Sebastiano Ruiz Mignone postanowił swoich piratów sprowadzić na ląd. Nie bez przyczyny – po trzech książkach zbierających opisy bitew morskich, przyszedł czas na zaprezentowanie innych przygód. Chociaż oczywiście podstawowym zajęciem bohaterów będzie poszukiwanie skarbów. Tym razem pragnienie zdobycia kosztowności zaprowadzi ekipę kapitana Mongarda do Turków – skarbiec Wielkiego Sułtana na pewno należy do dobrze zaopatrzonych… Znani już z poprzednich tomów serii „Piraci, do abordażu” bohaterowie zaczynają się wreszcie zachowywać jak piraci z prawdziwego zdarzenia. Nie będą teraz wprawdzie oczyszczać mórz i oceanów ze złych i okrutnych postaci, ale planują napad. Chcą rabunkami zarobić na swoje potrzeby, a przy okazji wzbogacić się w niecny sposób. Nawiązują kontakty ze światkiem złodziejskim. Opracowują szczegóły wielkiego skoku z niebywałą bezczelnością, zupełnie jakby piratami byli od zawsze. Wątek piratów to jedna kwestia poruszana w „Skarbie Wielkiego Sułtana” – choć trochę dziwi takie rozwiązanie p trzech tomach idealizowania grupy kapitana Mongarda. Zobaczymy, w jakim kierunku potoczą się dalsze losy zespołu, czy powróci Mignone do honorowego kodeksu, czy też dostosuje się do „znormalizowanej” wersji piratów… Kapitan Mongard poszedł wprawdzie na ugodę i otrzymał od jednego z admirałów list kaperski – to sprawia, że zamiast pirata stał się korsarzem, zobowiązał się, że nie będzie napadać na statki pływające pod banderą francuską, za to ma gwarancję nietykalności i może bezkarnie pracować; nie oznacza to jednak końca krwawych przygód. W każdym razie obok tego zagadnienia ważna jest w tomie „Skarb Wielkiego Sułtana” postawa Timmy’ego Kida. Młody chłopak nie chce się uczyć i ucieka zawsze, ilekroć wyczuwa, że ktoś chce zmienić stan jego wiedzy. Jednocześnie z całą pilnością, na jaką go stać, chłonie pouczenia samuraja. Chce dowiedzieć się jak najwięcej o sztukach walki. Powtarza za swoim mistrzem kolejne chwyty i dostaje do rozpracowania coraz to nowe zadania. Kikuciro Gorobei przekazuje uczniowi nie tylko tajniki władania szablą, ale i elementy taoizmu czy filozofii zen. Timmy Kid próbuje wyjaśniać wyjaśniać historie, które przekazuje mu Kikuciro Gorobei, sam nie wie, że przy tym także się uczy. Popełnia jednak poważny błąd, błąd, który może go kosztować nawet rozstanie z załogą… Lekturę odrobinę utrudnia fakt, że Mignone nie zamyka jednej opowieści w ramach jednej książki, przez co ciężko czasem wyłapać punkty kulminacyjne. Historia rozpoczyna się tam, gdzie została przerwana w poprzednim tomie, ale urwie się znów w środku opowieści. W „Skarbie Wielkiego Sułtana” znów mniej jest scen śmierci, więcej refleksji filozoficznych, nie ma wyważenia, wydaje się Mignone jeszcze rozchwiany, trochę sinusoidalny. Dalsze tomy opowieści o piratach być może przyniosą odpowiedź na pytanie, czy to zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach strategia, czy może chaos płynący z braku wprawy…
Sebastiano Ruiz Mignone postanowił swoich piratów sprowadzić na ląd. Nie bez przyczyny – po trzech książkach zbierających opisy bitew morskich, przyszedł czas na zaprezentowanie innych przygód. Chociaż oczywiście podstawowym zajęciem bohaterów będzie poszukiwanie skarbów. Tym razem pragnienie zdobycia kosztowności zaprowadzi ekipę kapitana Mongarda do Turków – skarbiec Wielkiego Sułtana na pewno należy do dobrze zaopatrzonych… Znani już z poprzednich tomów serii „Piraci, do abordażu” bohaterowie zaczynają się wreszcie zachowywać jak piraci z prawdziwego zdarzenia. Nie będą teraz wprawdzie oczyszczać mórz i oceanów ze złych i okrutnych postaci, ale planują napad. Chcą rabunkami zarobić na swoje potrzeby, a przy okazji wzbogacić się w niecny sposób. Nawiązują kontakty ze światkiem złodziejskim. Opracowują szczegóły wielkiego skoku z niebywałą bezczelnością, zupełnie jakby piratami byli od zawsze. Wątek piratów to jedna kwestia poruszana w „Skarbie Wielkiego Sułtana” – choć trochę dziwi takie rozwiązanie p trzech tomach idealizowania grupy kapitana Mongarda. Zobaczymy, w jakim kierunku potoczą się dalsze losy zespołu, czy powróci Mignone do honorowego kodeksu, czy też dostosuje się do „znormalizowanej” wersji piratów… Kapitan Mongard poszedł wprawdzie na ugodę i otrzymał od jednego z admirałów list kaperski – to sprawia, że zamiast pirata stał się korsarzem, zobowiązał się, że nie będzie napadać na statki pływające pod banderą francuską, za to ma gwarancję nietykalności i może bezkarnie pracować; nie oznacza to jednak końca krwawych przygód. W każdym razie obok tego zagadnienia ważna jest w tomie „Skarb Wielkiego Sułtana” postawa Timmy’ego Kida. Młody chłopak nie chce się uczyć i ucieka zawsze, ilekroć wyczuwa, że ktoś chce zmienić stan jego wiedzy. Jednocześnie z całą pilnością, na jaką go stać, chłonie pouczenia samuraja. Chce dowiedzieć się jak najwięcej o sztukach walki. Powtarza za swoim mistrzem kolejne chwyty i dostaje do rozpracowania coraz to nowe zadania. Kikuciro Gorobei przekazuje uczniowi nie tylko tajniki władania szablą, ale i elementy taoizmu czy filozofii zen. Timmy Kid próbuje wyjaśniać wyjaśniać historie, które przekazuje mu Kikuciro Gorobei, sam nie wie, że przy tym także się uczy. Popełnia jednak poważny błąd, błąd, który może go kosztować nawet rozstanie z załogą… Lekturę odrobinę utrudnia fakt, że Mignone nie zamyka jednej opowieści w ramach jednej książki, przez co ciężko czasem wyłapać punkty kulminacyjne. Historia rozpoczyna się tam, gdzie została przerwana w poprzednim tomie, ale urwie się znów w środku opowieści. W „Skarbie Wielkiego Sułtana” znów mniej jest scen śmierci, więcej refleksji filozoficznych, nie ma wyważenia, wydaje się Mignone jeszcze rozchwiany, trochę sinusoidalny. Dalsze tomy opowieści o piratach być może przyniosą odpowiedź na pytanie, czy to zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach strategia, czy może chaos płynący z braku wprawy…