To było naprawdę straszne... - wypracowanie na 1,5 strony zeszytu
zosia96x
To było naprawdę straszne, tak jakby to działo się naprawdę, chyba że działo się na prawdę już sama nie wiem. No dobrze, zacznę od początku. To był normalny dzień w szkole. Na dużej przerwie podszedł do mnie najprzystojniejszy w całej szkole chłopak o imieniu Tomek i powiedział mi że ma dwa bilety na koncert w teatrze wielkim pod tytułem "Mozart żyje", i czy bym z nim poszła. Ja oczywiście byłam zachwycona, bo bardzo lubię koncerty, i też dla tego że to "on" mnie zaprosił. Zgodziłam się bez wahania. Powiedział że przyjdzie po mnie o ósmej bo koncert zaczyna się o dziewiątej i żeby nie spieszyć się tak na ostatnią chwilę. Odpowiedziałam że już nie mogę się doczekać. On uśmiechnął się do mnie tym swoim czarującym uśmiechem i poszedł. Ja stałam tak przez chwilę patrząc za nim i czując że szczęście ogarnia mnie od stóp do głów, po czym poleciałam do mojej przyjaciółki Weroniki i powiedziałam jej o tym. Myślałam że ona się ucieszy. Ale ona bardzo się zdenerwowała, powiedziała że nie ma się czym chwalić odwróciła się na pięcie i odeszła. Zrobiło mi się przykro, bo nie myślałam że zrobi się aż tak zazdrosna. Ale pomyślałam że nie teraz powinnam, o tym myśleć, tylko o spotkaniu z Tomkiem. N lekcjach w ogóle nie mogłam się skupić i myślałam tylko o wieczorze. W końcu zadzwonił dzwonek i jak na skrzydłach dotarłam do domu. Nikogo nie zastałam, a było to dziwne. Ponieważ u mnie w domu zawsze był wrzask bo moi rodzice doczekali się oprócz mnie pary diabląt płci męskiej. Na kartce w kuchni znalazłam wyjaśnienie: "Jacek wepchną sobie klocek lego do nosa i nie można było go wyciągnąć, a kiedy Maciek się się dowiedział że jedziemy z Jackiem do szpitala pozazdrościł mu i też sobie wepchnął klocek do nosa. Na kuchence masz obiad pod świeczką na szafce masz 20 złotych w razie potrzeby. Nie siedź cały czas przy komputerze. Całusy mama". Mówiłam para diabląt. Poszłam do łazienki i umyłam włosy. potem je lekko wysuszyłam i zakręciłam na lokówkę. Poszłam wybrać ciuchy które były by odpowiednie do teatru jak i na randkę. Nagle dostałam sms-a od Weroniki: "Przepraszam że byłam taka nie miła. Byłam zazdrosna że to mnie nie zaprosił". Odpowiedziałam jej: "Nic się nie stało też byłabym zazdrosna na twoim miejscu". Odetchnęłam. Naszej przyjaźni nie zepsuje jakiś tam chłopak. No dobra nie jakiś, ale żadne mu chłopakowi czy byłby przystojny czy nie nie pozwoliłabym zepsuć mojej przyjaźni z Weroniką. Kiedy skończyłam wybierać ciuchy (założyłam czarną tunikę z dekoltem i czarne leginsy) poszłam się umalować. właśnie kończyłam gdy ktoś zadzwonił do drzwi. To był Tomek. przyniósł jedna czerwona różę dla mnie. Wpuściłam go do środka. Założyłam kurtkę, buty (oczywiście na obcasie) i wyszliśmy. Dotarliśmy dwie godziny przed rozpoczęciem koncertu. Tomek zaprosił mnie na ciastko do teatralnej kawiarni. Bardzo miło nam się rozmawiało i nie zauważyliśmy gdy zostało już tylko siedem minut do rozpoczęcia koncertu. Gdy biegliśmy on nagle złapał mnie za rękę. Spojżałam się zdziwiona na niego a on tylko się do mnie uśmiechnął. Dotarliśmy pod pewne drzwi spod których słychać było muzykę. Cicho weszliśmy do środka. Przy pianinie siedziała postać w czarnej todze. "Dziwak" - pomyślałam - "ale jak widać artyści tak mają". Usiedliśmy na wolnych miejscach. Nagle coś zaczęło mnie ciągnąć ku scenie. Zaczęłam wołać do Tomka o pomoc. Ale on siedział zesztywniały tak jakby dostał paraliżu. Zaczęłam przeraźliwie wołać o pomoc. W końcu znalazłam się przy pianinie. Zakapturzona postać przestała grać i odwróciła się do mnie. Zamiast twarzy miała trupią czaszkę. Zrobiło mi się słabo. Nagle zakapturzona postać odezwała się do mnie. Jej głos brzmiał tak jakby ktoś szorował gwoździem po tablicy. powiedział że mam w sobie wiele dobra skoro nie zdrętwiałam od jego muzyki. I że mnie i jednej osobie z tego pomieszczenia daruje życie, ale żebym pamiętała już nigdy nie wracać do tej sali bo drugiej szansy już nie dostanę. Poczułam tylko jak mdleję obudziłam się w swoim pokoju. Byłam bardzo spocona i mocno bolała mnie głowa. Poszłam się wykąpać. Po kąpieli od razu położyłam się spać. Rano normalnie poszłam do szkoły uważając to całe zaproszenie Tomka i tego kościotrupa za zwykły sen. Na drugiej przerwie podszedł do mnie Tomek i powiedział że koncert bardzo mu się podobał i bardzo by chciał pójść ze mną w następny wtorek na następny koncert. Tak do końca nie mam pewności czy ten kościotrup był prawdziwy. Wacham się: iść czy nie iść...
"Jacek wepchną sobie klocek lego do nosa i nie można było go wyciągnąć, a kiedy Maciek się się dowiedział że jedziemy z Jackiem do szpitala pozazdrościł mu i też sobie wepchnął klocek do nosa. Na kuchence masz obiad pod świeczką na szafce masz 20 złotych w razie potrzeby. Nie siedź cały czas przy komputerze. Całusy mama". Mówiłam para diabląt. Poszłam do łazienki i umyłam włosy. potem je lekko wysuszyłam i zakręciłam na lokówkę. Poszłam wybrać ciuchy które były by odpowiednie do teatru jak i na randkę. Nagle dostałam sms-a od Weroniki: "Przepraszam że byłam taka nie miła. Byłam zazdrosna że to mnie nie zaprosił". Odpowiedziałam jej: "Nic się nie stało też byłabym zazdrosna na twoim miejscu". Odetchnęłam. Naszej przyjaźni nie zepsuje jakiś tam chłopak. No dobra nie jakiś, ale żadne mu chłopakowi czy byłby przystojny czy nie nie pozwoliłabym zepsuć mojej przyjaźni z Weroniką. Kiedy skończyłam wybierać ciuchy (założyłam czarną tunikę z dekoltem i czarne leginsy) poszłam się umalować. właśnie kończyłam gdy ktoś zadzwonił do drzwi. To był Tomek. przyniósł jedna czerwona różę dla mnie. Wpuściłam go do środka. Założyłam kurtkę, buty (oczywiście na obcasie) i wyszliśmy. Dotarliśmy dwie godziny przed rozpoczęciem koncertu. Tomek zaprosił mnie na ciastko do teatralnej kawiarni. Bardzo miło nam się rozmawiało i nie zauważyliśmy gdy zostało już tylko siedem minut do rozpoczęcia koncertu. Gdy biegliśmy on nagle złapał mnie za rękę. Spojżałam się zdziwiona na niego a on tylko się do mnie uśmiechnął. Dotarliśmy pod pewne drzwi spod których słychać było muzykę. Cicho weszliśmy do środka. Przy pianinie siedziała postać w czarnej todze. "Dziwak" - pomyślałam - "ale jak widać artyści tak mają". Usiedliśmy na wolnych miejscach. Nagle coś zaczęło mnie ciągnąć ku scenie. Zaczęłam wołać do Tomka o pomoc. Ale on siedział zesztywniały tak jakby dostał paraliżu. Zaczęłam przeraźliwie wołać o pomoc. W końcu znalazłam się przy pianinie. Zakapturzona postać przestała grać i odwróciła się do mnie. Zamiast twarzy miała trupią czaszkę. Zrobiło mi się słabo. Nagle zakapturzona postać odezwała się do mnie. Jej głos brzmiał tak jakby ktoś szorował gwoździem po tablicy. powiedział że mam w sobie wiele dobra skoro nie zdrętwiałam od jego muzyki. I że mnie i jednej osobie z tego pomieszczenia daruje życie, ale żebym pamiętała już nigdy nie wracać do tej sali bo drugiej szansy już nie dostanę. Poczułam tylko jak mdleję obudziłam się w swoim pokoju. Byłam bardzo spocona i mocno bolała mnie głowa. Poszłam się wykąpać. Po kąpieli od razu położyłam się spać. Rano normalnie poszłam do szkoły uważając to całe zaproszenie Tomka i tego kościotrupa za zwykły sen. Na drugiej przerwie podszedł do mnie Tomek i powiedział że koncert bardzo mu się podobał i bardzo by chciał pójść ze mną w następny wtorek na następny koncert. Tak do końca nie mam pewności czy ten kościotrup był prawdziwy. Wacham się: iść czy nie iść...