieźnie, cesarz Otton III otrzymał od Bolesława Chrobrego 300 pancernych. Dla niektórych był to argument na rzecz drużyny. Przyjmowali bowiem, że drużynnicy byli w pełni od księcia zależni, a więc należeli do ludności niewolnej. Czyż nie sugeruje tego przekaz al-Kazwiniego? Tyle tylko, że praktyka wysyłania posiłków wojskowych była często stosowana i fakt, że taką pomoc otrzymał od Bolesława Chrobrego Otton III, niczego nie dowodzi. Tym samym informacja Thietmara również niczego nie rozstrzyga. Warto za to zauważyć, że niemiecki kronikarz kilka razy wspomniał, iż przed rozpoczęciem działań wojennych Bolesław Chrobry gromadził wojsko (collecto exercitu). Być może był to jedynie zwrot retoryczny, a może należy wnioskować, że siły zbrojne Chrobrego były rozproszone po kraju? Nie sposób jednak orzec, czy byłyby to garnizony stałego wojska rozmieszczone po grodach czy też pospolite ruszenie.
DRUŻYNA WEDŁUG GALLA ANONIMA
Argumentów na rzecz rozstrzygnięcia tej wątpliwości zdaje się dostarczać Gall Anonim,
który w swej kronice poświęcił dużo uwagi wojskowości. Jedną z ciekawszych i często przywoływanych jest informacja o tym, ilu zbrojnych dostarczały niektóre grody za panowania Bolesława Chrobrego. Tylko cztery wymienione przez kronikarza grody wielkopolskie miały wystawiać imponującą liczbę 3900 pancernych i 13 tys. tarczowników. To kolejny przykład maniery średniowiecznych kronikarzy polegającej na zawyżaniu liczb. W tym wypadku służyła ona podkreśleniu potęgi Bolesława Chrobrego i gloryfikacji ówczesnego złotego wieku. Jest oczywiście bardzo prawdopodobne, że grody dostarczały zbrojnych, choć już niekoniecznie za Chrobrego. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby książęcy kronikarz przenosił wstecz znane mu realia z okresu panowania Bolesława Krzywoustego, jedynie zawyżając dane. W każdym razie trudno na podstawie tej wiadomości Galla jednoznacznie stwierdzić, czy były to stałe oddziały rozmieszczone po grodach czy też oddziały złożone z pospolitego ruszenia, których dostarczały poszczególne okręgi grodowe.
Opisując wyprawę na Ruś w 1018 roku, Gall Anonim stwierdził, że Jarosław Mądry zdecydował się stoczyć nad Bugiem bitwę z wracającymi już do Polski wojskami, gdyż liczył, że Polacy, zbliżając się do granic kraju, stęsknieni za żonami i dziećmi po tak długim pobycie poza ojczyzną, zaczną rozchodzić się do domów. Jego przypuszczenia okazały się trafne. Tylko czy tak mogłaby postąpić opłacana przez księcia drużyna? Na opisany brak dyscypliny mogło się zdobyć pospolite ruszenie, i to z nim zapewne należy identyfikować opisane przez Galla wojska wracające z Rusi.
Dość ciekawe są uwagi Galla dotyczące bezpośrednio wojsk Krzywoustego. W 1102 roku władca zwołał wielką ilość wojowników (bellatorum), z których wybrał nieliczną część, aby wyprawić się na Pomorzan. Ta nieliczna grupa nie stanowiła nawet jednej trzeciej wojska. W 1103 roku Krzywousty ponownie zwołał wojska (exercitu) do Głogowa, aby dokonać selekcji i wybrać tylko pewnych wojowników oraz najlepsze konie na kolejną wyprawę przeciw Pomorzanom, pozostawiając pieszych w kraju. W 1109 roku Krzywousty jeszcze raz najechał na Pomorzan z wybranymi z szeregów wojska (de exercitu) wojownikami. Jakież to wojsko gromadził władca, by dokonać wśród niego selekcji? Mamy dwie możliwości: książę mógł
gromadzić stałe wojsko, rozmieszczone na codzień po grodach, albo też zwoływać pospolite ruszenie. W pierwszym wypadku będziemy mieli kłopot z uzasadnieniem, dlaczego władca miałby utrzymywać po grodach źle wyekwipowaną piechotę, której wartość bojowa była na tyle nikła, że nie nadawała się ona do udziału w łupieżczych wyprawach wojennych. A jeśli nawet ich utrzymywał, to po co kazał stawić się przed swoim obliczem, skoro i tak zamierzał wykorzystać jedynie najlepiej wyekwipowanych, a może tylko konnicę? Czyżby nie był świadom składu swoich garnizonów? Nawet gdybyśmy założyli, że tak było początkowo, to dlaczego – po doświadczeniach z roku 1102 – w kolejnych latach książę stosował tę samą procedurę? Zupełnie inaczej ma się rzecz, gdy przyjmiemy, że książę zwoływał pospolite ruszenie. Na wezwanie mogły stawać tłumy wojowników, nie zawsze odpowiednio wyekwipowanych. Dodajmy jeszcze, że samo łacińskie "exercitus" oznaczało wprawdzie wojsko, ale mogło też konkretnie oznaczać pospolite ruszenie. W tym kontekście to sformułowanie wykorzystywali chociażby wczesnośredniowieczni kronikarze niemieccy.
HUFCE DZIELNICOWE I ODDZIAŁY NADWORNE
Wojsko Krzywoustego było najprawdopodobniej podzielone terytorialnie, co tym bardziej skłania do upatrywania w nim pospolitego ruszenia. O podziałach terytorialnych świadczą opisane przez Galla wydarzenia z 1110 roku. Pewnej nocy, w trakcie najazdu na Czechy, w obozie podniesiono alarm. Wówczas każda dzielnica (provincia), każdy oddział zajął właściwą pozycję, a wokół księcia stanął oddział nadworny (acies curialis). Ponadto kronikarz wspomniał o oddziale wojewodzińskim (acies palatina) oraz o oddziale gnieźnieńskim, poświęconym patronowi Polski, czyli św. Wojciechowi. Ten ostatni oddział najprawdopodobniej wystawili hierarchowie kościelni, których obecność na wyprawie kronikarz potwierdził. Także w późnym średniowieczu biskupi formowali chorągwie na wyprawy wojenne. Hufce z poszczególnych dzielnic były zapewne złożone z pospolitego ruszenia. Pozostaje jeszcze kwestia oddziałów nadwornego i wojewodzińskiego. Co do hufca nadwornego, to kronikarz dodał, że był on uzbrojony po dworsku
i że książę został wówczas otoczony przez licznych młodzieńców. Co kronikarz rozumiał pod sformułowaniem "uzbrojony po dworsku", trudno powiedzieć. Przypuszczalnie był wyekwipowany lepiej od pozostałych. W hufcu służyły ponadto osoby młode, co sprawia, że nie można go utożsamić z formacją opisaną przez Ibrahima ibn Jakuba, w której skład wchodziły osoby z różnych przedziałów wiekowych. Bardziej prawdopodobny wydaje się za to jego związek z oddziałami nadwornymi znanymi z następnych stuleci. Na temat oddziału wojewodzińskiego możemy jedynie spekulować, że formował go wojewoda i był być może odpowiednikiem późniejszych chorągwi prywatnych. W świetle informacji Galla wojskowość za Krzywoustego opierałaby się na pospolitym ruszeniu, oddziale nadwornym księcia i oddziałach przybocznych możnowładców. Czy można do nich odnosić termin "drużyna"?
Historycy dość zgodnie charakteryzowali drużynę jako stały oddział wojska, pozostający na utrzymaniu księcia. Pamiętajmy jednak, że są to wyłącznie spekulacje, gdyż w żadnym z polskich źródeł nie pojawiło się to określenie. Czy hufiec nadworny spełniał kryteria wymieniane przez historyków? Wprawdzie można by przyjąć, że był w jakimś sensie wojskiem stałym, ale tylko w takim, w jakim były nim także późnośredniowieczne oddziały nadworne, a chyba nie o to akurat chodzi. Natomiast nie sposób już dowieść, że pozostawał na utrzymaniu księcia. Z dużym prawdopodobieństwem można za to przyjąć, że rekrutował się spośród młodzieży rycerskiej, która dzięki temu zdobywała doświadczenie wojskowe, a także stawiała być może pierwsze kroki na drodze kariery. Jednak raczej bliżej tej formacji do późniejszych oddziałów przybocznych niż do stałego skoszarowanego wojska.
DRUŻYNA – DZIECKO NADINTERPRETACJI
Do jakiego zatem zjawiska z dziedziny wojskowości wczesnośredniowiecznej należałoby odnieść drużynę? W źródłach ruskich okresu kijowskiego tego miana używano w różnym znaczeniu. Określano nim zarówno całość sił zbrojnych, w tym pospolite ruszenie, jak i poszczególne formacje wojskowe. Było to więc pojęcie bardzo nieprecyzyjne. Przypomnijmy, że w Polsce zaczęto go używać na określenie opisanych przez żydowskiego podróżnika wojsk Mieszka w związku z błędną teorią, jakoby arabskie "darra" było zniekształconym słowiańskim "drug" lub "druž". Mimo zakwestionowania tej interpretacji przez Tadeusza Kowalskiego utrwalił się zwyczaj określania wczesnośredniowiecznych polskich formacji wojskowych mianem drużyny. Istnienie drużyny stało się pewnego rodzaju dogmatem. Tymczasem, jak to już zaznaczyliśmy, nawet relacja Ibrahima ibn Jakuba nie dowodzi istnienia wojska stałego. Być może takowe istniało, ale o jego obecności możemy jedynie spekulować. Relacja żydowskiego podróżnika dobitnie mówiła jedynie o subsydiowaniu przez władcę wojowników. Zasugerowana tym część badaczy zakładała nawet, że bez wsparcia władcy nikt nie podołałby powinnościom wojskowym. Prowadziło to do lekceważenia innych możliwości. Naturalnie, dochody z uprawy ziemi na tym etapie rozwoju gospodarczego Polski mogłyby się okazać niewystarczające dla odpowiedniego wyekwipowania się na wyprawę wojenną. Jednak dochody mogły także pochodzić z hodowli, handlu, czy też po prostu łupów zdobytych na nieprzyjacielu. Przecież sukcesy militarne wikingów czy Mongołów nie wynikały bynajmniej z tego, że uczestnikami wypraw wojennych byli wyłącznie dobrze wyekwipowani posiadacze wielkich majątków ziemskich. Nie da się utrzymać tezy, że opłacanie i utrzymywanie stałego wojska było w początkach polskiej państwowości jedynym sposobem na uzyskanie wartościowych sił zbrojnych. Źródła nie wspominają o stałym wojsku. Nie można wykluczyć jego istnienia, ale nie sposób także go dowieść. Pozostaje więc pytanie: czy w ogóle istniała drużyna rozumiana jako skoszarowane i pozostające na utrzymaniu władcy wojsko?