Napisz opowiadanie z elementami opisu i dialogiem dotyczące zdarzenia, którego nie można racjonalnie wytłumaczyć. Możesz przedstawić wymyśloną sytuację lub przygodę, która przytrafiła Ci się na prawdę.
Praca ma być długa łądna z łądnym słownictem inaczejzgłaszam jako spam i dostaniecie bana. Zrobiłbym bym sam sobie ale nie mam dziś czasu więdz proszę o porządne prace na jakiś ciekawy temacik. Omawiamy teraz romantyzm.
Tym co są ludźmi z góry dziękuje za dobre odpowiedzi. :) Pozdrawiam ich. Proszę o szybką odpowiedź
Jacksonmanka
Wędrowiec przemierzał miasto pod osłoną zimnej, listopadowej nocy. W niewielu oknach paliło się światło. Mężczyzna szybko przemierzał ulice. Chciał uciec od wścibskich, natarczywych spojrzeń, które towarzyszyły mu każdego dnia. Uciekał przed ludźmi. Oni traktowali go jak zwierzę. Wędrowiec w myślach nazywał ludzi "nimi". Sądził, że zbyt wielu z nich wierzy w podział na "podludzi" i "nadludzi". Bóg stworzył ich wszystkich takich samych. Mężczyzna nie był zagorzałym katolikiem. Wierzył ale nie chciał być w bliskim kontakcie ze Stwórcą. Twierdził, że On odpowiada za to, co się stało z ludźmi. Gdy mijał kolejną przecznicę i wypadł na ulicę, usłyszał pisk. Zobaczył białe światło, które było bliżej i bliżej. Potem była tylko ciemność... Miejsce, w którym się znalazł nie było ulicą. Nie było również szarym, zapyziałym miastem, które musiał znosić każdego dnia. Stał na brzegu piaszczystej plaży. Czysta, morska woda obmywała mu buty. W powietrzu słychać było tylko szum morza. Było spokojnie. Zewsząd plaża i morze. - Pustkowie, prawda? - rozległ się spokojny głos zza pleców wędrowca. Mężczyzna obrócił się szybko i zobaczył innego mężczyznę. Był bardzo wysoki i szczupły. Miał na sobie biały garnitur, który zlewał się z długą siwą brodą i włosami. Mężczyzna opierał się na drewnianej lasce, które o dziwno, nie zapadała się w piasek. - Gdzie ja jestem? - zapytał wędrowiec. Staruszek przez chwilę rozważał jego pytanie. - Sądzę, że właściwszym pytaniem byłoby "kiedy" jesteś... - Więc kiedy jestem? - prychnął. - Jesteś zawieszony. Między tym światem a tamtym - odpowiedział spokojnie staruszek - tutaj materia to pojęcie względne. Wszystko może być materialne a za razem nic. Mężczyzna wpatrywał się w starca otępiałym spojrzeniem. On mówił niezrozumiale. Nie lubił takich ludzi. - Nie odpowiedziałeś mi na moje pytanie. Powiedziałeś o materii. Co z czasem? Kazałeś mi się zapytać "kiedy"? - Jesteś dziś, za chwilę będziesz jutro a trzy minuty temu byłeś pojutrze. Rozumiesz? - Nie - odpowiedział szczerze wędrowiec. - Tutaj nie ma materii. Wszystko może być złudzeniem. Tutaj nie ma czasu. Ty po prostu jesteś. Istniejesz - powiedział spokojnie staruszek i usiadł na piasku. Wędrowiec postanowił nie pytać dalej o pojęcie czasu. To wszystko było dziwne, zbyt dziwne. - Dlaczego tutaj jestem? - zadał po chwili pytanie włóczykij. - Już dawno chciałeś mnie spotkać, porozmawiać. Nadarzyła się okazja. Wędrowiec z trudem powstrzymał się od prychnięcia. - Nie sądzę abym kiedykolwiek chciał spotykać dziwnego starca mówiącego zagadkami. - Owszem, chciałeś. Tyle razy przeklinałeś moje decyzje. Nie zliczyłoby się na palcach obu rąk, ile razy wołałeś, że jestem niesprawiedliwy. Nie starczyłoby piasku w klepsydrze by wspomnieć ile razy wołałeś mojego imienia. - Chcesz mi wmówić, że jesteś Bogiem? - zadrwił wędrowiec. Staruszek rozłożył ręce i uśmiechnął się dobrodusznie. - Lubisz bajki starcze. Wracam do domu. Już dość czasu straciliśmy na pogawędki nie mające celu - powiedział powoli włóczykij. Odwrócił się do staruszka plecami i szybkim krokiem zaczął wędrować po plaży. Ta pustak była przerażająca. Dopełnieniem krajobrazu był mężczyzna w białym garniturze, który był szaleńcem. "Tak, szaleńcem! A takich trzeba unikać!" powtarzał sobie w myślach mężczyzna" Szedł dosyć długo. Wreszcie ujrzał przed sobą zakręt. Ochoczo, prawie biegnąc pokonał ostatnie kilka metrów. Wybiegł zza zakrętu plaży i... stanął zdyszany naprzeciw staruszka z białą brodą. - Zmęczenie to bardzo ludzkie uczucie mój przyjacielu - powiedział starzec nie odwracając głowy w stronę wędrowca. Spojrzenie miał utkwione w morzu. - Wypuść mnie! - zażądał włóczykij. - Przecież cię nie trzymam - wzruszył ramionami starzec. - Nie wiem kim jesteś ale ta sytuacja jest męcząca. Chcę wrócić! - wykrzyknął mężczyzna i usiadł na piasku. Był zmęczony. - Powiedz mi mój przyjacielu, dlaczego nienawidzisz ludzi? - zaczął starzec. - Ludzie są źli - odpowiedział krótko wędrowiec. - Nie wszyscy. - Większość. - Dlaczego tak sądzisz? Sam jesteś człowiekiem mój drogi - pokiwał głową starzec. - Brzydzę się swoim gatunkiem - mruknął włóczykij. - Więc dlaczego chcesz tam wracać? - zapytał zaciekawiony mężczyzna z siwą brodą. - Bo tam jest mój dom. Bez względu na wszystko. Oszaleję tu zaraz! Tu jest taka pustka! - zawył niespodziewanie mężczyzna. Staruszek spojrzał na niego spokojnie i przesypał piasek z dłoni do dłoni. - Chciałbym, abyś zrozumiał. Nie odejdziesz stąd, dopóki nie zrozumiesz. - Wypuść mnie - zażądał ponownie wędrowiec. - Wrócisz. Jesteś tam potrzebny. Ale póki co, mamy czas - powiedział starzec i położył się wygodnie na piasku i nie powiedział nic przez bardzo długi czas. Wędrowiec milczał. Powoli zaczynał rozumieć tą grę. Aby dostać klucz do ręki, trzeba było rzucić kostką i wygrać. "Obejść czas, obejść instynkty, obejść siebie" powtarzał sobie przez cały czas, gdy starzec milczał. - Sądzę, że możemy dokończyć naszą rozmowę, mój przyjacielu - powiedział w pewnym momencie staruszek - minęło już sporo czasu. - Sam mi powiedziałeś, że tutaj nie ma czasu. Mogę czekać by znaleźć się na początku rozmowy, która może być końcem naszej konwersacji. - Zrozumiałeś - pokiwał głową starzec. - Chcesz abym przestał nienawidzić ludzi ponieważ ja też jestem człowiekiem. Chcesz mi udowodnić, że moje przekonania nic nie znaczą... - O tych przekonaniach nie myślałem, ale miło, że sam do czegoś doszedłeś. - Dlaczego teraz chciałeś mi to uświadomić? Czy to czysty przypadek? - Przypadki nie istnieją. Tam na dole jest ktoś, kto potrzebuje twojej pomocy. To nie ty jesteś w tym wypadku poszkodowany. Chciałem abyś zrozumiał, że musisz pomóc człowiekowi. Nie pozwolę ci zostawić kolejnego mojego tworu aby umarł. To szatan jest zabójcą. Ja chcę ratować życie. Teraz i ty jesteś mi do tego potrzebny. Przed tą rozmową, gdybyś wrócił, zostawiłbyś go. Teraz mogę liczyć, że postąpisz inaczej... - Co się stało? - zapytał wędrowiec. - Był wypadek. Kierowca chciał ratować ciebie i sam prawie zginął. Nie wszyscy ludzie są źli. - Nie wszyscy - przytaknął powoli włóczykij. - Wrócisz tam i sam musisz zrozumieć lekcję. Nie można umierać jako człowiek, gdy nigdy się nim nie było za życia. Przypomnij sobie, przypomnij - powiedział cichutko starzec. Obraz się zlewał. Morze wylało się na piach a piach wystrzelił w niebo. Znów była tylko ciemność. Wędrowca obudził się na zimnej, asfaltowej ulicy. Leżał pod ścianą kamienicy, zza której wychodził a obok stały szczątki samochodu. Mężczyzna zerwał się z ziemi i podbiegł do zniszczonego pojazdu. Wewnątrz był nieprzytomny człowiek. Wędrowiec wiedział dlaczego ma wrócić. To nie on i nie ten człowiek mieli znaleźć się na pustej plaży. Wędrowiec miał zrozumieć. Bycie człowiekiem zobowiązuje. A Bóg ingeruje w nas częściej niż sami moglibyśmy przypuszczać. Lecz tego nie da się racjonalnie wytłumaczyć...
Uciekał przed ludźmi. Oni traktowali go jak zwierzę.
Wędrowiec w myślach nazywał ludzi "nimi". Sądził, że zbyt wielu z nich wierzy w podział na "podludzi" i "nadludzi". Bóg stworzył ich wszystkich takich samych.
Mężczyzna nie był zagorzałym katolikiem. Wierzył ale nie chciał być w bliskim kontakcie ze Stwórcą. Twierdził, że On odpowiada za to, co się stało z ludźmi.
Gdy mijał kolejną przecznicę i wypadł na ulicę, usłyszał pisk.
Zobaczył białe światło, które było bliżej i bliżej. Potem była tylko ciemność...
Miejsce, w którym się znalazł nie było ulicą. Nie było również szarym, zapyziałym miastem, które musiał znosić każdego dnia.
Stał na brzegu piaszczystej plaży. Czysta, morska woda obmywała mu buty. W powietrzu słychać było tylko szum morza. Było spokojnie. Zewsząd plaża i morze.
- Pustkowie, prawda? - rozległ się spokojny głos zza pleców wędrowca.
Mężczyzna obrócił się szybko i zobaczył innego mężczyznę.
Był bardzo wysoki i szczupły. Miał na sobie biały garnitur, który zlewał się z długą siwą brodą i włosami. Mężczyzna opierał się na drewnianej lasce, które o dziwno, nie zapadała się w piasek.
- Gdzie ja jestem? - zapytał wędrowiec.
Staruszek przez chwilę rozważał jego pytanie.
- Sądzę, że właściwszym pytaniem byłoby "kiedy" jesteś...
- Więc kiedy jestem? - prychnął.
- Jesteś zawieszony. Między tym światem a tamtym - odpowiedział spokojnie staruszek - tutaj materia to pojęcie względne. Wszystko może być materialne a za razem nic.
Mężczyzna wpatrywał się w starca otępiałym spojrzeniem. On mówił niezrozumiale. Nie lubił takich ludzi.
- Nie odpowiedziałeś mi na moje pytanie. Powiedziałeś o materii. Co z czasem? Kazałeś mi się zapytać "kiedy"?
- Jesteś dziś, za chwilę będziesz jutro a trzy minuty temu byłeś pojutrze. Rozumiesz?
- Nie - odpowiedział szczerze wędrowiec.
- Tutaj nie ma materii. Wszystko może być złudzeniem. Tutaj nie ma czasu. Ty po prostu jesteś. Istniejesz - powiedział spokojnie staruszek i usiadł na piasku.
Wędrowiec postanowił nie pytać dalej o pojęcie czasu. To wszystko było dziwne, zbyt dziwne.
- Dlaczego tutaj jestem? - zadał po chwili pytanie włóczykij.
- Już dawno chciałeś mnie spotkać, porozmawiać. Nadarzyła się okazja.
Wędrowiec z trudem powstrzymał się od prychnięcia.
- Nie sądzę abym kiedykolwiek chciał spotykać dziwnego starca mówiącego zagadkami.
- Owszem, chciałeś. Tyle razy przeklinałeś moje decyzje. Nie zliczyłoby się na palcach obu rąk, ile razy wołałeś, że jestem niesprawiedliwy. Nie starczyłoby piasku w klepsydrze by wspomnieć ile razy wołałeś mojego imienia.
- Chcesz mi wmówić, że jesteś Bogiem? - zadrwił wędrowiec.
Staruszek rozłożył ręce i uśmiechnął się dobrodusznie.
- Lubisz bajki starcze. Wracam do domu. Już dość czasu straciliśmy na pogawędki nie mające celu - powiedział powoli włóczykij.
Odwrócił się do staruszka plecami i szybkim krokiem zaczął wędrować po plaży. Ta pustak była przerażająca. Dopełnieniem krajobrazu był mężczyzna w białym garniturze, który był szaleńcem.
"Tak, szaleńcem! A takich trzeba unikać!" powtarzał sobie w myślach mężczyzna"
Szedł dosyć długo. Wreszcie ujrzał przed sobą zakręt. Ochoczo, prawie biegnąc pokonał ostatnie kilka metrów.
Wybiegł zza zakrętu plaży i... stanął zdyszany naprzeciw staruszka z białą brodą.
- Zmęczenie to bardzo ludzkie uczucie mój przyjacielu - powiedział starzec nie odwracając głowy w stronę wędrowca. Spojrzenie miał utkwione w morzu.
- Wypuść mnie! - zażądał włóczykij.
- Przecież cię nie trzymam - wzruszył ramionami starzec.
- Nie wiem kim jesteś ale ta sytuacja jest męcząca. Chcę wrócić! - wykrzyknął mężczyzna i usiadł na piasku. Był zmęczony.
- Powiedz mi mój przyjacielu, dlaczego nienawidzisz ludzi? - zaczął starzec.
- Ludzie są źli - odpowiedział krótko wędrowiec.
- Nie wszyscy.
- Większość.
- Dlaczego tak sądzisz? Sam jesteś człowiekiem mój drogi - pokiwał głową starzec.
- Brzydzę się swoim gatunkiem - mruknął włóczykij.
- Więc dlaczego chcesz tam wracać? - zapytał zaciekawiony mężczyzna z siwą brodą.
- Bo tam jest mój dom. Bez względu na wszystko. Oszaleję tu zaraz! Tu jest taka pustka! - zawył niespodziewanie mężczyzna.
Staruszek spojrzał na niego spokojnie i przesypał piasek z dłoni do dłoni.
- Chciałbym, abyś zrozumiał. Nie odejdziesz stąd, dopóki nie zrozumiesz.
- Wypuść mnie - zażądał ponownie wędrowiec.
- Wrócisz. Jesteś tam potrzebny. Ale póki co, mamy czas - powiedział starzec i położył się wygodnie na piasku i nie powiedział nic przez bardzo długi czas.
Wędrowiec milczał. Powoli zaczynał rozumieć tą grę.
Aby dostać klucz do ręki, trzeba było rzucić kostką i wygrać.
"Obejść czas, obejść instynkty, obejść siebie" powtarzał sobie przez cały czas, gdy starzec milczał.
- Sądzę, że możemy dokończyć naszą rozmowę, mój przyjacielu - powiedział w pewnym momencie staruszek - minęło już sporo czasu.
- Sam mi powiedziałeś, że tutaj nie ma czasu. Mogę czekać by znaleźć się na początku rozmowy, która może być końcem naszej konwersacji.
- Zrozumiałeś - pokiwał głową starzec.
- Chcesz abym przestał nienawidzić ludzi ponieważ ja też jestem człowiekiem. Chcesz mi udowodnić, że moje przekonania nic nie znaczą...
- O tych przekonaniach nie myślałem, ale miło, że sam do czegoś doszedłeś.
- Dlaczego teraz chciałeś mi to uświadomić? Czy to czysty przypadek?
- Przypadki nie istnieją. Tam na dole jest ktoś, kto potrzebuje twojej pomocy. To nie ty jesteś w tym wypadku poszkodowany. Chciałem abyś zrozumiał, że musisz pomóc człowiekowi.
Nie pozwolę ci zostawić kolejnego mojego tworu aby umarł. To szatan jest zabójcą. Ja chcę ratować życie. Teraz i ty jesteś mi do tego potrzebny. Przed tą rozmową, gdybyś wrócił, zostawiłbyś go. Teraz mogę liczyć, że postąpisz inaczej...
- Co się stało? - zapytał wędrowiec.
- Był wypadek. Kierowca chciał ratować ciebie i sam prawie zginął. Nie wszyscy ludzie są źli.
- Nie wszyscy - przytaknął powoli włóczykij.
- Wrócisz tam i sam musisz zrozumieć lekcję.
Nie można umierać jako człowiek, gdy nigdy się nim nie było za życia. Przypomnij sobie, przypomnij - powiedział cichutko starzec.
Obraz się zlewał. Morze wylało się na piach a piach wystrzelił w niebo. Znów była tylko ciemność.
Wędrowca obudził się na zimnej, asfaltowej ulicy. Leżał pod ścianą kamienicy, zza której wychodził a obok stały szczątki samochodu.
Mężczyzna zerwał się z ziemi i podbiegł do zniszczonego pojazdu. Wewnątrz był nieprzytomny człowiek.
Wędrowiec wiedział dlaczego ma wrócić. To nie on i nie ten człowiek mieli znaleźć się na pustej plaży. Wędrowiec miał zrozumieć. Bycie człowiekiem zobowiązuje. A Bóg ingeruje w nas częściej niż sami moglibyśmy przypuszczać. Lecz tego nie da się racjonalnie wytłumaczyć...