wiersz (rymowanka naj.) o przygodach KOZIOŁKA MATOŁKA
Wszystkie mądre polskie kozy, By je zliczyć, nie mam siły! Na naradę się zebrały I rzecz taką uchwaliły: "W sławnym mieście Pacanowie Tacy sprytni są kowale, Że umieją podkuć kozy, By chodziły w pełnej chwale. Przeto koza albo kozioł, Jakaś bardzo mądra głowa, Aby podkuć się na próbę, Musi pójść do Pacanowa. A gdy wróci ten wędrowiec, Już podkuty, ale zdrowy, Wszystkie kozy się dowiedzą, Czy to dobrze mieć podkowy." "Kto ten dzielny? Kto się zgłasza?" "Ja!" - zakrzyknął w głos koziołek. Miał maleńką, piękną bródkę, A wołano nań: Matołek. Czule żegnał go ród kozi, Mama i sędziwy tata, A Matołek wziął tobołek I wędruje na kraj świata. Kiedy znalazł się na drodze, Po raz pierwszy na wolności, Skoczył w górę nasz koziołek, Aby rozprostować kości. Nagle ujrzał dwa zające, Więc zapytał: - "Proszę panów, Może mi panowie wskażą, Gdzie to miasto jest Pacanów?" Rzekł mu jeden: - "Idź przed siebie, Trochę w prawo, trochę w lewo, Przepłyń morze, przeskocz góry, Aż napotkasz uschłe drzewo." Nagle przerwał i zakrzyknął: "Niech ratuje się, kto zając!" A koziołek smyk na drzewo, Przed psem strasznym uciekając, "Złaź natychmiast z mego brzucha" Woła drzewo w wielkim gniewie. "Nie masz prawa, śmieszna kozo, Po szanownym łazić drzewie." Zawołało wiatr na pomoc I zatrzęsło się z łopotem, Tak że spadło trochę liści, A koziołek zaraz potem. "Aj! Aj!" - wrzasnął, choć pod drzewem Złego już nie było zwierza, Lecz tymczasem jeż przydreptał A koziołek spadł na jeża. Beknął głośno siedem razy, Skoczył, jakby opętany, A siąść nie mógł, bo w tym miejscu Miał bolesne bardzo rany. Jeż Igiełka rzekł mu na to: "Czemu krzyczysz? To się zdarza! Czyś ty jabłko, by spaść z drzewa? Teraz biegnij do lekarzal" Niedźwiedź zawsze jest lekarzem, Z pokolenia w pokolenie, Zbadał rany, potem mruknął : "Dam ci coś na przeczyszczenie." "Nigdy!" - krzyknqł nań koziołek, "Wolę już najsroższe bóle!" Na stół skoczył, stłukł kałamarz I przez okno smyk! na pole... Właśnie pasły się cielęta Na zielonym brzegu Wisły. Z wielkim się rozbiegły krzykiem: "Kozioł wariat! Stracił zmysły!" On zaś poszedł poprzez pola. W krąg kraina bardzo pusta, Nagle, gdy był bardzo głodny, Szepnął cicho: - "Ach, kapusta!" Głowy stały tak w szeregu, Jakby za żołnierzem żołnierz. Nasz koziołek zaczął ucztę, Wtem ktoś chwyta go za kołnierz. "Tuś mi, bratku, capie młody!" Wołał stróż, co wyszedł z cienia. "Nie oglądaj się, idź prosto, Do więzienia! Do więzienia" Przyszedł sędzia i rozkazał, By zakuli go w kajdany, I w komórce bardzo ciemnej Kazał przykuć go do ściany. Siedzi biedny nasz koziołek I nie może ruszyć łapą, Jęczy tylko i wciąż płacze: Żegnaj, mamo, żegnaj, papo!" W nocy przyszli rozbójnicy, Wygrzebali ziemię kołkiem I na plecach swych unieśli Tę komórkę wraz z Matołkiem. Do ciemnego zaszli lasu, Patrzą, co tam jest w komorze! Nagle strasznie zakrzyknęli: "Diabeł! Ratuj się kto może!" "Stójcie, stójcie!" - kozioł woła "Uwolnijcie mnie z powroza, Ja nie jestem żaden diabeł, Moja mama była koza!" Lecz po zbójcach nie ma śladu, Bo uciekli, gdzie pieprz rośnie, A koziołek został w lesie, Pobekując wciąż żałośnie. Bekiem zbudził czarownicę, Bardzo straszną babę Jędzę, Co dziewczynek złote włosy Jak na krosnach tka jak prządzę. Przyszła, patrzy i wciąż cmoka, Potem rzecze: - "Coś, kochanie, Jesteś mi zanadto chudy, Ale zjem cię na śniadanie!" A on na to: - "Zdejm łańcuchy, A ja za to cię z ochotą Poprowadzą tam, gdzie leżą Wielkie skarby, srebro, złoto!" Wiedzie potem czarownicę Przez las stary, przez las młody, Aż oboje tam przybyli, Gdzie są wielkie, czarne wody. Kazał stanąć jej nad brzegiem I na chwilę zamknąć oczy. Baba stoi, a koziołek Jak nie beknie! Jak nie skoczy!
Koziłek matołek
Głupi jest jak kołek
Marchewki ciągle porzera
i do Pacanowa ciągle się wybiera
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
Wszystkie mądre polskie kozy,
By je zliczyć, nie mam siły!
Na naradę się zebrały
I rzecz taką uchwaliły:
"W sławnym mieście Pacanowie
Tacy sprytni są kowale,
Że umieją podkuć kozy,
By chodziły w pełnej chwale.
Przeto koza albo kozioł,
Jakaś bardzo mądra głowa,
Aby podkuć się na próbę,
Musi pójść do Pacanowa.
A gdy wróci ten wędrowiec,
Już podkuty, ale zdrowy,
Wszystkie kozy się dowiedzą,
Czy to dobrze mieć podkowy."
"Kto ten dzielny? Kto się zgłasza?"
"Ja!" - zakrzyknął w głos koziołek.
Miał maleńką, piękną bródkę,
A wołano nań: Matołek.
Czule żegnał go ród kozi,
Mama i sędziwy tata,
A Matołek wziął tobołek
I wędruje na kraj świata.
Kiedy znalazł się na drodze,
Po raz pierwszy na wolności,
Skoczył w górę nasz koziołek,
Aby rozprostować kości.
Nagle ujrzał dwa zające,
Więc zapytał: - "Proszę panów,
Może mi panowie wskażą,
Gdzie to miasto jest Pacanów?"
Rzekł mu jeden: - "Idź przed siebie,
Trochę w prawo, trochę w lewo,
Przepłyń morze, przeskocz góry,
Aż napotkasz uschłe drzewo."
Nagle przerwał i zakrzyknął:
"Niech ratuje się, kto zając!"
A koziołek smyk na drzewo,
Przed psem strasznym uciekając,
"Złaź natychmiast z mego brzucha"
Woła drzewo w wielkim gniewie.
"Nie masz prawa, śmieszna kozo,
Po szanownym łazić drzewie."
Zawołało wiatr na pomoc
I zatrzęsło się z łopotem,
Tak że spadło trochę liści,
A koziołek zaraz potem.
"Aj! Aj!" - wrzasnął, choć pod drzewem
Złego już nie było zwierza,
Lecz tymczasem jeż przydreptał
A koziołek spadł na jeża.
Beknął głośno siedem razy,
Skoczył, jakby opętany,
A siąść nie mógł, bo w tym miejscu
Miał bolesne bardzo rany.
Jeż Igiełka rzekł mu na to:
"Czemu krzyczysz? To się zdarza!
Czyś ty jabłko, by spaść z drzewa?
Teraz biegnij do lekarzal"
Niedźwiedź zawsze jest lekarzem,
Z pokolenia w pokolenie,
Zbadał rany, potem mruknął :
"Dam ci coś na przeczyszczenie."
"Nigdy!" - krzyknqł nań koziołek,
"Wolę już najsroższe bóle!"
Na stół skoczył, stłukł kałamarz
I przez okno smyk! na pole...
Właśnie pasły się cielęta
Na zielonym brzegu Wisły.
Z wielkim się rozbiegły krzykiem:
"Kozioł wariat! Stracił zmysły!"
On zaś poszedł poprzez pola.
W krąg kraina bardzo pusta,
Nagle, gdy był bardzo głodny,
Szepnął cicho: - "Ach, kapusta!"
Głowy stały tak w szeregu,
Jakby za żołnierzem żołnierz.
Nasz koziołek zaczął ucztę,
Wtem ktoś chwyta go za kołnierz.
"Tuś mi, bratku, capie młody!"
Wołał stróż, co wyszedł z cienia.
"Nie oglądaj się, idź prosto,
Do więzienia! Do więzienia"
Przyszedł sędzia i rozkazał,
By zakuli go w kajdany,
I w komórce bardzo ciemnej
Kazał przykuć go do ściany.
Siedzi biedny nasz koziołek
I nie może ruszyć łapą,
Jęczy tylko i wciąż płacze:
Żegnaj, mamo, żegnaj, papo!"
W nocy przyszli rozbójnicy,
Wygrzebali ziemię kołkiem
I na plecach swych unieśli
Tę komórkę wraz z Matołkiem.
Do ciemnego zaszli lasu,
Patrzą, co tam jest w komorze!
Nagle strasznie zakrzyknęli:
"Diabeł! Ratuj się kto może!"
"Stójcie, stójcie!" - kozioł woła
"Uwolnijcie mnie z powroza,
Ja nie jestem żaden diabeł,
Moja mama była koza!"
Lecz po zbójcach nie ma śladu,
Bo uciekli, gdzie pieprz rośnie,
A koziołek został w lesie,
Pobekując wciąż żałośnie.
Bekiem zbudził czarownicę,
Bardzo straszną babę Jędzę,
Co dziewczynek złote włosy
Jak na krosnach tka jak prządzę.
Przyszła, patrzy i wciąż cmoka,
Potem rzecze: - "Coś, kochanie,
Jesteś mi zanadto chudy,
Ale zjem cię na śniadanie!"
A on na to: - "Zdejm łańcuchy,
A ja za to cię z ochotą
Poprowadzą tam, gdzie leżą
Wielkie skarby, srebro, złoto!"
Wiedzie potem czarownicę
Przez las stary, przez las młody,
Aż oboje tam przybyli,
Gdzie są wielkie, czarne wody.
Kazał stanąć jej nad brzegiem
I na chwilę zamknąć oczy.
Baba stoi, a koziołek
Jak nie beknie! Jak nie skoczy!
Koziłek matołek
Głupi jest jak kołek
Marchewki ciągle porzera
i do Pacanowa ciągle się wybiera