Niedługo po przeczytaniu książki pt. "Krzyżacy" Henryka Sienkiewicza, postanowiłam opisać pierwsze spotkanie Zbysz- ka i Danusi oraz wynikające z tego konsekwencje. Młody rycerz spotkał panią swojego serca w gospodzie "Pod lutym turem" w Tyńcu (Autor napisał: "A wtem przez drzwi wesz- ła księżna (...), za panią szły panny dworskie (...). Jedna z dziewcząt, młódka jeszcze, może dwunastolatka, niosła też za księżną małą luteńkę, nabijaną miedzianymi ćwiekami."). Za- kochał się w niej od pierwszego wejrzenia i jeszcze tego same- go wieczoru, tuż po tym, jak uratował ją przed nieszczęśliwym wypadkiem (odpowiedni będzie tu cytat: "Jeden z rybałtów(...) podniósł się nagle, przez co ławka przechyliła się w jedną stronę. Danusia zachwiała się i rozłożyła rączki, lecz nim zdołała upaść lub zeskoczyć, rzucił się Zbyszko jak żbik i porwał ją na ręce.") ślubował jej pawie czuby z głów ryce- rzy niemieckich. Dzień po pierwszym spotkaniu, w opactwie w Tyńcu, młody pan modlił się, aby Bog zesłał mu honorowych członków zakonu. Niedługo potem, na drodze do Krakowa, orszak królewski zoba- czył krzyżaka na koniu, w towarzystwie innych rycerzy. Brata- nek Maćka myślał, iż to los chciał, aby spotkali tego człowie- ka (miał on pawie czuby na hełmie), więc bez wahania wyciągnął miecz i chciał nim zabić niemca. Nie udało mu się to (rycerz był posłem krzyżackim podążającym do Krakowa), zaś obrońca zażądał kary: bracia mieli pozsiadać z koni, pozdejmo- wać hełmy i pokłonić się im aż do stóp. Gdy oni odmówili - postanowił ukarać młodego pana i postanowił złożyć na niego skargę do króla. Próżne były rady i prośby - krzyżak był nieugięty. W Krakowie, już po wyznaczonej karze, również bezsku- teczne były błagania: Maćka, Powały z Taczewa, a nawet księż- nej Anny Danuty. Mówi się, że nieszczęścia chodzą parami - tutaj zbiegły się ukaranie Zbyszka i śmierć królowej Jadwigi oraz jej małej córeczki. Gdyby nie to drugie wydarzenie, mło- dego pana mógłoby coś jeszcze uratować. Próżno jego stryj jeździł nawet na Mazowsze. Lecz - w dzień egzekucji uratowała go ukochana starym polskim zwyczajem ze słowami: "Mój ci jest, mój ci jest!". Gdyby ukochamy Danusi nie zobaczył jej w gospodzie, prawdo- podobnie nie wydarzyło by się te wszystko - na drodze do Kra- kowa i w nim samym. Ona wręcz musiała go uratować, gdyż, gdyby nie ślubowanie, nie doszłoby do takiej sytuacji.
Niedługo po przeczytaniu książki pt. "Krzyżacy" Henryka Sienkiewicza, postanowiłam opisać pierwsze spotkanie Zbysz- ka i Danusi oraz wynikające z tego konsekwencje. Młody rycerz spotkał panią swojego serca w gospodzie "Pod lutym turem" w Tyńcu (Autor napisał: "A wtem przez drzwi wesz- ła księżna (...), za panią szły panny dworskie (...). Jedna z dziewcząt, młódka jeszcze, może dwunastolatka, niosła też za księżną małą luteńkę, nabijaną miedzianymi ćwiekami."). Za- kochał się w niej od pierwszego wejrzenia i jeszcze tego same- go wieczoru, tuż po tym, jak uratował ją przed nieszczęśliwym wypadkiem (odpowiedni będzie tu cytat: "Jeden z rybałtów(...) podniósł się nagle, przez co ławka przechyliła się w jedną stronę. Danusia zachwiała się i rozłożyła rączki, lecz nim zdołała upaść lub zeskoczyć, rzucił się Zbyszko jak żbik i porwał ją na ręce.") ślubował jej pawie czuby z głów ryce- rzy niemieckich. Dzień po pierwszym spotkaniu, w opactwie w Tyńcu, młody pan modlił się, aby Bog zesłał mu honorowych członków zakonu. Niedługo potem, na drodze do Krakowa, orszak królewski zoba- czył krzyżaka na koniu, w towarzystwie innych rycerzy. Brata- nek Maćka myślał, iż to los chciał, aby spotkali tego człowie- ka (miał on pawie czuby na hełmie), więc bez wahania wyciągnął miecz i chciał nim zabić niemca. Nie udało mu się to (rycerz był posłem krzyżackim podążającym do Krakowa), zaś obrońca zażądał kary: bracia mieli pozsiadać z koni, pozdejmo- wać hełmy i pokłonić się im aż do stóp. Gdy oni odmówili - postanowił ukarać młodego pana i postanowił złożyć na niego skargę do króla. Próżne były rady i prośby - krzyżak był nieugięty. W Krakowie, już po wyznaczonej karze, również bezsku- teczne były błagania: Maćka, Powały z Taczewa, a nawet księż- nej Anny Danuty. Mówi się, że nieszczęścia chodzą parami - tutaj zbiegły się ukaranie Zbyszka i śmierć królowej Jadwigi oraz jej małej córeczki. Gdyby nie to drugie wydarzenie, mło- dego pana mógłoby coś jeszcze uratować. Próżno jego stryj jeździł nawet na Mazowsze. Lecz - w dzień egzekucji uratowała go ukochana starym polskim zwyczajem ze słowami: "Mój ci jest, mój ci jest!". Gdyby ukochamy Danusi nie zobaczył jej w gospodzie, prawdo- podobnie nie wydarzyło by się te wszystko - na drodze do Kra- kowa i w nim samym. Ona wręcz musiała go uratować, gdyż, gdyby nie ślubowanie, nie doszłoby do takiej sytuacji.