Takich emocji nigdy wiecej nigdy nie doswiadzczyłem Napisz opowiadanie z dialogiem o emocjonujacej przygodzie przezytej podczas wakacyjnej zabawy z rowiesnikami . Zastosuja narracje pierwszoosobową # daje naj
Anonymuss
Na wakacje pojechałem na wieś, do dziadków. Wioska była oddalona o jakieś 30 kilometrów od Zakopanego, w otoczeniu gór. Poznałem tak kilka fajnych dzieciaków, a mianowicie Artura, Łukasza, Marcelinę, Agatę i Damiana. Byliśmy zgraną ekipą i całe dnie bawiliśmy się na dworze, a jeśli pogoda nie dopisywała, korzystaliśmy z czatu. Niestety, babcia wypuszczała mnie z domu dopiero o 11:30, kiedy już zjadłem śniadanie i dziadkowie się mną wycieszyli. Pewnego upalnego lipcowego dnia, Łukasz i Artur oznajmili: -Znaleźliśmy fantastyczną kryjówkę! -Jak to? Gdzie?-Marcelina i Damian przekrzykiwali się nawzajem. -Tam w górach-wskazał palcem Artur. - Możemy wam ją pokazać, ale to tajemnica... - No i trzeba się liczyć z tym, że to cały dzień drogi. Słabe dziewczyny mogą nie wytrzymać- uśmiechnął się złośliwie Łukasz. Dziewczyny jeszcze trochę się z nim pokłóciły, aż w końcu Damian przerwał spór. Zaczęliśmy ustalać, kiedy i jak dostaniemy się do tajemniczej kryjówki. Ustaliliśmy, że wyruszymy około piątej rano. Jednak nagle przypomniałem sobie, o zakazie wychodzenia z domu przed 11:30. Zmarkotniałem. Oznajmiłem to przyjaciołom, a ci się zmartwili. -Słuchaj...zawsze możemy sobie odpuścić...-powiedział Damian. -Nie, idźcie beze mnie...nie chcę byście przeze mnie z czegoś rezygnowali -odparłem i poszedłem do domu. Resztę dnia z grymasem na twarzy siedziałem w domu. Potem poszedłem do łóżka. Spałem jak zabity, a obudziłem się o wpół do piątej. Promienie wschodzącego słońca przepełniły mnie determinacją. Nie mogłem odpuścić takiej okazji! Cichutko wstałem oraz ubrałem się, po czym jeszcze ciszej zszedłem na dół. Do małego, czerwonego plecaka zapakowałem dwie duże butelki wody gazowanej, kilka kanapek i dwa batony. Na palcach wyszedłem z chatki i gdy tylko stanąłem na drodze, pocwałowałem do Łukasza. Cichutko zakradłem się pod jego dom i zapukałem w okno jego pokoju. Otworzył zaspany, jeszcze w piżamie. Zdałem sobie sprawę, że właśnie go obudziłem. Gdy tylko mnie zobaczył, wybałuszył oczy. -Co ty tutaj robisz?!-zapytał zdziwiony. -Idziemy w to wasze tajemnicze miejsce. -Przecież nie możesz wychodzić wcześniej niż pół godziny przed południem! -Tak, dlatego pospiesz się, jak dziadkowie się dowiedzą, że wyszedłem, to dostanę manto!-powiedziałem lekko zirytowany. Chłopak kiwnął głową i zebrał się w pięć minut. Tak zebraliśmy jeszcze Agatę, Marcelinę i Damiana. Wyruszyliśmy. Szliśmy już szóstą godzinę po górzystym szlaku, powoli zaczynaliśmy czuć zmęczenie, tylko Artur i Łukasz szli pewni siebie. Po drodze zjadłem trzy kanapki i dwa batony. Właściwie pół, bo trzy czwarte słodycza dostali Damian, Aga i Marcelina. Zaczynaliśmy się już denerwować, kiedy Łukasz krzyknął: -Jest! O tam, widzicie?! Przyjrzałem się bliżej. Górska ściana zasłaniała nam dalszą drogę, jednak wydrążony był w niej krótki tunel. Z przekopu był piękny widok, a jeśli spojrzało się w dół, oczom ukazywała się sroga przepaść. Zachwyceni, pognaliśmy tam. Spędziliśmy w tym miejscu około czterech godzin, kiedy naszła nas ochota pograć w berka. Zabawa trwała w najlepsze, kiedy Agacie ześlizgnęła się noga i prawie spadła, ale złapała się wystającego kamienia. Przerażona Marcelina zaczęła piszczeć, podobnie jak Agata. Chłopcy zdębieli. Dziewczynka zaczęła się zsuwać. Ja zachowałem zimną krew. Złapałem przyjaciółkę za przedramiona i podciągnąłem do góry. Przerażona objęła moją szyję. Szybko zwinęliśmy się do domu. Gdy wróciliśmy do domów, dostałem po uszach od dziadków, jednak myślę, że warto było. Takich emocji nigdy więcej nie doświadczyłem! Później byliśmy jeszcze parę razy w tamtym miejscu, ale ani w głowie nam było grać w ganianego!
-Znaleźliśmy fantastyczną kryjówkę!
-Jak to? Gdzie?-Marcelina i Damian przekrzykiwali się nawzajem.
-Tam w górach-wskazał palcem Artur. - Możemy wam ją pokazać, ale to tajemnica...
- No i trzeba się liczyć z tym, że to cały dzień drogi. Słabe dziewczyny mogą nie wytrzymać- uśmiechnął się złośliwie Łukasz.
Dziewczyny jeszcze trochę się z nim pokłóciły, aż w końcu Damian przerwał spór. Zaczęliśmy ustalać, kiedy i jak dostaniemy się do tajemniczej kryjówki. Ustaliliśmy, że wyruszymy około piątej rano. Jednak nagle przypomniałem sobie, o zakazie wychodzenia z domu przed 11:30. Zmarkotniałem. Oznajmiłem to przyjaciołom, a ci się zmartwili.
-Słuchaj...zawsze możemy sobie odpuścić...-powiedział Damian.
-Nie, idźcie beze mnie...nie chcę byście przeze mnie z czegoś rezygnowali -odparłem i poszedłem do domu. Resztę dnia z grymasem na twarzy siedziałem w domu. Potem poszedłem do łóżka. Spałem jak zabity, a obudziłem się o wpół do piątej. Promienie wschodzącego słońca przepełniły mnie determinacją. Nie mogłem odpuścić takiej okazji! Cichutko wstałem oraz ubrałem się, po czym jeszcze ciszej zszedłem na dół. Do małego, czerwonego plecaka zapakowałem dwie duże butelki wody gazowanej, kilka kanapek i dwa batony. Na palcach wyszedłem z chatki i gdy tylko stanąłem na drodze, pocwałowałem do Łukasza. Cichutko zakradłem się pod jego dom i zapukałem w okno jego pokoju. Otworzył zaspany, jeszcze w piżamie. Zdałem sobie sprawę, że właśnie go obudziłem. Gdy tylko mnie zobaczył, wybałuszył oczy.
-Co ty tutaj robisz?!-zapytał zdziwiony.
-Idziemy w to wasze tajemnicze miejsce.
-Przecież nie możesz wychodzić wcześniej niż pół godziny przed południem!
-Tak, dlatego pospiesz się, jak dziadkowie się dowiedzą, że wyszedłem, to dostanę manto!-powiedziałem lekko zirytowany. Chłopak kiwnął głową i zebrał się w pięć minut. Tak zebraliśmy jeszcze Agatę, Marcelinę i Damiana. Wyruszyliśmy. Szliśmy już szóstą godzinę po górzystym szlaku, powoli zaczynaliśmy czuć zmęczenie, tylko Artur i Łukasz szli pewni siebie. Po drodze zjadłem trzy kanapki i dwa batony. Właściwie pół, bo trzy czwarte słodycza dostali Damian, Aga i Marcelina. Zaczynaliśmy się już denerwować, kiedy Łukasz krzyknął:
-Jest! O tam, widzicie?!
Przyjrzałem się bliżej. Górska ściana zasłaniała nam dalszą drogę, jednak wydrążony był w niej krótki tunel. Z przekopu był piękny widok, a jeśli spojrzało się w dół, oczom ukazywała się sroga przepaść. Zachwyceni, pognaliśmy tam. Spędziliśmy w tym miejscu około czterech godzin, kiedy naszła nas ochota pograć w berka. Zabawa trwała w najlepsze, kiedy Agacie ześlizgnęła się noga i prawie spadła, ale złapała się wystającego kamienia. Przerażona Marcelina zaczęła piszczeć, podobnie jak Agata. Chłopcy zdębieli. Dziewczynka zaczęła się zsuwać. Ja zachowałem zimną krew. Złapałem przyjaciółkę za przedramiona i podciągnąłem do góry. Przerażona objęła moją szyję. Szybko zwinęliśmy się do domu. Gdy wróciliśmy do domów, dostałem po uszach od dziadków, jednak myślę, że warto było. Takich emocji nigdy więcej nie doświadczyłem! Później byliśmy jeszcze parę razy w tamtym miejscu, ale ani w głowie nam było grać w ganianego!