Ułóż kilka zdań o swojej ojczyźnie.Wyraź w nich stosunek do kraju ojczystego.
ewelina00510
Mało kto chyba pamięta, że właśnie dzisiaj mamy kolejną rocznicę pierwszej z trzech serii rozmów w Magdalence. Od 16 września 1988 właśnie tam rozpoczęły się pierwsze spotkania władz PRL z przedstawicielami „Solidarności”, mające przygotować kompleksowe rozmowy tzw. okrągłego stołu. Rozdźwięk w obozie komunistycznym położył kres pierwszej Magdalence. Druga zaczęła się 27 stycznia 1989 roku, kiedy to spotykają się w tym miejscu Lech Wałęsa i generał Czesław Kiszczak. Rozmowy doprowadzają do szybkiego rozpoczęcia konferencji okrągłostołowej 6 lutego. W jej czasie w Magdalence dochodzi do co najmniej pięciu spotkań, począwszy od 2 marca. Początkowo miały to być spotkania poświęcone przezwyciężeniu impasu w rozmowach głównych, potem przerodziły się w braterskie nasiadówki. Nie chcę tu wdawać się po raz kolejny w polityczne analizy sensu i efektów spotkań w Magdalence. Najlepiej podsumował je Rafał A.Ziemkiewicz w „Michnikowszczyźnie”, opisując mentalny stan zwolenników tzw. okrągłego stołu: „Państwo poczęte przy Okrągłym Stole to niepodległe państwo polskie, przekonują oni i nie wolno tego państwa przedstawiać jako jakiegoś gangsterskiego układu, nie wolno go deprecjonować i odrzucać. (…) Dlatego piewcy cukierkowego mitu III Rzeczpospolitej, snujący nam przez lata bajki o porozumieniu elit <> we wspólnym poczuciu odpowiedzialności za Polskę, sięgają po swój ulubiony argument: wrzask oburzenia. Tak jak to robili w 1989 roku [w okresie rozmów tzw. okrągłego stołu –przyp. P.P.], gardłując za pozostawieniem komunistów przy wpływach i majątku”.
Chodzi mi o coś innego. Trzeba wiedzieć, z kim pić wódkę, z kim się śmiać i z kim rozmawiać. Osobisty kontakt zbliża do siebie ludzi nawet o skrajnie odmiennych poglądach. Wytwarza barierę – jakby powiedział Konrad Lorenz – agresji wewnątrzgatunkowej. Osobie poznanej osobiście trudniej jest mówić prawdę prosto w nos. Trudniej jest krytykować instytucje czy media, z którymi łączy nas kontakt osobisty.
Karol Małcużyński w książce „Oskarżeni nie przyznają się do winy” opisał następującą sytuację (którą cytuję z pamięci). Podczas pierwszego procesu w Norymberdze, kiedy na ławie oskarżonych zasiadła czołówka żyjących jeszcze dygnitarzy III Rzeszy, podczas przesłuchań mrocznej i odrażającej persony Goeringa miało miejsce następujące wydarzenie. Na pękającej w szwach od dziennikarzy sali sądowej pewnego dnia odtworzono taśmę magnetofonową z zapisem rozmowy Goeringa z Hitlerem (albo Himmlerem). Nie pamiętam już, kto i dlaczego zarchiwizował tę rozmowę, faktem jest, że jej zapis trafił w ręce aliantów. Goering po Anschlusie zainstalował się właśnie w zajętym przez Wehrmacht Wiedniu i dzieli się swoimi wrażeniami z Berlinem. „Siedzę sobie na tarasie, słoneczko świeci, ptaszki śpiewają”– rozaniela się Goering. Jak pisze Małcużyński, cała sala eksplodowała wówczas śmiechem. Ze śmiechu pokładali się dziennikarze, prokuratorzy, cała ława podsądnych. I nagle – jak nożem uciął – na sali zapadła grobowa cisza. Słychać było tylko bzyczenie owadów. W jednej chwili do wszystkich dotarła świadomość, że w tym frenetycznym śmiechu doszło do zbratania katów i ich oskarżycieli. Małcużyński znakomicie wychwytuje ten moment fraternizacji, jaki stwarza wspólnych śmiech, łamiący wydawałoby się nieprzekraczalne granice psychologiczne. Wspólny śmiech jest rodzajem wspólnej zabawy. Uczestnictwem w ludycznej formie, która ludzi do siebie zbliża. Podobnie jest z pitym wspólnie alkoholem, któremu także zazwyczaj towarzyszy śmiech.
Ten opis przypomniałem sobie, kiedy gdzieś na przełomie lat 1988/89 widziałem w Auditorium Maximum Uniwersytetu Warszawskiego wspólne wystąpienie panelowe Michnika i Kwaśniewskiego. Atmosfera spotkania była wyśmienita. Panowie pili sobie z dzióbków i co chwila wybuchali śmiechem. To była ta forma fraternizacji, o której pisał ś.p. Karol Małcużyński. Potem podobne zjawisko powtórzyło się w okresie tzw. okrągłego stołu.
8 votes Thanks 6
ania1990
Moja ojczyzna to Polska. Tutaj się wychowuję, przeżywam wspaniałe dzieciństwo i mam wiele kolegów i koleżanek. Polska to na prawdę piękny kraj, ma wiele zabytków nie tylko kulturowych ale przede wszystkim przyrodniczych. Jest ona zróżnicowana, ma zarówno półwyspy, wyspy, niziny, wyżyny jak i góry, więc jeśli przyjdzie mi ochota wyjazdu nad może a później w góry to zawsze mogę to zrobić nie opuszczając granic. jest piękną ojczyzną, dlatego ją kocham i szanuję. Jestem wdzięczna również osobom, które przyczyniły się do uzyskania kształtu takiego jaki obecnie posiada.
Nie chcę tu wdawać się po raz kolejny w polityczne analizy sensu i efektów spotkań w Magdalence. Najlepiej podsumował je Rafał A.Ziemkiewicz w „Michnikowszczyźnie”, opisując mentalny stan zwolenników tzw. okrągłego stołu: „Państwo poczęte przy Okrągłym Stole to niepodległe państwo polskie, przekonują oni i nie wolno tego państwa przedstawiać jako jakiegoś gangsterskiego układu, nie wolno go deprecjonować i odrzucać. (…) Dlatego piewcy cukierkowego mitu III Rzeczpospolitej, snujący nam przez lata bajki o porozumieniu elit <> we wspólnym poczuciu odpowiedzialności za Polskę, sięgają po swój ulubiony argument: wrzask oburzenia. Tak jak to robili w 1989 roku [w okresie rozmów tzw. okrągłego stołu –przyp. P.P.], gardłując za pozostawieniem komunistów przy wpływach i majątku”.
Chodzi mi o coś innego. Trzeba wiedzieć, z kim pić wódkę, z kim się śmiać i z kim rozmawiać. Osobisty kontakt zbliża do siebie ludzi nawet o skrajnie odmiennych poglądach. Wytwarza barierę – jakby powiedział Konrad Lorenz – agresji wewnątrzgatunkowej. Osobie poznanej osobiście trudniej jest mówić prawdę prosto w nos. Trudniej jest krytykować instytucje czy media, z którymi łączy nas kontakt osobisty.
Karol Małcużyński w książce „Oskarżeni nie przyznają się do winy” opisał następującą sytuację (którą cytuję z pamięci). Podczas pierwszego procesu w Norymberdze, kiedy na ławie oskarżonych zasiadła czołówka żyjących jeszcze dygnitarzy III Rzeszy, podczas przesłuchań mrocznej i odrażającej persony Goeringa miało miejsce następujące wydarzenie. Na pękającej w szwach od dziennikarzy sali sądowej pewnego dnia odtworzono taśmę magnetofonową z zapisem rozmowy Goeringa z Hitlerem (albo Himmlerem). Nie pamiętam już, kto i dlaczego zarchiwizował tę rozmowę, faktem jest, że jej zapis trafił w ręce aliantów. Goering po Anschlusie zainstalował się właśnie w zajętym przez Wehrmacht Wiedniu i dzieli się swoimi wrażeniami z Berlinem. „Siedzę sobie na tarasie, słoneczko świeci, ptaszki śpiewają”– rozaniela się Goering. Jak pisze Małcużyński, cała sala eksplodowała wówczas śmiechem. Ze śmiechu pokładali się dziennikarze, prokuratorzy, cała ława podsądnych. I nagle – jak nożem uciął – na sali zapadła grobowa cisza. Słychać było tylko bzyczenie owadów. W jednej chwili do wszystkich dotarła świadomość, że w tym frenetycznym śmiechu doszło do zbratania katów i ich oskarżycieli. Małcużyński znakomicie wychwytuje ten moment fraternizacji, jaki stwarza wspólnych śmiech, łamiący wydawałoby się nieprzekraczalne granice psychologiczne. Wspólny śmiech jest rodzajem wspólnej zabawy. Uczestnictwem w ludycznej formie, która ludzi do siebie zbliża. Podobnie jest z pitym wspólnie alkoholem, któremu także zazwyczaj towarzyszy śmiech.
Ten opis przypomniałem sobie, kiedy gdzieś na przełomie lat 1988/89 widziałem w Auditorium Maximum Uniwersytetu Warszawskiego wspólne wystąpienie panelowe Michnika i Kwaśniewskiego. Atmosfera spotkania była wyśmienita. Panowie pili sobie z dzióbków i co chwila wybuchali śmiechem. To była ta forma fraternizacji, o której pisał ś.p. Karol Małcużyński. Potem podobne zjawisko powtórzyło się w okresie tzw. okrągłego stołu.