Do Instytutu Rodziny przy Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie/1/
Łomianki, 6.IV.1978.
Ksiądz Biskup pozwoli, że kilka stów skieruję do pracowników Instytutu. Przedstawiliście się jako brać akademicka. I dobrze czynicie, chociaż to słowo oznacza jakiś wyłącznik, trzeba by mówić do Was - wybaczcie to skojarzenie - siostro, bracie, w tego rodzaju instytucji, która stawia sobie jako naczelne zadanie studium nad problemami życia rodzinnego, formację tego życia i nie tylko formację rodzinnego duszpasterstwa, ale raczej kultury życia rodzinnego. W naszym rozumieniu zawsze mamy przed oczyma kulturę narodową, która ma wymiary i treści religijno-obyczajowe i narodowe. Dlatego też, gdy jesteśmy w instytucji tego rodzaju, trzeba mieć przed oczyma jej złożony charakter.
Bóg od początku tworzy życie rodzinne. Wspaniały jego wzór ukazał nam w raju. Nie lękajcie się, że będę od raju ciągnął aż do czasów dzisiejszych. Ale nie można zaprzeczyć, że jest tam jakiś prawzór każdej pracy, która w wymiarze dziejowym trwa, pozostaje do skończenia świata. Wprawdzie w okresie zamętu posoborowego były próby zastąpienia rodziny innymi formami instytucji społecznych, nie wyłączając pomysłu duńsko-holenderskiego, tak zwanej „dużej rodziny”, jednakże wcześniej niż się spodziewano, instytucja ta wykazała niezdolność do przedłużenia swojej egzystencji. Pozostaje więc nadal tych dwoje, których wzór ustanowił Ojciec Niebieski w raju.
Rzecz znamienna, że jakkolwiek mężczyzna w tym układzie ma pewną postać prymatu egzystencji, istnienia, bytowania, to jednakże ten eksperyment Boży, eksperyment któremu Bóg sam bacznie się przygląda!, nie zdał egzaminu, w ogóle. - Bardzo często tak bywa, że mężczyźni mniej egzaminów zdają od kobiet. Dlatego Bóg obmyślił pomoc podobną mężczyźnie. Była to właśnie kobieta. Wprawdzie wyprowadzi! ją z Adama, ale programowa! w przyszłość. Będzie bowiem czas, gdy ponownie z boku uśpionego na krzyżu nowego Adama wyprowadzi Matkę-Kościół. Bóg lubi trzymać się utrwalonych wzorów. Sam trwa w nieskończoność i sam też nieustannie podtrzymuje wzory przez siebie ustanowione.
Rzecz ciekawa, że to mima być pomoc. A komu daje się pomoc? Temu, który sobie sam poradzić nie może. Jasne, że pomoc pod każdym względem jest bardziej wartościowa aniżeli ten, któremu się pomaga. Myślę, że obecni tutaj księża - mówi się, że „ksiądz i niewiasta z jednego ciasta” - nie wezmą mi tego za złe a młodzi panowie będą wyrozumiali.
Pomoc, którą otrzymał Adam w raju,, była bardziej operatywna i ona to dostrzegła wielkie walory owocu zakazanego. Jak nam to wykłada Księga Rodzaju, Ewa przyglądając się owocowi dostrzegła, że jest uroczy, piękny, że nadaje się do podtrzymania bytu, do zaspokojenia potrzeb życiowych. I jeszcze, rzecz ciekawa, nadaje się do rozeznania prawdy. Trzy więc walory, wprawdzie chwilowo zakazane, odkryła Ewa w owocu. Była ona wrażliwa na właściwości estetyczne, na wartości bytowe i na wartości intelektualne. I te wartości dostrzegła w zakazanym owocu. Dlaczego zakazanym? Bo przedwczesnym. A wszystko musi przyjść w swoim czasie. Mógłby ktoś powiedzieć: Ale ta pomoc wyszła Adamowi bokiem, utknęła mu w gardle. To wszystko jest prawda, lecz do czasu.
Bóg ma swój schemat i oto go ponawia: zapowiada już nową próbę, Niewiastę, której błogosławiony Owoc zetrze głowę węża i da pełne poznanie. Ponawia wzór w Rodzinie z Nazaretu. Tam jest udoskonalony obraz. Józef staje się cieniem Ojca - jak to wyłożył Dobraczyński w swojej książce, natomiast Matką „par excellence” est Bogurodzica Maryja, chociaż błogosławiony Owoc Jej życia był Obojgu poddany i posłuszny. Zadanie Józefa było dyskretne, chociaż autentyczne i niezwykle doniosłe. Natomiast zadanie Maryi jest tak wyjątkowe, że gdy Józef przez cały czas swego istnienia milczy - nawet wtedy gdy przemawiają do niego aniołowie Boży we śnie, to Maryja mówi, niewiele mówi, ale jednakże mówi. Dopytuje się Anioła: „Quomodo fiet istud”, jak ten Owoc, który nadaje się do poznania prawdy, Jezus - jak On powstanie? Co więcej, Ona mówi w Ain Karim i w świątyni jerozolimskiej. Milczy wprawdzie na Kalwarii ale jest tam do końca i staje się Matką Kościoła swego Syna. Józefa już nie ma w pięknej Rodzinie Nazaretańskiej, ale Ona jest tam, musi być. Bo Ona nie zraża się najtrudniejszymi sytuacjami rodzinnymi. - Jak kiedyś mówiono do matki skazańca, którego powieszono: Nie wstyd stać pod szubienicą? Nie, bo to mój syn. Zadaniem matki jest wytrwać do końca, chociażby wszyscy opuścili. Na tym polega, udana tym razem, pomoc dana każdemu człowiekowi, który przychodzi na świat i staje się przyczyną radości; bo człowiek na świat się narodził.
Tak mniej więcej wygląda to w planie Bożym, w układzie programowania Stwórcy. Najwartościowszy ojciec wypełnia tylko część i to, niestety często, znacznie mniejszą część zadania rodzinnego. A duży udział i trudne zadanie należy właśnie do rodzicielki.
W Instytucie będziecie wszystko robić, aby ukazać wyrównane zadanie tych dwojga. I dobrze będziecie czynili, Najmilsi. Jednakże zawsze będziemy musieli się pogodzić z tym - w każdym układzie społecznym, gospodarczym, politycznym, kulturalnym - że Święta Boża Rodzicielka w Betlejem i w Nazaret czy każda matka w rodzinie domowej wypełnia najtrudniejsze i najbardziej niezbędne zadania.
Istnieje tu wspaniała harmonia. Ta harmonia, którą Wy tu będziecie uwydatniali, urzeczywistniali, jest w religijnej i narodowej kulturze polskiej bardzo potrzebna. Dlaczego? Dlatego, że Polacy niezbyt zamiłowani w filozofowaniu, w uprawianiu nauk teologicznych, jednakże mocno wierzą. Ale gorzej jest u nas w Polsce gdy idzie o stosowanie nauk moralnych. My zdobędziemy się jeszcze na jakieś ciężkie rozprawy teologiczne, filozoficzne, ale do dziś dnia nauki pragmatyczne z zakresu pedagogiki, duszpasterstwa, psychologii i socjologii, homiletyki czy katechetyki, ciągle zawodzą. Tyle lat istnieje Katolicki Uniwersytet Lubelski w Polsce i najsłabiej obsadzone tam są właśnie tego rodzaju katedry. Łatwiej obsadzić katedrę teologii, filozofii, katedry nauk ścisłych, natomiast trudniej rozwinąć i zorganizować dobry instytut pedagogiczny, katechetyczny, homiletyczny. Ciągle nie ma ludzi. prowadziliśmy kiedyś wielką akcję - świadkiem jest Biskup - na terenie Konferencji Episkopatu, aby zyskać młodzież dla tych właśnie Instytutów. Nie ma profesorów, nie ma studentów. Bo jak nie ma profesorów, to nie będzie i studentów. Gdy znajdą się profesorowie z prawdziwego zdarzenia, będą i studenci.
Stąd niezbędną jest rzeczą dokonanie jakiejś syntezy wiedzy teologicznej, między naukami ścisłymi z zakresu teologii a naukami stosowanymi. I Wy taką próbę, pod kierunkiem Księdza Biskupa, tutaj podejmujecie.
Może dobrze się stało, że „w gospodzie” ATK zabrakło dla Was miejsca, jak dla Maryi i Józefa zabrakło miejsca w Betlejem, bo wynieśliście się aż do Łomianek, aby tu znaleźć miejsce. Przyznam się, że ja sam nie bardzo wierzyłem, że to się uda. Ksiądz Biskup Majdański różne ma talenty, lecz o jego talentach gospodarczych niewiele słyszałem. Pewnie je ma, skoro jesteśmy w tym ośrodku. Ale zdaje się że i tutaj, w Łomiankach, aby coś podobnego się stało, potrzebna była „pomoc podobna jemu”. I znalazł tę pomoc w niezwykle] energii Pani Moniki. Bo to, że Ksiądz Biskup budował a doktor Monika przemyśliwała „quomodo fiet istud?” chyba nie jest dla Was, Najmilsi, tajemnicą. Schemat Boży powtarza się do tej pory, od dawnych momentów do dziś dnia. Widocznie już tak ma być. Zwłaszcza w instytucji, która ma się zająć uprawianiem nauki i wypracowywaniem doświadczeń wychowawczych dla współczesnego życia rodzinnego w Polsce, jest to oczywiste. Nie trzeba nikogo przekonywać o tym, że ta instytucja ma swój sens, że może w niej właśnie dokona się zastosowanie prawd wiary i zasad moralnych, że nie będzie konfliktu tam, na dole - jak to jest dzisiaj. My wiemy, jesteśmy Narodem katolickim, ale zarówno dość rozwodów, jak i ilość rozbitych rodzin niesłychanie rośnie.
Dzisiaj czytałem memoriał opracowany przez jakąś konferencję w Jabłonnie - niedaleko stąd, przez Wisłę - w którym wykazano dobitnie, że na głowę statystycznego Polaka przypada osiem litrów czystego stuprocentowego spirytusu. Niech to Was nie zachęca do uzupełnienia braków w tej dziedzinie. Jeżeli nie dopełniliście tej statystycznej miary, to się nie smućcie. Muszą być chwalebne wyjątki w każdym ustroju, muszą być obywatele, którzy zawodzą. Ale statystyka tak to określa. Dane te świadczą o fantastycznej słabości postaw woli, postaw moralnych. Jesteśmy narodem mocno wierzącym i mocno grzeszącym. Pewnie, że nasze grzechy nie są podobne do grzechów „czerwonych. brygad”, cale szczęście. Ale coś z tego jest, ciągle czegoś nam brak.
Aby nasze formacje duchowe byty jak najbardziej wydajne, aby pogłębiały kulturę życia rodzinnego, potrzeba takiego wysiłku, z trudem podejmowanego, jak ten, który tutaj w tym Instytucie, w tym „łomiankowskim Betlejem” się rozpoczyna.
Wasza praca na pewno będzie owocna. Będziecie mieli wspaniały wzór Świętej Bożej Rodzicielki, Świętej Bożej Karmicielki, Świętej Bożej Wspomożycielki, Maryi. Ona będzie dla Was, Najmilsi, przy kładem jak trwać, jak wytrwać, jak w rodzinie ktoś musi wytrwać, pomimo licznych zawodów.
Przykładem dla Was będzie również Najdostojniejszy Ksiądz Biskup, który tymi zagadnieniami zajmuje się od wielu lat i na terenie Konferencji Episkopatu Polski i Komisji Episkopatu do spraw Duszpasterstwa rodzin, jest rzecznikiem tych problemów. Wielcy mędrcy świata może jeszcze nie rozumieją doniosłości tego zagadnienia, może jeszcze ciągle powtarzają: nie ma miejsca w gospodzie dla tych spraw. Ale musi być gospoda i musi być miejsce, bo musi być ta praca, niezbędna w tej chwili dla naszego normalnego życia narodowego i religijnego.
Życzę więc Księdzu Biskupowi, który dotychczas dal przykład niezwykłej wytrwałości w pielęgnowaniu ideałów życia rodzinnego, duszpasterstwa rodzin, aby i nadal w tym domeczku, który powstał z niemałym wysiłkiem, przekazywał młodzieży swoje doświadczenia, których tyle nazbierał w pracy naukowej, redakcyjnej i duszpasterskiej.
A Tobie, Droga Młodzieży, życzę, byś w kierownictwie Instytutu widziała nie tylko ludzi czyhających na twoją niewiedzę, która się czasem ujawnia na egzaminie. Obyście pamiętali o tym, że kiedy nawet - jak z Ewą było w raju - wypadnie przegrać, jednak i wtedy się czegoś nauczycie. Dowiecie się, że owoc jest piękny na wejrzenie, nadaje się do spożycia i rozszerza wiedzę. Będzie to szło niekiedy trudno, z oporem, ale takie usposobienie ma ten wytrwały głosiciel chrześcijańskiej moralności rodzinnej w naszej Polsce. Niech Dobry Bóg wspiera.
Błogosławieństwo, o które prosicie obejmuje i ten dom, i wszystkich tu pracujących, i całą młodzież, zarówno obecną jak i tą, która tutaj przychodzi.
Do Instytutu Rodziny przy Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie/1/
Łomianki, 6.IV.1978.
Ksiądz Biskup pozwoli, że kilka stów skieruję do pracowników Instytutu.
Przedstawiliście się jako brać akademicka. I dobrze czynicie, chociaż to słowo oznacza jakiś wyłącznik, trzeba by mówić do Was - wybaczcie to skojarzenie - siostro, bracie, w tego rodzaju instytucji, która stawia sobie jako naczelne zadanie studium nad problemami życia rodzinnego, formację tego życia i nie tylko formację rodzinnego duszpasterstwa, ale raczej kultury życia rodzinnego. W naszym rozumieniu zawsze mamy przed oczyma kulturę narodową, która ma wymiary i treści religijno-obyczajowe i narodowe. Dlatego też, gdy jesteśmy w instytucji tego rodzaju, trzeba mieć przed oczyma jej złożony charakter.
Bóg od początku tworzy życie rodzinne. Wspaniały jego wzór ukazał nam w raju. Nie lękajcie się, że będę od raju ciągnął aż do czasów dzisiejszych. Ale nie można zaprzeczyć, że jest tam jakiś prawzór każdej pracy, która w wymiarze dziejowym trwa, pozostaje do skończenia świata. Wprawdzie w okresie zamętu posoborowego były próby zastąpienia rodziny innymi formami instytucji społecznych, nie wyłączając pomysłu duńsko-holenderskiego, tak zwanej „dużej rodziny”, jednakże wcześniej niż się spodziewano, instytucja ta wykazała niezdolność do przedłużenia swojej egzystencji. Pozostaje więc nadal tych dwoje, których wzór ustanowił Ojciec Niebieski w raju.
Rzecz znamienna, że jakkolwiek mężczyzna w tym układzie ma pewną postać prymatu egzystencji, istnienia, bytowania, to jednakże ten eksperyment Boży, eksperyment któremu Bóg sam bacznie się przygląda!, nie zdał egzaminu, w ogóle. - Bardzo często tak bywa, że mężczyźni mniej egzaminów zdają od kobiet. Dlatego Bóg obmyślił pomoc podobną mężczyźnie. Była to właśnie kobieta. Wprawdzie wyprowadzi! ją z Adama, ale programowa! w przyszłość. Będzie bowiem czas, gdy ponownie z boku uśpionego na krzyżu nowego Adama wyprowadzi Matkę-Kościół. Bóg lubi trzymać się utrwalonych wzorów. Sam trwa w nieskończoność i sam też nieustannie podtrzymuje wzory przez siebie ustanowione.
Rzecz ciekawa, że to mima być pomoc. A komu daje się pomoc? Temu, który sobie sam poradzić nie może. Jasne, że pomoc pod każdym względem jest bardziej wartościowa aniżeli ten, któremu się pomaga. Myślę, że obecni tutaj księża - mówi się, że „ksiądz i niewiasta z jednego ciasta” - nie wezmą mi tego za złe a młodzi panowie będą wyrozumiali.
Pomoc, którą otrzymał Adam w raju,, była bardziej operatywna i ona to dostrzegła wielkie walory owocu zakazanego. Jak nam to wykłada Księga Rodzaju, Ewa przyglądając się owocowi dostrzegła, że jest uroczy, piękny, że nadaje się do podtrzymania bytu, do zaspokojenia potrzeb życiowych. I jeszcze, rzecz ciekawa, nadaje się do rozeznania prawdy. Trzy więc walory, wprawdzie chwilowo zakazane, odkryła Ewa w owocu. Była ona wrażliwa na właściwości estetyczne, na wartości bytowe i na wartości intelektualne. I te wartości dostrzegła w zakazanym owocu. Dlaczego zakazanym? Bo przedwczesnym. A wszystko musi przyjść w swoim czasie. Mógłby ktoś powiedzieć: Ale ta pomoc wyszła Adamowi bokiem, utknęła mu w gardle. To wszystko jest prawda, lecz do czasu.
Bóg ma swój schemat i oto go ponawia: zapowiada już nową próbę, Niewiastę, której błogosławiony Owoc zetrze głowę węża i da pełne poznanie. Ponawia wzór w Rodzinie z Nazaretu. Tam jest udoskonalony obraz. Józef staje się cieniem Ojca - jak to wyłożył Dobraczyński w swojej książce, natomiast Matką „par excellence” est Bogurodzica Maryja, chociaż błogosławiony Owoc Jej życia był Obojgu poddany i posłuszny. Zadanie Józefa było dyskretne, chociaż autentyczne i niezwykle doniosłe. Natomiast zadanie Maryi jest tak wyjątkowe, że gdy Józef przez cały czas swego istnienia milczy - nawet wtedy gdy przemawiają do niego aniołowie Boży we śnie, to Maryja mówi, niewiele mówi, ale jednakże mówi. Dopytuje się Anioła: „Quomodo fiet istud”, jak ten Owoc, który nadaje się do poznania prawdy, Jezus - jak On powstanie? Co więcej, Ona mówi w Ain Karim i w świątyni jerozolimskiej. Milczy wprawdzie na Kalwarii ale jest tam do końca i staje się Matką Kościoła swego Syna. Józefa już nie ma w pięknej Rodzinie Nazaretańskiej, ale Ona jest tam, musi być. Bo Ona nie zraża się najtrudniejszymi sytuacjami rodzinnymi. - Jak kiedyś mówiono do matki skazańca, którego powieszono: Nie wstyd stać pod szubienicą? Nie, bo to mój syn. Zadaniem matki jest wytrwać do końca, chociażby wszyscy opuścili. Na tym polega, udana tym razem, pomoc dana każdemu człowiekowi, który przychodzi na świat i staje się przyczyną radości; bo człowiek na świat się narodził.
Tak mniej więcej wygląda to w planie Bożym, w układzie programowania Stwórcy. Najwartościowszy ojciec wypełnia tylko część i to, niestety często, znacznie mniejszą część zadania rodzinnego. A duży udział i trudne zadanie należy właśnie do rodzicielki.
W Instytucie będziecie wszystko robić, aby ukazać wyrównane zadanie tych dwojga. I dobrze będziecie czynili, Najmilsi. Jednakże zawsze będziemy musieli się pogodzić z tym - w każdym układzie społecznym, gospodarczym, politycznym, kulturalnym - że Święta Boża Rodzicielka w Betlejem i w Nazaret czy każda matka w rodzinie domowej wypełnia najtrudniejsze i najbardziej niezbędne zadania.
Istnieje tu wspaniała harmonia. Ta harmonia, którą Wy tu będziecie uwydatniali, urzeczywistniali, jest w religijnej i narodowej kulturze polskiej bardzo potrzebna. Dlaczego? Dlatego, że Polacy niezbyt zamiłowani w filozofowaniu, w uprawianiu nauk teologicznych, jednakże mocno wierzą. Ale gorzej jest u nas w Polsce gdy idzie o stosowanie nauk moralnych. My zdobędziemy się jeszcze na jakieś ciężkie rozprawy teologiczne, filozoficzne, ale do dziś dnia nauki pragmatyczne z zakresu pedagogiki, duszpasterstwa, psychologii i socjologii, homiletyki czy katechetyki, ciągle zawodzą. Tyle lat istnieje Katolicki Uniwersytet Lubelski w Polsce i najsłabiej obsadzone tam są właśnie tego rodzaju katedry. Łatwiej obsadzić katedrę teologii, filozofii, katedry nauk ścisłych, natomiast trudniej rozwinąć i zorganizować dobry instytut pedagogiczny, katechetyczny, homiletyczny. Ciągle nie ma ludzi. prowadziliśmy kiedyś wielką akcję - świadkiem jest Biskup - na terenie Konferencji Episkopatu, aby zyskać młodzież dla tych właśnie Instytutów. Nie ma profesorów, nie ma studentów. Bo jak nie ma profesorów, to nie będzie i studentów. Gdy znajdą się profesorowie z prawdziwego zdarzenia, będą i studenci.
Stąd niezbędną jest rzeczą dokonanie jakiejś syntezy wiedzy teologicznej, między naukami ścisłymi z zakresu teologii a naukami stosowanymi. I Wy taką próbę, pod kierunkiem Księdza Biskupa, tutaj podejmujecie.
Może dobrze się stało, że „w gospodzie” ATK zabrakło dla Was miejsca, jak dla Maryi i Józefa zabrakło miejsca w Betlejem, bo wynieśliście się aż do Łomianek, aby tu znaleźć miejsce. Przyznam się, że ja sam nie bardzo wierzyłem, że to się uda. Ksiądz Biskup Majdański różne ma talenty, lecz o jego talentach gospodarczych niewiele słyszałem. Pewnie je ma, skoro jesteśmy w tym ośrodku. Ale zdaje się że i tutaj, w Łomiankach, aby coś podobnego się stało, potrzebna była „pomoc podobna jemu”. I znalazł tę pomoc w niezwykle] energii Pani Moniki. Bo to, że Ksiądz Biskup budował a doktor Monika przemyśliwała „quomodo fiet istud?” chyba nie jest dla Was, Najmilsi, tajemnicą. Schemat Boży powtarza się do tej pory, od dawnych momentów do dziś dnia. Widocznie już tak ma być. Zwłaszcza w instytucji, która ma się zająć uprawianiem nauki i wypracowywaniem doświadczeń wychowawczych dla współczesnego życia rodzinnego w Polsce, jest to oczywiste. Nie trzeba nikogo przekonywać o tym, że ta instytucja ma swój sens, że może w niej właśnie dokona się zastosowanie prawd wiary i zasad moralnych, że nie będzie konfliktu tam, na dole - jak to jest dzisiaj. My wiemy, jesteśmy Narodem katolickim, ale zarówno dość rozwodów, jak i ilość rozbitych rodzin niesłychanie rośnie.
Dzisiaj czytałem memoriał opracowany przez jakąś konferencję w Jabłonnie - niedaleko stąd, przez Wisłę - w którym wykazano dobitnie, że na głowę statystycznego Polaka przypada osiem litrów czystego stuprocentowego spirytusu. Niech to Was nie zachęca do uzupełnienia braków w tej dziedzinie. Jeżeli nie dopełniliście tej statystycznej miary, to się nie smućcie. Muszą być chwalebne wyjątki w każdym ustroju, muszą być obywatele, którzy zawodzą. Ale statystyka tak to określa. Dane te świadczą o fantastycznej słabości postaw woli, postaw moralnych. Jesteśmy narodem mocno wierzącym i mocno grzeszącym. Pewnie, że nasze grzechy nie są podobne do grzechów „czerwonych. brygad”, cale szczęście. Ale coś z tego jest, ciągle czegoś nam brak.
Aby nasze formacje duchowe byty jak najbardziej wydajne, aby pogłębiały kulturę życia rodzinnego, potrzeba takiego wysiłku, z trudem podejmowanego, jak ten, który tutaj w tym Instytucie, w tym „łomiankowskim Betlejem” się rozpoczyna.
Wasza praca na pewno będzie owocna. Będziecie mieli wspaniały wzór Świętej Bożej Rodzicielki, Świętej Bożej Karmicielki, Świętej Bożej Wspomożycielki, Maryi. Ona będzie dla Was, Najmilsi, przy kładem jak trwać, jak wytrwać, jak w rodzinie ktoś musi wytrwać, pomimo licznych zawodów.
Przykładem dla Was będzie również Najdostojniejszy Ksiądz Biskup, który tymi zagadnieniami zajmuje się od wielu lat i na terenie Konferencji Episkopatu Polski i Komisji Episkopatu do spraw Duszpasterstwa rodzin, jest rzecznikiem tych problemów. Wielcy mędrcy świata może jeszcze nie rozumieją doniosłości tego zagadnienia, może jeszcze ciągle powtarzają: nie ma miejsca w gospodzie dla tych spraw. Ale musi być gospoda i musi być miejsce, bo musi być ta praca, niezbędna w tej chwili dla naszego normalnego życia narodowego i religijnego.
Życzę więc Księdzu Biskupowi, który dotychczas dal przykład niezwykłej wytrwałości w pielęgnowaniu ideałów życia rodzinnego, duszpasterstwa rodzin, aby i nadal w tym domeczku, który powstał z niemałym wysiłkiem, przekazywał młodzieży swoje doświadczenia, których tyle nazbierał w pracy naukowej, redakcyjnej i duszpasterskiej.
A Tobie, Droga Młodzieży, życzę, byś w kierownictwie Instytutu widziała nie tylko ludzi czyhających na twoją niewiedzę, która się czasem ujawnia na egzaminie. Obyście pamiętali o tym, że kiedy nawet - jak z Ewą było w raju - wypadnie przegrać, jednak i wtedy się czegoś nauczycie. Dowiecie się, że owoc jest piękny na wejrzenie, nadaje się do spożycia i rozszerza wiedzę. Będzie to szło niekiedy trudno, z oporem, ale takie usposobienie ma ten wytrwały głosiciel chrześcijańskiej moralności rodzinnej w naszej Polsce. Niech Dobry Bóg wspiera.
Błogosławieństwo, o które prosicie obejmuje i ten dom, i wszystkich tu pracujących, i całą młodzież, zarówno obecną jak i tą, która tutaj przychodzi.