wyprawa na wrak „Diany”. Pewnego wieczoru rozbitek zauważył walkę dwóch statków. Gdy skończyły potyczkę, było ciemno i Crusoe rozsadzany przez ciekawość poszedł spać. Następnego dnia wyjrzawszy na miejsce, w którym odbyło się starcie okrętów, zobaczył wrak. Czym prędzej zbudował tratwę, by się tam dostać. Miał ogromną nadzieję, że on pokładzie będzie ktoś żywy, z kim będzie dzielił swój los na wyspie. Gdy dostał się na „Dianę” pierwsze co zrobił, to przewrócił pokład do góry nogami w poszukiwaniu ludzkiej istoty. Gdy tak chodził, zobaczył brodatego mężczyznę w kozich skórach. Na chwilę bardzo się ucieszył, że znalazł kompana, lecz szybko uświadomił sobie, że to jego odbicie w lustrze. Zdziwił się i przeraził zmianą swojego wizerunku. Czyżby siebie nie rozpoznawał? Gdy dotarło do niego, że znów jest sam, ogarnął go wielki smutek. Na szczęście szybko zdał sobie sprawę, że wrak w każdej chwili może pójść na dno. Zaczął zbierać wszystko, co mogło przydać się na wyspie. Był to naprawdę trudny wybór, bo nie wiedział, co jest bardziej przydatne. Nagle usłyszał szczekanie psa. W jednej z kajut znalazł dużego, ciemnowłosego wilczura, który zaczął skomlić. Rozbitek nazwał go „Friend”- przyjaciel. Niewiele myśląc, Robinson umieścił go na tratwie razem z innymi gratami. Cieszył się, że Bóg dał mu chociaż takiego towarzysza, z którym łatwiej będzie przetrwać trudy. Mężczyzna nie tracąc czasu wypłynął w kolejny rejs po łupy. Zrobił to jeszcze kilka razy, aż brzeg wyspy zapełnił się przedmiotami z „Diany”. Wśród znalezionych skarbów znalazły się: muszkiety i proch, żywność, krzesiwo, nożyce, narzędzia, papier, inkaust, Biblia i wiele innych. Moim zdaniem to najciekawsza i bardzo pozytywna przygoda Robinsona.
wyprawa na wrak „Diany”.
Pewnego wieczoru rozbitek zauważył walkę dwóch statków. Gdy skończyły potyczkę, było ciemno i Crusoe rozsadzany przez ciekawość poszedł spać. Następnego dnia wyjrzawszy na miejsce, w którym odbyło się starcie okrętów, zobaczył wrak. Czym prędzej zbudował tratwę, by się tam dostać. Miał ogromną nadzieję, że on pokładzie będzie ktoś żywy, z kim będzie dzielił swój los na wyspie. Gdy dostał się na „Dianę” pierwsze co zrobił, to przewrócił pokład do góry nogami w poszukiwaniu ludzkiej istoty. Gdy tak chodził, zobaczył brodatego mężczyznę w kozich skórach. Na chwilę bardzo się ucieszył, że znalazł kompana, lecz szybko uświadomił sobie, że to jego odbicie w lustrze. Zdziwił się i przeraził zmianą swojego wizerunku. Czyżby siebie nie rozpoznawał? Gdy dotarło do niego, że znów jest sam, ogarnął go wielki smutek. Na szczęście szybko zdał sobie sprawę, że wrak w każdej chwili może pójść na dno. Zaczął zbierać wszystko, co mogło przydać się na wyspie. Był to naprawdę trudny wybór, bo nie wiedział, co jest bardziej przydatne. Nagle usłyszał szczekanie psa. W jednej z kajut znalazł dużego, ciemnowłosego wilczura, który zaczął skomlić. Rozbitek nazwał go „Friend”- przyjaciel. Niewiele myśląc, Robinson umieścił go na tratwie razem z innymi gratami. Cieszył się, że Bóg dał mu chociaż takiego towarzysza, z którym łatwiej będzie przetrwać trudy. Mężczyzna nie tracąc czasu wypłynął w kolejny rejs po łupy. Zrobił to jeszcze kilka razy, aż brzeg wyspy zapełnił się przedmiotami z „Diany”. Wśród znalezionych skarbów znalazły się: muszkiety i proch, żywność, krzesiwo, nożyce, narzędzia, papier, inkaust, Biblia i wiele innych.
Moim zdaniem to najciekawsza i bardzo pozytywna przygoda Robinsona.