Adiutant generała należał do tych, którzy nie brali udziału w walce. Dzięki temu mógł obserwować, co dzieje się na polu bitwy. Wiedział, jak ogromna liczba Rosjan nacierała na redutę, której obroną dowodził Ordon. Sześć dział reduty grzmiało bez ustanku. Na nacierających leciały kule, bomby i kartacze. Wszędzie unosił się zapach i dym prochu. Na czele oddziałów Rosjan nie było tego, który wysyłał je do walki. Car siedział bezpiecznie w swojej stolicy o pięćset mil stamtąd i przyjmował uniżone hołdy Francuzów i Turków, wydawał rozkazy, na mocy których w "tysiącach kibitek" jechali na katorgę więźniowie. Gdy nie miał humoru, mogła go rozweselić jedynie śmierć poddanych. Woli tyrana sprzeciwiła się tylko Warszawa: odważyła się "ściągnąć z jego głowy" zagarniętą koronę "Kazimierzów i Chrobrych". Adiutant wiedział, jak reduta została zalana przez masy przeciwnika. Polscy żołnierze walczyli dzielnie, bronili si do ostatka, ale nie potrafili już sprostać przeważającej sile Rosjan. Reduta została stracona. Generał rozkazał adiutantowi odnaleźć w tłumie Ordona. Dowódca reduty pojawił się na chwilę ze wzniesioną ręką, ale gdy już wydawało się, że będzie wzięty do niewoli, skoczył z "palną świecą" do lochów i wysadził budowlę w powietrze. Kiedy rozwiał się dym, adiutant ujrzał tylko bryłę poszarpanej ziemi, która stała się "rozjemczą mogiłą" (czyli taką, w której napastnicy i obrońcy zawarli rozejm). Walczący zawarli "pierwszy raz pokój wieczny i szczery". Generał był dumny z bohaterskiej postawy Ordona, który zasłużył sobię na miano "patrona szańców": "Bo dzieło zniszczenia W dobrej sprawie jest święte, jak dzieło tworzenia". Podobnie postąpi z ziemią Bóg, gdy będzie chciał ukarać ludzi. tomi udało ssie znalez
Adiutant generała należał do tych, którzy nie brali udziału w walce. Dzięki temu mógł obserwować, co dzieje się na polu bitwy. Wiedział, jak ogromna liczba Rosjan nacierała na redutę, której obroną dowodził Ordon. Sześć dział reduty grzmiało bez ustanku. Na nacierających leciały kule, bomby i kartacze. Wszędzie unosił się zapach i dym prochu. Na czele oddziałów Rosjan nie było tego, który wysyłał je do walki. Car siedział bezpiecznie w swojej stolicy o pięćset mil stamtąd i przyjmował uniżone hołdy Francuzów i Turków, wydawał rozkazy, na mocy których w "tysiącach kibitek" jechali na katorgę więźniowie. Gdy nie miał humoru, mogła go rozweselić jedynie śmierć poddanych. Woli tyrana sprzeciwiła się tylko Warszawa: odważyła się "ściągnąć z jego głowy" zagarniętą koronę "Kazimierzów i Chrobrych".
Adiutant wiedział, jak reduta została zalana przez masy przeciwnika. Polscy żołnierze walczyli dzielnie, bronili si do ostatka, ale nie potrafili już sprostać przeważającej sile Rosjan. Reduta została stracona. Generał rozkazał adiutantowi odnaleźć w tłumie Ordona. Dowódca reduty pojawił się na chwilę ze wzniesioną ręką, ale gdy już wydawało się, że będzie wzięty do niewoli, skoczył z "palną świecą" do lochów i wysadził budowlę w powietrze. Kiedy rozwiał się dym, adiutant ujrzał tylko bryłę poszarpanej ziemi, która stała się "rozjemczą mogiłą" (czyli taką, w której napastnicy i obrońcy zawarli rozejm). Walczący zawarli "pierwszy raz pokój wieczny i szczery". Generał był dumny z bohaterskiej postawy Ordona, który zasłużył sobię na miano "patrona szańców":
"Bo dzieło zniszczenia
W dobrej sprawie jest święte, jak dzieło tworzenia".
Podobnie postąpi z ziemią Bóg, gdy będzie chciał ukarać ludzi. tomi udało ssie znalez