Wysoki Sądzie! Stojąc tu jako obrońca Juranda ze Spychowa oskarżonego o liczne zabójstwa rycerzy zakony krzyżackiego, oświadczam, że straszne rzeczy oskarżony popełnił. Obecnie nie powinien on jednak ponosić za to żadnej odpowiedzialności, ponieważ jego postępowanie było usprawiedliwione, na co wskazuje całe jego życie. Jurand ze Spychowa był dobrze zbudowanym, wysokim i silnym mężczyzną. Bez trudu posługiwał się każdego rodzaju bronią. Miał włosy koloru płowego, inteligentną twarz. Jak wszyscy tu obecnie widzimy, nie jest to już ten sam człowiek. Przed nami stoi starzec potwornie okaleczony przez Krzyżaków, pozbawiony przez nich oka, języka i prawej ręki. Jak wiemy, Jurand ze Spychowa swój majątek posiadał na Mazowszu, tuż przy granicy z państwem krzyżackim. Ten ogromny teren był często najeżdżany przez rycerzy Zakonu Krzyżackiego. Oskarżony był zmuszony walczyć z najeźdźcami i bardzo wielu z nich zgładził. Był prawdziwym postrachem Krzyżaków. Mimo wszystko, siedzący obok mnie mężczyzna jest postacią tragiczną. Gdy Krzyżacy podczas napadu na Złotoryje zabili jego żonę, cały jego świat legł w gruzach. Pozostała mu tylko jego jedyna córka, Danusia Jurandówna. Chronił ją i pilnował jak oka w głowie, dlatego wstrzymał się ze zgodą na małżeństwo Danusi ze Zbyszkiem z Bogdańca, czemu się nie dziwię. Jurand nie mógł patrzeć na córkę z pełną radością, gdyż z każdym dniem coraz bardziej przypominała mu jego żonę. Oddał ją księżnej Annie Danucie pod opiekę, aby nauczyła się manier, których on sam nie był w stanie jej nauczyć. Lecz pewnego dnia dotarła do niego wieść o porwaniu córki przez rycerzy Krzyżackich. Nie wahając się, Jurand ze Spychowa stawił się do zamku w Szczytnie, by ratować swoje dziecko. Zapłacił za to widocznym kalectwem. Niestety, nie udało mu się uratować córki, ale zrobił to Zbyszko z Bogdańca. Danusia była otumaniona przez Krzyżaków. Zmarła w objęciach młodzieńca, pod lipą, w drodze do rodzinnego Spychowa. Jurand był gwałtowny, a wszystkimi jego uczynkami kierowało pragnienie zemsty nad rycerzami krzyżackimi. Po urazach, jakich doznał za ich sprawą mężczyzna stał się innym człowiekiem, głęboko wierzącym i ufającym Bogu. Mimo doznanych krzywd stać go było na niewyobrażalnie ogromne miłosierdzie. Puścił wolno swego oprawcę Zygfryda de Lowe, który zresztą sam wymierzył sobie sprawiedliwość i popełnił samobójstwo. Z historii Juranda ze Spychowa wynika, że bardzo honorowym, jak i nieszczęśliwym człowiekiem. Mam nadzieję, iż przedstawione argumenty wpłyną na korzyść siedzącego koło mnie mężczyzny. Jeszcze raz proszę o jego uniewinnienie.
proszę :)
Wysoki Sądzie!
Stojąc tu jako obrońca Juranda ze Spychowa oskarżonego o liczne zabójstwa rycerzy zakony krzyżackiego, oświadczam, że straszne rzeczy oskarżony popełnił. Obecnie nie powinien on jednak ponosić za to żadnej odpowiedzialności, ponieważ jego postępowanie było usprawiedliwione, na co wskazuje całe jego życie.
Jurand ze Spychowa był dobrze zbudowanym, wysokim i silnym mężczyzną. Bez trudu posługiwał się każdego rodzaju bronią. Miał włosy koloru płowego, inteligentną twarz. Jak wszyscy tu obecnie widzimy, nie jest to już ten sam człowiek. Przed nami stoi starzec potwornie okaleczony przez Krzyżaków, pozbawiony przez nich oka, języka i prawej ręki.
Jak wiemy, Jurand ze Spychowa swój majątek posiadał na Mazowszu, tuż przy granicy z państwem krzyżackim. Ten ogromny teren był często najeżdżany przez rycerzy Zakonu Krzyżackiego. Oskarżony był zmuszony walczyć z najeźdźcami i bardzo wielu z nich zgładził. Był prawdziwym postrachem Krzyżaków. Mimo wszystko, siedzący obok mnie mężczyzna jest postacią tragiczną.
Gdy Krzyżacy podczas napadu na Złotoryje zabili jego żonę, cały jego świat legł w gruzach. Pozostała mu tylko jego jedyna córka, Danusia Jurandówna. Chronił ją i pilnował jak oka w głowie, dlatego wstrzymał się ze zgodą na małżeństwo Danusi ze Zbyszkiem z Bogdańca, czemu się nie dziwię. Jurand nie mógł patrzeć na córkę z pełną radością, gdyż z każdym dniem coraz bardziej przypominała mu jego żonę. Oddał ją księżnej Annie Danucie pod opiekę, aby nauczyła się manier, których on sam nie był w stanie jej nauczyć.
Lecz pewnego dnia dotarła do niego wieść o porwaniu córki przez rycerzy Krzyżackich. Nie wahając się, Jurand ze Spychowa stawił się do zamku w Szczytnie, by ratować swoje dziecko. Zapłacił za to widocznym kalectwem. Niestety, nie udało mu się uratować córki, ale zrobił to Zbyszko z Bogdańca. Danusia była otumaniona przez Krzyżaków. Zmarła w objęciach młodzieńca, pod lipą, w drodze do rodzinnego Spychowa.
Jurand był gwałtowny, a wszystkimi jego uczynkami kierowało pragnienie zemsty nad rycerzami krzyżackimi. Po urazach, jakich doznał za ich sprawą mężczyzna stał się
innym człowiekiem, głęboko wierzącym i ufającym Bogu.
Mimo doznanych krzywd stać go było na niewyobrażalnie ogromne miłosierdzie. Puścił wolno swego oprawcę Zygfryda de Lowe, który zresztą sam wymierzył sobie sprawiedliwość i popełnił samobójstwo.
Z historii Juranda ze Spychowa wynika, że bardzo honorowym, jak i nieszczęśliwym człowiekiem. Mam nadzieję, iż przedstawione argumenty wpłyną na korzyść siedzącego koło mnie mężczyzny. Jeszcze raz proszę o jego uniewinnienie.