mam opisać jakieś wydarzenie w szkole lub w życiu może być to smutna lub śmieszna historyjka ") i nie wiem co napisać może być zmyślone ale takie bardziej realistyczne coś co mogło się zdarzyć ")
Mam zacząć tak :::::::
Drogi (kochany) pamiętniku np. już dawno nie pisałam ...
itp.
Prosze o szybką OdP. cZEKAM do poniedziałku 22.02
DAJE NAJ NAJ NAJ
olcia007
Drogi pamietniku! Wiem, ze dawno nie pisalam, ale nie miałam zbytnio czasu, poniewaz mam duzo nauki w szkole. Same klasowki i kartkowki.. Nie mam juz sily . Chcialabym, aby byly juz wakacje. Wtedy mozna odpoczac i nie myslec o nauce. A wlasnie.. jak juz mowie o szkole. Ostatnio w szkole mielismy smieszna sytuacje. Bylismy w szatni przed wfem, przebieralismy sie w stroje i jedna z moich kolezanek zauwazyła wielkiego pajaka pod sciana. Oczywiscie wszyscy zaczeli piszczec, bo kazdy strasznie boi sie tych okropnych robali. Nawet jedna dziewczyna o malo co nie zemdlala. Wszystkie dziewczyny wylecialy z szatni. Zostalam tylko ja, poniewaz nie zalozylam jeszcze butow. Gdy sie juz ubralam i bylam gotowa do wyjscia na wf, stwierdzilam, ze podejde do tego obrzydliwego zwierzaka i go po prostu zobacze, bo dziewczyny zaczely piszczec a tak na prawde nie wiedzialam zbytnio dlaczego. Podeszlam i zobaczylam, ze ten pajak byl sztuczny. Stwierdzilam po tym, ze zobaczylam przymocowany do niego sznureczek. Wzielam go na reke i wyszlam z szatni, aby pokazac kolezankom z klasy, czego sie przestraszyly. Na poczatku sie bardzo zdziwily, ze trzymam te paskudztwo na dloni, lecz pozniej przekonaly sie jednak zwierzak byl sztuczny. Wszyscy tak sie usmialismy.
1 votes Thanks 0
Martynella
Drogi Pamiętniku! Już dawno nie pisałam bo byłam smutna. Znów jestem sama, znów powraca do mnie tamten dzień, krąży wokół niczym natrętna mucha. Czemu tak musiało się stać, dlaczego świat jest tak okrutny? Przecież nic złego nie zrobiłam... Za oknem także smutno - brudne resztki na wpół zamarzniętego śniegu, nagie, mokre drzewa i wiatr. Czasem kropla wody stuknie o parapet, aby rozprysnąć się na miliony mniejszych kropelek i polecieć w dół. Deszcz jednak nie zmyje z mojej pamięci owego wiosennego dnia - było wtedy ciepło, a młodziuteńkie listeczki wychylały się niepewnie do słabego jeszcze słońca. Szliśmy aleją wśród drzew. Wtedy wiedziałam, że był moim najlepszym przyjacielem, że na pewno nie zdradzi, nie zawiedzie. Dobrze pamiętam, jak kładł swoje brudne, kosmate łapki na moich kolanach, zabawnie merdając ogonem. Ogromnie lubiłam te nasze spacery, nigdy nie mogłam doczekać się powrotu ze szkoły i wyjścia z psem. Wtedy jednak nie przywitał mnie szczeknięciem, jak to zawsze robił, gdy stawałam w drzwiach. Leżał na swoim psim posłaniu, z pyskiem między łapami i cicho piszczał. Podbiegłam szybko i delikatnie pogłaskałam szczeniaka po futrze. W jego oczach malował się ból i strach. Nie myśląc wiele rzuciłam tornister, wzięłam Astra na ręce i poszliśmy do weterynarza. - Psa trzeba uśpić! To rak - tylko to zdołałam zapamiętać. Czyż tak? Nie, nie! Jeszcze żałosne piszczenie i mdły blask gasnących psich oczu. To było tak dawno, a jednak nie mogę sobie jakoś uprzytomnić, że już nigdy nie powędrujemy razem alejami zalanymi kaskadami słonecznych promieni.
Już dawno nie pisałam bo byłam smutna. Znów jestem sama, znów powraca do mnie tamten dzień, krąży wokół niczym natrętna mucha. Czemu tak musiało się stać, dlaczego świat jest tak okrutny? Przecież nic złego nie zrobiłam...
Za oknem także smutno - brudne resztki na wpół zamarzniętego śniegu, nagie, mokre drzewa i wiatr. Czasem kropla wody stuknie o parapet, aby rozprysnąć się na miliony mniejszych kropelek i polecieć w dół. Deszcz jednak nie zmyje z mojej pamięci owego wiosennego dnia - było wtedy ciepło, a młodziuteńkie listeczki wychylały się niepewnie do słabego jeszcze słońca. Szliśmy aleją wśród drzew. Wtedy wiedziałam, że był moim najlepszym przyjacielem, że na pewno nie zdradzi, nie zawiedzie. Dobrze pamiętam, jak kładł swoje brudne, kosmate łapki na moich kolanach, zabawnie merdając ogonem.
Ogromnie lubiłam te nasze spacery, nigdy nie mogłam doczekać się powrotu ze szkoły i wyjścia z psem. Wtedy jednak nie przywitał mnie szczeknięciem, jak to zawsze robił, gdy stawałam w drzwiach. Leżał na swoim psim posłaniu, z pyskiem między łapami i cicho piszczał. Podbiegłam szybko i delikatnie pogłaskałam szczeniaka po futrze. W jego oczach malował się ból i strach. Nie myśląc wiele rzuciłam tornister, wzięłam Astra na ręce i poszliśmy do weterynarza.
- Psa trzeba uśpić! To rak - tylko to zdołałam zapamiętać. Czyż tak? Nie, nie! Jeszcze żałosne piszczenie i mdły blask gasnących psich oczu.
To było tak dawno, a jednak nie mogę sobie jakoś uprzytomnić, że już nigdy nie powędrujemy razem alejami zalanymi kaskadami słonecznych promieni.