Bloondii93
Moja idealna szkoła znacznie różni się od obrazów moich rówieśników - uczestników obrad parlamentu młodzieży, które co roku, około Dnia Dziecka, tak głośno relacjonują media. Powszechne tam hasła to: większe nakłady i unowocześnianie oświaty, najnowsze technologie, zwiększanie praw dzieci i uczniów, wyrównywanie szans oraz „gonienie” najbardziej rozwiniętych (?) krajów Europy czy świata. Co roku jest podobnie i gdyby wyłączyć wizję a słuchać tylko głosu, to trudno byłoby odróżnić, kiedy mówią Romek czy Kasia, a kiedy np. minister, pan Roman czy minister, pani Katarzyna. Ja nie bagatelizuję tych problemów, jednak moją idealną szkołę widzę inaczej. Można porównać ją do człowieka. Piękny budynek, znakomite nowoczesne wyposażenie to jak powłoka cielesna, której inni mogą zazdrościć. Najważniejsze u człowieka to duch, rozum i uczucia - niewidoczne, a przecież decydujące o funkcjonowaniu organizmu i jego wartości. W mojej szkole to wnętrze tworzą nauczyciele i uczniowie. Ich relacje, tj. oddawanie wiedzy przez „uprawnionych” maluczkim, „podpatrywanie” i wyciąganie wniosków do życia na przyszłość przez uczniów, to przecież nic innego jak podstawa prawidłowego krwioobiegu jakże żywego organizmu szkolnego. Oczywiście. Jak w każdym organizmie, niektóre elementy mogą niedomagać, czasem nawet chorować (oby jednak jak najkrócej). Wtedy bowiem jest larum - rodzice rzucają ciężkie słowa na pedagogów, pedagodzy mówią o bezradności w świetle prawa, uczniowie czują się bezkarni i prezentują „małpi rozum”. Czy takie stany chorobowe można rozwiązać ustawami, rozporządzeniami czy nakazami? Otóż nie! Podstawą zapobiegania czy nawet leczenia tych stanów jest jakość wnętrza szkoły - uznawanie przez wszystkie strony takich wartości jak szacunek, godność, wdzięczność, a także poczucie odpowiedzialności za siebie i za innych. Czy potrzeba na to wielkich nakładów finansowych, których przecież każdy następny minister będzie szukał i … nie znajdzie? Absolutnie nie! Podstawowe warunki stworzenia dobrej, może nawet idealnej szkoły, leżą bowiem w rękach, głowach i sercach nauczycieli, tych na samym dole, w poszczególnych przedszkolach, podstawówkach czy gimnazjach. Gdy uczeń, później absolwent, będzie długo pamiętał swego nauczyciela i wspominając o nim, będzie myślał przede wszystkim jako o Człowieku (nie wyobrażając sobie początku przez małe „c”), tzn. że miał szczęście i trafiał na idealne szkoły, niezależnie czy chodził do nich w maleńkiej wiosce czy w metropolii. Może więc pytanie o idealna szkołę jest retoryczne i może tak naprawdę nikt nie wie, jak ta idealna szkoła winna wyglądać? Ja nie mam wątpliwości - w świetle uwag jw. - wystarczy, żeby szkoła była normalna!
Ja nie bagatelizuję tych problemów, jednak moją idealną szkołę widzę inaczej. Można porównać ją do człowieka. Piękny budynek, znakomite nowoczesne wyposażenie to jak powłoka cielesna, której inni mogą zazdrościć. Najważniejsze u człowieka to duch, rozum i uczucia - niewidoczne, a przecież decydujące o funkcjonowaniu organizmu i jego wartości. W mojej szkole to wnętrze tworzą nauczyciele i uczniowie. Ich relacje, tj. oddawanie wiedzy przez „uprawnionych” maluczkim, „podpatrywanie” i wyciąganie wniosków do życia na przyszłość przez uczniów, to przecież nic innego jak podstawa prawidłowego krwioobiegu jakże żywego organizmu szkolnego. Oczywiście. Jak w każdym organizmie, niektóre elementy mogą niedomagać, czasem nawet chorować (oby jednak jak najkrócej). Wtedy bowiem jest larum - rodzice rzucają ciężkie słowa na pedagogów, pedagodzy mówią o bezradności w świetle prawa, uczniowie czują się bezkarni i prezentują „małpi rozum”.
Czy takie stany chorobowe można rozwiązać ustawami, rozporządzeniami czy nakazami? Otóż nie! Podstawą zapobiegania czy nawet leczenia tych stanów jest jakość wnętrza szkoły - uznawanie przez wszystkie strony takich wartości jak szacunek, godność, wdzięczność, a także poczucie odpowiedzialności za siebie i za innych. Czy potrzeba na to wielkich nakładów finansowych, których przecież każdy następny minister będzie szukał i … nie znajdzie? Absolutnie nie! Podstawowe warunki stworzenia dobrej, może nawet idealnej szkoły, leżą bowiem w rękach, głowach i sercach nauczycieli, tych na samym dole, w poszczególnych przedszkolach, podstawówkach czy gimnazjach. Gdy uczeń, później absolwent, będzie długo pamiętał swego nauczyciela i wspominając o nim, będzie myślał przede wszystkim jako o Człowieku (nie wyobrażając sobie początku przez małe „c”), tzn. że miał szczęście i trafiał na idealne szkoły, niezależnie czy chodził do nich w maleńkiej wiosce czy w metropolii. Może więc pytanie o idealna szkołę jest retoryczne i może tak naprawdę nikt nie wie, jak ta idealna szkoła winna wyglądać? Ja nie mam wątpliwości - w świetle uwag jw. - wystarczy, żeby szkoła była normalna!