Berta Shirley stała w drzwiach niewielkiego żółtego domu i machała mężowi na pożegnanie. Walter skręcił w kierunki drogi prowadzącej do Bolingbroke High School, miejscowej szkoły średniej. Był obładowany książkami, więc nie mógł odpowiedzieć żonie gestem, ale jego uśmiech wyrażał wszystko. Zbliżał się już do domu Geoffreya Hepwortha, który uczył przedmiotów ścisłych i który zgodnie z umową miał czekać z bryczką na Waltera, by razem z nim pojechać do miasta. Walter najpierw zamierzał iść pieszo, ale był to pierwszy dzień roku szkolnego, więc miał zbyt wiele rzeczy do niesienia. Liczył na to, że spacer o poranku orzeźwi go i rozjaśni mu umysł przed pierwszą po wakacjach lekcją geometrii. Uwielbiał przechadzki i pracę w szkole. Geometria była tak niesamowicie ligiczna, uporzą- dkowana i p r z e w i d y w a l n a - podobnie zresztą jak pozostałe działy matematyki. Wszystko wydawało się w niej idealnie d o p a s o w a n e. Walter kochał swój przedmiot tak bardzo, jak jego żona kochała swój. Uczyła w tej samej szkole aż do końca czerwca. Walter już dawno zniknął za gęstwiną różanych krzewów i dzikimi jabłonkami, rosnącymi w posiadłości Hepworthów, ale Berta ciągle jeszcze stała w drzwiach. Najchętniej poszłaby razem z nim. Chciała jak zwykle wejść do klasy, by otwierać serca i umysły uczniów na cód dobrej poezji. Uwrażliwiać ich na Wordswortha, Keatsa i młodszego od nich Matthew Arnolda. No i naturalnie na Szekspira. A jeżeli ich nowy nauczyciel zupełnie nie interesuje się Szekspirem? Berta nie mogła zrozumieć, dlaczego kobiety po wyjściu za mąż muszą rezygnować z pracy. Ciągle słyszała, że powinna się teraz troszczyć o męża, ale przecież ze wszystkim poradziłaby sobie doskonale. Westchnęła i zamknęła drzwi.
Rozdział 1. Walter wychodzi do pracy
Berta Shirley stała w drzwiach niewielkiego żółtego domu i machała mężowi na pożegnanie.
Walter skręcił w kierunki drogi prowadzącej do Bolingbroke High School, miejscowej szkoły
średniej. Był obładowany książkami, więc nie mógł odpowiedzieć żonie gestem, ale jego
uśmiech wyrażał wszystko. Zbliżał się już do domu Geoffreya Hepwortha, który uczył
przedmiotów ścisłych i który zgodnie z umową miał czekać z bryczką na Waltera, by
razem z nim pojechać do miasta. Walter najpierw zamierzał iść pieszo, ale był to pierwszy
dzień roku szkolnego, więc miał zbyt wiele rzeczy do niesienia. Liczył na to, że spacer
o poranku orzeźwi go i rozjaśni mu umysł przed pierwszą po wakacjach lekcją geometrii.
Uwielbiał przechadzki i pracę w szkole. Geometria była tak niesamowicie ligiczna, uporzą-
dkowana i p r z e w i d y w a l n a - podobnie zresztą jak pozostałe działy matematyki.
Wszystko wydawało się w niej idealnie d o p a s o w a n e. Walter kochał swój przedmiot
tak bardzo, jak jego żona kochała swój. Uczyła w tej samej szkole aż do końca czerwca.
Walter już dawno zniknął za gęstwiną różanych krzewów i dzikimi jabłonkami, rosnącymi
w posiadłości Hepworthów, ale Berta ciągle jeszcze stała w drzwiach. Najchętniej poszłaby
razem z nim. Chciała jak zwykle wejść do klasy, by otwierać serca i umysły uczniów na
cód dobrej poezji. Uwrażliwiać ich na Wordswortha, Keatsa i młodszego od nich Matthew
Arnolda. No i naturalnie na Szekspira. A jeżeli ich nowy nauczyciel zupełnie nie interesuje
się Szekspirem? Berta nie mogła zrozumieć, dlaczego kobiety po wyjściu za mąż muszą
rezygnować z pracy. Ciągle słyszała, że powinna się teraz troszczyć o męża, ale przecież
ze wszystkim poradziłaby sobie doskonale. Westchnęła i zamknęła drzwi.