Zbyszko chcąc dopełnić ślubu i popisać się przed Danusią swą odwagą, zamierzył się na posła krzyżackiego Lichtensteina. Za ten nierozsądny krok został skazany na karę śmierci Po kilku miesiącach, nadszedł dzień egzekucji. Od rana tłumy ludzi podążały w stronę rynku, gdzie miała być ścięta głowa szlachcica o młodzieńczym wieku i nadzwyczajnej piękności skazanego. Rajcy miejscy ustawili się w pobliżu rusztowania tuż za rycerstwem, które chcąc okazać młodzieńcowi swoje współczucie, stanęło najbliżej pomostu. Za nimi stali rzemieślnicy i kupcy. Na środku rynku widniał pomost pokryty nowym suknem, na którym stał kat i dwóch pachołków. U ich nóg znajdował się pień i trumna obita suknem.
Gdy na wieżach Panny Marii zaczęły bić dzwony, serca ludzkie zabiły jak młoty. Wszystkie oczy skierowały się w stronę zamku.
Dalekie okrzyki oznajmiły zbliżanie się łuczników, między którymi szedł Zbyszko. Wkrótce orszak pojawił się na rynku. Wszystkie oczy zwróciły się na młodzieńca. Ze wszystkich okien wychyliły się niewiasty. Zbyszko szedł ubrany w swój zdobyczny, krótki, haftowany kaftan, zdobiony złotą frędzlą u dołu. W tym świetnym stroju wydawał się ludziom jakimś książątkiem. Szedł równym, sprężystym krokiem, ale czoło miał bardzo blade. Na rynku ujrzał z daleka pomost, a na nim sylwetkę kata. Na ten widok drgnął i przeżegnał się -wówczaj ksiądz podał mu krzyż do pocałowania. W pewnej chwili u jego stóp pojawił się pęk chabrów, rzucony przez młodą dziewczynę z ludu. Zbyszko schylił się, podniósł go, a następnie uśmiechnął się do niej. Niewiasta wybuchnęła głośnym płaczem. W pewnej chwili spomiędzy rycerzy wystąpił Powała z Danusią na ręku i krzyknął "Stój"! Pan z Taczewa zbliżył się do Zbyszka i podał mu biało ubraną Danusię. Zbyszko był pewien, że to na pożegnanie. Chwycił ją i objął -lecz Danusia zamiast przytulić się do niego, zerwała szybko ze swych jasnych włosów białą zasłonę i owinęła w nią całkiem głowę Zbyszka. Potem zaczęła donośnie krzyczeć rozpłakanym, dziecinnym głosem: -"Mój ci jest" mój ci jest!" -"Jej ci jest!" -powtórzyli rycerze. Wszyscy zrozumieli, co się stało. Był to stary, polski obyczaj, który wybawiał skazańca od śmierci i kary. Po chwili ludzie rzucili się na rusztowanie. W mgnieniu oka ściągnięto sukno i rozerwano je na kawałki, po kilku minutach z pomostu, nie zostało na rynku śladu.
Zbyszko chcąc dopełnić ślubu i popisać się przed Danusią swą odwagą, zamierzył się na posła krzyżackiego Lichtensteina. Za ten nierozsądny krok został skazany na karę śmierci
Po kilku miesiącach, nadszedł dzień egzekucji. Od rana tłumy ludzi podążały w stronę rynku, gdzie miała być ścięta głowa szlachcica o młodzieńczym wieku i nadzwyczajnej piękności skazanego.
Rajcy miejscy ustawili się w pobliżu rusztowania tuż za rycerstwem, które chcąc okazać młodzieńcowi swoje współczucie, stanęło najbliżej pomostu. Za nimi stali rzemieślnicy i kupcy. Na środku rynku widniał pomost pokryty nowym suknem, na którym stał kat i dwóch pachołków. U ich nóg znajdował się pień i trumna obita suknem.
Gdy na wieżach Panny Marii zaczęły bić dzwony, serca ludzkie zabiły jak młoty. Wszystkie oczy skierowały się w stronę zamku.
Dalekie okrzyki oznajmiły zbliżanie się łuczników, między którymi szedł Zbyszko. Wkrótce orszak pojawił się na rynku. Wszystkie oczy zwróciły się na młodzieńca. Ze wszystkich okien wychyliły się niewiasty. Zbyszko szedł ubrany w swój zdobyczny, krótki, haftowany kaftan, zdobiony złotą frędzlą u dołu. W tym świetnym stroju wydawał się ludziom jakimś książątkiem. Szedł równym, sprężystym krokiem, ale czoło miał bardzo blade.
Na rynku ujrzał z daleka pomost, a na nim sylwetkę kata. Na ten widok drgnął i przeżegnał się -wówczaj ksiądz podał mu krzyż do pocałowania. W pewnej chwili u jego stóp pojawił się pęk chabrów, rzucony przez młodą dziewczynę z ludu. Zbyszko schylił się, podniósł go, a następnie uśmiechnął się do niej. Niewiasta wybuchnęła głośnym płaczem. W pewnej chwili spomiędzy rycerzy wystąpił Powała z Danusią na ręku i krzyknął "Stój"!
Pan z Taczewa zbliżył się do Zbyszka i podał mu biało ubraną Danusię. Zbyszko był pewien, że to na pożegnanie. Chwycił ją i objął -lecz Danusia zamiast przytulić się do niego, zerwała szybko ze swych jasnych włosów białą zasłonę i owinęła w nią całkiem głowę Zbyszka. Potem zaczęła donośnie krzyczeć rozpłakanym, dziecinnym głosem:
-"Mój ci jest" mój ci jest!"
-"Jej ci jest!" -powtórzyli rycerze.
Wszyscy zrozumieli, co się stało. Był to stary, polski obyczaj, który wybawiał skazańca od śmierci i kary. Po chwili ludzie rzucili się na rusztowanie. W mgnieniu oka ściągnięto sukno i rozerwano je na kawałki, po kilku minutach z pomostu, nie zostało na rynku śladu.