W którym rozdziale "Ani z zielonego Wzgórza" utopiła się mysz w sosie. Nie, że nie czytałam tylko potrzebuje do scenek teatralnych.
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
Bohatera poznajemy dzięki niezrównanemu zmysłowi obserwacji, jakim cechowała się Rachel Lynde (znana w Polsce także jako Małgorzata Linde). Wzorowa gospodyni zobaczyła Mateusza Cuhtberta, mieszkańca Zielonego Wzgórza, ubranego w odświętne ubranie (z białym kołnierzykiem), który wyjeżdżał z Avonlea kabrioletem zaprzężonym w kasztankę. Panią Linde bardzo zdziwił ten widok, ponieważ o tej porze roku Mateusz nigdy nie jeździł do miasta. Już na początku powieści dowiadujemy się, że Mateusz to człowiek cichy i nieśmiały, tak jak jego ojciec. Pani Linde uważała go za dziwaka. Siostra Mateusza, Maryla, wyjaśniła, że Mateusz pojechał na dworzec kolejowy po chłopca, którego zamierzali adoptować.
W chwili rozpoczęcia akcji Ani z Zielonego Wzgórza Mateusz miał 60 lat. Miał problemy z sercem. Chciał zaadoptować chłopca z Anglii, jednak sprzeciwiła się temu Maryla, dlatego rodzeństwo postanowiło przyjąć do siebie dziecko z Kanady. Mateuszowi bardzo zależało na adoptowaniu dziecka; Maryla przyznała się, że zgodziła się między innymi dlatego, że brat bardzo rzadko ją o coś prosił.
Mateusz nie lubił kobiet, uważał, że są okropne pod każdym względem; wyjątek stanowiła jego siostra, a także najbliższa sąsiadka – pani Linde. Wydawało mu się, że kobiety się z niego śmieją. „Powierzchowność jego była naprawdę dość dziwaczna: niezgrabna figura, długie, popielatosiwe włosy sięgające zgarbionych pleców i gęsta, ciemna broda, którą zapuścił mając lat dwadzieścia.Prawdę mówiąc, kiedy miał lat dwadzieścia, wyglądał tak samo jak obecnie, gdy doszedł do lat sześćdziesięciu. Tyle tylko, że wtedy nie był siwy” – dowiadujemy się w drugim rozdziale powieści. Wiadomo jednak również, że jego oblicze było poczciwe i pełne wyrazu, tak samo, jak ciepłe, brązowe oczy.
Gdy na dworcu kolejowym znalazł Anię Shirley, był bardzo zakłopotany. Żałował, że nie było z nim Maryli, która mogłaby rozwiązać tę sprawę za niego. Perspektywa rozmowy z Anią napawała go przerażeniem. Gdy Ania odezwała się do niego pierwsza, był bardzo zmieszany i postanowił nie uświadamiać jej, że nastąpiła pomyłka. Zabrał dziewczynkę do domu, pozostawiając wyjaśnienie sytuacji Maryli. Grzecznie przeprosił Anię za spóźnienie i zaoferował pomoc w niesieniu bagaży. Przerywał monolog Ani jedynie odpowiadając na jej pytania; odpowiedzi przeważnie brzmiały „nie wiem”/ „nie myślę o tym”. Dziwił się temu, że słuchając paplaniny dziewczynki czuł się całkiem dobrze. Mateusz myślał dość powoli i nie nadążał za tokiem myślenia Ani. Zaczynało mu się już trochę kręcić w głowie, szczęśliwie jego podopieczna zamilkła, gdy przejeżdżali przez Aleję. Mateusz obawiał się, że dziewczynka się zmęczyła lub zgłodniała – nie potrafił inaczej wytłumaczyć jej milczenia. Zapytany o „dreszcz”, który przejmuje człowieka, gdy ten widzi coś pięknego, odpowiedział, że on miewa takie „dreszcze”, gdy widzi „szkaradne białe liszki, pełzające po zagonach ogórków”.
Mateusz opowiada Ani co nieco o Zielonym Wzgórzu, a także o mieszkańcach sąsiedniej posiadłości – Sosnowego Wzgórza. Dzięki niemu Ania dowiaduje się o istnieniu Diany. W miarę jak Mateusz dojeżdżał do domu, coraz bardziej obawiał się konfrontacji z Marylą. Martwiło go przede wszystkim to, że dziewczynka przeżyje straszne rozczarowanie. Czuł się tak, jakby miał pomagać w zamordowaniu kogoś lub zaszlachtowaniu bezbronnego zwierzęcia. W trakcie rozmowy z siostrą zachowywał się bardzo nieśmiało. Gdy Ania rozpłakała się, był przerażony. Nie umiał zareagować na wyrzuty dziewczynki, która pytała go, dlaczego nie wyprowadził jej z błędu już na dworcu. W czasie kolacji prawie wcale się nie odzywał, do momentu, gdy zwrócił uwagę, że Ania jest już na pewno bardzo zmęczona.
Od czasu do czasu Mateusz palił fajkę, zwłaszcza, gdy był zmartwiony. Czynił to rzadko, ponieważ Maryla tego nie lubiła. Rozmawiając z siostrą o przyszłości Ani stwierdził, że jest mu bardzo przykro, że trzeba ją odesłać, bo jest bardzo miłym i ciekawym dzieckiem. Nie chciał się przyznać, że zależy mu na tym, żeby pozostała. Obawiał się swej siostry, argumentował jednak, że mogliby stać się dla Ani kimś ważnym. Maryla z przerażeniem stwierdziła, że dziewczynka chyba zaczarowała jej brata. Mateusz zaproponował, że najmie do pomocy francuskiego chłopca, a Ania pozostanie na Zielonym Wzgórzu jako towarzyszka Maryli.
Gdy Mateusz wbił sobie coś do głowy, żadna siła nie mogła go odwieść od realizacji danego zamiaru. Jego wymowne milczenie skutkowało lepiej, niż tysiące słów, którymi mógłby uargumentować swoje stanowisko. Maryla stwierdziła, że jej brat to straszny dziwak, irytowało ją jego milczenie; wówczas Ania zaprotestowała mówiąc, że jej zdaniem pan Cuthbert jest bardzo miły i uznała go za „pokrewną duszę”.
Bez zgody siostry Mateusz postanowił zatrudnić Jerry’ego Buote’a z Creek jako parobka. Oznajmił to Maryli, wpatrując się w nią bacznym i smutnym wzrokiem. Z zadowoleniem powitał powrót siostry od pani Blewett, ponieważ towarzyszyła jej Ania. Wyrażał się bardzo niepochlebnie o „babie”, u której była jego siostra. Gdy Maryla oznajmiła mu, że Ania zostanie na Zielonym Wzgórzu, był bardzo zadowolony. Powiedział wówczas siostrze, że dziewczynka „należy do tych istot, z którymi można wszystko przeprowadzić, jeżeli tylko postępuje się z miłością”, ale obiecał, że zgodnie z życzeniem Maryli nie będzie się wtrącał do spraw związanych z jej wychowaniem.
Mateusz zawsze wysłuchiwał opowieści Ani milcząco, lecz z wyraźnym zadowoleniem. Poparł swą podopieczną, gdy ta zachowała się niezbyt grzecznie wobec pani Linde. Określił wówczas sąsiadkę mianem „nieznośnej kumoszki”. Prosił, by Maryla nie karała dziewczynki zbyt surowo. W tajemnicy przed siostrą poszedł pocieszać małą winowajczynię i namówić ją do przeproszenia pani Linde. Przyznał, że bez Ani jest strasznie pusto w domu. Wymógł na Ani, by dziewczynka nie mówiła Maryli o jego wizycie na facjatce.
Gdy Mateusz pojechał na zakupy do Carmody, kupił dla swej ulubienicy pastylki czekoladowe, ku niezadowoleniu Maryli. Mateusz denerwował siostrę miną pod tytułem „a nie mówiłem?”, gdy ta przyznała niechętnie, że cieszy się, że zamieszkała u nich Ania.
Gdy Ania i Diana bawiły się w dom w Zaciszu Słowika, Mateusz zrobił dla nich stolik.
Gospodarz Zielonego Wzgórza ufał Ani bezgranicznie i bardzo zmartwiła go sprawa zagubionej broszki Maryli. Nie chciał się mieszać do rozwiązania domowego konfliktu, ale był bardzo nieszczęśliwy, że nie może pogodzić współczucia dla Ani z poczuciem sprawiedliwości. Uważał, że Maryla zbyt surowo ukarała dziecko. Podkreślał, że tej małej sierotki do tej pory nikt nie wychowywał. Był bardzo wyrozumiały dla rudowłosej czarodziejki.
Mateusz był rolnikiem. Wiemy, że uprawiał kartofle, przepowiadał pogodę (ale niezbyt trafnie), czytał także specjalistyczną prasę. Przyznawał się natomiast, że nigdy nie uczono go geometrii, był jednak bardzo dumny z postępów Ani w szkole w Avonlea. W sprawach związanych z polityką opowiadał się za konserwatystami. Przyznał się Ani, że nigdy nie starał się o względy żadnej panny.
Gdy na Zielone Wzgórze przybiegła zrozpaczona Diana, prosząc o pomoc dla chorej siostrzyczki, Mateusz bez słowa zaprzągł konia i pojechał szukać lekarza. Był dumny z tego, jak poradziła sobie Ania z małą Minnie May Barry. Dzięki jego wstawiennictwu Ania mogła pojechać na koncert z Dianą, mimo iż siostra zbeształa go za wtrącanie się w nie swoje sprawy. Mateusz nie umiał uzasadnić swego stanowiska, lecz uparcie przy nim obstawał. Bardzo dobrze rozumiał potrzeby rudowłosej dziewczynki.
Pod wpływem Ani Mateusz zgodził się wziąć udział w podwieczorku, na który przybyli państwo Allan, mimo początkowego onieśmielenia i zdenerwowania. Podziwiał Anię i był z niej bardzo dumny. W czasie prac w stodole z upodobaniem słuchał, gdy dziewczynka recytowała dla niego wiersze. Cieszył się na myśl o koncercie, w trakcie którego Ania występowała z deklamacją.
Ania i Mateusz byli najlepszymi przyjaciółmi. Mateusz cieszył się, że nie musiał zajmować się wychowywaniem tego niezwykłego dziecka, ponieważ obawiał się, że zbytnio by pobłażał swej ulubienicy. Maryla zarzucała mu, że „psuje” Anię. Apogeum nastąpiło wówczas, gdy Mateusz postanowił zostać „rzecznikiem bufiastych rękawów”. W trakcie obserwowania zabaw Ani z przyjaciółkami, mimo iż nie był spostrzegawczy, zauważył, że jego ulubienica czymś się różni od pozostałych dziewczynek. Nie chciał rozmawiać o tym z Marylą, w końcu wieczorem, paląc fajkę doszedł do wniosku, że Ania była ubrana gorzej niż inne dziewczynki. Zapragnął, żeby jego pupilka miała choć jedną naprawdę ładną sukienkę. Postanowił podarować jej nową kreację na gwiazdkę. Aby spełnić swój zamiar, pojechał do Carmody, tam jednak bardzo speszyła go sprzedawczyni w sklepie. Zachowywał się tak dziwnie, że ekspedientka po cichu podejrzewała, że chyba zwariował. Było to dla nieśmiałego Mateusza doświadczenie wręcz traumatyczne. Wrócił do domu nie kupiwszy materiału na sukienkę. W końcu doszedł do wniosku, że najlepiej zrobi, jeśli poprosi o pomoc panią Linde. Sąsiadka zgodziła się ochoczo, dzięki czemu poczciwcowi spadł kamień z serca. Mimo iż Mateusz nie znał się na modzie, poprosił nieśmiało, żeby sąsiadka uszyła dla Ani sukienkę z modnymi, bufiastymi rękawami. Pani Linde zawyrokowała, że Mateusz Cuthbert zbudził się po 60 latach snu.
Mateusz nie mógł doczekać się Gwiazdki; chodził po domu, uśmiechając się tajemniczo do siebie. Gdy stosowna chwila wreszcie nadeszła, niezdarnie odwijał prezent i nieśmiało spoglądał na Marylę, obawiając się jej dezaprobaty. Mateusz był bardzo szczęśliwy, bo Ania była zachwycona sukienką. Mateusz był bardzo dumny z występu Ani na świątecznym koncercie; wybrał się na taką imprezę po raz pierwszy od 20 lat. Nie omieszkał powiedzieć swej podopiecznej, że był z niej taki dumny. Wieczorem w rozmowie z Marylą poruszył kwestię dalszej edukacji rudowłosej panienki. Uważał, że trzeba się nad tym poważnie zastanowić. Ania czytała mu napisane przez siebie opowiadania; uważał, że są one piękne.
Mateusz był rozsądnym i cierpliwym człowiekiem. Umiał postępować ze swoją siostrą, udzielał również cennych porad Ani. Po niefortunnej inscenizacji „Elaine” powiedział dziewczynce: „Nie zatracaj całej romantyczności, Aniu. (…) Zapewne niezbyt wiele… ale troszeczkę jej nie zawadzi”. Od czasu sukienki z bufiastymi rękawami dbał o to, by Maryla ubierała Anię możliwie najładniej – upomniał się na przykład o nowy płaszczyk dla podopiecznej, kupił również śliczną czapeczkę do kompletu.
W czasie wakacji, poprzedzających wyjazd Ani do seminarium nauczycielskiego, Mateusz miał lekki atak serca. Maryla wyznała wówczas pani Linde, że te ataki ją niepokoją, bo zdarzają się coraz częściej. Wedle zaleceń lekarza Mateusz miał unikać silnych wzruszeń oraz ciężkiej pracy. O ile brat Maryli nie był człowiekiem skłonnym do ulegania emocjom, o tyle praca była mu „równie potrzebna do życia, jak powietrze do oddychania”.
W oczach Mateusza Ania pozostała na zawsze małą, roztropną dziewczynką. Był przekonany, że w czasie egzaminów wstępnych Ania wypadnie najlepiej ze wszystkich. Gdy pani Lindę winą za opóźnianie się wyników obarczyła konserwatywnego ministra edukacji, Mateusz zaczął się zastanawiać nad głosowaniem na liberałów. Bardzo ucieszył się z sukcesu swej ulubienicy. Był z niej również dumny, gdy deklamowała na koncercie w hotelu w Białych Piaskach. Przywiózł jej na tę okoliczność sznur białych perełek, ponieważ kupował dla Ani wszystko, co było ładne i modne (wedle słów kupców). Ania znalazła w sobie odwagę, żeby powtórnie wejść na scenę, gdy uzmysłowiła sobie, że jej tchórzostwo rozczarowałoby Mateusza.
Kiedy Ania żegnała się ze swymi opiekunami, wyjeżdżając do seminarium, „oczy Mateusza podejrzanie zwilgotniały”. Cieszył się, że udało im się „nie zepsuć tego dziecka”. Uważał, że przybycie Ani nie było szczęśliwą pomyłką, lecz zrządzeniem opatrzności. Refleksje te snuł, mówiąc sam do siebie w czasie nocnej przechadzki aleją topolową.
Mateusz wraz z siostrą przyjechał na uroczyste rozdanie dyplomów. Po powrocie na Zielone Wzgórze Ania zauważyła, że Mateusz bardzo zmizerniał i posiwiał. Maryla przyznała, że jej brat nie dbał o swoje zdrowie i nie oszczędzał się w pracy, mimo coraz poważniejszych problemów z sercem. Bardzo martwił się również sytuacją na rynku finansów – doszły go słuchy o problemach w banku, któremu zawierzył swe oszczędności, ufając ślepo jego dyrektorowi. Mateusz tłumaczył, że nie pracuje za dużo, tylko zbyt często zapomina, że się zestarzał. Powiedział, że chyba umrze przy wykonywaniu jakiejś pracy, tyle się w życiu narobił. Wyznał Ani, że woli ją od tuzina chłopców, którzy mogliby pomagać mu na roli. Jego uśmiech był nieśmiały, ale pełen dobroci.
Wieść o bankructwie banku Abbeya dostarczyła Mateuszowi Cuthbertowi stanowczo zbyt silnych wzruszeń. Tego właśnie obawiał się badający go kilka lat wcześniej lekarz. Mateusz stracił przytomność – i już jej nie odzyskał. Zgon nastąpił nagle, bez bólu.
„W bawialni spoczywał w trumnie Mateusz Cuthbert. Długie, siwe włosy okalały jego nieruchomą twarz, łagodnie uśmiechniętą, jak gdyby spał śniąc przyjemnie. Wokoło leżały kwiaty, pachnące, staromodne kwiaty, ongi zasadzone w ogrodzie przez matkę jego, przybyłą tu jako młoda mężatka. Mateusz żywił dla nich zawsze tajemne, ciche przywiązanie. Ania zebrała je i przyniosła zmarłemu, zatapiając swe strwożone, suche oczy w jego twarzy. Była to ostatnia posługa, jaką mogła mu oddać”.
Ania bardzo ciężko przeżywała jego śmierć. Maryla również nie mogła się pogodzić z utratą dobrego, kochającego brata. Jego odejście spowodowało powstanie olbrzymiej pustki na Zielonym Wzgórzu. Ania dbała o jego grób; zasadziła na jego mogile białe róże, przywiezione przez jego matkę ze Szkocji. Nosiła również świeże kwiaty na grób swego opiekuna.
W Ani z Avonlea jest mowa o tym, że Ania odwiedzała grób Mateusz co tydzień. „Wszyscy w Avonlea, z wyjątkiem Maryli, zapomnieli już o cichym, nieśmiałym Mateuszu Cuthbercie, lecz w sercu Ani obraz jego żył i miał żyć zawsze. Pamiętała ze czcią o człowieku, który pierwszy otoczył ją miłością, jakiej jej osamotnione dzieciństwo tak gorąco pragnęło”.
Gdy Ania darła pierze, czyniła to w kraciastej chustce, należącej niegdyś do Mateusza.
Ulubionymi kwiatami Mateusza były narcyzy; Ania ubolewała, że zostały one zniszczone przez pamiętną „burzę wuja Andrewsa”, która przeszła nad Avonlea.
Kiedy Ania wyjechała na Uniwersytet, o grób Mateusza Cuthberta troszczyła się jej wierna przyjaciółka, Diana. Pierwszym kolorowym strojem, który sprawiła sobie Ania po śmierci ukochanego opiekuna, była sukienka z zielonego muślinu, którą tak bardzo lubił Gilbert.
Imię Mateusza nie pojawia się ani razu w Ani na Uniwersytecie, jest wymienione tylko raz w Ani z Szumiących Topoli. Ania wspomina swego opiekuna na początku książki Wymarzony dom Ani – przywołując rozmowę, w której zapewniała go, że nigdy nie wyjdzie za mąż, oraz brązową sukienkę z bufiastymi rękawami. W przeddzień ślubu Ania odwiedziła grób zmarłego przyjaciela. Żałowała, że Mateusz nie zobaczy jej w stroju panny młodej. Mówiła wówczas: „Mateusz nigdy dla mnie nie umrze, bo ja też nigdy o nim nie zapomnę!”.
Ania ochrzciła swego pierworodnego syna imionami Jim Matthew. Gilbert przyznał się wówczas, że nie znał dobrze Mateusza, z powodu nieśmiałości opiekuna Ani.
W Ani ze Złotego Brzegu jest mowa o tym, że w trakcie wizyty w Avonlea Ania złożyła kwiaty na grobie Mateusza. Jest to ostatnia wzmianka w cyklu powieściowym, poświęcona tej postaci.
Lucy Maud Montgomery przyznała, że „uśmiercenie” Mateusza to decyzja, której bardzo żałowała z perspektywy czasu i jeśli miałaby coś zmienić w Ani z Zielonego Wzgórza, to właśnie ten wątek. Wydaje się jednak, że śmierć Mateusza jest przysłowiową łyżką dziegciu w beczce miodu, dzięki której cała powieść robi jeszcze większe wrażenie na czytelniku.