ułóż zabawną historyjkę z podanymi wyrazami: przede wszystkim spod w ogóle zakątków wspinaczki żerują pobrzeża nieufnie hałaśliwi służyć coraz
" Life is not a problem to be solved but a reality to be experienced! "
© Copyright 2013 - 2024 KUDO.TIPS - All rights reserved.
Jak zawsze obudziłem się rześki i wypoczęty. Za oknem świeciło słońce, a na niebie nie było ani jednej chmurki. Nagle zobaczyłem małą kopertę, która leżała przy łóżku. Okazało się, że jest ona zaadresowana do mnie. Niecierpliwie ją rozdarłem i ze środka wypadła zapisana kartka papieru. ''Drogi Piotrze!'' - tak brzmiały pierwsze słowa. Czytałem dalej, będąc coraz bardziej zaciekawiony:
''Czy ostatnio zdarzają Ci się nudne popołudnia? Czy coraz częściej męczy Cię bezczynne siedzenie w fotelu? Jesli masz ochotę na przygodę życia, nie czekaj! Weź udział w wielkej wyprawie. Przyjdź w noc pełni księżyca pod Wielki Stary Dąb rosnący w środku lasu, a poznasz szczegóły wiekopomnego przedsięwzięcia.'' Niestety nie było żadnego podpisu - nie miałem pojęcia kto mógł być autorem wiadomości. Ogarnęły mnie wątpliwości - może ktoś po prostu robił sobie ze mnie żarty? Tajemniczy list całkowicie zaprzątnął moją głowę. Początkowo byłem nieufny, ale wkrótce zwyciężyła ciekawość. Przez cały dzień nie mogłem się skupić i w końcu postanowiłem, że nocy pojawię się w umówionym miejscu.
Spałem bardzo źle. Niespodziewanie obudziło mnie ponure pohukiwanie sowy. Szybko spojrzałem w okno i moim oczom ukazał się księżyc w swojej całej okazałości. To właśnie dziś była pełnia! Ubrałem się w mgieniu oka, zabrałem także scyzoryk i latarkę. Wskoczyłem na rower i udałem się w kierunku starego lasu. Każdy zakątek otaczała dziwna, iście magiczna atmosfera. Otaczające mnie pobrzeża i inne płaskie, nudne formy terenu wyglądały zupełnie inaczej. Trochę się bałem i zacząłem szybciej pedałować. Po chwili moim oczom ukazały się pierwsze drzewa. Zsiadłem z roweru i zacząłem iść przed siebie. Nie miałem pojęcia, gdzie rośnie Wielki Stary Dąb, ale moje ciało podświadomie wiedziało gdzie mam maszerować. Nagle straciłem równowagę, przewróciłem się i wpadłem w zarośla. Niestety, były to pokrzywy! Syknąłem z bólu i szybko z nich wyskoczyłem. Tuż przede mną ni stąd ni zowąd moim oczom ukazało się potężne i masywne drzewo. U jego stóp siedział niski staruszek. Był dziwnie ubrany i zaciągał się z dymem ulatującym z fajeczki. Na głowie miał duży kapelusz, a obok niego leżała długa laska.
- Piotrze, czekałem na ciebie. - odezwał się nieznajomy
- Kim jesteś? - odparłem onieśmielony.
- Niektórzy zwą mnie Gandalfem. Jestem czarodziejem. Pewnie spytasz, o co w tym wszystkim chodzi. Zamierzam udać się w krótką, aczkolwiek niebezpieczną wyprawę. Potrzebuję młodego pomocnika, który wspomoże mnie w walce z mrokiem. Czy chcesz nim zostać?
- To jest takie niesamowite - wykrzyknąłem - Czy ja przede wszystkim po prostu nie śnię?
- Nie, to nie jest sen. - powiedział uśmiechając się Gandalf
- Skoro tak, to zgadzam się. Chcę ci pomóc - odparłem poczuwszy przypływ odwagi.
Gandalf uśmiechnął się ponownie. Nagłym ruchem dotknął laski. Świat wokół nas zaczął wirować, wszystko niespodziewanie zniknęło. Znajdowaliśmy się w ciemnym pomieszczeniu. Pomyślałem, że jesteśmy w lochu, ponieważ okna nie miały szyb i były zakratowane, a zamknięte drzwi wyglądały na bardzo solidne.
- Zaczynamy naszą misję - powiedział Gandalf - Musimy przedostać się na drugą stronę, odnaleźć magiczny kielich ciemności i go zniszczyć. Proste, co nie?
Mocnym ruchem otworzył drzwi. Wnet otoczyły go potężne i groźnie wyglądające istoty. Nie wierzyłem własnym oczom. To były najprawdziwsze ogry. Z wściekłym rykiem rzuciły się na Gandalfa. Nie bały się nas w ogóle i przesycała je agresja.
- Piotrku, biegnij przed siebie. Ja zajmę się tymi potworami. One żerują wyłącznie na czardziejach, jesteś bezpieczny. Musisz znaleźć kielich! - wykrzyknął czarodziej.
Posłuchałem go i natychmiast skierowałem się przed siebie. Ogry nie zauważyły mojego manewru i po chwili byłem już sam. Szedłem dość długo i nagle zobaczyłem, że robi się coraz jaśniej. Stałem przed schodami i od razu zacząłem żmudną wspinaczkę. Przede mną na podłodze stało złote naczynie. Z całą pewnością był to kielich, którego szukaliśmy! Nie miałem pojęcia jak go zniszczyć. Postanowiłem rzucić go o podłogę. Niestety, nie wyszczerbił się ani trochę, a wywołany hałas mógł zwabić ogry. Przypomniałem sobie o zabranym scyzoryku. Pomysł wydawał się absurdalny, ale nie miałem innego wyjścia. Nieufnie zamachnąłem się i wbiłem scyzoryk w naczynie. Początkowo nie stało się nic, ale nagle wszystko zniknęło, słyszałem głośne i przerażające hałaśliwe krzyki. Nagle także i one ucichły. Otoczyła mnie ciemność.
- Pomocy - krzyknąłem - nic nie widzę!
- Spokojnie, już po wszystkim. - usłyszałem znajomy głos.
Obok mnie siedział Gandalf, paląc spokojnie fajeczkę.
- Jesteś bohaterem. Dzięki tobie nasza misja zakończyła się pełnym sukcesem. - powiedział i pstryknął palcami.
Obudziłem się w swoim łóżku. Co za piękny sen - pomyślałem. Pod poduszką poczułem coś twardego. Szybko wstałem i ujrzałem złoty kielich z wystającym z niego scyzorykiem. Jednak to nie było senne marzenie, wszystko wydarzyło się naprawdę. Nie mogłem w to uwierzyć. Niestety, jutro czekał na mnie zwykły, szary dzień - na dodatek szykowała się klasówka z fizyki. Och! Jak bardzo chciałbym służyć i pomagać Gandalfowi! Westchnąłem i zamknąłem oczy.