Był słoneczny, piękny poranek. Szybko zbiegłam po schodach do kuchni, gdzie czekała na mnie moja mama. Powiedziała mi, że dzisiaj musi pojechać do miasta razem z tatą i że dzisiaj podwiozą mnie do ciotki, która mieszkała parę kilometrów za miastem. Gdy dojechaliśmy na miejsce, mój wzrok przykuł wielki, piękny i wiekowy dąb. Był ogromny. Jego pień był koloru ciemno-brązowego. Liście natomiast były wyżółkłe[..].
Ciotka wskazała mi swój pokój. Nie był on zbyt wielki, ale ja dużego nie potrzebowałam. Miałam tu zostać tylko na weekend. Rozpakowałam się i zeszłam do ogrodu. Wzięłam książkę i siadłam pod dębem. Czytając słyszałam lekkie szepty. Tak jagdy ktoś cichutko mówił mi coś do ucha. Ledwo rozróżniałam wyrazy. Usłyszałam tylko te słowa:
"Jestem już stary i wiekowy, ale nadal marzę o tym, aby ktoś powiesił na mnie huśtawkę."Postanowiłam pójść do wujka i poprosić go o to, co szepnął do mnie dąb. Wujek zgodził się bez szemrania, gdyż wiedział że mi się nudzi.
Zaczęłam się huśtać, gdy nagle znowu dąb do mnie coś szepnął. Tym razem były to takie słowa:
"Me życie nie będzie już długie, lecz chcę aby ktoś mnie podlał."
Postanowiłam wziąć konewkę, która stała obok i podlać dąb. Dąb odszepnął z ostatnią prośbą:
"Jestem dość wielki i gruby, ale nie lubię gdy wiewiórki po mnie biegają."
Przepędziłam natrętną wiewiórkę, wzięłam z powrotem książkę i siadłam pod drzewem. Ostatni szept, który wydobył się z dębu brzmiał tak:
"Jesteś dobra i uczynna. W zamian za to podaruję ci mój jedyny zielony liść. Dbaj o niego proszę.
Odebrałam liść od dębu. Od tamtego momentu dąb już do mnie nic nie powiedział.
Trochę długie to opowiadanie,ale coś mnie dzisiaj wena naszła :)
Był słoneczny, piękny poranek. Szybko zbiegłam po schodach do kuchni, gdzie czekała na mnie moja mama. Powiedziała mi, że dzisiaj musi pojechać do miasta razem z tatą i że dzisiaj podwiozą mnie do ciotki, która mieszkała parę kilometrów za miastem. Gdy dojechaliśmy na miejsce, mój wzrok przykuł wielki, piękny i wiekowy dąb. Był ogromny. Jego pień był koloru ciemno-brązowego. Liście natomiast były wyżółkłe[..].
Ciotka wskazała mi swój pokój. Nie był on zbyt wielki, ale ja dużego nie potrzebowałam. Miałam tu zostać tylko na weekend. Rozpakowałam się i zeszłam do ogrodu. Wzięłam książkę i siadłam pod dębem. Czytając słyszałam lekkie szepty. Tak jagdy ktoś cichutko mówił mi coś do ucha. Ledwo rozróżniałam wyrazy. Usłyszałam tylko te słowa:
"Jestem już stary i wiekowy, ale nadal marzę o tym, aby ktoś powiesił na mnie huśtawkę."Postanowiłam pójść do wujka i poprosić go o to, co szepnął do mnie dąb. Wujek zgodził się bez szemrania, gdyż wiedział że mi się nudzi.
Zaczęłam się huśtać, gdy nagle znowu dąb do mnie coś szepnął. Tym razem były to takie słowa:
"Me życie nie będzie już długie, lecz chcę aby ktoś mnie podlał."
Postanowiłam wziąć konewkę, która stała obok i podlać dąb. Dąb odszepnął z ostatnią prośbą:
"Jestem dość wielki i gruby, ale nie lubię gdy wiewiórki po mnie biegają."
Przepędziłam natrętną wiewiórkę, wzięłam z powrotem książkę i siadłam pod drzewem. Ostatni szept, który wydobył się z dębu brzmiał tak:
"Jesteś dobra i uczynna. W zamian za to podaruję ci mój jedyny zielony liść. Dbaj o niego proszę.
Odebrałam liść od dębu. Od tamtego momentu dąb już do mnie nic nie powiedział.
Trochę długie to opowiadanie,ale coś mnie dzisiaj wena naszła :)